Maria Rotkiel: „Trzeba nauczyć dzieci, jak korzystać z nowych technologii w sposób mądry i zrównoważony”
Psycholożka i terapeutka o tym, jak wirtualny świat wpływa na dzieci
- Redakcja VIVA!
Uzależnienie od nowych technologii, internetu i wirtualnej rzeczywistości to jeden z największych problemów dzieci i młodzieży. W nowym wydaniu magazynu „VIVA!Mama” psycholog Maria Rotkiel opowiada Beacie Nowickiej, jak sobie z nim poradzić. „Nowe technologie stały się integralną częścią rzeczywistości naszych dzieci. Nie ma sensu się na to obrażać. Trzeba nauczyć dzieci, jak z tego korzystać w sposób mądry i zrównoważony”.
ZOBACZ TAKŻE: Maria Rotkiel o tym, jak kształtować w dzieciach pewność siebie.
– Kilka dni temu wracałam pociągiem do Krakowa. Obok mnie jechała mama z malutkim synkiem. Miał może dwa latka, całą podróż siedział ze wzrokiem przyklejonym do dużego smartfona. Nie oderwał oczu od ekranu, nawet kiedy mama karmiła go bananem czy poiła sokiem. Byłam porażona tym widokiem…
Rozumiem, bo to jest widok, który może budzić różne emocje. Gdyby dziecko tę aktywność przerywało, gdyby miało od czasu do czasu kontakt wzrokowy z mamą, a przede wszystkim gdyby było starsze przynajmniej o dwa lata, usprawiedliwiałabym tę sytuację. Nowe technologie, które przez dzieci są absorbowane głównie przez ekran, mają nam pomagać, mają nam służyć. Podróż jest przykładem sytuacji, kiedy to się sprawdza. Każdy, kto ma dzieci, pamięta te chwile: dopiero ruszyliśmy samochodem, a dzieci już jęczą, że im się nudzi, i pytają, za ile będziemy na miejscu.
– Oczywiście!
Więc w podróży, w poczekalniach czy sytuacjach, kiedy rodzic naprawdę potrzebuje chwili wytchnienia, spokoju, danie dziecku na parę minut smartfona czy tablet, na którym może coś obejrzeć, jest usprawiedliwione. Natomiast w tej sytuacji jest kilka rzeczy niepokojących. Po pierwsze, zgadzam się z opinią, że dzieci do trzeciego roku życia nie powinny w ogóle korzystać z nowych technologii w rozumieniu ekranów. Starszym ta czynność powinna być przerywana, dawkowana, stopniowana i urozmaicana. Uzależnienie, o którym rozmawiamy, jest jednym z największych problemów dzieci i młodzieży, na dodatek bardzo złożonym, dlatego obecnie nie mówimy już o uzależnieniu od internetu czy wirtualnej rzeczywistości, tylko o zaburzeniach cyfrowych.
– To znaczy?
Używamy określenia „zaburzenia”, ponieważ jest wiele czynników pierwotnych leżących u podłoża tego problemu oraz wiele czynników wtórnych, które wynikają z tego problemu. Jest to dość skomplikowany obraz symptomów, objawów, przyczyn i skutków, który współcześnie w psychologii, psychiatrii nazywamy zaburzeniami cyfrowymi. W tym mieści się uzależnienie od nowych technologii, tego wszystkiego, co jest związane z ekranem. Wynika ono głównie z tego, że rodzice idą na łatwiznę. I ja ich trochę rozumiem, bo też mam takie momenty, na przykład chcę w restauracji zjeść w spokoju obiad i potrafię dać dziecku telefon do ręki. Problem w tym, że idziemy na łatwiznę zbyt często, w zbyt dużym zakresie i na zbyt długi czas, a dzieci bardzo szybko się uzależniają, ponieważ to są dla nich…
– …szalenie atrakcyjne bodźce.
No właśnie. Niestety jednocześnie są to bodźce, które bardzo szybko przeciążają układ nerwowy, dlatego tak ważna jest nauka zrównoważonego korzystania. Wpisana jest w nią świadomość, że nowe technologie mają nam pomagać, są źródłem wiedzy. Istnieje bardzo dużo fajnych aplikacji edukacyjnych, które uczą dzieci angielskiego, liczenia, pisania, czytania, logicznego myślenia. Mają nam, rodzicom, pomagać w tych trudnych momentach, kiedy chcemy dziecko czymś zająć. Niestety nauka zrównoważonego korzystania jest dla rodziców trudna.
– Dlaczego?
Ponieważ wymaga bardzo dużej uważności ze strony rodzica na treści, które dziecko ogląda, ciągłego monitorowania czasu i umiejętności przerywania tej aktywności w sposób jak najmniej frustrujący dla dziecka, żeby nie odczytało tego jako kary. Powinno to wyglądać w ten sposób: „Słuchaj, już pół godziny oglądałeś bajkę, grałeś czy bawiłeś się jakąś aplikacją na smartfonie, więc teraz czas na spacer, grę w piłkę na podwórku, zabawę z psem”. To jest tak naprawdę najlepsze podejście, ale dla rodzica najtrudniejsze. Dlatego my, dorośli, wpadamy w dwie skrajności: albo w ogóle nie dajemy dzieciom dostępu, co nie jest korzystne, ponieważ na nowych technologiach opiera się nauka zdalna. Dzieci nie mogą być z niej wykluczone.
– Nie zapominajmy, że nowe technologie stały się integralną częścią rzeczywistości naszych dzieci, absurdem jest ich od tego odcinać.
Oczywiście, dlatego nie ma sensu się obrażać czy denerwować, tylko korzystać z tego jak z kolejnego narzędzia w sposób mądry i zrównoważony. Druga skrajność jest taka, że rodzice dają dziecku wolną rękę, nie sprawdzają, jakie to są treści, nie uczą dziecka korzystania z internetu, a przede wszystkim nie zapewniają alternatywnych aktywności, które są dla niego na tyle fajne i atrakcyjne, że dziecko samo umie odłożyć smartfon czy tablet.
– Mój dwuletni sąsiad z podróży tego nie potrafił. Wyglądał jak…minizombi.
Dla tak małych dzieci ekran jest hipnotyzujący. Na ekranie bardzo dużo się dzieje, pojawia się mnóstwo kolorów, bodźców, dziecko próbuje skoncentrować się na tych treściach, co jest dla niego ogromnym wysiłkiem, dlatego dzieci tak wyglądają. W pewnym sensie aktywność poznawcza trochę przypomina stan hipnozy, transu, odrętwienia. Niepokojący jest wiek tego chłopca. Wiemy, że korzystanie z ekranów w tak wczesnym wieku może negatywnie wpływać na rozwój układu nerwowego. Są badania, które to potwierdzają. Poza tym niepokojący jest brak kontaktu z mamą, rozmowy, przytulenia, kontaktu wzrokowego. Intencja pewnie była taka, żeby mama i współpasażerowie mogli w spokoju odbyć tę podróż, ale to zostało nadużyte.
– Niestety urządzenia elektroniczne tak silnie łaskoczą ośrodek przyjemności, że nasze dzieci są bezradne. Nawet nastolatki nie mają jeszcze dostatecznie wykształconej samokontroli.
Ona się rozwija bardzo późno, koło 21. roku życia. Dlatego dzieci tak łatwo się uzależniają. A my jako rodzice mamy dużo dodatkowej roboty, której nasi rodzice z nami nie mieli, to jest cena, którą płacimy za bardzo szybki rozwój cywilizacji. Takiego tempa wcześniej nie było i my musimy wspierać nasze dzieci, żeby się w tym świecie nie pogubiły i były bezpieczne.
– Kiedy Pani dała Adasiowi telefon komórkowy?
W czasie pandemii, kiedy w przedszkolu zaczęła się nauka zdalna, Adaś miał sześć lat i wtedy kupiłam mu laptop. Dostał swój sprzęt, ponieważ w tym samym czasie, kiedy on miał zajęcia, ja musiałam pracować. W wieku siedmiu lat dostał swój pierwszy telefon. Pewnie nastąpiłoby to trochę później, ale cały czas mówimy o dwóch latach pandemii. Adaś tęsknił za kolegami, nie ze wszystkimi miał kontakt tak często, jakby chciał. Moja mama jest osobą przewlekle chorą, dopóki nie zaszczepiła się w pełni, trochę obawialiśmy się tych kontaktów, więc Adaś mógł rozmawiać z kolegami i dziadkami przez telefon. Pandemia przyspieszyła tę inicjację.
– Ma Pani jego urządzenia elektroniczne pod kontrolą?
Tak. Przyznam, że wkładam w ten temat bardzo dużo pracy i pochwalę się, że na razie osiągam sukces, bo Adaś faktycznie korzysta z nich, ale nie nadużywa. Nie jest to tylko i wyłącznie moją zasługą. Ogromnie pomocne jest to, że zanim Adaś wszedł w świat nowych technologii, był od dawna pasjonatem gry w piłkę. Dla niego najfajniejszą rzeczą jest gra w piłkę. Ta kolejność jest ważna. Na początku grał na podwórku, potem zaczął treningi w klubie, piłka stała się jego pasją, dzięki czemu atrakcyjność telefonu czy tabletu nie była aż tak duża, żeby Adaś nie mógł ich odłożyć czy w ogóle z nich zrezygnować na rzecz grania. Dziś ma codziennie treningi, uwielbia je i to nam tak organizuje czas, że Adaś korzysta z urządzeń elektronicznych dokładnie tyle, ile jest rekomendowane w podręcznikach do psychologii i pedagogiki. Gdybym to zliczyła, wyszłoby może 20 minut wszystkich ekranów w ciągu dnia. I to jest super. Adaś oczywiście wie, że monitoruję treści, które ogląda.
– A co Adaś lubi oglądać?
Teraz są bardzo atrakcyjne gry dla dzieci. Wiele z nich jest w wersji angielskiej, więc jednocześnie uczy się języka. Ma bardzo fajne gry strategiczne, gdzie trzeba rozwiązywać dość skomplikowane problemy logistyczne, strategiczne, coś wybudować, podejmować trudne decyzje. Ma też swoje ulubione kanały, na przykład kanał informacyjny o zwierzętach, pełen ciekawostek geograficznych i historycznych. Jeśli chodzi o geografię, jest już lepszy ode mnie. Muszę przyznać z ręką na sercu, że jego miłość do sportu bardzo mi pomogła. Udało nam się zachować równowagę, o której rozmawiamy. Adaś płynnie przechodzi z jednej aktywności w drugą. To jest najlepsza profilaktyka uzależnień, że robi się różne rzeczy, dzięki czemu siedzenie z nosem w telefonie nie jest naszą jedyną przyjemnością, jedyną odskocznią od problemów czy jedynym pomysłem na spędzanie wolnego czasu. Słowem kluczem jest „jedyne”.
– Zaburzenia cyfrowe dotykają bardziej nastolatki czy dzieci w wieku Adasia? Kto ma gorzej?
Moje doświadczenie pokazuje, że rodzice nastolatków mają zdecydowanie gorzej, ponieważ ja, jako mama ośmiolatka, mogę mu ten telefon wyjąć z rączki. I to się nam zdarzyło dwa–trzy razy. Mój wpływ jest silniejszy, bo ośmiolatek to wciąż maluch, który mnie słucha. Mam więcej możliwości kontroli i oddziaływania. Natomiast kiedy Adaś będzie ode mnie wyższy o głowę i – jak większość nastolatków – nauczy się odpowiadać tak, że rodzić musi policzyć do pięciu, to będzie dużo trudniejsze. Poza tym będzie miał większą wiedzę ode mnie, jeśli chodzi o nowe technologie. Proszę też pamiętać, że nastolatkowie są sprytni, jak nie ma czegoś w domu, znajdą u kolegi. U nastolatków wyrabiają się nawyki. Jeśli są to czynności powtarzane od kilku lat, dużo trudniej je wygasić. Każdy z nas o tym wie. Małe dziecko nie ma nawyków utrwalonych. Nie chcę tu zasmucać rodziców nastolatków, ale niewątpliwie kontrolowanie ich jest dużo trudniejsze.
– Kiedy dociera do nas, że dziecko wymknęło nam się spod kontroli, siedzi całymi dniami z nosem w telefonie czy przed komputerem, co możemy zrobić?
To już jest moment, kiedy trzeba poprosić o pomoc specjalistę. Uzależnienie jest poważną chorobą. Bez względu na to, czego dotyczy: alkoholu, narkotyków, hazardu czy internetu. Trzeba opracować plan detoksu, stopniowego zmniejszania ilości i częstotliwości korzystania z wszelkich ekranów, zastępując tę aktywność innymi, równie atrakcyjnymi. Podejście: od teraz zero dostępu nie sprawdza się. W odniesieniu do nastolatków jest po prostu nierealne. Przyniesie jeden skutek – nasz autorytet z dnia na dzień będzie coraz mniejszy.
– Czyli potrzebny jest specjalista, powiedzmy to wyraźnie.
Tak. Potrzebujemy specjalisty, żeby zrozumieć cały mechanizm i indywidualną sytuację dziecka. To musi być wsparcie terapeuty, który specjalizuje się w pracy z osobami uzależnionymi. Nadużywanie technologii często objawia się u nastolatków nadwagą, bo to są dzieci, które rezygnują ze sportu, ze spotkań ze znajomymi. Poza tym mogą mieć zaburzenia snu, apetytu, czują nieustający niepokój, nie potrafią nawiązać relacji w realnym świecie. Rówieśnicy zaczynają w nich budzić lęk. Pojawiają się różne fobie. To jest całe spektrum objawów, które trzeba znać, rozumieć i umieć opracować adekwatny do danej sytuacji i dziecka plan interwencji, który będzie dla niego akceptowalny. Z nastolatkami się negocjuje: ilość, czas, tempo ograniczania i co w zamian. To trzeba przegadać, wytłumaczyć, dlaczego warto podjąć taki wysiłek i użyć wszystkich argumentów, które będą dla nastolatka ważne.
– Jaka jest Pani rada jako specjalistki i mamy, żeby ograniczyć szkody?
Musimy być w stałym kontakcie z naszym dzieckiem, wiedzieć, co ono robi. Czy chodzi na zajęcia, czy przychodzą do niego koledzy. Dobry kontakt z dzieckiem daje pełny obraz jego życia: zajęcia, zainteresowania, aktywności, znajomości. Trzeba z dzieckiem rozmawiać: Co robiłeś, jak ci minął dzień, z kim go spędziłeś? Jeśli jesteśmy w bliskim kontakcie, bardzo szybko zauważymy niepokojące, ostrzegawcze sygnały, na przykład, że nasze dziecko przestało chodzić na zajęcia, które lubi, od miesiąca nikogo nie było w naszym domu, samo nigdzie nie wychodzi. Niby odrabia lekcje, ale godzinami siedzi w telefonie czy przed tabletem. Im szybciej zauważymy problem, tym łatwiej go rozwiązać.
– Czy widzi Pani zasadniczą różnicę między dziećmi w wieku Adasia a 20-latkami?
Nie wiem, czy nie jest za wcześnie na takie wnioski, ale jeśli mówimy o dzisiejszych 20-latkach, to są ludzie, którzy bardzo ciężko przeżyli pandemię. To był czas, kiedy oni powinni chodzić na pierwsze imprezy, pierwsze poważne randki. W wieku 17–19 lat człowiek wyrywa się spod skrzydeł rodziców, wykonuje skok rozwojowy, jeśli chodzi o samodzielność, dorosłość, dojrzałość, seksualność i społeczność. Dzisiejsze 20-latki przesiedziały ten ważny moment w domu. Moim zdaniem oni zapłacili najwyższą cenę za czas pandemii. Ośmiolatków, jeśli rodzice zadbali o to, żeby w czasie pandemii mieli różne aktywności i trochę kontaktów społecznych, udało się bardziej ochronić. Poza tym, patrząc na temat naszej rozmowy, czyli potencjał i zagrożenia wynikające z życia w świecie nowych technologii, czyli ekranów, uważam też, że te maluchy mają szansę mieć mniej kłopotów związanych z tym światem. Gdy obserwuję rodziców rówieśników mojego Adasia, widzę, że oni mają już na to większą wrażliwość, wyczulenie i uważność. Natomiast nastolatkowie uzależnieni od nowych technologii to młodzi ludzie, których rodzice trochę to zagrożenie przegapili, choć nie do końca ze swojej winy. Kiedy pięć czy siedem lat temu w rękach dzieci pojawiły się pierwsze smartfony, świadomość tego, jak poważny to może być problem, jak szybko można się uzależnić, nie była duża. Mało o tym wiedzieliśmy i mówiliśmy. Potem pandemia dołożyła swoje.
– Czym Adaś pozytywnie Panią zaskoczył?
Adaś, jak większość dzieci, zadaje fenomenalne pytania, na przykład: „Ile waży Ziemia?” albo „Ile wynosi odległość Ziemi od Marsa?”. Jak widzi moje wielkie oczy, mówi: „Sprawdźmy to w internecie”. Ma grę strategiczną, która polega na budowaniu różnych rzeczy. Tam trzeba liczyć, mierzyć, zrozumieć, na ile ukształtowanie terenu wpływa na rodzaj budowli. Jego wiedza wynikająca z tego, że używa edukacyjnych gier i aplikacji, jest w pewnych dziedzinach większa od mojej. Gra w grę piłkarską i doskonale wie, jakie kluby mają poszczególne kraje, zna flagi państwowe i stolice tych krajów. Ostatnio chciałam użyć jakiegoś skomplikowanego urządzenia, dwa razy przeczytałam instrukcję i naprawdę nie zrozumiałam, co tam było napisane. Adaś wtedy powiedział: „To zobacz sobie filmik instruktażowy na YouTubie” i… sam mi go znalazł (śmiech). Pod wieloma względami jest bardziej biegły ode mnie i szybciej potrafi korzystać z internetu jako źródła wiedzy. Bardzo mi się to podoba.
Rozmawiała Beata Nowicka
ZOBACZ TAKŻE: Robert El Gendy zdradza dlaczego zawsze chciał mieć dużą rodzinę…
Właśnie zostałaś mamą, a może akurat czekasz na swoje maleństwo? Koniecznie zajrzyj do nowego numeru magazynu „VIVA!Mama”. W kioskach od 25 maja!