Reklama

Kultowe pianki Ptasie Mleczko® i Torcik Wedlowski to jedne z produktów, które stworzył Jan Wedel – największy wizjoner rodu Wedlów. Właściciel Fabryki Czekolady całe życie poświęcił na rozwijanie rodzinnego biznesu rozpoczętego przez jego dziadka Karola, a potem kontynuowanego przez ojca Emila. W tym roku E.Wedel świętuje swoje 170. urodziny. Z tej okazji przypomnimy historię Jana Wedla, który z średniej wielkości zakładu stworzył znaną na świecie markę.

Reklama

Jan Wedel – wspierany przez ojca Emila

Marzeniem Emila Wedla było dobre wykształcenie jedynego syna. Posłał więc Jana do Niemiec i Szwajcarii, gdzie ten skończył studia, zdobył doktorat z chemii oraz dyplomy z nauk technicznych i inżynieryjnych. Biegle poznał też pięć języków – niemiecki, francuski, angielski, polski i rosyjski. Młody Wedel był przygotowany do prowadzenia nowoczesnego biznesu. Gdy jednak wrócił po studiach do domu, ojciec zatrudnił go w swojej fabryce czekolady na najniższym stanowisku. Chciał, aby syn poznał cukierniczy fach „od podszewki”.

Mat.prasowe

Swoją pierwszą pensję w wysokości 2 tysięcy rubli zarobioną w 1912 roku, Jan przekazał na cele charytatywne. Nie narzekał na swoją pozycję w firmie. Przez kolejnych 11 lat pracował na wszystkich stanowiskach i dokładnie poznał proces produkcji słodyczy. Gdy w 1923 roku po śmierci ojca przejął fabrykę, wiedział, do czego zmierza i jaką wizję chce realizować. Miał 49 lat i poważnie traktował tworzenie marki, która wkrótce miała wyjść ze swoimi produktami poza Warszawę i poza granice Polski.

Fabryka się rozrasta

Cztery lata później Jan Wedel miał już dwustu pracowników. Jan uważał jednak, że to wciąż za mało. W czasie największego światowego kryzysu zaczął więc budować fabrykę przy ul. Zamoyskiego w Warszawie. Ludzie mówili, że Jan oszalał, inwestując krocie w maszyny i stawiając nowe budynki, kiedy czasy są tak niepewne, ale on tylko się uśmiechał i robił swoje. Nie brał kredytów, żeby od nikogo się nie uzależniać. Kryzys minął, a nowoczesna fabryka Wedla już pracowała pełną parą. Konkurencja nie miała z nią szans.

Mat.prasowe

Na zdjęciu: fabryka czekolady E.Wedel na ulicy Zamoyskiego w Warszawie

Szybki transport, nowe sklepy

Skoro towaru było teraz więcej, należało go szybciej rozwozić. Jako wielbiciel techniki i nowoczesności, Jan uznał więc, że pora raz na zawsze pożegnać firmowe wozy ciągnięte przez konie i zastąpić je samochodami. Z furmanów zrobił szoferów. Furgonetki z napisem E.Wedel wyruszyły na ulice w 1928 roku i woziły słodkości już nie tylko po Warszawie, ale też do sklepów w Krakowie, Łodzi, Zakopanem, w Katowicach i w Poznaniu.

Mat.prasowe

Na zdjęciu: sklep E.Wedel w Krakowie

O pracownika trzeba dbać!

Już w połowie lat 20. Jan zatrudnił pierwsze kobiety w swojej fabryce. Pod koniec lat 30. stanowiły one już aż 70% załogi. Dzięki troskliwemu Wedlowi, mogły korzystać ze specjalnej opieki i pomocy. Do dyspozycji miały nawet przyzakładowy żłobek, żeby nie musiały się martwić o dzieci.

Mat.prasowe

Na zdjęciu: żłobek dla pracownic fabryki E.Wedel

Trzeci w kolejności Wedel, podobnie jak jego przodkowie, był dobrym pracodawcą. Takim, jakich dziś wielu ludzi mogłoby sobie życzyć. Jan bardzo dbał o to, żeby sprawiedliwie wynagradzać pracowników. Lubił też bezpośredni kontakt z załogą. Nawet robotnicy na najniższych stanowiskach zawsze mogli porozmawiać z właścicielem fabryki na osobności. Jan czekał na nich każdego dnia w południe w swoim gabinecie.
Jan wymagał przestrzegania zasad higieny. Cała jego załoga nosiła firmowe fartuchy i czepki, które były regularnie prane w zakładowej pralni.

Mat.prasowe

Na zdjęciu: Jan Wedel z pracownicami fabryki

Jako szef był też oszczędny, nie cierpiał marnotrawstwa. Reagował stanowczo, gdy ktoś wyrzucił papier lub kawałek sznurka. Ale kiedy dostrzegał pracownika, który wykazywał się gospodarnością, wypłacał mu nagrodę.

Maszyny i jaszcze raz maszyny!

W latach 30. fabryka zatrudniała 1300 osób (w tym osoby zatrudnione poza Warszawą w składach hurtowych i sklepach), produkcja szła na dwie zmiany, najnowocześniejsze maszyny złotych nie tylko przyspieszały produkowanie słodyczy, ale też pomagały w utrzymaniu doskonałych receptur. Nowoczesność nie ominęła też administracji przedsiębiorstwa. Kadry biurowe wspomagały nowoczesne maszyny do pisania, liczenia i fakturowania.

Mat.prasowe

Na zdjęciu: automat ze słodyczami E.Wedel

Szef spędzał w biurze tylko godzinę dziennie

Jan był tytanem pracy i uważał, że jego miejsce jest tam, gdzie trwa produkcja. Każdego dnia osobiście kontrolował cały proces od początku do końca. Miał niezwykle wyczulony smak i ogromne doświadczenie. Wystarczyło, że spojrzał na ziarno kakaowca, powąchał je lub skosztował, a wiedział, skąd pochodzi, jaka jest jego jakość i do którego rodzaju słodyczy nadaje się najlepiej. Próbki każdego surowca badał osobiście. Wiedział, że tylko składniki z najwyższej półki gwarantują doskonały smak.

Mat.prasowe

Na zdjęciu: reklama kakao owsianego E.Wedel

Słodkości dla każdego

Najlepsze słodycze Wedla m.in. Torcik Wedlowski były przysmakiem na wyjątkowe okazje. Jednak Jan Wedel chciał, aby jego produktami mogli cieszyć się wszyscy. Dlatego w latach 30. Fabryka produkowała powszechnie znane, lubiane i łatwo dostępne czekoladowe wafelki “Brawo”.

Mat.prasowe

Na zdjęciu: pracownica fabryki ręcznie dekoruje Torcik Wedlowski

Kto zawiózł Ptasie Mleczko® do Paryża?

Pierwszymi dystrybutorami słodyczy Wedla na świecie byli polscy dyplomaci, którzy na zagraniczne placówki zabierali ze sobą to, co mogłoby stawiać Polskę i ich w pozytywnym świetle. Zatem wedlowskie słodycze pierwszą sławę zyskały w ambasadach i konsulatach.

Mat.prasowe

Na zdjęciu: reklama czekolady E.Wedel

Reklama zadziałała, słodycze przypadły do gustu częstowanym ambasadorom i nie tylko. W 1936 roku otwarto w Paryżu pierwsze wedlowskie przedstawicielstwo firmy na całą Francję i Belgię. Co więcej, w Londynie na sklepowych półkach wielkich domów towarowych również znalazły się słodycze Wedla.

Mat.prasowe

Na zdjęciu: sklep E.Wedel na ulicy Szpitalnej w Warszawie

Jan po mistrzowsku komponował słodkości. Zależało mu aby były, odpowiednio kruche i by prędko rozpływały się w ustach, pobudzając zmysły. Właśnie tak, jak to lubimy najbardziej. Gdyby nie doskonały zmysł smaku Jana, nie mielibyśmy dziś takich słodkości, jak Ptasie Mleczko®, Torcik Wedlowski, doskonałe praliny czy czekolada Jedyna. Przysmaki szczęśliwie przetrwały wszelkie zawieruchy historii i z pewnością zostaną z nami na 170 następnych lat!

Reklama

Materiał powstał z udziałem marki Wedel

Reklama
Reklama
Reklama