10 minut szczęścia, czyli o kultowych polskich kreskówkach z czasów PRL
Reksio, Bolek i Lolek, Baltazar Gąbka czy Miś Uszatek? Która bajka była Waszą ulubioną Dobranocką?
- Katarzyna Piątkowska
Przygody Bolka i Lolka zobaczyło miliard widzów na całym świecie. Najsłynniejszy rysunkowy pies Reksio przyciągał przez telewizory miliony dzieciaków. Wzbudzali pozytywne emocje. Chyba, że chodziło o spadkobierców ich twórców…
Jak każde dziecko wychowane w czasach PRL codziennie czekałam na godzinę 19. Wtedy zaczynała się „Dobranocka” zwana też „Wieczorynką”. Trwała tylko dziesięć minut, ale dla nas dzieciaków było to najpiękniejsze dziesięć minut każdego dnia. Razem z Bolkiem i Lolkiem wyruszaliśmy w świat, z Reksiem sprawdzaliśmy czy wolelibyśmy być strażakami czy dentystami, czekaliśmy co wyczaruje zaczarowany ołówek pewnego Piotrusia, poszukiwaliśmy Baltazara Gąbki, zawsze o krok wyprzedzając szpiega z Krainy Deszczowców Don Pedro de Pommidore. W rankingach prym wiodą słynni niesforni chłopcy, pies w typie jack russel terriera i miś z klapniętym uszkiem. Kukiełkowy świat Misia Uszatka wydawał się cudowny, pełen dobrych wydarzeń i serdecznych przyjaciół (Gdy wiele lat później w telewizyjnym reportażu zobaczyłam jak wyglądały makiety „grające” w Misiu Uszatku i jak maleńkie były te kukiełki, które twórcy ze studia Se-ma-for animowali zachwyciłam się jeszcze bardziej). Dzisiaj wiele dzieciaków kocha postaci, które w dzieciństwie towarzyszyły ich rodzicom, a nawet dziadkom.
Z wiatrówki w brata
Animowane filmy powstawały w Polsce już od 1917 roku, ale niestety prawie nic się nie zachowało. Dopiero po II wojnie światowej powstały dwa niezależne studia filmowe w Łodzi i w Bielsku–Białej, w których narodzili się bohaterowie masowej dziecięcej wyobraźni. Rysowane wyraźną grubą kreską ze względu na to, że początkowo oglądane były w kiepskich telewizorach na stałe weszły do kanonu polskiej animacji.
Bolek i Lolek, chudy i wysoki oraz mały i pyzaty, podbili serca nie tylko polskiej widowni. Ich przygody śledziły miliony osób na w osiemdziesięciu krajach świata (wieloletni proces spadkobierców twórców Bolka i Lolka o prawa autorskie na szczęście śledzili już tylko Polacy). Wymyślił ich Władysław Nehrebecki, rysownik ze studia w Bieslku–Białej. Właściwie nie musiał wymyślać, bo takich dwóch urwisów miał w domu. Pierwowzorami byli jego synowie Jan i Roman.
„Nehrebecki miał wiatrówkę, do której dobrali się jego dwaj synowie: Jan i Roman. Postanowili odegrać scenę z „Wilhelma Tella”. Ten szwajcarski bohater narodowy był mistrzem strzelania z kuszy. Schwytany przez Habsburgów, został skazany na śmierć. Ponieważ jednak był znany z precyzyjnego trafiania w cel, austriacki zarządca zaproponował, że jeśli Tell trafi w jabłko umieszone na głowie swojego syna - ocali życie. Tak się też stało. Synowie Nehrebeckiego postanowili powtórzyć wyczyn Wilhelma. Jan ustawił jabłko na głowie Romana i strzelił, trafiając brata w oko. Dla rodziny to była tragedia, ale sama zabawa chłopców stała się dla Nehrebeckiego inspiracją”, pisali w książce „Królowie bajek. Opowieść o legendarnym studiu filmów rysunkowych” Leszek K. Talko i Karol Vesely. Pisali też, że Nehrebecki stworzył Bolka i Lolka nie z miłości do własnych synów, ani jakichkolwiek innych dzieci, ale z miłości do przygód, a imiona zaczerpnął z filmu „Bolek i Lolek”, w którym grał Adolf Dymsza. Właściwie nie do końca wiadomo, kto wymyślił imiona, bo krąży też legenda, że „jakoś tak niechcący” wszyscy twórcy z Bielska–Białej wpadli na ten pomysł podczas wspólnej imprezy.
Pierwszy film o przygodach chłopców „Kusza” powstał w 1963 roku. Rysunkowi chłopcy natychmiast podbili serca polskich dzieciaków. Przez wszystkie te lata przygody Bolka i Lolka obejrzało miliard ludzi na całym świecie. Autorzy książki poświęconej słynnemu studiu filmowemu w Bielsku–Białej piszą, że wszyscy reżyserzy byli dużymi dziećmi i świetnie się bawili w założonej przez siebie wytwórni, kręcąc filmy, które uszczęśliwiały młodych widzów.
Wiatr w żagle
„Kusza” o przygodach Bolka i Lolka stała się pewną granicą w polskiej animacji. Film odniósł wielki sukces, a jego twórcy dostali wiatru w żagle. Talko i Vedely piszą: „Bolek i Lolek choć są prościej narysowani i mają dość zwyczajne przygody, zdają się kipieć emocjami. Są prawdziwi, dobrzy, szczerzy, ale potrafią być też złośliwi, chytrzy, niemądrzy i samolubni. Ważne, że na końcu każdego odcinka znowu się przyjaźnią i wspólnie udaje im się to, co zamierzyli. Lub przynajmniej unikają katastrofy”.
Najsłynniejsze kreskówki powstawały w dwóch miejscach - w Studiu Małych Form Filmowych Se-ma-for w Łodzi i w Studiu Filmów Rysunkowych w Bielsku–Białej. Była też warszawskie Studio Miniatur Filmowych, w którym powstał „Pomysłowy Dobromir”.
Gdy w 1957 roku Czesław Janczarski wymyślił opowiadanie o przygodach Misia, nie nazwanego jeszcze wtedy Uszatkiem, nie spodziewał się, że zrealizowana na jego podstawie dobranocka podbije serca dzieci w całej Polsce. Lalkowy serial o miłym misiu z klapniętym uszkiem, który zawsze przed snem opowiadał dzieciom co przydarzyło się w ciągu dnia jemu i jego przyjaciołom Prosiaczkowi, Zajączkowi, Króliczkom i psu Kruczkowi bił rekordy popularności. Nic dziwnego, że odcinki powstawały na wszelkie możliwe okazje od Bożego Narodzenia po jesienny deszcz. Gdy Koziołek Matołek zrealizowany na podstawie książeczek Kornela Makuszyńskiego z 1933 i 1934 roku wędrował po świecie szukając legendarnego Pacanowa wszystkie dzieci wstrzymywały oddech i zaciskały piąstki, by tym razem pociesznemu i niezbyt rozgarniętemu koziołkowi w końcu się udało.
W krainie baśni
„To była niesamowita robota. Byłem zauroczony. To wtedy postanowiłem sobie: „Musisz zrobić kiedyś takie filmy dla polskich dzieci”, wspominał twórca studia w Bielsku–Białej Zdzisław Lachur po obejrzeniu w 1938 roku disneyowskiej animacji „Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków”. W Polsce tuż przed wybuchem II wojny światowej nie istniało żadne studio filmów animowanych, a i po wojnie długo nie było pieniędzy na to, by produkować filmy rysunkowe. Poza tym nikt tego nie potrafił. Ale dla chcącego nic trudnego, a Lachur bardzo chciał. Kilka lat po wojnie udało mu się zgromadzić zespół zapaleńców, którzy tak jak on marzyli o tworzeniu filmów animowanych i gotowi byli poświęcić się temu, nawet za darmo. Twórcy ze studia z Bielska-Białej wiele lat żyli w biedzie, większość nawet sypiała w studiu na stołach kreślarskich, a dwóch na fortepianie, byleby tylko móc tworzyć. Opłaciło się. Studio wypuściło takie hity jak właśnie „Bolek i Lolek” (nie tylko serial, ale też filmy „Bolek i Lolek na Dzikim Zachodzie”, „Wielka podróż Bolka i Lolka”, „Sposób na wakacje Bolka i Lolka” czy „Bajki Bolka i Lolka”), „Reksio”, czy „Porwanie Baltazara Gąbki”. Z Łodzi pochodziły takie filmy jak ukochany bohater przedszkolaków „Miś Uszatek”, czy „Zaczarowany ołówek” .
Ich rozwój zawdzięczamy utworzeniu wieczornego pasma dla dzieci. I właśnie temu, że były emitowane tuż przed snem sprawiło, że bajki cieszyły się tak wielką popularnością. A może też dlatego, że w tamtych czasach w telewizji, która miała tylko dwa programy, te dziesięć minut było dla każdego dziecka świętością. Nie ważne, że wolało „Misia Uszatka”, a akurat leciał „Reksio”. Oglądało się i tak. Dlaczego stare bajki wciąż cieszą się taką popularnością? Kochają je dorośli, bo na nich się wychowali. Ci dorośli, wychowani na Reksiu i innych swoim dzieciom chcą pokazywać filmy bez przemocy, bez negatywnych emocji, kolorowe i pozytywne. Dla nich oglądanie tych kreskówek, prostych, bez komputerowej animacji, jest sentymentalną podróżą do szczęśliwych, beztroskich czasów. Chętnie wracają w myślach do czasów, kiedy ich największym problemem było czy w końcu Bartolini Bartłomiej herbu Zielona Pietruszka i Smok Wawelski odnajdą Baltazara Gąbkę, a Koziołek Matołek dotrze do Pacanowa.