Nieodkryty kraj Afryki, który rozkocha Cię w sobie od pierwszego wejrzenia, czyli Zoom na Namibię
To miejsce, które musisz odwiedzić!
- Agata Olejniczak-Nowak
Tymi słowami na lotnisku w Windhoek wita mnie Jurek, gospodarz warsztatów foto, organizowanych przez Huawei: „Na pewno tu wrócisz – to najważniejsze, co powiem ci o Namibii”. Mieszka tu 25 lat – ten nieodkryty kraj Afryki rozkochał go w sobie od pierwszego wejrzenia. Dziś to już dojrzałe, ale równie silne uczucie. Może i mnie dotknie ta miłość?
Droga przez pustkowia
Na start przebywam drogę przez pustkowia – w kraju dwa razy większym od Polski mieszka 20 razy mniej ludzi. W końcu trafiam do centrum Windhoek. Tu widać, nie tylko przez pryzmat hotelu o wysokim standardzie, że turystyka rozwija się dynamicznie. Jurek jednak strofuje mnie. „Chcemy tu więcej turystów, bo to kraj, który warto pokazywać, ale nigdy kosztem natury”, mówi. „Wyobraź sobie rezerwat dzikich zwierząt, a dookoła mnóstwo autobusów i głośnych turystów. Nie o to w tym chodzi”.
Słowa Jurka słyszę na lotnisku w stolicy Namibii – Windhoek. Lotnisko to duże słowo – ot większy dworzec, by nie powiedzieć… hangar. W tym niezbyt zachęcającym otoczeniu przypominam sobie, że ja przecież nie lubię wracać drugi raz do tego samego miejsca. Może tym razem zmienię zdanie?
Kawa z krokodylem
Gdy trafiam do Erindi Lodge, wiem, o czym mówił. Pobyt tu był prawdziwym zaszczytem! Niesamowita gościnność Namibijczyków pracujących w obiekcie (wieczorny pokaz lokalnego tańca!), klimatyczne, ale też luksusowe pokoje w „dzikim” designie, pyszne lokalne alkohole, basen zewnętrzny i to, co najważniejsze – tuż za ogrodzeniem zwierzęta.
Wyobraź sobie, że siedzisz na tarasie, popijasz dobrą afrykańską kawę, gdy wtem z wody wyłania się krokodyl. Wszyscy biegną do barierki, wyciągają telefony, robią zdjęcia. Tymczasem zwierzę wychodzi na brzeg i bez zażenowania prezentuje swe wdzięki. Oczywiście wciąż znajduje się w bezpiecznej (także dla niego) odległości, ale dobry zoom w smartfonowym aparacie wyciąga to, co najlepsze.
Po południu Afrykanerzy zabierają nas na przejażdżkę do Erindi – największego prywatnego rezerwatu przyrody. Tu człowiek służy zwierzętom, ratując chore czy słabe osobniki, a nie zwierzęta człowiekowi. Chyba że mówimy o jedzeniu mięsa w Namibii – mnie, wegetariance, nie jest lekko. Krokodyle czy antylopy królują w menu w kultowej restauracji Joe’s Beerhouse w Windhoek, zrzucając na sam dół jedyną jarską potrawę, czyli kuskus ze szpinakiem.
Wróćmy jednak do safari, które zachwyca nie tylko wdziękiem zwierząt, ale też krajobrazem, mimo wyschniętej roślinności (w czerwcu w Namibii trwa pora zimowa). I ten zachód słońca oglądany przy namibijskim piwie. Wieczorem po kolacji wychodzę na taras nieco ochłonąć. Wtem moim oczom, znowu niemal tak blisko jak za dnia krokodyl, ukazuje się słoń. Dla takich właśnie momentów się podróżuje.
Piękno rodem z Afryki
Podczas wyjazdu spotkamy się także z przedstawicielkami lokalnych plemion, między innymi Himba. Mówią o nich: jedni z ostatnich prawdziwych nomadów. Jest ich od 15 do 50 tysięcy, wędrują po kraju, choć większość z nich stacjonuje przy granicy z Angolą. Chętnie spotykają się z turystami – twierdzą, że zależy im na tym, by wieść o ich plemieniu niosła się po świecie. Skóra i włosy pięknych kobiet, które fotografujemy, pokryta jest „makijażem”, to jest otjize – pastą z masła z dodatkiem czerwonej ochry. Spotykamy także San People, czyli Buszmenów, którzy mają przygotowane specjalne stacje, gdzie prezentują turystom swoje zwyczaje, na przykład sposób rozpalania ognia. Oni także żyją jak prawdziwi nomadzi, choć jest im już ciężko się przemieszczać – coraz więcej namibijskich terenów trafia w prywatne ręce Niemców, którzy w XIX wieku kolonizowali Namibię. Dzisiaj kraj wydaje się mocno „niemiecki”, świadczą o tym między innymi komunikaty w tym języku. Jednak językiem urzędowym od 1990 roku jest angielski.
Kraj kontrastów
Kolejnego dnia przybywamy w okolice niemieckobrzmiącej góry Spitzkoppe. Zachód słońca z górskim widokiem nastraja melancholijnie. To złudne, bo za chwilę zacznie się niezła zabawa. Dzisiaj śpimy i jemy kolację… pośrodku niczego. Albo inaczej – pośród zapierających dech w piersiach widoków. To tutaj ulokowano nasze namioty. Uśmiechnięci Namibijczycy rozpalają ognisko i szykują genialną kolację – na szczęście są też chlebki wypiekane w ogniu i warzywa, jak również malva pudding. To przepyszny afrykański budyń z dodatkiem dżemu. Idąc spać, obawiam się zimna – w nocy w Namibii temperatura spada nawet do siedmiu stopni Celsjusza. Jednak zasypiam jak dziecko i budzę się wyspana. Wychodzę z namiotu i moim oczom ukazuje się ubrana w sukienkę charakterystyczną dla plemienia Ovambo (najliczniejsza grupa etniczna w Namibii) przepiękna Helmi – żona Jurka, z którą wziął ślub 25 lat temu po… trzech tygodniach znajomości.
Kolejnego dnia wsiadamy do dżipów. Wjeżdżamy nad Walvis Bay – Zatokę Wielorybią. Flamingi i czasem pelikany brodzą tu przy lagunie. Jedziemy też zobaczyć strefę kormoranów (gniazdują na wraku osadzonego na mieliźnie statku przed Henties Bay) oraz kolonie fok na przylądku Cross. Chłonę te widoki, choć zdjęcia robię z daleka. Jestem gościem tych cudownych stworzeń i nie mam zamiaru naruszać ich spokoju. Przejazd przez pagórkowate wydmy wprawia mnie w osłupienie, raczej nie przepadam za rollercoasterem, ale widok lśniącego oceanu pozbawia już wszelkich stresów.
Jedziemy do hotelu w Swakopmund. Wybrzeże, urocze knajpki, dobre hotele. Próbuję trzęsącą z emocji ręką sfotografować zachód słońca. Znowu powtarzam w głowie te same myśli – tu jest tak cudownie. Ten kraj nie potrzebuje fotofiltrów! Wiem, że dzisiaj nie zasnę, choćbym znowu spała w namiocie. Chyba niepotrzebnie nastawiam budzik na piątą rano – musimy wcześnie wyjechać, by pokonać około czterogodzinną trasę na lotnisko w Windhoek. Przez te kilka dni sporo oddaliliśmy się od stolicy.
Wracając do domu, przypominam sobie słowa Jurka: „Na pewno tu wrócisz”. Tak, miał rację.
Tekst: Agata Olejniczak-Nowak
Wszystkie zdjęcia zostały wykonane telefonem Huawei P30 Pro.
1 z 9
Największy prywatny rezerwat przyrody na świecie - Erindi Private Game Reserve
2 z 9
Wszystkie zdjęcia do materiału zostały wykonane telefonem Huawei P30 Pro.
3 z 9
Przedstawiciel San People (Buszmenów) w trakcie tworzenia biżuterii, którą wraz ze swoim plemieniem sprzedaje turystom.
4 z 9
Namibia oczami Agaty Olejniczak-Nowak
5 z 9
Namibia oczami Agaty Olejniczak-Nowak
6 z 9
Namibia oczami Agaty Olejniczak-Nowak
7 z 9
Wydmy przy Oceanie Atlantyckim w okolicach Walvis Bay - Zatoki Wielorybiej
8 z 9
Emocjonująca przejażdżka dżipami nad Walvis Bay - Zatoką Wielorybią
9 z 9
Przedstawicielka Himba - plemienia, które określa się mianem ostatnich prawdziwych nomadów.