Reklama

Anna Dereszowska to niewątpliwie jedna z najbardziej popularnych i lubianych aktorek w Polsce. Znana zarówno z ekranów kin, telewizorów, jak i z teatru. Prywatnie mama trójki dzieci, która doskonale wie, z jakimi wyzwaniami mierzą się świeżo upieczeni rodzice. Dlatego w tym roku wspólnie z marką Canpol babies, realizować będzie kampanię „Canpol babies, bo mamy wiedzą najlepiej”. Jakie jest jej przesłanie? Opowiedziała nam o tym sama aktorka.

Reklama

Pół roku temu zostałaś po raz trzeci mamą. Jak to doświadczenie różni się od poprzednich? Jest ci łatwiej, trudniej czy po prostu inaczej?

Każda ciąża jest inna i powie to każda matka, która rodziła co najmniej dwa razy. Po pierwsze dlatego, że jesteśmy na różnych etapach życia, w różnym wieku, z innymi doświadczeniami. Nasz organizm się zmienia, więc naturalne jest to, że każdą ciążę przyjmuje inaczej. Gdy zaszłam w ciążę z Leną, miałam 29 lat. Z jednej strony miałam mnóstwo siły i energii, z drugiej byłam przerażona, bo nie znałam tego stanu, nie wiedziałam, z czym się mierzę, co mnie czeka i jak dalej będzie wyglądało moje życie. Wtedy dotkliwie odczułam też brak mamy, który zmarła, kiedy miałam 9 lat. Czułam, że ona by wiedziała, doradziła, pomogła. Dobrze było mieć wówczas u boku przyjaciółki, z których kilka już miało dzieci, a kilka je planowało, bądź właśnie było w ciąży. Czułam, że potrzebuję kogoś, kto będzie w stanie zrozumieć moje lęki, wyjaśni, z czym się wiąże bycie mamą, bo sam tego doświadczył.

W trakcie kolejnej ciąży było mi łatwiej, bo już znałam ten stan, więc wiedziałam, co sygnalizuje mi moja dusza i ciało, jak sobie z tym radzić i jak słuchać siebie. Mniej panikowałam, mniej się przejmowałam.

W trzecią ciążę zaszłam w roku, w którym skończyłam 40 lat. Nie miałam już tyle siły co wcześniej, ale paradoksalnie rozumiejąc ten stan wiedziałam, kiedy mój organizm potrzebuje odpocząć. Nie forsowałam się, nie zadręczałam niepokojami. To, co łączy wszystkie moje ciąże to fakt, że pracowałam do samego końca. Na szczęście za każdym razem moi lekarze wyrażali na to zgodę, a pracodawcy zapewniali mi maksimum komfortu, za co jestem im ogromnie wdzięczna. I moje dzieci również.

Twoje dzieci dzieli spora różnica wieku: Lena ma 14 lat, Maks – 6, a Aleksander – pół roku. Czy taki układ ma twoim zdaniem więcej zalet czy wad?

Dla mnie ma więcej zalet, bo wciąż mogę uważać się za młodą mamę (śmiech). A tak serio, nie uważam, żeby to był jakiś układ. Nie kalkulowałam nigdy tego, w jakich odstępach mają się rodzić moje dzieci, bo to nie jest tak, że mają spełniać w rodzinie jakieś role.

Każde moje dziecko jest inne, odrębne. Nie traktuje ich tak samo, bo każde wymaga innej uwagi, ma inny charakter. Jedyny wspólny mianownik jest taki, że wszystkie je bardzo kocham.

Jesteś osobą publiczną i dzielisz się ze swoimi fanami sporą częścią swojego życia. Jak to jest być matką w blasku fleszy? Gdzie stawiasz granicę pomiędzy tym, co publiczne, a tym, co prywatne?

W czasach, kiedy każdy ma telefon komórkowy, którym może zrobić zdjęcie komukolwiek i gdziekolwiek, nie ma intymności. Dawniej jeden z polskich aktorów o wizerunku macho wygrał proces z gazetą, która opublikowała jego zdjęcia w szlafroku i w ogrodzie na terenie jego posesji. Zapewne dziś na takie fotografie nikt nie zwróciłby uwagi. Granica dawno została przekroczona. Wspólnie z moim partnerem ustaliliśmy, że skoro żyjemy w takich czasach, wpuścimy „świat” do naszego prywatnego życia, ale zrobimy to na własnych warunkach. Odkrywam więc przed moimi fanami taką część życia, która nie narusza naszej strefy komfortu. Pokazuję tę część domu, którą chcę, ale nie pokazuję miejsc osobistych, intymnych. Nie pokazuję twarzy dzieci, ale też nie ukrywam, że je mam. Pokazuję to na swoich social mediach, więc paparazzi nie mają żadnego interesu w tym, żeby mi robić zdjęcia, bo jak ktoś chce zobaczyć, jak żyję – po prostu wchodzi na mój instagram. Kolokwialnie mówiąc, spalam im temat. Choć ostatnio, po raz pierwszy od kilku lat, w kolorowej prasie i w internecie pojawiły się moje zdjęcia z dziećmi zrobione przez paparazzi. Nie jestem z tego powodu szczęśliwa i nie brakowało mi takiej popularności.

materiały prasowe

Domyślam się, że codziennie dostajesz mnóstwo wskazówek na temat wychowywania dzieci, zarówno od bliskich, jak i od nieznajomych z internetu. Jak na nie reagujesz? Czy jest jakiś rodzaj „złotych rad”, na które masz alergię? A jakie zwykle okazują się pomocne?

Jestem już tak doświadczoną matką, że sama mogłabym tych rad udzielać (śmiech). Na szczęście wiem, jakie to bywa irytujące. Przede wszystkim jednak wiem, że każda mama zna swoje dziecko najlepiej. Jeśli będzie miała wątpliwości, sama poprosi o radę, wsparcie czy dobre słowo, a wówczas chętnie podzielę się swoim doświadczeniem. Doświadczenie nie równa się jednak wiedzy, dlatego słucham innych, ekspertów w danej dziedzinie. Z moimi koleżankami mamami też bardzo chętnie wymieniam opinie na tematy związane z macierzyństwem, tyle że one nie mówią mi, co ja mam zrobić, tylko co one by zrobiły, gdyby były w mojej sytuacji. Jest to subtelna, ale znacząca różnica.

Jak znaleźć równowagę pomiędzy własną matczyną intuicją, poradami innych i wiedzą z książek? Łatwo się w tym wszystkim pogubić.

Ważne jest, by będąc matką czy ojcem, mieć pewien rodzaj pokory, która włączy czerwoną lampkę alarmową, kiedy rodzic poczuje, że jest nieomylny.

Ja bardzo wierzę w to, że mamy wiedzą najlepiej, co jest dobre dla dzieci, ale będą się czuły bezpieczniej, kiedy skonsultują jakiś problem czy wątpliwość z ekspertem lub po prostu zaufaną osobą. Wiem, że zdarzają się sytuacje, w których każdy mówi coś innego, wtedy właśnie potrzebna jest ta matczyna intuicja, o której mówisz. Nie raz doświadczyłam sytuacji, w której moje przeczucia się sprawdzały. Dlatego sobie ufam.

W macierzyństwie największą radością jest obserwowanie, jak nasze dzieci dorastają, poznają świat i nabywają nowych umiejętności. Czym ostatnio zaskoczył cię Aleksander?

Tu właśnie zauważam największą różnicę w tym, jak uczestniczyłam w życiu moich dzieci. Kiedyś uważałam, że można pogodzić bycie idealną matką, idealną partnerką, idealną gospodynią i idealną pracownicą. Że to wszystko tylko kwestia dobrej organizacji. Dziś wiem, że to bzdura, bo bycie idealną ma swoją cenę. Teraz wystarczy mi, że jestem wystarczająco dobra i to mi pozwala bardziej uczestniczyć w życiu moich dzieci.

Córka trenuje siatkówkę. Wiem, jakie to jest dla niej ważne i staram się uczestniczyć w jej siatkarskiej przygodzie, z tym większą radością, że Lenka odnosi w tej dziedzinie spore sukcesy. Jako jedna z reprezentantek Mazowsza zdobyła niedawno brązowy medal na Ogólnopolskiej Olimpiadzie Młodzieżowej! Jesteśmy z niej bardzo dumni. Lena uwielbia też gotowanie. Jest naszym rodzinnym „Master Chefem”. Kuchnia za każdym razem wygląda jednak jak pobojowisko. Wystarczy, że ją z grubsza ogarnę. Nie będę szorować, bo zaplanowałam wieczór w kinie z moim partnerem i to w tym momencie jest dla mnie najważniejsze. Maksio gra w piłkę nożną i chodzimy na jego mecze, rozgrywamy też rodzinne turnieje w naszym ogródku. Lena na bramce, Maks w ataku, Daniel w obronie, ja z Aleksem jako organ doradczy (śmiech).

A już leniuchowanie z Aleksem wprost uwielbiamy. Patrzę jak każdego dnia nasz mały miś się zmienia, rośnie, uczy się. Ostatnio z okazji „półroczku” dostał prezent od Canpol babies – pierwszy kubeczek do picia. I to taki specjalny – z odważnikiem, który pozwala na picie w każdej pozycji i rurką, która nie tylko jest idealna dla wrażliwych dziąseł maluszka, ale też dzięki specjalnej membranie nie przecieka. Dodatkowo ma ergonomiczne uchwyty do trzymania, nie jest ciężki, więc Aleksander od razu wiedział, co z nim zrobić. To idealny kubek niekapek. I oby za parę lat nauka jazdy na rowerze przyszła nam z podobną łatwością (śmiech).

Świat bardzo poszedł do przodu i dzisiejsze dzieci mają do dyspozycji udogodnienia i rozrywki, o których 20 czy 30 lat temu nam się nawet nie śniło. Czy twoim zdaniem im to służy? Czy wręcz przeciwnie – zabija kreatywność i inicjatywę?

Z zasady nie obrażam się na rzeczywistość. Ale też nie zachwycam się nią bezwarunkowo. Obserwuję. Wiem, że każde urządzenie może służyć dobrej lub złej sprawie, więc to kwestia nauczania, wychowania, wpojenia zasad, by dziecko wiedziało co jest dobre, a o co nie.

Arystoteles głosił, że jak widzi współczesną młodzież, to widzi koniec cywilizacji. Było to przed naszą erą, a jak widać cywilizacja wciąż trwa. Dlatego nie dramatyzowałabym w tej kwestii.

Jako ludzkość mamy dużo poważniejszy problem – systematycznie zabijamy siebie i naszą planetę. Ekolodzy grzmią, a każdy myśli „mnie to nie dotyczy”. I nie jest to wina dzieci. Wręcz przeciwnie, to one są coraz bardziej świadome tego, co się dzieje i próbują dotrzeć do dorosłych, którzy za ten stan są odpowiedzialni. Wszyscy znamy przecież Gretę Thunberg i widzimy, ile udało się jej zrobić, by nas uświadomić. Na szczęście wciąż mamy więc dzieci, które są kreatywne, mają inicjatywę. Tylko nauczmy się ich słuchać.

Będziesz namawiała swoje dzieci, żeby posmakowały świata show-biznesu? Czy raczej chcesz je za wszelką cenę przed tym chronić?

Nie będę namawiać ani nie będę zabraniać. Wolność jest wciąż jednym z najważniejszych praw. Mój zawód daje mi mnóstwo szczęścia, ale nierzadko ma to swoją cenę. Dzieci to widzą. Ja pierwsza w rodzinie poszłam w artystycznym kierunku. Nigdy nie usłyszałam od mojego taty, żebym tego nie robiła, nigdy nie narzucał mi swojego zdania. Zawsze mnie wspiera i bezwarunkowo kocha. I moim dzieciom chcę dać to samo.

Reklama

Materiał powstał z udziałem marki Canpol babies

Reklama
Reklama
Reklama