Poznaj najpiękniejsze zakątki Toskanii
I poczuj, co naprawdę oznacza Dolce Vita…
- Redakcja VIVA!
Wydaje się, że Toskania została stworzona specjalnie po to, by ludzie mogli tu praktykować dolce vita. Nie znam nikogo, kto po podróży do Toskanii pozostałby obojętny na jej liczne uroki. Większość osób zakochuje się w tym miejscu od pierwszego wejrzenia, a po kilku dniach zaczyna planować, jak się tu przeprowadzić.
ZOBACZ TAKŻE: Szukasz idealnego miejsca na urlop? Zajrzyj na stronę ITAKA x VIVA!
Wszystko, co trzeba wiedzieć o Toskanii
Moda na Toskanię to nie jest świeża sprawa. Choć region najbardziej rozsławiła książka Frances Mayes „Pod słońcem Toskanii” wydana w 1996 roku i film pod tym samym tytułem, to pierwsi Brytyjczycy kupowali tu stare domy wiejskie już w latach 50. XX wieku. Ceny były wtedy niskie, widoki niesamowicie piękne, a życie wydawało się łatwe, spokojne i przyjemne.
Jak się w Toskanii mieszka i żyje na co dzień? Całkiem jak w spełnionym śnie… Często jestem w miasteczku Loro Ciuffenna, gdzie zatrzymuję się u Aldy, Włoszki, która stała się moją prawdziwą przyjaciółką. Można powiedzieć, że tworzymy wielopokoleniową kobiecą rodzinę – oczywiście krótkoterminowo, w czasie mojego pobytu. Najmłodsza jestem ja, następna Alda, emerytowana nauczycielka, a ostatnia Giustina, matka Aldy, która zbliża się do setki. Giustina całe życie pracowała i zajmowała się domem, gotowanie jest jej pasją. W czasie kiedy my z Aldą idziemy na cappuccino do baru przy moście, żeby posiedzieć wśród ludzi, poplotkować, dowiedzieć się, co się ostatnio wydarzyło, Giustina zabiera się za planowanie obiadu. Przygotowuje warzywa, sos do makaronu, mięso lub rybę na drugie danie. Zapachy roznoszą się powoli po całym mieszkaniu i płyną przez kuchenne okno do ogrodu. Koło południa wszystko jest gotowe. Czasem w drodze powrotnej do domu Alda kupuje jeszcze jakiś brakujący składnik do potrawy, owoce, ser w miejscowym sklepiku albo słodycze w zaprzyjaźnionej pasticcerii. Te zakupy to cały rytuał, z każdym sprzedawcą trzeba przecież zamienić choć dwa słowa, ponarzekać na pogodę, jeśli jest za gorąco lub za zimno, albo ją pochwalić, jeśli świeci czyste, ale niezbyt mocne słońce, no i przedstawić mnie, bo wszyscy są ciekawi, kto towarzyszy Aldzie.
Pod budynkami w Loro Ciufenna przepływa rzeka, co czyni miasteczko wyjątkowym.
Obiad jada się w Toskanii wcześnie, koło południa, najpóźniej koło 14. Lepiej w tych godzinach do nikogo nie dzwonić, ani tym bardziej nie wpadać z wizytą, bo przerwie się posiłek. U Aldy jemy niespiesznie, bo z racji wieku obie panie nie mają już pilnych obowiązków. A o czym rozmawiamy? O jedzeniu! Że warzywa już nie takie, jak bywały kiedyś, że dobre jabłka można dostać u Antonia z sąsiedniej wioski, a oliwę dostarcza zaprzyjaźniony lekarz, który ma nieduży gaj i nie używa chemii przy uprawie oliwek; oliwa od niego jest doskonała, ale droga, z roku na rok wszystko drożeje, może trzeba zacząć ją kupować na południu, choć toskańska wydaje się mniej tłusta (!). O przepisach, które zawsze były w rodzinie, o najprostszym i najlepszym sposobie zrobienia sosu pomidorowego – w żadnym włoskim domu nie może go zabraknąć. Od dawien dawna Giustina używa tylko pomidorków koktajlowych i bazylii z własnego ogrodu, jej sos można nazwać legendarnym, a dorsza – dlaczego wcześniej nie mówiłaś, że tak lubisz dorsza! – smaży tylko Alda, to jej danie popisowe, obok grillowanych bakłażanów, koniecznie bez skórki, zalanych najlepszą oliwą z odrobiną gęstego aceto balsamico jednej jedynej firmy, bo smakuje jak poezja.
O ile rano wielu Włochów wypija w barze swoją kawę w pośpiechu, a na lunch jada tylko kanapkę z lampką wina, o tyle czas kolacji to czas spotkań ze znajomymi i z rodziną, kiedy wszystko zwalnia i można oddać się prawdziwemu smakowaniu życia. Restauracje są pełne, czuć zapach palącego się drewna w piecach do pizzy, słychać cudowne dźwięki otwieranych butelek, głośne śmiechy, krzyki dzieci. O tak, wieczorem najprzyjemniej jest wyjść na miasto, wypić lekkie aperitivo, potem zjeść coś dobrego i przespacerować się powoli na lody.
Najsłynniejsza lodziarni Toskanii znajduje się w San Gimignano przy głównym placu. Z reguły stoi tam długa kolejka turystów, którzy chcą spróbować tych podobno najlepszych lodów na świecie. Doskonałe lody można jednak zjeść niemal wszędzie, zazwyczaj robione są codziennie nad ranem, żeby były świeże i tylko ze składników dobrej jakości. Wspominam z nostalgią lody z Perugii, Lukki czy małego San Casciano, gdzie przy głównej ulicy kusiły wymyślnymi smakami aż trzy lodziarnie i gdzie sprzedawca wdał się ze mną w dłuższą pogawędkę na temat jakości jedzenia w ogóle, a szczególnie… jakości ziemniaków z Loro Ciuffenna. W końcu nie tylko makaronem Włosi żyją.
Zjawiskowe krajobrazy Toskanii
Val d’Orcia – tę nazwę zna każdy, kto choć trochę interesował się wakacjami w Toskanii. Jest to najbardziej malownicza dolina regionu. Tu biegną kręte drogi i dróżki obsadzone rzędami smukłych cyprysów, to tu na niskim pagórku stoi najsłynniejsza kapliczka Toskanii, Cappella della Vitaleta pomiędzy Pienzą a San Quirico d’Orcia. Tu nakręcono jedną z ostatnich scen „Gladiatora” wśród pejzażu tak cudownego, że wydaje się aż nierealny.
Kapliczka Cappella della Vitaleta.
Val d’Orcia została wpisana na listę UNESCO w 2004 roku, dzięki czemu jest bardzo dobrze chroniona, a więc niezmienna. Ten sam krajobraz znajdziemy na obrazach renesansowych malarzy, których dzieła zgromadzone są we wspaniałych muzeach we Florencji czy Sienie. Wyglądamy dziś przez okno na dolinę Orcii i widzimy te same gatunki drzew, te same polne drogi, gdzieś w oddali te same wieże, na jakie patrzył Giotto, Piero della Francesca czy Leonardo da Vinci… Przez most w Ponte a Buriano, który widać w tle portretu Mony Lizy, dzisiaj jeżdżą samochody… Zresztą nie trzeba nawet odwiedzać muzeów, wystarczy wejść do wiejskiego kościółka, żeby trafić na perłę, stary fresk o spłowiałych kolorach, przedstawiający dziwnie znajomą okolicę…
Dolina Val d’Orcia.
Val d’Orcia słynie również z naturalnych źródeł termalnych. Niektóre z nich położone są w lesie, całkowicie darmowe. Warto zanurzyć się na przykład w siarkowych, mętnych jak mleko wodach Bagni San Filippo i spędzić leniwe popołudnie wśród Włochów, organizując sobie, jak oni, pranzo a sacco, czyli piknik wśród natury. Spotkacie tam przede wszystkim Włochów a nie turystów, dlatego naprawdę warto się tam wybrać i poczuć niezwykły klimat.
Źródła termalne Bagni San Filippo.
Przewodnik po Toskanii - Toskańczycy
Ach ci Toskańczycy! Mówi się czasem, że są zarozumiali, zamknięci w sobie i przesadnie dumni z osiągnięć przodków – a mają być z czego dumni, to tu zaczął się renesans, tu urodzili się najwięksi malarze i poeci Europy, a język włoski powstał tak naprawdę z języka toskańskiego. Być może Toskańczycy tacy bywają, ale ja na co dzień spotykałam samych miłych, pomocnych ludzi, tolerancyjnych i wesołych. Zresztą to dzięki poznawanym ludziom, właścicielom domów wakacyjnych, kucharzom, kelnerom turyści tak dobrze czują się Toskanii. Jeśli pójdziecie drugi raz do tego samego baru, to możecie być prawie pewni, że obsługa potraktuje was jak starych znajomych, a sprzedawca na targu zapyta, czy smakowały pomidory, które kupiliście wczoraj. Serdeczność w kontaktach to bardzo charakterystyczna cecha miejscowych ludzi. Więcej się tu rozmawia na ulicy, w sklepach, w barach. Niekiedy w dużym supermarkecie pytałam o przepis na jakąś potrawę, do której kupowałam składniki, a sprzedawczyni z ochotą i bez pośpiechu podpowiadała, jak ją zrobić, czego ona używa, co musi się w daniu znaleźć, co można pominąć.
Uliczki w Toskańskich miasteczkach zachwycają na każdym kroku.
Kilka lat temu przez kilka miesięcy pracowałam w kawiarni w małym miasteczku w Toskanii. Było to dla mnie zupełnie nowe doświadczenie, nie znałam dobrze języka, uczyłam się parzenia kawy, spieniania mleka, robienia kanapek, podawania wina itd., ale dla właścicielki zdecydowanie najważniejsze było, jak traktuję gości. „Więcej entuzjazmu!”, wołała ze śmiechem. „Kiedy ktoś wchodzi, masz wyskoczyć zza baru i głośno krzyknąć »buongiorno«. Uśmiechaj się, rozmawiaj z ludźmi”.
Nawet jeśli nie znacie języka włoskiego, to dogadacie się z Toskańczykami. Bardzo cenią próby porozumiewania się po włosku, sami zaczynają mówić wolniej i wyraźniej, powtarzają najważniejsze zdania, a do tego oczywiście gestykulują zamaszyście. Generalnie w Toskanii angielski jest powszechnie znany, zwłaszcza w miejscach turystycznych, ale warto nauczyć się choć kilku słów po włosku, to bardzo zbliża do lokalnych ludzi. Czasem ta gadatliwość może przeszkadzać, na przykład w pociągu, kiedy chcemy poczytać albo po prostu odpocząć, a ktoś obok cały czas pełnym głosem rozmawia przez telefon – żeby jeszcze mówił o sztuce, ale zazwyczaj gada o jedzeniu. Przyznam się, że w takich chwilach wolałabym przestać rozumieć włoski.
Przewodnik po Toskanii - wino w Toskanii
Bez wina nie byłoby tej całej przyjemności z przebywania w Toskanii. Najsłynniejsze czerwone wina pochodzą z regionu Chianti, a białe z San Gimignano, ale wszędzie znajdziecie dobre lub bardzo dobre alkohole lokalne. Wiele osób twierdzi, że najlepsze włoskie czerwone wino to Brunello di Montalcino z okolic tego małego miasteczka. Charakterystyczne dla regionu jest słodkie wino vinsanto, w którym moczy się twarde ciasteczka cantucci. Wytwarza się je z podsuszonych winogron tradycyjnymi domowymi metodami. Butelkę można oczywiście kupić w sklepie, ale to nie to samo, co zostać nim poczęstowanym w toskańskim domu. Kiedy gospodarz sięga do kredensu po przykurzoną karafkę i z uśmiechem mówi, że ma dla nas coś specjalnego, czujemy się jak u najlepszych przyjaciół. Oto magia Toskanii…
Winnice są tui na każdym kroku.
Każdy moment od początku kwietnia do końca października jest dobry, żeby poczuć wyjątkowy urok Toskanii, najpierw soczyście zielonej, potem żółknącej, przechodzącej w brąz. Toskania ma więcej zabytków i dzieł sztuki niż jakikolwiek kraj na świecie, w jej miasteczkach rzymskie mury płynnie przechodzą w średniowieczne, do dziś zamieszkane kamienice, espresso jest tu zawsze znakomite, a koty wylegują się spokojnie na ulicach. To miejsce, w którym zaczynamy rozumieć, dlaczego dolce vita wymyślili Włosi.
Tekst ANNA MARIA GOŁAWSKA