Zofia Chylak: Dziewczyna z torebką. Co ma w szafie polska projektantka?
Tylko w VIVA!Moda - zaglądamy do garderoby Zofii Chylak
- Barbara Łubko
W najnowszym numerze magazynu „VIVA!Moda” zaglądamy do szafy jednej z najbardziej znanych polskich projektantek. Zamiłowanie do mody wpoiły jej kobiety w rodzinie, choć żadna nie zajmowała się nią profesjonalnie. Najchętniej kupuje w internecie, bo z natury jest nieśmiała, ale zamiast dżinsów wybiera spektakularne kreacje. Pełna sprzeczności i absolutnie spójna. Oto jej (stylowy) portret – projektantka Zofia Chylak.
ZOBACZ TAKŻE: Dom jak teatr, czyli z wizytą u scenografa i projektanta Borisa Kudlički
VIVA!MODA - Jej szafa: projektantka Zofia Chylak
O tym, że przyglądając się szafie Zofii Chylak, czeka mnie prawdziwa modowa uczta, wiedziałam od razu po przekroczeniu progu jej mieszkania w przedwojennej kamienicy na warszawskiej Saskiej Kępie. Tu wszystko jest wyjątkowe: od ścian zdobionych prawdziwym polskim marmurem (złoża nie przetrwały i już od dawna kamień nie jest wydobywany) po autentyczne przedwojenne karnisze. I choć Chylak sama przyznaje, że życie w tych wnętrzach bywa trudne (stare okna w chłodne dni sprawiają więcej kłopotu niż radości), to jednak jasne jest, że nie zamieniłaby tego miejsca na żadne inne. Tak samo wierna jest swojemu stylowi. „Jest niezmienny, odkąd byłam nastolatką. Na pewno wpływ na niego mają kobiety w mojej rodzinie, które charakterystycznie się ubierały. Często na czarno. Mama, babcia, siostra mamy. Zawsze dbały o to, jak wyglądały”. Podstawa to czerń, ale Chylak od zawsze pociągały też rzeczy z duszą – szczególnie stara biżuteria. Moda była obecna w jej życiu od początku, ale bardziej jako tło, coś oczywistego. Przez długie lata nie myślała, żeby zająć się nią profesjonalnie.
Wielka premiera! Chylak to już nie tylko torebki i małe akcesoria. tej wiosny premierę będzie miała linia butów. stylowe mokasyny pojawią się w kilku wariantach.
Zawód: moda?
Artystyczna dusza sprawiła, że postanowiła studiować historię sztuki, ale zanim zawodowo zwróciła się w stronę kobiecych strojów, minęło trochę czasu. „Owszem, jako dziewczynka ubierałam lalki, ale w dorosłym życiu nie przyszło mi od razu do głowy, że mogłabym się tym profesjonalnie zajmować. Modą można się interesować, ale w życiu robi się inne rzeczy. Dopiero kiedy byłam na studiach, dotarło do mnie, że jeżeli tak lubię modę, to powinnam się tym po prostu zająć. Pamiętam, że gdy powiedziałam o tym mojej mamie, to aż się popłakałam, bo tak się stresowałam. Myślałam, że ona tego w ogóle nie przyjmie, a była zachwycona!”. Zosia zaczęła od ubrań. Nie chciała rzucać studiów, więc poszła na kurs krawiecki – chciała nauczyć się podstaw. Potem zaczęła pracować dla Ani Kuczyńskiej jako jej asystentka. „Pracowałam dla niej trzy lata. Jej estetyka była mi bliska, choć na pewno bardziej minimalistyczna od mojej. Od trzeciego roku studiów coraz więcej zajęć na studiach podejmowałam w tematyce historii ubioru”. Zafascynowała ją moda
renesansu w Niderlandach. „Interesowało mnie to, jak stroje wyrażały więcej w tych czasach, jak były powiązane z religią, w jaki sposób mieszkańcy Niderlandów przejmowali rzeczy, które wychodziły z mody w innych częściach świata, na przykład kryzy”. To właśnie badania na temat symboliki stroju w sztuce późnego renesansu w Niderlandach stały się tematem jej pracy magisterskiej. Po skończeniu studiów wyjechała na staż do Nowego Jorku. Projektowania uczyła się między innymi w atelier Proenza Schouler. Po powrocie do Warszawy zaczęła od ubrań szytych na miarę. „To był dobry pomysł, bo Nowy Jork mnie spłukał do zera. Nie musiałam inwestować w całą kolekcję, tylko szyłam zamówione rzeczy”. Grono klientek się powiększało, „ale to nie był mój żywioł, stresowało mnie to. Miałam dużo spotkań z ludźmi, a jestem dosyć nieśmiałą osobą, więc po dniu przymiarek byłam wykończona”.
Długo myślała nad tym, żeby robić akcesoria. „Jeszcze jak byłam w Nowym Jorku, to mój ówczesny chłopak, a teraz mąż, powiedział mi: »Jeśli chcesz wrócić do Polski, zastanów się, czego tu brakuje«. I tak siedziałam w pokoju na Brooklynie i się zastanawiałam. I wtedy wymyśliłam akcesoria. Dotarło do mnie, że w Polsce nie ma żadnej młodej marki, która specjalizuje się wyłącznie w akcesoriach”. To było 10 lat temu. Dziś na torebki z logo Chylak obowiązują listy oczekujących. Za chwilę w kolekcji projektantki zadebiutują buty. „Dwa lata minęły od momentu, kiedy podjęłam decyzję o wprowadzeniu butów do swojej kolekcji. Trwa produkcja i w kwietniu planowana jest premiera. Buty produkowane są we Włoszech”. Nowy dodatek do kolekcji Chylak może oznaczać, że z jej prywatnej szafy znikną ukochane baleriny Repetto i minimalistyczne czółenka Le Monde Béryl. Taka historia spotkała torebki innych projektantów. „Zanim sama zaczęłam je projektować, to bardzo lubiłam kupować torebki innych projektantów. Z biegiem czasu zrozumiałam, że teraz już nie wypada mi nosić torebek innych marek”. Tak więc teraz wszystkie torebki w jej szafie to własne projekty. Ostatnio najchętniej Muszelka z ostatniej kolekcji. Skomplikowany projekt przysporzył mnóstwo problemów przy produkcji, ale Zosia nie dała za wygraną. I torebka weszła do kolekcji.
Torebka Muszelka zadebiutowała w jesienno-zimowej kolekcji Chylak.
Szata też zdobi człowieka
Czego ma najwięcej w szafie? Sukienek. Jakich? Wyjściowych. „Mam taki problem, że uwielbiam spektakularne rzeczy – takie nie na co dzień. Najwięcej ubrań mam wyjściowych. Najmniej basiców – dżinsów czy zwykłych T-shirtów. Kiedy robię zakupy, zachwyca mnie coś, co mogłoby się nadawać na wielkie wyjście. Jestem zawsze gotowa na przyjęcie”. To zamiłowanie potrafi sprawiać problemy zupełnie jak zabytkowe mieszkanie, ale jednocześnie powoduje, że styl Zosi jest nie do podrobienia. Chylak te absolutnie zjawiskowe ubrania nosi na co dzień. I wygląda w nich tak samo naturalnie, jak większość ludzi w dresach. Ulubione projektantki Chylak to prawdziwe modowe maksymalistki: Simone Rocha i Dunka Cecilie Bahnsen. W swojej szafie ma rzeczy od Toteme i kreacje marki Horror Vacui, stworzonej przez Annę Heinrichs, która projektuje ubrania inspirowane XV- i XVI-wiecznymi koszulami nocnymi oraz elementami stroju bawarskiego. Lubi też słynący z haftowanych zdobień amerykański brand Bode. „Mają wspaniały koncept na markę. To zresztą dla mnie bardzo ważne. Jedno to produkt, ale liczy się świat, który jest stworzony wokół niego. I jeśli czuję, że estetyka i podejście projektanta są mi bliskie, to czuję się związana z tą marką”. Lubi duńską modę. Ceni tamtejszych projektantów za wysokie krawiectwo, doskonałe wykonanie ubrań, które jednak zachowują luźny charakter. Tak samo podoba jej się styl mieszkanek Kopenhagi. „Dziewczyny mają tam umiejętność i lekkość łączenia czegoś eleganckiego ze sportowymi butami i wyglądają świetnie, bezpretensjonalnie. To coś, co mi nie przychodzi tak łatwo”, przyznaje z rozbrajającą szczerością. Tak samo mówi o swoim zamiłowaniu do czerni i o tym, jak jej czteroletnia córeczka próbuje skłonić ją do przejścia na kolorową stronę mocy. To dla niej kupiła spódnicę w fantazyjny kwiatowy motyw, słynącej z szalonych printów brytyjskiej marki La DoubleJ.
Zdjęcia: Mateusz Tyszkiewicz
Stylizacja: Barbara Łubko
Makijaż i fryzury: Anna Stykała
Produkcja: Paulina Aleksiejuk-Lewandowska