Paulina Krupińska-Karpiel: „Bycie mamą to moja najważniejsza rola życiowa”
Modelka o ciąży i macierzyństwie
- Katarzyna Sielicka
Urodziła dwójkę dzieci jeszcze przed trzydziestką. Po ciąży szybko wróciła do formy i do pracy. Wyrzeczenia? Drakońskie diety? To nie w jej stylu. Antosia i Jędrek to dla niej dwa najważniejsze powody do radości. Paulina Krupińska-Karpiel wie, jak być spełnioną matką i szczęśliwą kobietą. I postanowiłam nam o tym opowiedzieć! Cały wywiad przeczytacie w najnowszym wydaniu VIVA!Mama.
Rozmowa z Pauliną Krupińską-Karpiel o macierzyństwie
Jak wychowali ją rodzice? Jest jest mamą i żoną? Jak wyobraża sobie życie po tym, jak dzieci wyfrunął z domu? Przeczytaj rozmowę Katarzyny Sielickiej z Pauliną Krupińską-Karpiel.
Na Pani profilu instagramowym, który obserwuje ponad 220 tysięcy osób, przedstawia się Pani przede wszystkim jako Mama.
To moja najważniejsza rola życiowa, najpiękniejsza, jaka może się przytrafić.
Co to znaczy być spełnioną matką?
Poczucie, że dzieci nie są obciążeniem. Nawet jeśli stawiam ich dobro na pierwszym miejscu i ich szczęście jest dla mnie najważniejsze, nie odbywa się to kosztem mnie. Nie uważam, że muszę sobie wszystkiego odmawiać, zrezygnować z pracy, bo powinnam siedzieć w domu z dzieckiem. Umiem to rozdzielić. Jest czas dla dzieci i czas dla mnie. „Mama” to nie znaczy kura domowa, która ma cały czas dzieci przy sobie, nie ma chwili, żeby zadbać o swoje potrzeby, o wygląd czy realizować swoje pasje. Taka, która nigdy nie pójdzie na imprezy wieczorem czy na spotkanie z koleżankami.
Rozumiem, że Pani to wszystko robi?
Tak, ja to wszystko robię i wydaje mi się, że byłabym nieszczęśliwą mamą równie nieszczęśliwych dzieci, gdybym zrezygnowała dla nich ze wszystkiego. Nie jestem cierpiętnicą. Świadomie chciałam mieć dzieci i wiedziałam, z czym to się wiąże. Nie zatrudniłam zastępu niań, bo chcę wychować dzieci, chcę z nimi spędzać czas, bo to ode mnie zależy, kim będą w przyszłości.
Antosia ma trzy lata, Jędrek niecałe półtora roku. W tym wieku muszą być bardzo absorbujące.
Żartujemy czasem z Sebastianem, patrząc, jak rozrabiają: „Czy nam się kiedyś nudziło?”. Nie mamy chwili wytchnienia. W tygodniu, kiedy jesteśmy razem, wymieniamy się przy opiece. W weekendy, w sezonie koncertowym Sebastiana nie ma. Jestem wtedy sama z dzieciakami. Całe szczęście, że mam na miejscu rodziców, którzy mi pomagają, kiedy chcę wyjść z przyjaciółkami, do kina, na event czy na przykład na bal TVN. Wiem, że nie każdy ma taką możliwość, ale od tego są rodzice i przyjaciele, żeby pomóc. Ja mam grupę „mamusiek”. Wspieramy się i podrzucamy sobie dzieciaki. One są w podobnym wieku, razem się bawią, byłyśmy w ciąży niemal w tym samym czasie.
Od nich czerpała Pani wiedzę o macierzyństwie?
One mi przetarły szlaki, bo były pierwsze. Dzięki temu na pewno wiedziałam, jakich błędów nie popełniać, na przykład nie ufać ślepo podręcznikom. Są książki, które dają gotowy przepis, jak postępować, żeby dziecko czuło się bezpieczne i szczęśliwe. Każą na przykład karmić co trzy godziny, nawet budząc je. A moje dziecko nie chciało się budzić co trzy godziny i jeść. Każde dziecko jest przecież inne.
Wasz związek trwał niecały rok, jak zaszła Pani w ciążę. Niedługo. Młoda, piękna kobieta, Miss Polonia, rozwijająca się kariera i nagle – dziecko. Dziś kobiety nie rodzą tak wcześnie, zwłaszcza w show-biznesie.
Ja się załapałam na dwójkę dzieci przed trzydziestką.
Przestraszyła się Pani?
Może trochę, bo nie wiedziałam, jak ta ciąża wygląda. Ale po to trwa dziewięć miesięcy, żeby człowiek się wszystkiego dowiedział i się z tym oswoił, bo nagle całe życie wywraca się do góry nogami. Ja dopiero zaczęłam mieszkać w swoim mieszkaniu, które kupiłam za oszczędności życia, i je urządziłam. Było tak cudownie! I nagle pojawia się Sebastian w moim życiu, mieszkamy na dwa domy, a nawet na trzy, bo jeszcze trochę w Zakopanem, a skoro zaszłam w ciążę, musimy osiąść w jednym miejscu. Nie dlatego, że dziecko nas do tego zmusza, tylko lepiej wszystko mieć pod ręką. Muszę się pożegnać z mieszkaniem blisko centrum, bo wiem, że lepszą opcją dla dziecka jest mieszkanie wśród zieleni, z dala od zgiełku. Teraz w okolicy mieszka wiele moich przyjaciółek, nie wyobrażam sobie, żebym mogła wrócić z dziećmi do centrum miasta. Kolejna sprawa – zmienia się ciało. Z tym nie miałam żadnego problemu. Nie myślałam, co się stanie, że ja, modelka, przytyję. Matka natura jest dla mnie w miarę łaskawa, a moje przyjaciółki wracały do formy, nie katując się dietami i ćwiczeniami. Na pewno trochę bałam się utraty niezależności. Nie jest tak, że każdego dnia mogę sobie wyjść do pracy i zostawić wszystko za sobą, a ktoś się zajmie dziećmi.
Jak Pani mąż, wówczas jeszcze narzeczony, zareagował na wieść o ciąży?
To było dość zabawne, bo pierwszymi słowami, jakie od niego usłyszałam, kiedy powiedziałam mu o ciąży, było: „A gdzie my to dziecko poślemy do szkoły?”. Odpowiedziałam: „Poczekaj. Najpierw się musi urodzić” (śmiech). To była wielka radość. Spotkały się dwie osoby, które bardzo to dziecko chciały mieć. Wcześniej byłam w różnych długoletnich związkach i jakoś nigdy dzieci nie powstawały. Pamiętam pierwsze miesiące, kiedy byliśmy razem z Sebastianem i nigdy nie mieliśmy siebie dosyć. Mówiliśmy czasem: „Jak fajnie byłoby mieć dziecko”. I się stało! Na pewno był strach przed zmianą stylu życia, bo zmienia się bardzo dużo.
Wierzy Pani w instynkt, w naturę. Rodziła Pani naturalnie?
Zadałam sobie pytanie, jak chcę rodzić. I dlaczego mam rodzić przez cięcie, skoro kobiety na całym świecie rodzą w trudnych warunkach, na przykład w dżungli, w szałasach i jakoś dają radę. To ja w państwowym szpitalu, w asyście lekarza i położnej nie urodzę? Wydaje mi się, że matka natura jest mądra, a poród naturalny jest tak wymyślony, że po nim kobieta też szybciej dochodzi do siebie. Ja po godzinie poszłam do rodzącej koleżanki na inne piętro pocieszać ją, żeby się nie bała. Nie chcę generalizować. Akurat ja tak miałam – nie wszyscy muszą. Zdrowie jest zawsze najważniejsze, kiedy można, należy unikać zagrożeń.
Ale wydaje się, że macierzyństwo to ciągły lęk przed zagrożeniami, ciągły strach o dziecko. Jest Pani twarzą akcji „Nie bój się bać” prowadzonej przez LINK4. Czy rzeczywiście matka boi się cały czas?
Zagrożenia są inne na każdym etapie życia. Pierwsze już w czasie ciąży – obawa o to, czy dziecko będzie zdrowe. Można robić badania, ale tak czy siak zastanawiasz się, czy wszystko jest w porządku. Nie znam matki superbohaterki, która nigdy nie bała się o swoje dziecko.
Pani też się czasem boi?
Oczywiście, i to nie czasem, ale ja oswajam te lęki. Nie o to chodzi, żeby trzymać dziecko pod kloszem, nie wypuszczać na kolonie czy do przedszkola, ale o to, żeby sobie zabezpieczyć życie, żeby w tym lęku poruszać się z większą pewnością. Kiedy dostałam propozycję z LINK4, zastanawiałam się, czy jestem dobrą osobą, żeby zostać ambasadorką tego typu akcji. Tak. Oczywiście, że jestem, bo wiem, że w momencie, kiedy pojawia się ten mały człowiek, to już nigdy, do końca życia nie przestanę się bać o niego. To jest naturalna część bycia rodzicem, niezależnie od tego, czy dziecko będzie miało dwa miesiące, dwa lata czy dwadzieścia dwa, nadal się o nie boimy. Po to, żeby ten ciężar w pewnym stopniu z siebie zdjąć, powstał ten projekt – bo są takie okoliczności, na które nie mamy wpływu. Przydarzyła mi się taka sytuacja – jestem sama, Sebastiana nie ma od czterech dni, moi rodzice wyjechali, jestem z dwójką chorych dzieci w domu i też jestem przeziębiona. Prosiłam przyjaciółkę, Kamilę, żeby mi przywiozła lekarstwa czy wykąpała dzieci. A teraz wystarczy, że zadzwonię, mam za darmo konsultację lekarską i ktoś przywiezie mi leki do domu. To jest niesamowity komfort. Świadomość, że jest zaplecze, z którego możemy korzystać w momentach kryzysowych, daje poczucie bezpieczeństwa.
Cały wywiad z Pauliną Krupińską-Karpiel przeczytasz w najnowszym wydaniu VIVA!Mama, do kupienia od 16 września!