Reklama

Jest architektką i projektantką wnętrz. Swoje miejsce znalazła w Akwitanii, choć poszukiwania wymarzonego domu rozpoczęła od Włoch. W Le Grand Mayne Karina Snuszka mieszka z partnerem Arkadiuszem Sugier, psem i kotem. Nam pokazała, jak urządziła swoją posiadłość, opowiedziała jej historię i zdradziła, czy istnieje coś takiego jak styl francuski.

Reklama

Dom we Francji

Choć to Włochy są najbliższe jej sercu – studiowała na Università di Perugia – choć kocha włoski styl i modę, swoje miejsce na ziemi Karina Snuszka znalazła w Akwitanii. „Razem z partnerem szukaliśmy domu na południu Europy. Chcieliśmy zamieszkać tam, gdzie jest ciepło. Ze względu na moje związki z Italią zaczęliśmy poszukiwania od Półwyspu Apenińskiego. Niestety nie znaleźliśmy tam żadnej nieruchomości, która by nas interesowała”, opowiada Karina, która szukała dużej posiadłości z historycznym domem i pięknym zielonym terenem. Okazało się, że we Francji takich miejsc jest zatrzęsienie. „Bardzo nam się spodobała Akwitania, bo jest nietknięta turystycznie. To region nastawiony na rolnictwo. Jest tu naprawdę wiejsko-sielsko. Jest pyszne jedzenie, zdrowe powietrze, a większość czasu spędza się w pięknych ogrodach”, opowiada.

Piotr Stokłosa

fot. Karina Snuszka i Arkadiusz Sugier przed swoim domem w Akwitanii

Dyskretna elegancja

Nikt tutaj nie afiszuje się z zamożnością, nie popisuje drogimi samochodami i zegarkami. Właścicielom domu najbardziej podoba się właśnie dyskrecja. I to, że ludzie bardziej niż bogactwo cenią czas spędzany na wspólnych posiłkach i rozmowach. Jedzenie zresztą w Akwitanii jest naprawdę pyszne i pochodzi z lokalnych źródeł. „Ale to nie znaczy, że nie ma tu zamożnych ludzi”, mówi Karina. I dodaje, że wśród jej sąsiadów przeważają Brytyjczycy, ale są też Holendrzy i Belgowie. „Jest międzynarodowo, ale zupełnie inaczej niż w Prowansji, w okolicach Cannes czy Saint-Tropez”, mówi jej partner. Oboje cieszą się, że swój wymarzony dom znaleźli w regionie, który słynie z bezpieczeństwa. Nie zamykają na klucz ani samochodów, ani domów i żartują, że każdy tutaj mieszka w jakimś zamku albo pałacu.

Dom z historią

Piotr Stokłosa

„Wszystko, co zostało tu zbudowane przez ostatnie tysiąc lat, nadal stoi”, opowiada Arkadiusz. Karina dodaje, że ich Le Grand Mayne został zbudowany w 1794 roku jako nowoczesny dom dla właścicieli zameczku z XIII wieku, który kiedyś stał w centrum wielkiej posiadłości. Dzisiaj teren jest podzielony na mniejsze części, a w zameczku mieszkają sąsiedzi Kariny i Arkadiusza. „Nasza działka jak na francuskie standardy jest bardzo mała, ma tylko pięć tysięcy metrów”, śmieje się architektka. Gdy ją kupili, posiadłość nie miała nawet adresu. Po prostu zamiast nazwy ulicy wpisywało się w korespondencji nazwę domu. Mimo to nigdy nikt nie miał kłopotów z trafieniem do Kariny i Arkadiusza, by razem odkrywać uroki Akwitanii. „Przez całe lato w okolicznych wioskach odbywają się festyny. Wczoraj byliśmy z naszymi gośćmi w sąsiednim miasteczku. Grała orkiestra dęta i było doskonałe jedzenie. Życie towarzyskie jest tutaj naprawdę intensywne. Nie ma miesiąca, żeby ktoś nas nie odwiedził”. Ich dom jest bowiem doskonałą bazą wypadową do zwiedzania, choć żartują, że teoretycznie są „pośrodku niczego”. Teoretycznie, bo posiadłość ulokowana jest mniej więcej w połowie drogi pomiędzy Bordeaux a Tuluzą. Półtorej godziny podróży dzieli ich od Oceanu Atlantyckiego, dwie godziny muszą jechać nad Morze Śródziemne i do San Sebastián w Hiszpanii. Bliskość gór i morza powoduje, że naprawdę czują się tutaj, jakby byli na wiecznych wakacjach. „Na teraz to jest nasze miejsce na ziemi”, deklarują, ale zgodnie twierdzą, że nie wiadomo, czy za parę lat nie zaniesie ich jeszcze gdzie indziej.

Czytaj też: Dom jak teatr, czyli z wizytą u scenografa i projektanta Borisa Kudlički

Przemiana

Dom w Akwitanii co chwila przechodzi jakieś przemiany. Przez pierwsze miesiące po zakupie Karina nie dokonała w nim jednak żadnych zmian. „Dopiero z czasem ułożyło nam się w głowach, jak powinien wyglądać. Teraz właściwie zmieniam coś cały czas. To jest projekt otwarty”, opowiada Karina. Na początku przywieźli trochę mebli z Polski i zostawili wszystko tak, jak zastali. Oprócz budynku głównego są jeszcze inne pomieszczenia gospodarcze, garaż, „jakieś doklejone ruiny”. Na początku najważniejsze było zagospodarowanie terenu, uporządkowanie ogrodu i zbudowanie basenu. Jego budowa nałożyła się w czasie z wybuchem pandemii COVID-19, a to spowodowało, że utknęli w Polsce. „Basen budowaliśmy zdalnie. Na szczęście okazało się, że ekipa jest całkiem sprawna”, mówi Karina. Części rzeczy zastanych Karina w ogóle nie ruszyła, ale gdy tylko udało im się wrócić do Francji, zabrali się za te, które ze względów estetycznych doskwierały im najbardziej. Zostawiła na przykład jedwabne tapety, choć kolorystycznie nie do końca jej pasowały. „Nie chciałam ich niszczyć, bo miałam poczucie, że ktoś wcześniej włożył w to dużo serca i pieniędzy”.

Piotr Stokłosa

fot. Waza Sister ze złotym sercem na pokrywce, Bosa Ceramiche

Na żywioł

Mówi, że łatwiej się projektuje dla siebie niż dla obcych ludzi. „Wiem, że jeśli jakiś przedmiot nie pasuje mi do pomieszczenia, w którym go zaplanowałam, po prostu przestawię go gdzie indziej. Mam tyle pokoi, że bez kłopotu jestem w stanie znaleźć dla niego inne miejsce”. I przyznaje, że kupując przedmioty do domu, często idzie na żywioł, bo we Francji jest mnóstwo pięknych rzeczy. „Jeśli chodzi o meble, to nawet w tym starym domu wolę nowoczesne, dlatego w salonie na dole królują jasne kanapy marki Flexform”. Szaleje za to z dodatkami, takimi jak lampy, wazony, ceramika, szkło, a w jej francuskim domu jest mnóstwo tak lubianych przez projektantkę włoskich akcentów. Na kominku dumnie stoi waza Sister marki Bosa Ceramiche, ze złotym sercem na pokrywce. Przyjechała tu z warszawskiego mieszkania Kariny. Podobnie jak meble i trochę sztuki. W gabinecie wisi obraz Bartka Otockiego. „Dużo osób myśli, że to Fangor, bo rzeczywiście przypomina jego prace. Mieliśmy obraz Fangora w swojej kolekcji, ale poszedł pod młotek, żebyśmy mogli zbudować basen”, opowiada. I dodaje: „Bardzo lubię też przestrzenne prace Pawła Bika. Bardzo tu pasują, bo są w jasnych kolorach, w jakich starałam się utrzymać wnętrze”.

Cały tekst przeczytasz w wydaniu specjalnym VIVA! Moda

Reklama

fot. Przestrzenny obraz Pawła Bika i fotel vintage kupiony we Francji

Reklama
Reklama
Reklama