Mroczna przeszłość rajskiej Wyspy Królików…
Zapraszamy na Okunoshimę!
- Elżbieta Pawełek
Ta wyspa miała na zawsze zniknąć z mapy świata, a ślad po niej zaginąć. Ale Okunoshima jak na ironię się odrodziła. Dzięki sympatycznym królikom, które wzięły ją we władanie. I to one, a nie cudowne krajobrazy skradną wasze serca.
Uwaga na królika!
Prom z Tadanoumi odpływa co pół godziny, zabierając nielicznych pasażerów. Spokojnie przecina wody Wewnętrznego Morza Japońskiego i kieruje się leniwie w stronę wyspy. Okunoshima, zwana też Usagi Jima – Wyspą Królików, ostatnio robi zawrotną karierę. Powód? Wspaniałe krajobrazy i piękne puste plaże, ale przede wszystkim dzikie króliki, które rozmnożyły się tutaj w zawrotnym tempie. I odtąd rządzą nią niepodzielnie. Spotkacie je wszędzie, chociaż im dalej od portu i zabudowań, tym bardziej są nieufne i płochliwe. Za to w porcie nie pogardzą pyszną marchewką czy liściem kapusty, które wyciągniecie z plecaków – można też kupić suszoną karmę na miejscu w ozdobnych woreczkach lub na lądzie w FamilyMart.
Do jedynego hotelu na wyspie Kyukamura ruszamy bezpłatnym autobusem. Już na starcie kierowca ostrzega, że jeśli gwałtownie zahamuje, a jedzie jak na nasze wyczucie z „zawrotną” prędkością kilku kilometrów na godzinę, to znaczy, że wszedł mu w drogę… usagi – królik. Najlepiej więc poruszać się pieszo. Wyspa po obwodzie ma niewiele ponad cztery kilometry długości i na dobrą sprawę da się ją zwiedzić w jeden dzień.
Na miejscu, w przechowalni hotelu, trącącym nieco stylem naszych ośrodków wczasowych z czasów PRL-u, ale z pyszną japońską kuchnią, można za niewielką opłatą zostawić bagaże. Nocleg to już wydatek około 10 tysięcy jenów (ponad 300 zł), więc taniej wyjdzie pole kempingowe. Na ogół bywa spokojnie, chyba że akurat tego dnia Okunoshimę odwiedzą wycieczki szkolne. A wtedy, gdziekolwiek się pojawią, jak z rękawa wyskakują stada łaszących się królików. Stają na dwóch łapkach, obwąchują i w chwilach nagłej zuchwałości wskakują na kolana dzieciakom, które aż piszczą z radości.
Księżycowy królik
Mali Japończycy wręcz szaleją na punkcie usagi, co nie powinno nas dziwić, bo jest on mocno zakorzeniony w tutejszej tradycji. Wedle starej japońskiej legendy królik żył niegdyś z małpą i lisem w lesie. Pan Niebios obserwował zwierzęta i postanowił sprawdzić, które z nich jest najbardziej szlachetne. Zstąpił do lasu jako głodny staruszek: „Przybywam z daleka. Czy moglibyście mnie nakarmić?”, zapytał. Małpa zebrała dla niego owoce z drzew, lis złapał ryby w rzece, tylko królik nic nie miał. Po chwili namysłu poprosił małpę i lisa o rozpalenie ogniska i desperacko rzucił się w ogień, oferując siebie jako posiłek. Szczęśliwie nie spłonął ocalony przez Pana Niebios, który w nagrodę zabrał go do swojego domu na Księżyc. Jeśli więc teraz, patrząc na Księżyc, zobaczycie ciemniejszą plamę, to może być dym z ognia, w który wskoczył dzielny królik, jak mówią Japończycy.
Zabójcza wyspa
Do końca nie wiadomo, jak króliki pojawiły się na Okunoshimie. Ich populację szacuje się na 300 sztuk, choć niektóre źródła podają nawet 1000. Japońskie gazety jakiś czas temu odsłoniły mroczną historię tego miejsca, w którym sympatyczne zwierzaki wykorzystywano do testowania broni chemicznej podczas II wojny światowej. Wyspa na długo zniknęła z mapy świata, a informacje na jej temat utrzymywano w ścisłej tajemnicy.
O tym, co się tu wydarzyło, dowiadujemy się w tutejszym Muzeum Trującego Gazu, które zostało otwarte w 1988 roku. Podobne muzea, w tym Muzeum Pokoju Ritsumeikan w Kioto, to przykład szerszej akcji, podejmowanej czasem wbrew intencjom rządu przez lokalne społeczności. Powstają w całej Japonii, by – jak się tu mówi – pokazać i zachować w pamięci ciemne strony japońskiej historii wojennej.
Króliki wykorzystywano do testowania broni chemicznej podczas II wojny światowej…
W dwóch niewielkich pokojach znajdujemy trochę eksponatów, broni i sprzętu używanego przez fabrykę i dzienniki jej pracowników (zatrudniano tu 6500 osób). Nosili gumowe mundury, maski gazowe, rękawice i buty, ale gaz mimo wszystko przenikał pod ich ubrania, raniąc skórę, oczy, gardła. Straszne zdjęcia nie pozwalają zapomnieć o ofiarach trujących gazów. Skąpe światło ledwo sączy się w ponure pomieszczenia…
Z dokumentów wynika, że górzysta wyspa, leżąca niecałe cztery kilometry od lądu, w prefekturze Hiroszimy, ale na tyle daleko od Tokio, by w razie eksplozji mu nie zagrozić, idealnie nadawała się do ukrycia na niej fabryki śmiercionośnej broni. Tylko pod koniec wojny wyprodukowano tu sześć tysięcy gazu musztardowego używanego przeciwko Chinom. Bilans chemicznych ataków to 80 tysięcy zabitych, w tym ludność cywilna i dzieci.
Apel o pokój
Muzeum czynne jest codziennie z wyjątkiem wtorków, bilet można kupić w automacie. Nikt nie sprawdza, nie ma żadnej kontroli, a jednak już po kilku dniach pobytu w Japonii jest jasne, że trzeba go nabyć, bo
tak należy. Przy samym wejściu napis: „Wojna nie ma sensu, a produkcja trującego gazu jest tragiczna. Apelujemy o wieczny pokój”. Po fabryce zachowało się kilka ruin, stare budynki laboratoryjne, magazyny i koszary wojskowe. I choć tabliczki ostrzegają przed wejściem do tych ruin, to poszukiwaczy mocnych wrażeń nie brakuje…
Cokolwiek powie się w tej sprawie, faktem jest, że również króliki wykorzystywane do eksperymentów stały się ofiarami. Tylko że w tamtym czasie wydawało się to działaniem rozsądnym, jak mówi się na wyspie. Króliki wzięły jednak odwet i po 70 latach od tamtych wydarzeń rządzą wyspą, która dzięki filmikom internetowym z ich udziałem stała się atrakcją turystyczną. Prawdopodobnie używane w zabójczych testach króliki zostały poddane eutanazji po zamknięciu fabryki już po wojnie. Setki dzisiejszych królików kicających po całej wyspie to ponoć potomkowie ośmiu królików wypuszczonych tutaj przez dzieci ze szkół w 1971 roku. Stuprocentowej pewności jednak nie ma. Za to Okunoshima na pewno ma jeden powód do sławy – najwyższy w całej Japonii słup energii elektrycznej (226 m).
Turystyczny raj
Jeśli tutaj dotrzecie, pamiętajcie, że wyspa nigdy nie została dogłębnie odkażona. Lepiej więc trzymać się wytyczonych chodników i ścieżek. Na pewno skuszą was niebiańskie plaże z białym piaskiem. A jeśli wdrapiecie się na najwyższy punkt widokowy, zachwycicie się krajobrazem. Sponad morskiej tafli wyłaniają się trzy sąsiednie wyspy: Honsiu, Kiusiu i Sikoku. Najlepiej przyjść o zachodzie słońca, kiedy woda połyskuje tonami różu i czerwieni. Reżyserowany przez naturę spektakl zaskakuje urodą i nigdy się nie powtarza. Niewielką Okunoshimę odwiedza już rocznie 100 tysięcy turystów. Na gości czekają place zabaw, wypożyczalnia rowerów, pole golfowe z sześcioma dołkami, korty tenisowe, bogate centrum informacji o tutejszej florze i faunie. Powoli robi się światowo, ale Usagi Jima jest szczególnym miejscem na mapie świata.
Zobacz urocze króliczki w naszej galerii!
TEKST Elżbieta Pawełek
1 z 8
Populację królików na Okunoshimie szacuje się na 300 sztuk, choć niektóre źródła podają nawet 1000.
2 z 8
Wspaniałe krajobrazy i piękne puste plaże, ale przede wszystkim dzikie króliki, które rozmnożyły się na Okunoshimie w zawrotnym tempie.
3 z 8
Im dalej od portu i zabudowań, tym bardziej króliki są nieufne i płochliwe.
4 z 8
Wyspę najlepiej zwiedzać pieszo. Po obwodzie ma niewiele ponad cztery kilometry długości i na dobrą sprawę da się ją przejść w jeden dzień.
5 z 8
Podczas II wojny światowej te sympatyczne zwierzaki były tu wykorzystywane do testowania broni chemicznej.
6 z 8
Setki dzisiejszych królików kicających po całej wyspie to ponoć potomkowie ośmiu królików wypuszczonych tutaj przez dzieci ze szkół w 1971 roku.
7 z 8
Króliki, które mieszkają w porcie, nie pogardzą pyszną marchewką czy liściem kapusty od turystów. Na miejscu można też kupić specjalną suszoną karmę.
8 z 8
Niewielką Okunoshimę odwiedza już rocznie 100 tysięcy turystów.