Reklama

Nieśmiałość może wynikać z braku pewności siebie, ale też z lęku przed światem. Największy problem mają osoby, które nie wierzą w siebie, bo nigdy nie usłyszały, że są w czymś dobre i jednocześnie boją się świata.
„W wychowywaniu dzieci warto dążyć do równowagi: »Ty jesteś ok i świat jest ok«”, radzi psycholog Maria Rotkiel. Zamiast mówić dziecku: „Uważaj” i „Nie rób”, rodzic może powiedzieć: „Spróbuj, powiem ci, jak to zrobić przyjemnie i bezpiecznie”.

Reklama

– Była Pani dziewczyną pewną siebie?
Wręcz przeciwnie. Musiałam zbudować poczucie własnej wartości, nauczyć się, że mam prawo do swoich potrzeb. Doszłam do tego metodą prób i błędów, ponieważ nie wychowywałam się w domu, w którym chwalenie dziecka uznawano za wychowawcze. Raczej był to dom, w którym kładło się nacisk na to, co można zrobić lepiej. Cały czas starałam się doskonalić, co oczywiście miało swoje plusy, ale z drugiej strony nie wiedziałam, co robię naprawdę dobrze.

– Niestety, dotyczy to większości z nas. W szkole miałam przydomek „Mimoza”. Byłam nieśmiała, bałam się ludzi.
Kiedy ktoś nie zna swoich mocnych stron i wątpi w siebie – mówimy o braku pewności siebie. Oprócz tego można jeszcze bać się świata. Największy problem mają osoby, które nie wierzą w siebie, bo nigdy nie usłyszały, że są w czymś dobre, i jednocześnie boją się świata. U nich może rozwijać się wiele psychologicznych trudności, na przykład fobia społeczna czy nerwica natręctw. W wychowywaniu dzieci warto dążyć do równowagi: „Ty jesteś ok i świat jest ok”. Lękowość wynika z obawy z przed zagrożeniami, które były wyolbrzymiane. Ale może również pojawiać się jako skutek nadopiekuńczości.

– Co chciałaby Pani usłyszeć od rodziców w dzieciństwie?
Bardzo brakowało mi przyzwolenia na to, żeby czasami sobie odpuścić. Teraz mam 44 lata i świadomość, że jak nie chcę czegoś robić, to nie muszę.

– Na przykład?
Na przykład nie muszę pisać kolejnej książki, kiedy nie czuję weny albo uważam, że w tym momencie nie mam światu nic szczególnego do opowiedzenia. Nie biorę dodatkowych prac, bo już nie muszę sobie udowadniać, że jestem w czymś dobra. Kiedy z kimś polemizuję, nie mam potrzeby przekonywania tej osoby do swoich racji za wszelką cenę. Gdy ktoś się ze mną nie zgadza, mówię, że jego opinia jest ciekawa, ale ja mam inne zdanie na ten temat. Potrafię w spokoju postawić kropkę. To jest bardzo miłe doświadczenie. Żyję w świecie, który jest dla mnie wystarczająco dobry i jestem wystarczająco szczęśliwa. Cieszę się z drobnych rzeczy. Już nie czekam, aż świat padnie mi do stóp i obwieści, że jest mną zachwycony. Wystarczy mi miłość w oczach mojego dziecka, moich najbliższych i moich zwierząt.

– Celnie to Pani ujęła.
Na początku swojej pracy zawodowej, kiedy byłam na studiach doktoranckich, oczekiwałam, że zrobię coś tak spektakularnego, że wszyscy będą oszołomieni, jaka jestem mądra i zdolna. Teraz wystarczy mi satysfakcja z mojej wiedzy, która sprawia, że czuję się użytecznym członkiem społeczeństwa.

– Co Pani przekazuje swojemu synkowi?
To, czego sama nie dostałam w dzieciństwie – przyzwolenie. Jeśli moje dziecko mówi, że coś jest nieciekawe, odpowiadam: „Dobrze, nie musisz tego robić. Zajmij się tym, co się interesuje”. Powtarzam synkowi, że nie musi być w każdej dziedzinie najlepszy, a nawet dobry. Zachęcam, żeby skupiał się na rzeczach, które go pasjonują. Moje dziecko, podobnie jak ja, nie ma zdolności manualnych. Rysuje, mówiąc delikatnie… ciekawie (śmiech).

– Dyplomatyczna mama.
Charakter pisma również ma oryginalny, podobnie jak ja. Kiedy pani w przedszkolu po raz kolejny zwróciła mu uwagę, że powinien bardziej się starać, przeprowadziłam z nią poważną rozmowę. Wytłumaczyłam, że on się stara, po prostu ma charakter pisma, który nie jest najładniejszy. Sama brzydko piszę i maluję. Podobnie ma mój synek. Natomiast fenomenalnie liczy i ma bardzo szeroki zakres słownictwa. Mówię: „Adaś, zobacz, jak dobrze liczysz, potrafisz dodawać, odejmować. Dobrze czytasz. Zobacz, jak ładnie mówisz, o ilu ważnych i trudnych tematach potrafisz porozmawiać”. Razem czytamy książki, nie tłuczemy godzinami szlaczków i pisania literek w linijce. On tego nie lubi i ja mu powiedziałam: „OK. Nie musisz tego lubić i nie musisz tego robić najlepiej. To nie jest problem”.

– Rewelacja.
Nasze pokolenie było wychowane w przekonaniu, że musimy równać do średniej. Za wszystko wystawiano nam oceny. Kiedy coś nam nie wychodziło, słyszeliśmy, że jesteśmy w tym kiepscy. A przecież nasze pomyłki, błędy czy potknięcia wcale nie stanowią o naszej wartości. Staram się tak wychowywać syna, żeby koncentrował się na tym, co lubi, w czym jest dobry. Ważne, żeby lubił się uczyć.

– Jak nauczycielka przyjęła Pani uwagi? Mamy narodową cechę – nie lubimy, kiedy ktoś zwraca nam uwagę.
Bardzo fajnie, ale wiem, co pani ma na myśli. Rodzice muszą mieć odwagę rozmawiać z pedagogami. Mówić o tym, że nie widzą problemu w tym, że ich dziecko nie lubi jakiegoś przedmiotu lub czymś się nie interesuje. Podkreślać zainteresowania dziecka i wymagać, aby nauczyciel go w tym wspierał. Kiedy nauczyciele słyszą taki komunikat, wiedzą, że nie muszą wymagać od dziecka rzeczy, które leżą poza jego zasięgiem. Oczywiście nie oznacza to, że dziecko ma się nie uczyć jakichś dziedzin, tylko że nie musi być bardzo dobre w tym, co go nie interesuje.

– Mam wrażenie, że kiedy jesteśmy pewni siebie i pewni swoich oczekiwań w stosunku do naszego dziecka, tym spokojniej je wychowujemy.
Użyła pani ważnego słowa – oczekiwania. Uważam, że nie powinniśmy mieć specjalnych oczekiwań w stosunku do dzieci. Powinniśmy im raczej nie przeszkadzać w nauce i rozwoju. Dziecko jest indywidualnym, samodzielnym człowiekiem, rozwija się w swoim tempie, ważne, żeby go wspierać w tym rozwoju, a nie męczyć czymś, co jest dla niego nudne. Staram się wprowadzać mojego synka w świat w taki sposób, żeby był zaciekawiony, otwarty. Pokazuję mu, że nauka jest fascynującą przygodą i przyjemnością, a szkoła fajnym miejscem. Rozmawiamy o tym, że są dzieci, które bardzo chciałyby się uczyć, a nie mogą. Staram się przedstawiać naukę jako przywilej. Robię wszystko, żeby otoczyć go wsparciem i zapewnić mu środowisko, które myśli podobnie do mnie.

– Nieśmiałość jest produktem ubocznym braku pewności siebie?
Nieśmiałość może wynikać z braku pewności siebie i z lęku przed światem, właśnie o tym rozmawiałyśmy na początku. Wtedy jest największa trudność. Takie osoby nie mają oparcia w sobie, ale też nie wierzą, że można mieć oparcie w otoczeniu. W dzieciństwie odebrały komunikat, że świat nie jest miejscem bezpiecznym i nic dobrego ich tam nie spotka. Ktoś może wierzyć w siebie, mieć poczucie, że robi coś ciekawego, ale boi się zakomunikować światu, co ma do powiedzenia, bo czuje strach przed reakcją.

– Zalewamy swoje dzieci negatywnymi komunikatami. Często z miłości i nadopiekuńczości.
Jednym z najczęstszych komunikatów, które słyszę to: „Uważaj” i „Nie”. Zamiast tego rodzic może powiedzieć swojemu dziecku: „Spróbuj, powiem ci, w jaki sposób można to zrobić, żeby to było przyjemne i bezpieczne”. Dzieci mogą doświadczyć wielu fajnych rzeczy, tylko muszą robić to w określony sposób. Jeśli dziecko chce się huśtać wysoko na huśtawce, niech się huśta, ale na huśtawce, gdzie można się zapiąć i mocno trzymać. Jak w sporcie, warto próbować, ale w sposób, który zapewnia nam bezpieczeństwo. Zachęcam, żeby nie wyręczać dzieci.

– Tak, to też zbyt często robimy.
Prosty przykład. Dziecko chce sobie zrobić kanapkę. Nie musimy mu dawać najostrzejszego noża w kuchni, pokrójmy mu chleb, ale niech on go sobie sam posmaruje na przykład rączką od łyżki. Rodzice są od tego, żeby dziecko wspierać. W tym wspieraniu mieści się czuwanie nad bezpieczeństwem, ale rozsądne, takie, które dziecku pozwala badać i eksplorować otoczenie. Ono wtedy testuje swoją sprawczość – potrafię coś zrobić, bo mogę to zrobić. Dajmy dzieciom tę możliwość.

– Pani synek w porównaniu z Panią ma dużo więcej pewności siebie?
Oczywiście. W porównaniu ze mną ma większą śmiałość w komunikowaniu światu tego, co myśli i co czuje. Kilka dni temu dorosła osoba, widząc, jak mój syn płacze, powiedziała z lekką przyganą w głosie: „Dlaczego płaczesz? Przecież jesteś już dużym chłopcem”. Adaś popatrzył na nią i odpowiedział: „Płaczę, bo jest mi smutno”. Bardzo mi się to podobało. Ma odwagę mówienia tego, co czuje.

– Prosto i celnie. Zaimponował mi.
A ja czuję satysfakcję jako mama, że on jest jednocześnie bardzo empatyczny, jeśli chodzi o uczucia i potrzeby innych. Jest czuły w stosunku do siebie samego, ale tak samo traktuje bliskich. Pamiętam, jak jego kolega w pierwszych dniach szkoły bał się trochę do tej szkoły pójść i płakał. Adaś go przytulił i powiedział: „Rozumiem, że się boisz. Chodź, pójdziemy razem, ja będę przy tobie”. To było takie fajne, poczułam taką dumę… Przyznam się pani, że popłakałam się ze wzruszenia (śmiech).

– Nie dziwę się.
Jeden mały krasnal, który obejmuje drugiego zapłakanego krasnala i razem maszerują do szkoły, gdzie my, rodzice, nie mogliśmy wejść z powodu pandemii. Musieli sami się z tym zmierzyć: wkroczyć do wielkiego obcego budynku, gdzie było dużo starszych dzieci. Adaś nie powiedział: „Przestań płakać” ani „Nie ma się czego bać”. Powiedział: „Rozumiem, że się boisz, i jestem przy tobie”.

– Sześciolatek dał koledze przyzwolenie do tych emocji.
Dlaczego my mówimy dziecku: „Nie płacz. Bądź dzielny”? Jeśli komuś jest smutno czy źle, ma prawo sobie popłakać. Możemy zapytać: „Co się stało? Dlaczego jest ci smutno? Mogę ci jakoś pomóc? Porozmawiajmy o tym”. To jest komunikat. Jak można człowiekowi, który ma lat 5, 15 czy 50, mówić: „Nie płacz”. To tak, jakbyśmy komuś, kto kaszle, bo jest chory, mówili: „Nie kaszl”.

ORLANDO FLORIN ROSU/ADOBE STOCK

– Jedni specjaliści twierdzą, że pewność siebie to cecha, z którą człowiek się rodzi. Inni uważają, że dzięki odpowiednim ćwiczeniom można ją wypracować.
Na pewno można to wyćwiczyć. Pracuję z ludźmi, którzy mają 50 lat, szczególnie z kobietami, które wreszcie mają czas dla siebie. Dzieci żyją już własnym życiem, mężowie siedzą całymi wieczorami w garażu i przykręcają 40. śrubkę. Te kobiety mogą w końcu zająć się sobą. Natomiast faktycznie przychodzimy na świat z pewnymi predyspozycjami, to są nasze cechy temperamentalne, uwarunkowania działania naszego układu hormonalnego i nerwowego. Na przykład nasza lękowość jest związana z funkcjonowaniem układu nerwowego. Dzieci bardziej lękliwe reagują większym napięciem na hałas i gorzej śpią. Mniej lękliwe śpią lepiej.

– Warto zdawać sobie z tego sprawę.
Tak, ponieważ pewne predyspozycje można wzmacniać, inne tłumić. Bardzo dużo zależy od wsparcia środowiska, szczególnie we wczesnym dzieciństwie i okresie dojrzewania. Chociaż w dorosłym życiu też może wydarzyć się wiele rzeczy, które wpływają na nasze schematy zachowań. Można wychować się w cudownym domu, dającym duże poczucie bezpieczeństwa i odwagi w odkrywaniu świata, a potem związać się z osobą przemocową, która w dużej mierze odbierze nam tę pewność siebie. Na pewno okres dzieciństwa jest fundamentem, który nas buduje.

– Co Pani mówi tym dojrzałym kobietom?
Zajmij się sobą. Zacznij dzień od myśli: Co dzisiaj mogę zrobić dla siebie. Przede wszystkim uczę je, że są ważne, że ich przyjemności i potrzeby są ważne. Że mogą mówić „Nie” i stanowczo odmawiać. Mogą postawić siebie na pierwszym miejscu. Czasami jest to praca u podstaw, ale ogromnie ją lubię. Śmieję się, że najbardziej lubię pracować z małymi dziećmi i kobietami, których dzieci wyprowadziły się już z domu. Moje ulubione grupy wiekowe to 5 lat i 50 (śmiech).

– Ciekawa jestem, jak te kobiety wychowywały swoje dzieci?
Z reguły trochę je rozpieszczały, ale były na nich bardzo skupione. Dawały im dużo ciepła, miłości, poświęcały swoją uwagę, więc ich dzieci rosły w przekonaniu, że są kochane, doceniane i ważne. Są pewne siebie i ufne w stosunku do świata, bo doświadczyły akceptacji. Ale czasami są również rozpieszczone i roszczeniowe. Mają postawę: „Należy mi się”. Kiedy mama w końcu tupie nogą i mówi: „Słuchaj, masz już 25 lat, możesz pracować, już nie będę dawała ci kieszonkowego”, to te dzieci są zdumione i urażone. Tak samo, gdy przyjeżdżają do mamy na obiad z siatką brudnych ubrań, a mama mówi: „Już czas, żebyś kupił sobie pralkę i sam prał swoje rzeczy”. Ale to można wypracować, trzeba odbudować równowagę: jeśli bierzesz, to też dawaj. Wystarczy, że mama kilka razy powie: „W ten weekend jadę z koleżankami w góry, nie ma stołówki u mamy. A za tydzień chętnie wpadnę do ciebie na obiadek” (śmiech).

– Sprytne. Kiedy synek Panią zdumiewa?
Codziennie są takie sytuacje. Na przykład, gdy sam zakłada buciki, a manualnie naprawdę nie jest zbyt zdolny. Zawiązanie sznurówek na kokardę, kiedy paluszki nie są zbyt sprawne, jest prawdziwym wyzwaniem. Cały czas chce sam coś robić. Czasami muszę mu odmówić. Na przykład chciałby już wychodzić sam z psem na spacer. Tłumaczę, że jeszcze będziemy wychodzili razem, bo ulica jest ruchliwa, a nasz pies urósł i silnie ciągnie smycz. Szukam z nim kompromisu: „Dobra, ty będziesz pieska prowadził, a ja będę szła obok”. W kuchni pomaga w przygotowaniu posiłków. Oczywiście krojenie ostrym nożem nie jest jeszcze dla niego, tak samo jak stawianie garnków na rozgrzanej płycie. Ale wrzucanie do garnka warzyw z odpowiedniej odległości – jak najbardziej. Samodzielność – tak jak wolność – wiąże się z odpowiedzialnością. Tej odpowiedzialności mały człowiek musi się nauczyć, żeby w przyszłości pomógł nam. To jest dla rodzica wielkie wyzwanie.

– Rodzicom często łatwiej jest zrobić coś za dziecko.
Brakuje nam cierpliwości, bo jesteśmy przemęczeni. Brakuje nam czasu, bo mamy złe priorytety. Uważam, że jeśli ma się dzieci, trzeba znaleźć dla nich czas, nawet kosztem pracy. Ja nie muszę kupować nowego samochodu co trzy lata, mogę 10 lat jeździć tym samym. Wolę mieć więcej czasu dla synka. Musimy być świadomi swoich decyzji.

rozmawiała: Beata Nowicka

MARIA ROTKIEL: psycholog, terapeutka rodzinna, terapeutka par, trenerka biznesu, trenerka motywacyjna rozwoju zawodowego i osobistego, dydaktyk, doradca zawodowy i osobisty, publicystka. Od 20 lat prowadzi praktykę psychologiczną, terapeutyczną i trenerską, prowadząc warsztaty, szkolenia i wykłady z zakresu rozwoju zawodowego i osobistego, treningi kompetencji zawodowych, szkolenia z zakresu między innymi mediacji i negocjacji, psychologii biznesu, zarządzania zespołem, interwencji kryzysowej w biznesie oraz work-life balance. Więcej informacji na stronie mariarotkiel.pl.

Reklama

Właśnie zostałaś mamą, a może akurat czekasz na swoje maleństwo? Koniecznie zajrzyj do nowego numeru magazynu „VIVA!Mama”. Już w kioskach!

Olga Majrowska
Reklama
Reklama
Reklama