Reklama

Nie było jej dane obchodzić nawet 27. urodzin. Gia Carangi mawiała, że Bóg miał dla niej wielki plan, jednak zrealizuje się on dopiero w innym życiu. Pierwsza supermodelka, która wyznaczyła ścieżkę dla takich gwiazd jak Cindy Crawford, Linda Evangelista czy Claudia Schiffer. Mogła mieć wszystko. Niestety, wybrała mroczną ścieżkę uzależnień, toksycznych relacji i w konsekwencji choroby, która odebrała jej to, co najcenniejsze. Życie. Odeszła 38 lat temu, 18 listopada 1986 roku.

Reklama

[Artykuł aktualizowany 18.11.24 r.]

[Ostatnia publikacja na VUŻ i Viva Historie 23.11.2024 r.]

Od Filadelfii do Nowego Jorku

Jako 17-latka uczyła się w szkole średniej i dorabiała w niewielkiej restauracji ojca, aby zaoszczędzić pieniądze na koncert Davida Bowiego. Jego styl był jej niezwykle bliski, z uwagi na androgeniczne cechy męskie i żeńskie, które sobie upodobał. Także sama Gia lubiła męskie ubrania, nie bała się w nich pokazywać publicznie.

W Filadelfii debiutowała na zdjęciu w lokalnej gazecie. Nie trzeba było długo czekać, aby dostrzegł ją Arthur Elgort, fotograf z Nowego Jorku. To on pokazał zdjęcie nastoletniej Giny Wilhelminie Cooper, właścicielce agencji modelek, która zachwyciła jej się urodą i odmiennością od panującego wówczas kanonu piękna. Gia nie była bowiem klasyczną, wysoką i chudą blondynką. Brązowe oczy i ciemne włosy odziedziczyła po ojcu, który z pochodzenia był Włochem. Matka Irlandka przekazała jej w genach porcelanową cerę. Krótko po spotkaniu z Cooper, Gina podpisała kontakt w Nowym Jorku, nie wiedząc jeszcze, że jej nowojorski sen nie okaże się „Baśnią tysiąca i jednej nocy”.

Czytaj też: Była u szczytu sławy, nagle zniknęła. Elżbieta Zającówna zrezygnowała z kariery przez chorobę

Kontrowersyjna, odważna i temperamentna

Od początku wiedziała, czego chce. Modeling stał się dla niej nie tylko pracą, ale i przyjemnością. Czerpała z niego garściami. Uwielbiała swoje ciało, była pewna siebie i potrafiła wykorzystać każdy swój atut. Zdjęcia całkowicie to odzwierciedlały. Odważne, nagie i temperamentne sesje nie stanowiły dla niej problemu, wręcz przeciwnie. Podczas rozbieranych sesji zdjęciowych czuła się jak ryba w wodzie, a najwięksi fotografowie mody, jak Francesco Scavullo czy Richard Avedon chcieli przez to pracować tylko z nią. Kiedy pojawiała się przed obiektywem, była tak plastyczna, że potrafiła dokładnie wczuć się w każdą rolę. Nie pozowała — ona grała, pracowała całą sobą. Swobodna, spontaniczna, prawdziwa. Nigdy nie ukrywała, że jest biseksualna. I chociaż przed obiektywem Scavullo stawały już inne gwiazdy, takie jak Madonna, Kim Basinger czy Janis Joplin, z nich wszystkich największą słabość fotograf miał do Gii. Świat mody pokochał ją od pierwszego wejrzenia. Wtedy wydawało się, że nic nie może pójść źle…

Romans, który narodził się na planie

W wieku 18. lat Gia została zaangażowana do pierwszej dużej sesji zdjęciowej, która w mediach odbiła się szerokim echem. Modelka miała pozować zupełnie nago, przed obiektywem Chrisa von Wangenheima, na tle niczego więcej jak tylko ogrodzenia z siatki. Brzmi niezbyt stylowo, jednak to, co stało się podczas sesji, zszokowało wszystkich, a Gii zapewniło rozpoznawalność i… miłość! Wangenheim zaprosił do zdjęć wizażystkę Sandy Linter. Kobieta również rozebrała się do naga, a wspólna praca na planie sprawiła, że między nią a Gią wybuchł płomienny romans, który trwał wiele lat.

Sprawdź też: "Rozdzieliła nas tylko śmierć" - mówi słynna fotografka, przyjaciółka Leonarda Cohena

Gia Carangi — twarz, która była wszędzie

Nie minęło nawet kilka tygodni od przeprowadzki Gii do Nowego Jorku, a jej kariera rozwinęła się błyskawicznie. Otrzymywała angaże, o których nawet nie śniła, a jej twarz była dosłownie wszędzie. Pozowała do okładek najlepszych magazynów, takich jak Vogue czy Cosmopolitan, a znamienite domy mody wciąż proponowały jej realizacje kolejnych kampanii. Pozowała dla Yves Saint Laurent, Diora, Armaniego, Versave czy Levi'sa.

Dużo dała jej też pewność siebie. Gia doskonale wiedziała, ile jest warta, dlatego nie akceptowała pierwszych lepszych propozycji. Wybierała te, które były dla niej atrakcyjne wizerunkowo i finansowo. W ten sposób pięła się na szczyt. I zyskała miano supermodelki – pierwszej takiej, jedynej w swoim rodzaju.

CZYTAJ TEŻ: Dla niej miał zostawić pierwszą żonę, ich ślub był medialnym wydarzeniem. Dziś o Marli Maples mówi się "zapomniana" pani Trump

Gia Carangi — mroczna strona sukcesu

Wydawałoby się, że jej życie było bajką. Najlepsze kontrakty, bajeczne wynagrodzenie, kreacje od ekskluzywnych domów mody. Była stałą bywalczynią takich miejsc jak Mudd czy Studio 54, gdzie bawiła się w towarzystwie Richarda Gere'a, Andiego Warhola czy Micka Jaggera. Nowojorskie nocne życie okazało się jednak dla niej gwoździem do trumny. To właśnie wtedy sięgnęła po używki i narkotyki. Chociaż wydawała się szczęśliwa, uzależnienie było swego rodzaju odskocznią od problemów, samotności i przeszłości, która dopadała ją w najmniej odpowiednich momentach. Kiedy miała 11 lat, jej matka opuściła rodzinę i odeszła do innego mężczyzny. I chociaż po kilku latach wróciła do życia młodej Gii, ta nigdy nie zapomniała bólu, który czuła jako porzucona, mała dziewczynka. Wszystko, co robiła, zarówno w przeszłości, jak i na ścieżce swojej kariery, robiła po to, aby zwrócić na siebie uwagę matki.

Kiedy mieszkała w Nowym Jorku, doskwierała jej samotność. Otoczona wianuszkiem asystentów, makijażystów, stylistów i fotografów na planie, po całym dniu wracała do pustego mieszkania w centrum miasta. Narkotyki stały się jej przyjacielem. Dzięki nim nie wpadała w swoje depresyjne nastroje. Wywoływały radość, obojętność, odciągały myśli. Wybierała je więc po to, aby nie czuć się źle. Na złe samopoczucie wpłynęły również dwa wydarzenia z 1980 roku: śmierć agentki Wilhelminy Cooper, która przegrała walkę z rakiem płuc oraz wypadek samochodowy przyjaciela i fotografa Chrisa von Wangenheima.

Full-length portrait of American fashion model Gia Carangi (1960 - 1986) as she lies in front of a lit fireplace, dressed in a semi-transparent short with metallic coloured dots, a thin wrap-around belt, and skirt, late 1970s to mid 1980s. (Photo by Andrea Blanch/Getty Images)
Gia Carangi, lata 70. lub 80., fot. Andrea Blanch/Getty Images Andrea Blanch/Getty Images

Nałóg, który zniszczył wszystko

Miała zaledwie 20 lat, kiedy uzależnienie od narkotyków osiągnęło apogeum. Sięgała po nie non stop, niczym po cukierki na poprawę nastroju, który nieustannie się wahał. Wpadała w paranoje oraz nagłe, nieprzewidywane napady agresji. Potrafiła wyjść z sesji, jeśli coś działo się nie po jej myśli. Okładka magazynu Vogue z listopada 1980 roku wyraźnie uwydatniła ślady po igłach na jej ręce. Zaczynała sięgać dna, chociaż luksusowe domy mody i wielkie magazyny wciąż chciały, by reklamowała je Gia. Fotograf Francesco Scavullo wspominał, że na jeden z planów zdjęciowych redaktor czołowego magazynu modowego przyniósł modelce torebki z heroiną i kokainą po to, aby sesja przebiegła pomyślnie. Wszyscy wiedzieli, z czym się zmaga. Najważniejsze było jednak wykonanie zadania, czyli zdjęcia. Ludzkie życie, nie po raz pierwszy zresztą, schodziło na dalszy plan.

ZOBACZ RÓWNIEŻ: Płakała z bezsilności, nikt nie chciał z nią pracować. Poważna operacja zmieniła wszystko

Po śmierci Wilhelminy Cooper, Gia odeszła z jej agencji i podpisała kontrakt z Ford Models. Tam jednak jej ówczesny stan nie był akceptowany. W końcu została zwolniona. Propozycje okładek i kampanii reklamowych zaczęły znikać, a ludzie się od niej odwracali. Kiedy świat już oficjalnie wiedział, że jest uzależniona, przedstawiciele świata mody zaczęli obawiać się o swoją karierę i reputację. Gia nie sądziła, że właśnie tak skończy się jej bajkowy świat. Kiedyś miała wszystko, a teraz sięgała dna.

Full-length portrait of American fashion model Gia Carangi (1960 - 1986) as she poses in a semi-transparant, floor-length dress, from a Vogue magazine photoshoot, late 70s or early 80s. (Photo by Andrea Blanch/Getty Images)
Andrea Blanch/Getty Images

Gia Carangi — ostatnia okładka

Próbowała dać sobie jeszcze szansę. Miała dopiero 21 lat i całe życie przed sobą. Nie chciała skończyć w ten sposób. Wróciła do matki, do rodzinnej Filadelfii, gdzie przeszła krótki detoks. Uzależnienie było jednak silniejsze od niej i wciąż sięgała po narkotyki. Postanowiła wrócić do pracy, tym razem w szeregach agencji Elite Model Management. Wówczas stary przyjaciel Scavullo sfotografował ją na ostatnią w życiu okładkę do magazynu Cosmopolitan. To, w jaki sposób narkotyki zniszczyły jej organizm, widać było już na twarzy. Ręce musiała schować za siebie, aby nie było widać śladów po igłach. Osiągnęła dno. Nie była już w stanie wyrwać się z nałogu.

Za piękna, by umierać

Kiedy trafiła do szpitala z podejrzeniem zapalenia płuc, usłyszała wyrok: AIDS. Wówczas była to choroba jeszcze nie do końca poznana, lekarze musieli badać ją w kombinezonach ochronnych i rękawiczkach. Zmarła 18 listopada 1986 roku w wieku zaledwie 26 lat, jako pierwsza znana kobieta, u której jako przyczynę podano wirus HIV. W ostatnich chwilach towarzyszyła jej matka, która w ten sposób chciała wynagrodzić jej kilka lat swojej nieobecności.

Na pogrzebie zjawili się tylko najbliżsi, a o jej śmierci nie informowano oficjalnie. Rodzina miała nawet problem ze znalezieniem domu pogrzebowego, który podjąłby się przygotowania jej ciała do pochówku. Nikt nie chciał się zajmować zmarłą na AIDS.

Życie Gii w filmie biograficznym

W 1998 roku życie Gii przedstawiono w amerykańskim filmie biograficznym reżyserii Michaela Cristofera o tym samym tytule. W główną rolę wcieliła się sama Angelina Jolie. Fabuła obejmuje niezwykłą karierę ikony modelingu lat 70. i 80., jej uzależnienie od narkotyków, ale rzuca także światło na lesbijski, burzliwy związek. W filmie wykorzystano również wspomnienia przyjaciół Gii, a także fragmenty jej osobistego pamiętnika.

Reklama

Wygrała szybką i spektakularną karierę. Przegrała to, co najcenniejsze. Własne życie. Otoczona wianuszkiem osób z branży i szeregiem fanów, w rzeczywistości była bardzo samotna, co przekładało się na jej problemy emocjonalne. Kto wie, gdzie byłaby dziś, gdyby odnalazła wsparcie, przyjaciół i być może prawdziwą miłość...

imgYTAIv6-1b9c5e9
Andrea Blanch/Getty Images
Reklama
Reklama
Reklama