Reklama

Jeżeli Paryż był całym światem, hotel Ritz był jego źrenicą. Jak w soczewce skupił się w nim XX wiek. Czas wspaniałych artystów, szalonych romansów i okrutnych wojen. Coco Chanel, Ernest Hemingway i Winston Churchill kochali Ritza. Ta miłość stworzyła legendę.

Reklama

Tekst ukazał się w magazynie VIVA! w październiku 2015 roku

Historia hotelu Ritz

Rok 1941. Francja pod okupacją Niemiec. Jedno piętro w hotelu Ritz zajmuje Hermann Göring, zastępca Hitlera. Naćpany morfiną przywódca Wielkiej Rzeszy w jedwabnym kimonie schodzi niepewnie po wielkich schodach. Wymachuje trzymaną w ręku złotą, wysadzaną diamentami laską, którą wyłudził u Cartiera. Kocha klejnoty, przy jego hotelowym łóżku stoją dwie pełne miski. Jedna zawiera tabletki morfiny. Druga – zrabowane szmaragdy i diamenty. Uwielbia przebierać w nich palcami. Koi go ten dźwięk. Gdy dojdzie do holu, zacznie się zabawa. W Ritzu niemieccy oficerowie zrzucają mundury, wkładają fraki i posługują się poprawną francuszczyzną. Z morderców przemieniają się w pożądanych zdobywców. Bogaty Paryż u ich stóp. Piękne kobiety i mężczyźni, którzy chcą robić interesy z Rzeszą. Kawior i ostrygi. Szampan leje się strumieniami. Za oknami jakaś wojna. W Ritzu przedsionek raju.

Wniebowzięcie

„Kiedy myślę o życiu po śmierci, akcja zawsze toczy się w paryskim Ritzu”, napisał Ernest Hemingway. Gdy był 20-latkiem, wpadał tam raz na miesiąc, stać go było tylko na dwa drinki. Upajał się luksusowym wnętrzem, widokiem kobiet ubranych w atłasowe suknie wieczorowe, którym hotelowi boye pomagali zdejmować futrzane etole. Gdy stał się słynnym pisarzem, bywał tam tak często i tyle wypijał koniaku, że jeden z barów został ochrzczony jego imieniem. Miłość pisarza do Ritza była nieposkromiona.

Pod koniec II wojny światowej, gdy armia niemiecka opuszczała Paryż, Hemingway z grupą żołnierzy przedarł się na plac Vendôme, aby... wyzwolić hotel! Gdy mu się to udało, zażądał starego bordeaux ukrytego w piwnicy. Razem z towarzyszami zajęli najlepsze apartamenty i żłopali prosto z butelek wino warte fortunę. Przez całe życie pisarz zarzekał się, że napisze o tym hotelu powieść. Nie dotrzymał słowa, strzelił sobie w głowę z dubeltówki.

Narodziny mitu

Ale jest powieść, której Ritz jest bohaterem. To arcydzieło „W poszukiwaniu straconego czasu” Marcela Prousta. Francuski pisarz napisał je, nie wychodząc ze swojego pokoju w Ritzu. Według diagnozy własnego ojca, lekarza, był neurastenikiem. Leżał w łóżku, słuchał plotek odwiedzających go znajomych, podrywał przystojnych kelnerów i tworzył dzieło, które miało przynieść mu nieśmiertelność.

Akcja powieści rozgrywa się w 1898 roku, w tym roku właśnie powstał Ritz. Założył go César Ritz, syn szwajcarskiego chłopa. Znał się na subtelnej sztuce dogadzania bogatym ludziom i miał szczęście. Francją wstrząsnęła akurat afera Dreyfusa. Armia skazała za zdradę młodego oficera żydowskiego pochodzenia. Zesłano go na dożywocie na Diabelską Wyspę. Gdy okazało się, że dowody winy były sfabrykowane, wybuchł wielki skandal, który podzielił Francję. Z jednej strony był rząd, arystokracja i czciciele status quo, z drugiej – intelektualiści, artyści i osoby spragnione nowych porządków. Właśnie oni uznali Ritza za swój.

Przez całe dziesięciolecia hotel stał się miejscem spotkań międzynarodowej śmietanki. Coco Chanel, która zrewolucjonizowała kobiecą modę, premier Winston Churchill, który powstrzymał hitlerowską nawałnicę, amerykański pisarz Francis Scott Fitzgerald, który opisał mroki „american dream”. Bywali tam często książę Windsoru Edward z żoną, Wallis Simpson, dla której porzucił brytyjską koronę. Czyli wielkie wymieszanie szlachetnie urodzonych, magnatów finansowych i gwiazd budzącego się show biznesu. Ritz stawiał na demokrację luksusu.

Christophe Madamour/Ritz

Woda w umywalce

Zakładając hotel, César Ritz wyczuł, że kończy się pewna epoka. La belle époque odchodziła w przeszłość. Dobić ją miała wielka wojna. César postawił na nowoczesność. Jak pisze Tilar J. Mazzeo w „Hotel Ritz. Życie, śmierć i zdrada w Paryżu”: „Oprócz estetyki Ritza i jego wygód nie było w nim nic wyniosłego czy staromodnego. Meble wprawdzie kosztowne i zachowane w klasycznym stylu Ludwików, wszystkie pokoje zaprojektowano jednak tak, by wyglądały nowocześnie, a ponieważ César Ritz niebezpodstawnie obawiał się gruźlicy i cholery szerzącej się wśród jego gości, utrzymywano je w nieskazitelnej czystości”. Oscar Wilde narzekał, że windy poruszają się zbyt szybko, a wszystkie pokoje są oświetlone. A już zupełnie nie mógł wybaczyć, że w apartamentach... jest bieżąca woda!

Dom schadzek

Historia zapisana w hotelowych łóżkach to historia zdrady. Ernest Hemingway, gdy już wyzwolił Ritza, natychmiast sprowadził do niego Mary Welsh, amerykańską dziennikarkę, z którą miał romans. Mary w środowisku korespondentów wojennych słynęła z tego, że pod obcisłe sweterki nie zakładała biustonosza. W dzień upijali się martini, w nocy kochali. A czasami odwrotnie. Gdy oni uprawiali seks, do Paryża próbowała dostać się żona pisarza, Martha Gellhorn. Także korespondentka wojenna. Ale zanim odnalazła męża, zdradziła go z przystojnym generałem aliantów, Jamesem Gavinem. Martha, trzecia żona Hemingwaya, musiała ustąpić Mary, która została jego żoną czwartą. Ale nie dość że Martha straciła Ernesta, musiała przeżyć utratę kochanka. Na Jamesa Gavina ostrzyła sobie pazury sama Marlena Dietrich, również częsta bywalczyni Ritza. Odebrała go w prosty, okrutny sposób. Przekonała mężczyznę, że Martha go zdradza. James poczuł się oszukany i poszukał pocieszenia w ramionach Błękitnego Anioła. Koło miłości i zdrady wirowało w Ritzu w oszałamiającym tempie.

Satynowa kolaboracja

Gdy w czasie II wojny światowej Niemcy zajęli Ritza, w jego luksusowych pokojach rozkwitły natychmiast miłości francusko-niemieckie. Kobiety, które prowadzały się z niemieckimi żołnierzami, nazywano „horyzontalnymi kolaborantkami” – od pozycji, które zajmowały w łóżku. Jedną z nich była Coco Chanel, która, choć miała 60 lat, zawróciła w głowie młodszemu o kilkanaście lat baronowi Hansowi Güntherowi von Dincklage, attaché niemieckiej ambasady. Była wciąż niezwykle atrakcyjną kobietą. Miłosne gniazdko mieli w jej pokojach w Ritzu, gdzie Coco mieszkała od lat 30. Co prawda kreatorka na czas wojny zamknęła swoje studio modowe, ale cały czas sprzedawała niemieckim żołnierzom słynne perfumy Chanel Nº 5. Była bogata, spokojnie mogła pozwolić sobie na rezydencję w najsłynniejszym hotelu świata.

W takim miejscu nawet schrony przeciwlotnicze były luksusowe. Podłogi piwnic wyłożono skórami dzikich zwierząt i wyposażono w jedwabne śpiwory od Hermèsa. W czasie alarmu widywano Coco, jak schodzi do schronu, a za nią służący na satynowej poduszce niesie... maskę przeciwgazową! Romans z Niemcem nie wyszedł projektantce na dobre. Zapewnił jej spokój w czasie wojny, ale ściągnął kłopoty, gdy Francuzi zaczęli rozliczać rodaków z kolaboracji. Tym bardziej że nie miano do niej pretensji jedynie za „kolaborację horyzontalną”, a oskarżano ją o pracę dla niemieckiego wywiadu. Miała więcej szczęścia od tych kobiet, którym na ulicy golono głowy, bito i gwałcono. Ją tylko aresztowano, a w dodatku zwolniono po dwóch dniach. Podobno za sprawą listu samego Winstona Churchilla, który za nią ręczył. Alianci, mimo wielu podejrzeń, nic jej nie udowodnili. A miłość z von Dincklage przetrwała. Po wojnie zamieszkali w Szwajcarii.

East News

Ruch oporu

Trudno uwierzyć w to, co działo się w hotelu podczas wojny. W Ritzu mieszkało niemieckie dowództwo okupujące Francję. W hotelu zatrzymał się sam Hitler wizytujący Paryż po zajęciu go przez niemiecką armię. Mieszkał w nim generał Dietrich von Choltitz, który pod koniec wojny dostał rozkaz zburzyć Paryż. Stolica Francji miała podzielić los Warszawy. A jednocześnie w pokojach ukrywano ludzi poszukiwanych przez gestapo. Czasami było kilkunastu uciekinierów. Dyrektor hotelu, były żołnierz, Claude Auzello i jego żona, piękna Amerykanka Blanche Auzello, Żydówka na fałszywych papierach, należeli do ruchu oporu. Legendarny barman, Frank Meier, twórca jednych z najsłynniejszych i najbardziej klasycznych drinków lat 30., również był członkiem ruchu oporu. W jego barze wywiad francuski miał swoją skrzynkę kontaktową. W tym barze spotykali się też Niemcy, którzy chcieli odwrócić bieg wojny.

Śmiertelna struna

Jednym z nich był Carl-Heinrich von Stülpnagel, wojskowy gubernator Francji. Brał udział w spisku na Hitlera. Część wojskowych chciała usunąć Hitlera i zawrzeć pokój z aliantami. Zamachu dokonano w kwaterze wodza 20 lipca 1944 roku. Niestety, bomba, która wybuchła pod stołem w czasie narady, nie zabiła przywódcy Rzeszy. Zamachowcy jednak tak byli pewni zwycięstwa, że von Stülpnagel kazał aresztować w Paryżu wszystkich członków dowództwa budzącego grozę SS.

Przez kilka godzin, do wieczora, kiedy Hitler wystąpił w radiu i powiedział, że zamach się nie udał, Paryż był wolny. Wezwany do Berlina von Stülpnagel próbował popełnić samobójstwo. Kazał zatrzymać się kierowcy, wyszedł w pole i strzelił do siebie z pistoletu. Ale stracił tylko jedno oko i niestety przeżył. Niestety, bo został odwieziony do szpitala, opatrzony, a potem wzięty na tortury. Zginął powieszony na strunie od fortepianu. Hitler krwawo zemścił się na uczestnikach zamachu i ich rodzinach. Aresztowano 5000 osób, w męczarniach zabito dwieście.

Marzenie chłopca

Gdy Ernest Hemingway w euforii wyzwalał hotel, nie wiedział, jaka będzie przyszłość. On sam, wypalony przez szalone życie i alkohol, skończył samobójstwem. W latach 50. Ritz też zaczął umierać. Po wojnie centrum świata przeniosło się do Nowego Jorku. Paryż nie kusił już tych najbogatszych. W przeszłość odeszły czasy, gdy hotel miał 450 osób obsługi. Największej perle wśród hoteli groziło bankructwo. Jej wieloletni dyrektor, Claude Auzello, nie rozumiał nowych czasów. Świata, w którym do hotelu wpuszcza się mężczyzn w kolorowych marynarkach. Jego żona, tak dzielna w czasie okupacji, uwięziona i torturowana z wolna popadła w szaleństwo. Oboje zestarzeli się. Ich epoka minęła.

28 maja 1968 roku Claude Auzello, dyrektor najsłynniejszego hotelu na świecie, wyjął z szuflady biurka pistolet zabrany niemieckiemu żołnierzowi podczas okupacji. Podszedł do śpiącej żony, przystawił lufę do linii jej włosów i pociągnął za spust. Potem zabił siebie. Lata 70. zeszłego wieku to czas śmierci Ritza. Dziecko genialnego Szwajcara, cezara hotelarstwa, umarło.

Ale, jak to w bajkach, i ta historia ma swoje radosne zakończenie. Ritz zmartwychwstał. Uratował go magnat finansowy, Egipcjanin Mohamed Al-Fayed. Gdy był chłopcem, odwiedził hotel i był tak nim zauroczony, że przysiągł sobie, iż zostanie kiedyś jego właścicielem. Gdy miał 59 lat, spełnił swoje marzenie. W roku 1979 kupił hotel za oszałamiająco niską sumę 20 milionów dolarów. 10 lat zajęła mu renowacja, w każdy pokój włożył milion dolarów, czyniąc na powrót z Ritza gwiazdę na hotelarskim firmamencie. Korytarze znów zapełniły się gwiazdami. Ritz zyskał nowe życie. Ale straciła je księżna Diana. To właśnie w noc swojej śmierci księżna wymknęła się bocznym wyjściem z hotelu, by razem z synem Mohameda Al-Fayeda uciec przed ścigającymi ich paparazzi.

Narodziny Europy

Ten hotel widział wszystko. Wybuchały w nim miłości i upadały małżeństwa. Dobijano interesy i snuto intrygi. Arystokracja i bogacze mieszali się z artystami i kobietami lekkich obyczajów. Ale czy goście, którzy dziś mieszkają w jego oszałamiających wnętrzach, wiedzą, że w nim narodził się nowy porządek świata?

Reklama

Unia Europejska w nim właśnie wzięła swój początek. Niemożliwe? A jednak. Gdy pod okupacją niemiecką, w Ritzu przy stole zasiedli biznesmeni francuscy i niemieccy, by radzić, jak prowadzić razem interesy, był to początek europejskich rozmów. Tam zawiązane kontakty doprowadziły po wojnie do powstania Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej. Ich dalszą ewolucją był traktat w Maastricht i powstanie Unii Europejskiej. A więc to, że Polska jest dziś częścią Europy, zawdzięczamy synowi szwajcarskiego chłopa. I jego talentowi do zabawiania bogatych gości.

Getty Images
Reklama
Reklama
Reklama