Reklama

Basia, główna bohaterka „Jeszcze kiedyś zatańczę w deszczu” niebawem skończy 50 lat. Z pozoru ma wszystko: wysokie stanowisko w międzynarodowej firmie, męża lekarza, przyjaciół i spokój. Za fasadą spełnionego życia kryje się jednak cała lista rzeczy, które chciałaby zmienić: wygląd, praca, małżeństwo… Pewnej niedzieli jej świat się rozpada. Wypadek samochodowy zabiera jej męża, pozostawiając Basię samą z ośmioletnim psem i pustym domem.

„Jeszcze kiedyś zatańczę w deszczu” to opowieść dojrzałej kobiety o tym, że życie zbudowane jest z końców i nowych początków, niezależnie od tego, ile mamy lat i w jakim punkcie życia jesteśmy. Żałoba głównej bohaterki nie jest linearna i oczywista. Jest za to chaotyczna, samotna i pełna niezrozumienia. A proces ten staje się jeszcze bardziej skomplikowany, gdy w jej życiu pojawia się była miłość, mocno związana z historią zmarłego męża…

Jeszcze kilka lat temu Jakub Bączykowski pracował w branży turystycznej. Postanowił jednak, że wróci do swojego marzenia sprzed lat, wziął udział w kursie pisania opowiadań i niedługo potem napisał swoją pierwszą książkę. I mimo, że jego debiutem był thriller kryminalny „Stanie się coś złego”, który zapoczątkował tematyczną serię „Podlasie”, to nieco później okazało się, że autor równie swobodnie odnajduje się w tematyce obyczajowej.

Viva_artykul (2)
Mat. prasowe

Najnowsza powieść jest najlepszym dowodem na wszechstronność pisarza. Ciepła i czuła – pomimo trudnej tematyki – książka jest napisana ku pokrzepieniu serc. Bączykowski doskonale wie, jak dotrzeć do serc czytelników i poruszyć ich najczulsze struny. Może jego sekretem jest zaangażowanie w historie bohaterów? Jak mówi sam autor: Włożyłem w historię Basi całego siebie. Najpierw ją zbudowałem, później rozbiłem jej serce na kawałki by w końcu spróbować ją odbudować. I właśnie ten proces, proces postawienia na nogi złamanego człowieka okazał się najtrudniejszy do wykonania.

Rzeczywiście, żałoba Basi jest tutaj rozłożona na części pierwsze: z całą swoją złożonością, mieszanką emocji, nielinearnością procesu zdrowienia. Każdy, kto kiedykolwiek żegnał najbliższą osobę, będzie mógł odnaleźć się w doświadczeniu Basi. W jej smutku, złości, żalu (również do zmarłego męża, bo przecież jak mógł zostawić ją samą?), ale również szukaniu wsparcia i nadziei w tym, co małe, znane, dobre. Lekarstwem na ból staje się bowiem wyjście do fryzjera, czytanie książki, której bohaterka mierzy się z podobnymi doświadczeniami, czy spacery z psem. Dzięki temu powieść osadzona jest na tym, co codzienne, drobne, ale też ważne i piękne. A każda jej strona otula czytelnika, jak ciepły kocyk.

Pełnoprawnym bohaterem książki staje się też pies Uno, który okazuje się być ogromnym wsparciem w procesie wychodzenia z żałoby. Jak mówi autor, oddając hołd swojemu własnemu zwierzakowi: Obecność psa w moim życiu to coś więcej niż towarzystwo — to czułość, zrozumienie i bezwarunkowa miłość, która potrafi leczyć. W mojej nowej powieści, jednym z głównych bohaterów jest kilkuletni czekoladowy labrador, który staje się światłem w ciemności dla Basi po bolesnej stracie. Bez niego jej droga do odzyskania nadziei byłaby znacznie trudniejsza, niemal niemożliwa. Tą postacią oddaję hołd mojemu własnemu psu — i wszystkim psom, które każdego dnia sprawiają, że nasze serca biją trochę spokojniej, a życie staje się bardziej znośne.

Zbudowana na codziennych, prostych momentach, przejmująca i kojąca zarazem, książka Jakuba Bączykowskiego jest wręcz idealną pozycją na długie, jesienne wieczory. Ma wszystko, czego czytelnik potrzebuje, aby zanurzyć się w życiu i doświadczeniach bohaterów: prawdziwe emocje, skomplikowane relacje i wiarę w nowy początek.

Autora można spotkać na jego social mediach, na których dzieli się swoim życiem, przemyśleniami i spotkaniami z czytelnikami. Jego społeczność jest ciepła i pełna wsparcia - dokładnie tak, jak jego proza.

Materiał promocyjny Grupy Wydawniczej Foksal

Reklama
Reklama
Reklama