Reklama

Niektóre dzieci po szkole biegają z zajęć na zajęcia i nie mają chwili dla siebie. Inne w wolnym czasie siedzą z nosem w ekranie albo mówią: „Nudzę się, mamo!”. „Dziecku trzeba w ciągu dnia oczyścić przestrzeń, zapewnić chwilę ciszy na uspokojenie układu nerwowego i wyciszenie układu poznawczego. Zero ekranów, zero dźwięków, zero atrakcji. Nuda stymuluje kreatywność” – mówi psycholog Maria Rotkiel i tłumaczy, jak zachować w tym wszystkim zdrowy balans.

Reklama

Jak obudzić w dziecku kreatywność?

Pamięta Pani z dzieciństwa uczucie dojmującej nudy?
Nie. Nie pamiętam, bo wychowałam się w bloku, który miał duże podwórko, tam zbierała się osiedlowa dzieciarnia, więc nie było kiedy się nudzić. Poza tym miałam w domu zwierzęta: psa, kota, chomika i musiałam się nimi opiekować. Zawsze było coś do zrobienia. Moje dzieciństwo przypadło na początek lat 80. Była bida z nędzą, w sklepach świeciły puste półki, mieliśmy trzy zabawki na krzyż, więc spędzaliśmy czas na podwórku, chodząc po okolicy całą bandą i łobuzując. Nasz stróż – tak nazywano dozorcę – ciągle za nami ganiał, bo przez okno wchodziliśmy do piwnicy, wdrapywaliśmy się na drzewa, broiliśmy na ogródkach działkowych. Nie byliśmy najgrzeczniejsi (śmiech). Tylko łeb nam podskakiwał. Czasami żartuję, że cudem przeżyliśmy dzieciństwo, bo nie wydarzył się żaden poważny wypadek.

– Spędziłam podobne dzieciństwo na moim podwórku. Zero nudy!
Pamiętajmy o tym, że opowiadam o latach 80., kiedy dzieci nie były tak przestymulowane jak dzisiaj. W telewizji oglądało się dobranockę – pokazywali dwie bajki na krzyż, a jak puścili „Smerfy”, to było wielkie wydarzenie – a potem „5-10-15”. Nie siedzieliśmy z nosem przed telewizorem, bo nie było tam dla nas żadnych atrakcji. O komputerze czy komórce nawet nie marzyliśmy, nie te czasy. Nikt nas nie woził z zajęć na zajęcia. Wracało się ze szkoły i trzeba było samemu wymyślać sobie fajne zajęcie. Nasze pokolenie było raczej niedostymulowane, co rekompensowaliśmy sobie, na przykład szalejąc w ogródkach działkowych, za co przepraszam działkowiczów z tamtych czasów.

– To była kompletnie inna rzeczywistość.
Oczywiście. Teraz mamy pokolenie Alfa, dzieciaków i nastolatków, które żyją w świecie cyfrowym. To jest inna planeta. Po pierwsze, mają jeszcze więcej nauki, po drugie, dużo zajęć dodatkowych, a po trzecie, każdą wolną chwilę najchętniej spędzaliby przed ekranem. Współcześni rodzice intuicyjnie, tudzież czytając różne fachowe publikacje, słusznie wywnioskowali, że trzeba dziecku w ciągu dnia oczyścić przestrzeń, zapewnić chwilę ciszy na uspokojenie układu nerwowego i wyciszenie układu poznawczego. Zero ekranów, zero dźwięków, zero atrakcji. Wtedy u wielu dzieci może pojawić się poczucie nudy, ale nie ma w tym nic złego. Nuda stymuluje kreatywność, pobudza wyobraźnię. Chodzi o to, żeby dzieci przez chwilę odpoczęły, wyciszyły się i same pomyślały, jak ten wolny czas zagospodarować.

– No właśnie, i tu jest kolejny problem, bo my, rodzice, od razu biegniemy z odsieczą: wymyślamy jakieś zabawy, zapraszamy kolegę, na tacy podsuwamy różne atrakcje. No i ciągle wozimy dzieci na dodatkowe zajęcia.
To nie jest zły pomysł, mój synek też ma zajęcia dodatkowe. Tajemnica i sztuka tkwi w równowadze. Współczesna szkoła nie jest w stanie zaspokoić wszystkich potrzeb dziecka. Jest za mało lekcji WF-u i języków obcych, więc to, że rodzice dbają o kondycję fizyczną – a przez to psychofizyczną – i zapisują dzieci na dodatkowe zajęcia sportowe: piłkę, judo czy taniec, to świetny pomysł. Tym bardziej że dziecko do zdrowego rozwoju codziennie powinno mieć co najmniej 60 minut wysiłku fizycznego. Jedna czy dwie lekcje WF-u tego nie zaspokoją. Dodatkowe zajęcia językowe też są super, bo otwierają okno na świat. Ale kiedy układamy dziecku grafik, warto pomyśleć o tym, jak my byśmy się czuli, gdyby ktoś nam codziennie zagospodarowywał każdą minutę?

adobe.stock.com

– Kiepsko! Zmęczeni, sfrustrowani, zniechęceni.
Dlatego dzieciom trzeba grafik układać z głową, z pomyślunkiem. Na przykład w dni, kiedy dziecko nie ma WF-u, chodzi na dodatkowe zajęcia sportowe czy językowe. Ma zapewniony minimum jeden dzień w tygodniu, kiedy wraca ze szkoły i ma czas dla siebie. Szczególnie, że dzisiejsza szkoła bardzo przeciąża dzieci nauką. Od lat apeluję, że za dużo jest materiału do opanowania, i jestem ogromnym przeciwnikiem prac domowych. Nie może być tak, że dziecko kończy szkołę, pędzi na zajęcia dodatkowe, wraca do domu o godzinie 19, odrabia lekcje i pada ze zmęczenia. Czasami wśród rodziców pokutuje przekonanie, że im więcej, tym lepiej. Zapominają jednak albo nie zdają sobie z tego sprawy, że przeciążone i zmęczone dzieci nie korzystają z dodatkowych zajęć. Ani ich pamięć nie funkcjonuje dobrze, ani te zajęcia nie działają na dzieci kojąco, tylko rozdrażniająco i męcząco.

– Są dzieci, które z różnych powodów nie mają żadnych dodatkowych zajęć.
Jeśli mają podwórko, gdzie mogą biegać czy grać w piłkę, to super, bo mają zapewniony regularny wysiłek fizyczny. Jeśli mieszkają w domach, gdzie nie ma podwórek, placów zabaw ani rówieśników, to bardzo często siedzą z nosem w różnych ekranach. Dla rodzica to jest bardzo wygodna opcja. Dziecko, które siedzi z nosem w smartfonie, to jest dziecko, które z reguły nie wydaje dźwięków, jest cicho i niczego się od nas nie domaga. To jest pokusa. Niestety pokusa bardzo silna, zwłaszcza dla rodziców, którzy wracają zmęczeni z pracy i też mają prawo do odpoczynku. Nie ma w tym nic strasznego, jeśli dzieje się tak przez 15 minut raz na dwa dni. Natomiast jeśli to jest standard, że po powrocie ze szkoły od godziny 14 do 19 w ten sposób mamy dziecko z głowy, uznałabym to za powód do niepokoju. Zdecydowanie lepiej jest zawieźć dziecko na zajęcia, gdzie spotka się z rówieśnikami i będzie poddane bodźcom, które stymulują jego rozwój.

– Pani syn Adaś mówi: „Nudzę się, mamo”?
Słyszę to mniej więcej raz w tygodniu, szczególnie w weekendy. Wtedy odpowiadam: „To wymyśl sobie jakąś fajną zabawę”. Adaś dużo gra w piłkę, to jest jego pasja. W tygodniu praktycznie codziennie ma trening, więc po szkole odpoczywa, je obiad, a potem idzie na trening, gdzie spotyka się z kolegami. Natomiast w weekendy zdarza mu się ponudzić. Jak był młodszy, miał cztery, pięć lat, pomagałam mu. Na przykład razem bawiliśmy się klockami, wybierałam aktywności, do których potrzebował drugiej osoby, bo sam nie potrafił takiej zabawy sobie zorganizować. Teraz Adaś ma prawie dziewięć lat, więc mu mówię: „Masz czas, żeby pokombinować i wymyślić sobie fajną zabawę”. I rzeczywiście, z reguły sam sobie coś wymyśla. Ostatnio wraca do zabaw, w które nie bawił się od wielu miesięcy, albo wyjmuje z szafy zabawki spakowane do pudeł i od dawna nieużywane. Z przyjemnością patrzę, jak znowu bawi się samochodami, które zbierał kilka lat. Potrafi poczytać książeczkę, co mnie bardzo cieszy, pójść z psem na spacer i porzucać mu piłeczkę na placu zabaw. Uczy się sam moderować swój wolny czas.

adobe.stock.com

– Zamiast dzieci wyręczać, warto je do tego mobilizować.
Oczywiście. Przede wszystkim Adaś czuje się odpowiedzialny za swój wolny czas, bo nie został mu odgórnie wymyślony i zorganizowany przez mamę. Czuje się decyzyjny, co jest bardzo ważne szczególnie u dzieci, które mają dodatkowe, trochę narzucone przez dorosłych zajęcia. To znakomite ćwiczenie na koncentrację uwagi, kreatywność, decyzyjność i samostanowienie. Moim zdaniem na wagę złota.

– Ma Pani rację! Naukowcy dodają nawet, że „kreatywna” nuda uczy radzenia sobie z niepowodzeniem wzmacnia wiarę we własne możliwości.
Dlatego, kiedy dziecko mówi: „Nudzę się, mamo”, zapytajmy: „A na co masz ochotę?”. Dajmy dziecku możliwość pomyślenia, wymyślenia, żeby poczuło się sprawcze. Natomiast pomogłabym tym dzieciom, które nie chodzą na dodatkowe zajęcia i codziennie sygnalizują, że nie mają na siebie pomysłu. Pamiętajmy, że my, rodzice, jesteśmy od tego, żeby pokazywać, podpowiadać i stopniować decyzyjność dziecka. Warto wtedy pomyśleć o zainteresowaniach artystycznych, które moglibyśmy wesprzeć. Dziecko samo nie wpadnie na pomysł, że lubi grać. Fajnie, gdyby dostało jakiś instrument i spróbowało. Żeby malowało, musi mieć farby, kredki i papier, żeby budowało domy, musi mieć klocki. Pomyślmy i poszukajmy czegoś, co może być narzędziem dla dziecka, żeby mogło ciekawie spędzić swój czas wolny. Ostatnią rzeczą, którą powinniśmy robić, to dawać mu jakiś ekran i cieszyć się, że mamy święty spokój. Oczywiście raz na jakiś czas sama się tym posiłkuję, ale to musi być jeden z elementów, plan Z, jak już nic innego nie wypali.

– Często rodzice przy wyborze szkoły patrzą na ilość i jakość zajęć. Uważają, że „im więcej, tym lepsza szkoła”. Potem nasze dzieci żyją w tej szkolnym kieracie. Jak zachować zdrowy balans, o którym Pani mówiła?
Sama kierowałam się zajęciami dodatkowymi przy wyborze szkoły dla Adasia. Przede wszystkim zależało mi, żeby szkoła oferowała ciekawe zajęcia sportowe, bo szybko się zorientowałam, że Adaś jest dzieckiem, które potrzebuje rozładowania emocji, energii. To było istotne kryterium. Poza tym prowadząc intensywne życie zawodowe, miałam świadomość, że nie będę w stanie młodemu człowiekowi w wieku 7, 8 czy 9 lat zagospodarować wolnych godzin i ich moderować. Szukałam więc szkoły, która ma bogatą ofertę, natomiast nie wyobrażam sobie, żeby dziecko siedziało do godziny 18 w szkole. Staję na głowie, żeby Adaś miał takie dni, kiedy wraca wcześniej i ma więcej wolnego czasu dla siebie – jest to bardzo trudne, nie ukrywam. To jest ta równowaga. Kiedy jestem w pracy, chcę mieć poczucie, że moje dziecko ma atrakcyjnie i wartościowo zagospodarowany czas. Adaś na przykład chodzi w szkole na szachy. Ja niestety nie umiem grać w szachy, więc go nie nauczę, a to jest doskonała gimnastyka dla młodego umysłu. Dla umysłu w każdym wieku de facto. Więc jak muszę zostać dłużej w pracy i wiem, że w tym czasie mój syn ćwiczy swój umysł w sposób, którego sama mu nie zapewnię, choćbym stanęła na głowie, to jestem spokojna. Ale staram się w mądry sposób dozować liczbę tych zajęć. Dziecko przestymulowane będzie przemęczone albo pobudzone, co zazwyczaj objawia się drażliwością, nerwowością i trudnościami w koncentracji.

– Nastolatkowie się nudzą?
(śmiech) Zdarza się. U nastolatków „nudzę się” bywa prowokacyjno-zaczepne, może oznaczać „zwróć na mnie uwagę”. To jest czas, kiedy rodzice myślą, że wreszcie mogą odetchnąć z ulgą, bo dziecko zajmie się sobą. Nic bardziej mylnego! Więc to może być sygnał, że dziecko potrzebuje od nas większego zainteresowania i intelektualnej stymulacji. Niestety w tym wieku dzieci mają tendencję do rezygnowania z zajęć sportowych. Jeśli przez całą podstawówkę były przyzwyczajone do regularnego wysiłku fizycznego, warto do tego wrócić. Czasami wystarczy zmienić zajęcia, oferta jest bardzo bogata. Brak zajęć sportowych w tym wieku może być początkiem wielu kłopotów, począwszy od nadwagi po nadmierne przywiązanie do świata cyfrowego, który…

– …szybko przejmuje całkowitą kontrolę nad naszymi dziećmi, poświęciłyśmy temu naszą ostatnią rozmowę.
No właśnie. Na pewno nastolatki mają więcej własnych narzędzi do organizacji swojego czasu, ale to nie zwalnia rodziców z czujności. Każdy, kto ma w domu nastolatka, wie, że jego pomysły bywają różne, czasami niebezpieczne. W tym wieku pojawia się wiele pokus. Młodym ludziom wydaje się, że są prawie dorośli i prawie wszystkiego mogą spróbować, więc trzeba być uważnym. Z drugiej strony w tym wieku pojawiają się różnorodne pasje, które mogą być zalążkiem późniejszych wyborów zawodowych. Warto o tym porozmawiać, żeby nastolatek czuł, że ma nasze wsparcie. Na pewno nie możemy się rozleniwiać, wychodzić z założenia, że jak nasze dziecko jest w stanie samo jeździć autobusem po mieście czy samo wrócić ze szkoły i zrobić sobie coś do jedzenia, to mamy święty spokój. Uważam, że dzieci do pełnoletniości wymagają naszej czujności. Bez niej łatwo przegapić moment, w którym nasze dziecko zaczyna eksperymentować z pomysłami na spędzanie wolnego czasu, a to może mieć fatalne konsekwencje.

– Chyba każdy z nas popełnił z miłości jakieś błędy wychowawcze, ale można je naprawić. Zawsze Pani podkreśla, jakie to jest ważne, żeby obserwować własne dzieci.
Punktem wyjścia do planowania czegokolwiek jest rozumienie naszego dziecka i świadomość jego indywidualnych potrzeb. Dzieci są bardzo różne i mają różne zainteresowania, zdolności, pragnienia. Synek Marii Rotkiel ma inne potrzeby niż dzieci naszych czytelniczek. Wiele dzieci uwielbia malować, mój Adaś tego nie znosi. Oboje mamy talent artystyczny na poziomie trzylatka. Trzeba dobierać zajęcia do zainteresowań dziecka. Przede wszystkim rozmawiać z nim. Już maluch w przedszkolu potrafi nam powiedzieć, że lubi tańczyć, ale malować nie. Albo odwrotnie. Podążajmy za swoim dzieckiem, wybierajmy mu zajęcia, które ono lubi, które je stymulują. Chociaż warto też podsuwać zajęcia, które są nowe i stanowią przeciwwagę do tego, co dziecko wcześniej robiło. Adaś kocha grać w piłkę, ale nauczył się też grać w szachy. Widzę różnicę w jego reakcjach. Po treningu piłkarskim – mimo że jest fizycznie zmęczony – potrafi być pobudzony, a kiedy odbieram go po szachach, jest w fajny sposób wyciszony i skoncentrowany, co dla Adasia jest na wagę złota. Poza tym dużo zależy od tego, czy nasze dziecko lubi spotykać się z rówieśnikami i jaki ma do nich dostęp. Są dzieci, które mieszkają w bloku, gdzie jest podwórko i wielu kolegów, więc potrzebują i chcą mieć więcej wolnego czasu, żeby móc go spędzać z kolegami. Jeśli nie ma wokół rówieśników, warto dziecku zapewnić zajęcia w grupie. Zabawa w grupie rówieśniczej jest warunkiem koniecznym do dobrego rozwoju dziecka. Jednym słowem powinniśmy rozmawiać i słuchać naszego dziecka, uwzględniać jego potrzeby i patrzeć na jego dobro.

Reklama

Chcesz wiedzieć więcej o wychowaniu dzieci? Sięgnij po najnowsze wydanie magazynu VIVA! Mama:

Olga Majrowska
Reklama
Reklama
Reklama