Motoryzacja. Gra przyszłości
Samochody zaczęły zmieniać się tak szybko, jak smartfony. Dekada zaczęła być epoką…
- Redakcja VIVA!
Za 10 lat auta będą już jeździć za nas, kierowców. No, chyba że – jako kierowcy – odmówimy nowym technologiom współpracy, bo zdecydujemy, że nie zamierzamy zrezygnować z przyjemności przemieszczania się i posiadania kontroli nad maszynami i ich rosnącymi osiągami.
Tekst: Marcin Klimkowski
Nie każde pokolenie ma ten przywilej, by znaleźć się w oku cyklonu: kluczowym momencie jakiejś rewolucji. Nasze ma, po raz drugi zresztą (po rewolucji smartfonów), ponieważ zdecydowano już, jaka będzie przyszłość motoryzacji. Zaczęli naukowcy i aktywiści, informując o zmianach klimatu, które musimy zatrzymać. A za nimi przyszli (nie bez oporów) politycy, podejmując decyzje, że spalinowe auta odejdą w przeszłość, a zastąpią je pojazdy elektryczne. Proces ruszył, i to z ogromną szybkością.
Ale to tylko jeden fragment układanki: rodzaj napędu. Kolejnymi – nie mniej istotnymi – są funkcje samochodów przyszłości i materiały, z jakich będą one powstawać. Futurolodzy często zastrzegają, że prognozując przyszłość, stąpają po cienkim lodzie i nie wykluczają żadnego scenariusza. Tym razem chyba mogą odważniej spojrzeć do przodu, ponieważ przyszłość dzieje się tu i teraz, na naszych oczach. Wystarczy rzut okna na najodważniejsze samochody koncepcyjne. Te auta nowych czasów mają z jednej strony zapewnić maksymalne bezpieczeństwo, a z drugiej maksymalny komfort, by przemieszczanie się po zatłoczonej Ziemi (głównie po miastach planety) redukowało stres, a nie go potęgowało, z czym mamy do czynienia dzisiaj.
Wreszcie ostatnia rzecz: materiały. Je także zdominuje ekologia, ona już zaczyna przejmować pałeczkę. Luksusem przestaje być epatowanie bogactwem naturalnych skór i rzadkich gatunków drewna, a zaczyna być okazywanie przyjazności środowisku. Wkrótce co tylko się da, będzie więc produkowane z materiałów pochodzących z recyklingu, w tym z sieci rybackich czy butelek PET i jeszcze nieodkrytych materiałów przyjaznych środowisku.
Elektromobilność w natarciu
Najważniejszą rzeczą w przyszłości motoryzacji będzie odejście od paliw kopalnych. To one współodpowiadają za nadmierną emisję dwutlenku węgla, a w jej konsekwencji za ocieplenie klimatu, które – jeśli nic nie zrobimy – przyniesienie katastrofalne skutki przyszłym pokoleniom. Unia Europejska wyznaczyła już datę przejścia na auta zeroemisyjne: to 2035 rok. Reszta świata jest nieco w tyle za progresywnym Starym Kontynentem, wciąż się boksuje z nieuniknionym, ale i jej nie ominie rewolucja. A jest ona bardzo szybka i wciąż budzi gigantyczne kontrowersje, chociażby z powodu kłopotów z materiałami do produkcji baterii czy źródłami prądu (w Polsce to węgiel). Nie zmienia to faktu, że wszystkie samochody koncepcyjne, czyli pokazujące przyszłość, są elektryczne, zasilane bezpośrednio z baterii lub ogniwami wodorowymi, ewentualnie paliwami alternatywnymi. A więc prąd na pewno, ale skąd pochodzący, o tym jeszcze nie zdecydowano, odpowiedź przyniesie nauka.
By cały proces się udał, potrzebny jest rozwój infrastruktury ładowania. W skrócie: stacje paliw muszą zostać stopniowo zastąpione stacjami ładowania. I tutaj dochodzimy do kluczowego momentu: kto ma wziąć na siebie odpowiedzialność za powstanie tej nowej infrastruktury? Państwa, największe koncerny energetyczne, największe koncerny paliwowe, organizmy ponadpaństwowe, producenci samochodów elektrycznych? Bez współdziałania wszystkich tych podmiotów nie może być mowy o sukcesie. A tylko taka sytuacja, by ładowarek było wystarczająco dużo nie tylko w Norwegii czy Holandii (tam jest już dziś), ale także w Polsce, Czechach i Bułgarii (te kraje są w ogonie rozwoju infrastruktury), ten sukces może zagwarantować. Motoryzacja przyszłości będzie, bo musi, być zatem motoryzacją „razem”, a nie „niech ktoś inny to zrobi”, jeśli emisja CO2 z transportu ciężkiego i osobowego ma się realnie zmniejszyć.
Bezpieczeństwo na czele
Drugą kluczową zmianą, która nas czeka, a właściwie z którą już się oswajamy, jest uczynienie pojazdów tak bezpiecznymi, jak to tylko możliwe. Szwedzi nakreślili swego czasu „Wizję Zero”: utopijny (bo zawsze znajdzie się ktoś, kto po alkoholu siądzie za kółko i uderzy w drzewo), ale pokazujący drogę plan, by nikt nie ginął na drogach. Poszły za nim zmiany w prawie, edukacja, także zmiany w infrastrukturze drogowej, przebudowa niebezpiecznych dróg, skrzyżowań i przejść dla pieszych. Ten plan, może nieco inaczej nazywany, stał się drogowskazem dla prawodawców na całym świecie. Aby auto mogło zostać homologowane (dopuszczone) do ruchu drogowego, jest wyposażane w coraz to nowe urządzenia strzegące bezpieczeństwa. Pamiętacie początek czujników parkowania, kamer pokazujących obraz za autem, systemów ABS (przeciwdziałanie blokowaniu się kół podczas hamowania) czy ESP (układ stabilizacji toru jazdy)? Dziś wydają nam się – i są, bo montowanie ich w nowych autach nakazuje prawo – oczywistością, ale na początku były sensacją.
Ostatnio do zestawu obowiązkowego wyposażenia doszły ostrzeżenia przed przekroczeniem prędkości, kamery 360 stopni, systemy ostrzegające przed pojawieniem się przeszkody przed autem, w tym innego auta, rowerzysty lub pieszego, czy zapobiegające zjechaniu z pasa ruchu. Najnowsze auta mają po kilkadziesiąt systemów, z których część jest obowiązkowa, a część wciąż opcjonalna, wymagająca dopłaty. Nakreślony jest plan, by było ich jeszcze więcej.
W przyszłości wszystkie te czujniki, zarówno nakazane przez prawo, jak i nowe, dopiero opracowywane i testowane, przejmie centralny komputer, który zintegruje zarówno kamery, jak i radary, lidary i czujniki. Dlatego praca nad motoryzacją przyszłości to dziś głównie praca specjalistów od oprogramowania, których wysiłki pozwolą zamknąć te wszystkie funkcje w intuicyjnym dla użytkownika opakowaniu. Będzie bardzo podobnie jak ze smartfonami: ich użytkownik nie musi wiedzieć, jak działa to, że płaci się telefonem za drobne zakupy. Tak samo kierowca nie będzie musiał wiedzieć, dlaczego system przyszłości ostrzeże go przed nierówną nawierzchnią, gołoledzią, korkiem czy rowerzystą bezprawnie wjeżdżającym przed maskę. System ma go po prostu ostrzec.