Udział w Azji Express był ich miesiącem miodowym, rozgrzali internet do czerwoności. Czy pokazali swoją prawdziwą twarz?
"Część osób się ze mną utożsamia, część wysyła do psychologa", mówi Agnieszka Głowacka
- Katarzyna Piątkowska
Są jak ogień i powietrze, ona podsyca jego ogień. Umówili się, że będą ze sobą, dopóki śmierć ich nie rozłączy. Agnieszka i Piotr Głowaccy wzięli udział w programie „Azja Express” i rozgrzali internet do czerwoności. Czy pokazali swoją prawdziwą twarz? Dlaczego zdecydowali się na udział w programie i kto w ich związku jest rannym ptaszkiem, a kto sową, opowiedzieli Katarzynie Piątkowskiej, przy okazji spierając się o to i owo.
Agnieszka i Piotr Głowaccy o udziale w Azji Express
Piotr: Powiem ci, jak wyglądał mój wczorajszy dzień. Wstaliśmy o 6.30. Zawieźliśmy dzieci do szkoły, potem od razu pojechałem do Akademii Teatralnej na zajęcia ze studentami, potem miałem zdjęcia próbne, po nich nagrania, a jeszcze później spotkanie w sprawie naszej fundacji wspinaczkowej i kolejne zdjęcia próbne. Do domu dotarłem przed dziewiątą i przeczytałem dzieciom książkę na dobranoc. W międzyczasie odebrałem milion telefonów, a jak Ida i Aaron zasnęli, usiadłem do komputera.
Rozumiem, że udział w programie „Azja Express” był dla Ciebie odpoczynkiem.
Agnieszka: To był nasz miesiąc miodowy. Jak widzisz, ręka Piotra jest zespolona z telefonem, a tam okazało się, że nie możemy mieć własnych, tylko te do porozumiewania się z ekipą i odbierania poleceń.
Piotr: Nawet jak jedziesz z dziećmi na wakacje, robisz zdjęcia, sprawdzasz, co się dzieje na świecie, odpowiadasz czasem na maila. A na czas programu zostaliśmy od tego odcięci. Budziliśmy się o siódmej i mieliśmy tylko jeden cel – czerwoną flagę, czyli metę odcinka. Potem zasypialiśmy o 23. Dla mnie to było niesamowicie odprężające doświadczenie, bo nie myślałem o niczym innym.
Po co Wam to było?
Agnieszka: Chyba żeby na wakacje wyjechać (śmiech). Ale gdy TVN przyszedł do nas z propozycją, ze względu na dzieci długo zastanawiałam się, czy możemy pojechać. Nie było przecież wiadomo, czy wrócilibyśmy do domu po półtora tygodnia, kiedy odpadają pierwsi uczestnicy, czy zostaniemy miesiąc. Oczywiście liczyliśmy na ten najdłuższy czas, ale nigdy wcześniej przez siedem lat, odkąd zostaliśmy rodzicami, nie wyjechaliśmy razem bez dzieci na tak długo. Kilka razy wyjechałam na 10 dni wspinać się. [...]
Piotr: Propozycja udziału w programie przyszła w odpowiednim momencie. Zgadzam się z wieloma prądami filozoficznymi, że życie człowieka podzielone jest na siedmioletnie etapy. W biologii mówi się o tym, że pierwsze siedem lat życia jest po to, żeby dziecko dożyło do tych siedmiu lat i zorientowało się, że jest osobne. Oddziela się coraz bardziej od rodziców, a kiedy ma siedem lat, ma poczucie odrębności. Nasza rodzina potrzebowała tej cezury. Kiedyś istniały symboliczne granice, które pokazywały, że przechodzi się do kolejnego etapu. Na przykład postrzyżyny.[...]
TYLKO W VIVIE!: Łączy ich gen indywidualizmu i fascynacja teatrem. Córka Tomasza Karolaka pójdzie w ślady sławnego ojca?
Byliście jedną z najbarwniejszych par tej edycji. Ale czy ta spontaniczność reakcji przysłużyła się Wam?
Agnieszka: Nie udawajmy, że nie mówimy k…a, gdy mówimy k…a. Wystarczy przejść się po centrum handlowym, żeby usłyszeć, jakich słów ludzie używają. Tak, my też przeklinamy. Nie chciało mi się tracić czasu na wymyślanie postaci, która będzie biegła w „Azja Express”. Ja jestem zadaniowa i realizacja zadań była dla mnie najważniejsza. Liczył się tylko wyścig. To była zabawa na serio. Zwłaszcza że inne pary też biegły na serio. I to było fajne.
Piotr: Wyścig był serio i na tym polega ta zabawa.
Agnieszka: Piotr, już wiem, chodzi o to, że powinniśmy udawać, że nam nie zależy. Ale to byłoby kłamstwo. Kiedy ktoś się ściga i mówi, że mu nie zależy, trudno mi w to uwierzyć.
Piotr: Jak startujesz w wyścigu, to zależy ci na wygranej. Co jest w tym złego, że ktoś chce wygrać? Gdy bierzesz udział w grze, nawet planszówce, i nie chcesz wygrać, to po co bierzesz w niej udział? Zwłaszcza w takiej, która polega na tym, że jeśli odpadniesz, to nie grasz dalej i nie zobaczysz nic więcej, choć wykonałaś taki wysiłek, wszystko pod to ułożyłaś. Ta gra ma jeszcze to do siebie, że jest oparta tylko i wyłącznie na wierze w to, że to ma sens. Ta gra nie ma sensu, jeśli w nią nie uwierzysz.
Do ostatniego odcinka ta gra miała dla Was sens?
Agnieszka: W ostatnim odcinku stało się to, co z innymi parami, które odpadały wcześniej.
Piotr: Momentem, w którym wyścig stracił dla mnie sens, był ten, gdy dotarliśmy do gry w koło fortuny z tak zwanymi okropnościami do jedzenia. Były tam jądra żółwia, krew węża, balut, czyli żywcem ugotowane pisklę, i miseczka z trzema kostkami stinky tofu czy jajka żółwia. Musieliśmy trzykrotnie zakręcić kołem i zjeść, co wylosujemy. Dla nas w wypadku wylosowania czegoś mięsnego przygotowano zastępnik – porcja stinky tofu, ale nie taka jak na kole, tylko cztery razy większa. Była to de facto kara czasowa, bo to tofu jest słone i mdłe. Taką ilość je się znacznie dłużej niż inne potrawy z koła. Byliśmy gotowi zjeść wszystkie niemięsne rzeczy. Od 13 lat ze względów etycznych jesteśmy wegetarianami. Nie było więc opcji, że złamiemy tę zasadę.
Przegraliście przez przekonania?
Piotr: Nie. W tym momencie ta gra po prostu straciła dla mnie sens.
Agnieszka: Nie mogliśmy zrozumieć, dlaczego takie zadanie dostaliśmy w finałowym odcinku, kiedy gra toczyła się o sekundy. I po co ono w ogóle było. Już po programie dowiedzieliśmy się, że na Tajwanie to była ostatnia budka, gdzie można było zjeść tego typu rzeczy. Denerwowałam się nie dlatego, że przegramy, tylko dlatego, że nie rozumiałam, dlaczego tak się dzieje. Że dostajemy zadanie, którego nie wykonamy. Gdybyśmy odpadli, bo nie złapaliśmy stopa albo byliśmy za wolni, to rozumiem. Ale to? [...]
TYLKO W VIVIE!: Długo dojrzewał do roli ojca, uciekał w pracę: "Bałem się założenia rodziny. Ponad 10 lat nie mieszkałem z Violką i dziećmi"
Czego się o sobie dowiedzieliście w trakcie tego wyścigu?
Agnieszka: Niczego nowego. Doskonale umiemy pracować w zespole, pod warunkiem że każde z nas ma swoje zadania. Gdy mamy odpowiednio podzielone role, to idzie nam dobrze. Jak się razem rzucimy na jedno, będziemy mieli dwie skrajnie różne wersje, jak je wykonać. Dlatego gry zespołowe to dla nas jazda bez trzymanki. Ale na przykład szukanie noclegu… Oddałam pole Piotrowi, bo to uwielbiał. Kocha rozmawiać z ludźmi, co nie oznacza, że ja nie lubię, ale on ma łatwość snucia opowieści. Dlatego chyba jako jedyni nie mieliśmy nigdy z tym zadaniem problemu.
Ten program nie przysporzył Wam sympatii?
Agnieszka: Wiem, jakie komentarze ludzie pisali. Ale internet to internet, w prawdziwym życiu jest inaczej. Ci, którzy patrzą uważnie, widzą, jak jest naprawdę. Pojechaliśmy ostatnio całą rodziną na wystawę psów. Nie spodziewałam się, że tyle dobrej energii popłynie do nas od ludzi. Podchodzili, rozmawiali. Niektórzy chcieli się przytulić. To był szał.
Piotr: Nie ma co tłumaczyć tym, którzy nie widzą. Ile by w montażu nie wyleciało nagrań z naszym udziałem, widać było, że zdobywaliśmy sympatię i zaufanie osób, które spotykaliśmy na swojej drodze.
Agnieszka: Bo jesteś sympatyczny.
Piotr: My jesteśmy sympatyczni. Jakie to słowo śmieszne. Naprawdę znamy swoje granice. [...]
Czytałam nawet, że podzieliłaś Polaków (śmiech).
Agnieszka: Też czytałam (śmiech). Część osób się ze mną utożsamia, część wysyła do psychologa.
Za pomoc w realizacji sesji dziękujemy Hotelowi Bristol
Cała rozmowa dostępna w nowym numerze VIVY! Magazyn dostępny w punktach sprzedaży w całej Polsce od czwartku, 5 grudnia.