Razem z bratem, Mirkiem wychowywała się w cichym domu. Byli CODĄ - dziećmi głuchych rodziców. Oboje pełnili rolę przewodników, tłumaczy dla mamy i taty. "Codziennie musieliśmy na zmianę tłumaczyć w języku migowym Dziennik Telewizyjny, bo chcieli wiedzieć, co się dzieje w Polsce. Po Dzienniku był film, więc siadaliśmy na krzesełku i tłumaczyliśmy im filmy. Gdy emitowano filmy radzieckie, mieliśmy wolne, bo puszczano je z napisami… ", mówi Olga Bończyk w rozmowie z Elżbietą Pawełek. Jak rozpoczęła się ich przygoda z muzyką? Nie każdy wie, że starszy brat artystki jest utalentowany i również związał swoją przyszłość ze światem artystycznym. Wokalistka więcej opowiedziała w wywiadzie VIVY!.

Reklama

Olga Bończyk o bracie. On również jest znanym muzykiem

Była pani CODĄ (od angielskiego Child of Deaf Adult), czyli dzieckiem głuchych rodziców. Co to dla Pani znaczyło?

Jako dziecko zupełnie nie zdawałam sobie z tego sprawy, co to oznacza i jakie mogą być tego reperkusje. Dzieci CODA, nazywane potocznie kodakami, bardzo wcześnie, tak jak było to u mnie, stają się opiekunami swoich rodziców. Często cierpią z powodu odrzucenia przez rówieśników, bo niestety dzieci bywają okrutne. Dawniej osoby niesłyszące nie miały takiego wsparcia, jakie daje dziś świat cyfrowy. Dziś są maile, SMS-y i różne komunikatory. W czasach mojego dzieciństwa nie było telefonów stacjonarnych, a w każdym razie nie wszyscy je mieli, więc jak się pojawiły, zainstalowaliśmy w naszym wrocławskim domu faks. Dzięki temu, gdy przeniosłam się do Warszawy, zrezygnowałam z pisania listów, za to wysyłaliśmy z tatą do siebie faksy. Niestety mama już tego nie dożyła. Razem z Mirkiem, moim starszym bratem, byliśmy dla rodziców tłumaczami. Codziennie musieliśmy na zmianę tłumaczyć w języku migowym Dziennik Telewizyjny, bo chcieli wiedzieć, co się dzieje w Polsce. Po Dzienniku był film, więc siadaliśmy na krzesełku i tłumaczyliśmy im filmy. Gdy emitowano filmy radzieckie, mieliśmy wolne, bo puszczano je z napisami… [...]

Niesamowita historia, kto odkrył Wasz talent muzyczny?

Pani Zosia, przedszkolanka. Jako dzieciak bardzo dużo śpiewałam, ale najpierw zauważyła mojego brata, więc powiedziała mamie, że Mirek jest utalentowany muzycznie i byłoby dobrze wysłać go do szkoły muzycznej. Moja mama, na szczęście, była bardzo mądrą kobietą i uznała, że skoro Pan Bóg dał jej takie utalentowane dzieci, to nie będzie zmieniała boskiego planu. Wysłała brata do szkoły muzycznej. Po czterech latach przyszła kolej na mnie, bo pani Zosia powiedziała: „Co zrobić, córka też”. A mama powiedziała: „Nie”. Rozumiała już, jak ogromny ciężar na siebie wzięła. Zdecydowała wysłać mnie do szkoły rejonowej, a ja w płacz. W domu mieliśmy szafkę pod telewizor z szufladą, której rant w desperacji pocięłam nożem i flamastrem namalowałam klawisze. Codziennie ostentacyjnie „grałam” mamie przed nosem, demonstrując, jak bardzo zależy mi na tym, by uczyć się w szkole muzycznej. Wtedy mama zrozumiała, że tej „wojny” nie wygra. I tak rodzice kupili mi pianino, dostałam adapter Bambino 2 i stos płyt winylowych z pięknymi piosenkami, których uczyłam się na pamięć, by śpiewać je przed lustrem ze skakanką w ręku. Naprawdę wierzyłam, że w przyszłości stanę na wielkiej estradowej scenie. Rodzice zawsze nas wspierali i starali się nam pomagać. Mama pilnowała, żebym ćwiczyła zadane utwory, siadała obok mnie przy pianinie, chociaż nie słyszała ani jednego dźwięku…

Zobacz także

TYLKO W VIVIE!: Rozłąka z jedyną córką była dla niego trudnym przeżyciem. Artur Żmijewski nie ukrywał łez

Olga Bończyk, Viva! 16/2024
Olga Bończyk, Viva! 16/2024 IZA GRZYBOWSKA/ BUKU TEAM

Olgę Bończyk łączy z bratem wyjątkowa więź

Skończyła Pani szkołę w klasie fortepianu?

Tak, a mój brat w klasie skrzypiec. Bez problemu dostał się potem do Akademii Muzycznej w Poznaniu, gdzie zauważyła go Agnieszka Duczmal i wzięła do Orkiestry Polskiego Radia Amadeus, w której gra do dzisiaj jako koncertmistrz. Natomiast ja, choć nie zostałam pianistką, dziś spełniam swoje największe marzenia o prawdziwej scenie. Bez gruntownego wykształcenia muzycznego nie byłabym jednak świadomą wokalistką i muzykiem. Rodzice włożyli w nasze wykształcenie tak dużo wysiłku, że nie potrafiłabym spojrzeć sobie w oczy, gdybym zmarnowała ich trud. Lata szkolne mocno mnie zahartowały, bo w szkołach artystycznych jest silna rywalizacja, trudniej o głębokie przyjaźnie. A nie byłam w klasie akceptowana, może dlatego, że pochodziłam z innego świata. Czułam się niezauważana. To sprawiło, że bardzo wcześnie sama dla siebie musiałam stać się sterem, żeglarzem, tratwą i opoką. I musiałam bardzo wierzyć, że to przetrwam… [...]

Mówią, że dla Pani nie ma rzeczy niemożliwych. Olga Bończyk wszystko potrafi zrobić sama, nawet białą kiełbasę na święta.

Tak, to prawda. Czasem słyszę: „Jak to robisz, że czego się nie dotkniesz, to wszystko ci wychodzi?”. Trudno zaprzeczyć, bo naprawdę tak już mamy z moim bratem, że wiele rzeczy przychodzi nam łatwiej niż innym. Oboje mamy dziecięcą ciekawość świata, więc szybko się uczymy nowych rzeczy. I jak patrzę na niego, to jesteśmy jak klony. Mamy zdolności manualne, więc bez problemu potrafimy wymalować lub wytapetować mieszkanie, naprawić kran czy skręcić szafkę. A wieczorem jedziemy zagrać koncert. Myślę, że wychowywanie się w domu, w którym nieustająco musieliśmy pomagać, wymusiło na nas tę samodzielność. Uwielbiam nowe wyzwania, czego najlepszym dowodem jest ta płyta, będąca eksperymentem muzycznym. Nie boję się porażek, co zostało mi z dzieciństwa, więc nie mam lęku przed tym, że coś się nie uda. A jak się nie uda, to świat się nie zawali.

Jest Pani spełniona zawodowo, a co z życiem prywatnym?

Niestety nie mam się czym pochwalić. Nie można mieć w życiu wszystkiego i to chyba u mnie mocno wybrzmiało. Życie dało mi spełnienie, wiele uniesień, poczucie, że robię to, o czym marzyłam, i nie oddałabym tego szczęścia zawodowego za nic innego.

TYLKO U NAS: Próbowała budować rodzinę, ma za sobą dwa nieudane małżeństwa. Dziś nie wie, czy jest gotowa otworzyć się na miłość

Reklama

Cały wywiad w nowym numerze VIVY. Magazyn dostępny w punktach sprzedaży od czwartku, 29 sierpnia.

Olga Bończyk, Viva! 16/2024
Olga Bończyk, Viva! 16/2024 IZA GRZYBOWSKA/ BUKU TEAM
Ewa Żmijewska, Karol Żmijewski, Wiktor Żmijewski, Artur Żmijewski, Viva! 16/2024 okładka
Ewa Żmijewska, Karol Żmijewski, Wiktor Żmijewski, Artur Żmijewski, Viva! 16/2024 KRZYSZTOF OPALIŃSKI
Reklama
Reklama
Reklama