Najbardziej paryski wśród Japończyków. Oto niezwykła historia Kenzo
Legendarny projektant zmarł w 2020 roku na Covid-19
- Redakcja VIVA!
Najbardziej paryski wśród Japończyków. Nieśmiały Kenzo Takada przyjechał do Paryża na sześć miesięcy, został... pięćdziesiąt lat! Stał się „Kenzo”, legendarnym projektantem, którego zna cały świat. Do historii przeszły jego ekstrawaganckie, pełne przepychu pokazy mody organizowane w cyrkach, gdzie modelki jeździły konno w półprzeźroczystych mundurach, a Kenzo wjeżdżał na swoim ulubionym zwierzęciu – słoniu! Zbudował modowe imperium, ale wciąż, w wieku 81 lat powtarzał: „Życie bez pracy nie ma sensu”. Niestety zmarł 4 października 2020 roku po wyczerpującej walce z COVID-19. W rocznicę śmierci Kenzo Takady przypominamy tekst autorstwa Beaty Nowickiej sprzed czterech lat, gdy stworzył on nowe zapachy dla marki Avon.
Kim był Kenzo Takada? Początki kariery, pierwsze kolekcje
Pierwsze perfumy King Kong pojawiły się w 1978 roku, skomponowane m.in. z aromatów banana, goździków, mięty pieprzowej, róży i mchu dębu. Kolejny zapach Kenzo de Kenzo wypuszczono dziesięć lat później. Od tamtej pory zapachowa rodzina zaczęła się powiększać, a on żartował, że na flakonach zna się lepiej niż na perfumach. Zapytany czy paleta barw ma wpływ na tworzenie zapachów, Kenzo odpowiadał: „Kocham pracować z kolorami, jestem na ich punkcie niesłychanie wyczulony. Ta fascynacja wzięła się z tradycyjnych japońskich strojów, pełnych kwiatowych wzorów i barw. Gdybym miał wybrać swój ulubiony kolor, byłaby to pewnie czerwień. Jest mocna, ma osobowość i energię. Oczywiście paleta barw ma wpływ na zapachy, zwłaszcza na ich wizualną stronę. Barwa może skłaniać do różnego rodzaju uczuć i emocji”.
Już po raz drugi Kenzo stworzył nowe kompozycje zapachowe dla AVON! Nowa kompozycja AVON Life Colour to zapachy dla młodych, energicznych osób, które pragną czerpać z życia pełnymi garściami. Jak Mistrz. Zresztą główną nutą zapachów AVON life Colour zarówno dla Niej, jak i dla Niego jest magnolia- kwiat, który jest dla Kenzo symbolem radości życia i rodzinnej Japonii, z której wyruszył na podbój świata.
Marzenia małego chłopca
Urodził się w 1939 roku w mieście Himeji. Doskonale pamięta powojenne lata, zrujnowany kraj, wszechobecną szarość i smutek. „Miałem siedem czy osiem lat. Moja siostra zachorowała i poprosiła mnie, żebym kupił jej jakieś gazety, czasopisma, do poczytania w łóżku. Poszedłem i kupiłem jej magazyn dla dziewcząt. Nie w całości był poświęcony modzie, ale było tam dużo zdjęć i rysunków. Zacząłem przeglądać i natychmiast przeniosło mnie to w świat marzeń. Pomyślałem o Europie", wspomina Kenzo Takada.
„To czasopismo to było coś kompletnie innego niż wszystko co znałem do tej pory. Było dla mnie swego rodzaju ucieczką od szarej rzeczywistości. Bardzo lubiłem rysować, zacząłem kopiować te rysunki i tak to się zaczęło". Minęło jednak sporo czasu zanim Kenzo mógł zrealizować swoje dziecięce marzenia. Jego konserwatywni rodzice nie wyobrażali sobie, że syn może zostać projektantem. Zgodnie z ich wolą poszedł więc na Uniwersytet w Kobe, gdzie bez przyjemności i satysfakcji studiował literaturę.
„W tamtych czasach w Japonii żaden mężczyzna nie mógł pracować w modzie, a branża była bardzo niewielka, kolekcje ready-to-wear tak naprawdę dopiero raczkowały", opowiada. Uniwersytet porzucił, gdy tylko szkoła projektowania Bunka Fashion College w Tokio otworzyła swoje drzwi dla mężczyzn. Wbrew woli rodziców. „Znalazłem pracę, która pozwoliła mi się utrzymać. Dopiero wtedy rodzice zaakceptowali mój wybór". Był jednym z pierwszych studentów wśród rzeszy studentek. I jednym z najlepszych.
Zdobył prestiżową nagrodę Soen i zaczął pracę w dużej sieci zajmującej się stylizacjami dziewczęcych ubrań. Tworzył po czterdzieści projektów miesięcznie ale w Japonii wciąż nie było warunków sprzyjających rozwojowi biznesu modowego. „Nie było też łatwo wyjechać z kraju. Dopiero w 1964 roku po Olimpiadzie w Tokio dostałem paszport a dzięki odłożonym pieniądzom mogłem kupić bilet na statek do Paryża", mówi Kenzo Takada. Podróż trwała 30 dni. Przez Hong Kong, Singapur, Sajgon i Aleksandrię do Marsylii, gdzie zszedł na ląd 30 grudnia 1964 roku. Historycy mody twierdzą, że to właśnie ta podróż wpłynęła na jego późniejsze projekty, mulitkulurowe, etniczne. On sam zapewnia, że już wtedy wiedział, że moda równa się Paryż. „Nie znałem ani słowa po francusku, chciałem tam zostać jakieś pół roku, aby znaleźć nowe inspiracje i wrócić". Ale to właśnie tam zrobił zawrotną karierę.
Szalone lata 70.
„W tych czasach Japończycy nie byli zbyt lubiani w Paryżu, byliśmy postrzegani jako ludzie, którzy jedyne co robią to zdjęcia. Przez cały czas!", wspomina. Pierwsze miesiące w Paryżu pamięta jako trudne. „Po mniej więcej pół roku okazało się, że moje fundusze dramatycznie topnieją, próbowałem więc sprzedawać swoje szkice. Zawsze będę pamiętał ten moment, gdy sprzedałem pięć moich prac, po 5 franków każda, Louisowi Feraudowi, legendarnemu projektantowi z Haute Couture House. Nie chodziło o pieniądze, bo były niewielkie – ale o sam fakt. Byłem niezwykle dumny. A to spotkanie zmieniło moje życie i prawdopodobnie otworzyło mi drzwi do kariery", opowiada Kenzo Takada. „Dzięki sprzedaży szkiców poznałem wielu ludzi, wśród nich również przyjaciół, którzy pozwolili mi się dobrze poczuć na obczyźnie. To był początek ery kolekcji ready-to-wear, ery pokolenia hippie. Ludzie chcieli łamać tradycje, zasady. To była nowa droga dla kreatywności. Odnalazłem moją tożsamość w tej mieszaninie kultur i inspiracji".
Młodzi twórcy z kraju Kwitnącej Wiśni stali się awangardą mody rozumianej zupełnie inaczej niż dotychczas. „Za każdym razem japońscy projektanci próbowali dekonstrukcji ubrania tak, by było jeszcze wygodniejsze dla użytkownika", tłumaczył w jednym z wywiadów. I dodawał, że słynny Cristobal Balenciaga od lat tworzący stroje haute couture dla „mamuś i tatusiów” nie mogąc zrozumieć, co się dzieje dookoła, zwinął interes. Tymczasem w 1970 roku Kenzo właśnie otworzył swój pierwszy sklep w paryskiej Galerii Vivienne. Sam stworzył wystrój „Jungle Jap", nawiązujący do obrazów Celnika Rousseau. Jego projekty ubrań nie przypominały niczego, co jeszcze niedawno nazywano „modą". Sukienki-namioty, przerabiane z kimon płaszcze, szerokie spodnie w paski farbowane pigmentami z drzew rosnących w Urugwaju i Brazylii. Paryż oszalał na punkcie Kenzo! „To anty-Yves Saint Laurent. On był papieżem haute couture a Kenzo jest gwiazdą pop”, pisał dziennik „Le Figaro".
Projektantka Chantal Thomass wspomina, że w tamtych czasach nikt nie myślał o pieniądzach i marketingu. Razem z Kenzo Tadaką, Sonią Rykiel, Jeanem-Charlesem se Castelbajac, Thierry Mulgerem tworzyli paczkę przyjaciół. Chodzili na swoje pokazy, razem wyjeżdżali służbowo i prywatnie i do upadłego imprezowali w Le Palace. Mieli dwa główne cele - tworzyć i dobrze się bawić. I oba realizowali z wielkim zaangażowaniem. Co dziś zostało z tamtych lat? Kenzo żartuje, że lubi czasem wyjść wieczorem ale nie imprezuje już tak jak kiedyś, bo jest na to za stary. „Wciąż utrzymuję relacje z ludźmi z tamtych lat", zapewnia. „Bardzo smuci mnie to, że wielu przyjaciół już odeszło. Ale staram się stale podtrzymywać kontakt z tymi, którzy towarzyszyli mi podczas moich początków".
Wyobraźnia bez granic
Kariera Kenzo rozwinęła się błyskawicznie. Do linii ubrań wkrótce doszły perfumy i rzeczy do domu. Kiedy w 1993 roku Takada sprzedawał swoją markę koncernowi LVMH, pozostając jednak nadal dyrektorem kreatywnym, mieszkał już w swoim fantastycznym domu w pobliżu Bastylii. Liczący 1200 metrów kwadratowych dom urządzony był w stylu japońskim. Choć projektant kochał Paryż, nadto cenił sobie kulturę, z której wyrósł i chciał się nią otaczać. W domu był więc pokój do medytacji, japoński basen i ogród z rzeką, w której pływały karpie specjalnie sprowadzone z Japonii, a przede wszystkim wielka kolekcja dzieł sztuki, bibelotów i pamiątek z podróży wyceniana na 1,5 - 1,8 miliona euro. Jego życie przypominało bajkę. Dziennikarka „La Liberation” opisuje je dwoma słowami - Zen i Zabawa. W 1999 roku zabawa się kończy. Kenzo Takada ogłasza przejście na emeryturę. „Próbowałem powiedzieć sobie, że przestanę pracować po roku 2000, ale po kilku miesiącach zacząłem czuć tak ogromną nudę, że zmusiło mnie to do pracy nad nowymi pomysłami.
Czasami myślę, że gdybym nie poświęcał się pracy przez cały czas, mógłbym oszaleć", śmieje się Kenzo. Wraca do projektowania, tworzy projekty mebli i bibelotów. Współpracuje z marką Asiatides sprzedającą przedmioty inspirowane kulturą Azji. Wiele z nich znajduje się u niego w domu - jak porcelana czy dzbanek do storczyków. Zajmuje się malowaniem, bierze nawet lekcje. „Jeśli chcesz kupić obraz podpisany „Kenzo”, musisz przygotować czek na co najmniej 20 tysięcy dolarów", zauważa dziennikarz francuskiej „Gali". Wyobraźnia i twórcza pasja Kenzo Takady zdaje się nie mieć granic. W 2009 ogłasza „wewnętrzną rewolucję". Za 12 milionów euro sprzedaje dom, który wydaje mu się nagle za duży i przywołujący zbyt trudne wspomnienia. Kilka lat wcześniej umiera jego przyjaciel. Na aukcję idzie fantastyczna kolekcja Kenzo Takady.
„Nie jestem kolekcjonerem. Po prostu przywoziłem pamiątki z podróży", mówi o zbiorze, w którym znajdują się między innymi fragmenty drewnianego konia z epoki Han sprzed 2 tysięcy lat wyceniane na 100 tysięcy euro, czy naczynia z laki należące niegdyś do mnichów Zen za 20 tysięcy dolarów każde. „Teraz chcę żyć inaczej", oznajmia dziennikarzowi „Le Figaro” i kupuje apartament po drugiej stronie Sekwany na Saint Germain de Pres.
Pan Takada
Na wizytówce na drzwiach 250-metrowego apartamentu na szóstym piętrze z widokiem na dachy Paryża są tylko dwie litery - TK. Kenzo - to dziś światowa marka. Ale on jest Kenzo Takada. Panem Takadą. Atrystą znanym z imienia i nazwiska.
„W nowym domu wszystko jest piękne i bardzo japońskie. Nie ma nic z dekadencji", zachwyca się dziennikarka „Marie Claire". Bo Kenzo Takada jest jak najdalszy od dekadenckich klimatów. Na swoją przeszłość patrzy z dystansem. „Miałem szczęście, zaczynając w latach 60. – mogłem podążać za erą hippie, tworzyć rzeczy nowe, zupełnie niewyobrażalne w tamtych czasach. Teraz rynek jest nasycony innowacyjnym kreacjami. Marki i twórcy zależą w większym stopniu od marketingu, komunikacji, brandingu, dystrybucji – znacznie bardziej niż kiedyś. Wraz z rozwojem Internetu pojawiły się nowe możliwości, przekroczono granice – a konkurencja jest zażarta jak nigdy dotąd. To, co uwielbiam w dzisiejszej modzie, to wyłanianie się nowych, młodych talentów", mówi. Sam doskonale odnajduje się we współczesnym świecie.
Kilka lat temu związał się z firmą AVON. „Praca pozwala mi być aktywnym, ciekawym świata – lubię to. W przyszłości mam nadzieję rozwinąć współpracę z tą marką, bardzo polubiłem firmę, jej filozofię, to, co robią i o co walczą", mówi i dodaje, nawiązując do perfum AVON Life Colour, które firmuje swoim imieniem i nazwiskiem. „Dzięki AVON mogłem wcielić w życie motto, które towarzyszy mi każdego dnia: Live Life Beautifully. Żyj pięknie. Zapachy podkreślają optymistyczny stosunek do życia, a ich flakony przykuwają wzrok swoim oryginalnym wykończeniem i stają się dekoracją domu” – mówi legendarny projektant.