Nie planował im przyszłości, wspierał w wyborach. Zaskakujące, czym zajmują się synowie Artura Żmijewskiego
Karol i Wiktor nie poszli w ślady ojca
- Wiktor Krajewski
Córka Artura Żmijewskiego rozwija swoją muzyczną karierę. A synowie? Karol i Wiktor także spełniają marzenia. Kroczą jasno obraną przez siebie drogą. Aktor nie ukrywa dumy! Wspólnie z ukochaną żoną nigdy nie narzucali dzieciom swoich wizji, ale wspierali ich w budowaniu swojej przyszłości. Pragną, by byli szczęśliwi i czuli się spełnieni, wykonując pracę, która jest także ich wielką pasją. Rodzina jest dla nich najważniejsza. "Nie ma nic cenniejszego od kochającej się i rozumiejącej się rodziny. Jest jak kotwica, która osadza cię i nie pozwala ci wpłynąć gdzieś na mieliznę lub rozwalić się o brzeg", wspominał aktor.
Dla Ewy, Karola i Wiktora rodzice są największą podporą. Zawsze dzielili się z nimi swoimi sukcesami i porażkami. "Chwalę się, jeśli mi poszło, a jak nie poszło, to dzwonię i mówię, że nie tym razem. Mówiąc o porażce, wiem, że nie spotkam się z krytyką ze strony rodziców. Fajnie jest móc pochwalić się im sukcesami. Dla mnie ma to ogromną wartość", mówi Karol Żmijewski. Oto, czym się zajmują synowie aktora.
[Ostatnia publikacja tekstu na VUŻ 02.09.2024 r.]
Dzieci Artura Żmijewskiego wybrały własną drogę. Czym zajmują się Ewa, Karol i Wiktor?
Nikt z Was nie chciał robić tego, co Wasz ojciec?
Karol: Miałem taki pomysł, żeby może związać się z aktorstwem.
Artur: Poszliśmy nawet na dni otwarte do szkoły Maćka Ślesickiego. To było przed twoim liceum.
Karol: Zapaliła mi się wówczas w głowie iskierka, że może to jest dobry pomysł. Pomysł umarł równie szybko, jak się pojawił. Poszedłem do zwykłego liceum ogólnokształcącego. I już nigdy o tym nie myślałem.
Ewa: Ja na przykład nigdy nie pomyślałam o byciu aktorką. Gdy byłam młodsza, w moim życiu królowały muzyka i sport. Będąc nastolatką, dość poważnie zaczęłam trenować tenis. Jednak miłością życia okazały się gitara oraz śpiew, a rakietę odłożyłam. Wiktor jest najbliżej aktorstwa.
Wiktor: U mnie to się rozpoczęło najpóźniej. Miałem ogromną zajawkę na koszykówkę. I chyba trwała ona do 19. roku życia. Kamera wpadła mi w ręce przez przypadek i zacząłem się nią bawić. I tak bawię się nią do dziś. Koszykówkę porzuciłem, bo miałem sporo kontuzji, które okazały się dość poważne i zniechęciły mnie do dalszej gry. Stanąłem przed trudnym wyborem, bo i koszykówkę, i kamerę lubiłem tak samo. Nie można być w dwóch związkach jednocześnie. No ale na tym polega dokonywanie wyborów. Nie dostaje się w życiu wszystkiego. Sztuka wyborów wpisana jest w nasz byt.
TYLKO W VIVIE!: Żałuje, że przegapił wiele momentów, chciałby poświęcać im więcej czasu. Dla swoich dzieci Artur Żmijewski jest tatą na medal!
Artur Żmijewski chciał dla swoich dzieci jednego
Wiktor, pytasz tatę o rady, jeśli chodzi o filmowe działania?
Artur: Ja tu muszę włączyć się w rozmowę. Wiktor jest bardzo skromny i nie mówi głośno o wszystkim, czym się zajmuje. Gdy po raz pierwszy chwycił za aparat, był przecież naturszczykiem, ale jego oko dostrzegało wspaniałe, dojrzałe kadry. W przypadku każdego z was za każdym razem byłem świadkiem sytuacji, które mnie zaskakiwały. Ewa, gdy powiedziałaś mi, że chcesz studiować muzykę za oceanem, pamiętam moje zaskoczenie, dlatego że idealnie spełniałaś się w tłumaczeniach specjalistycznych. Byliśmy pewni, że będziesz kontynuować grę na gitarze, ale bardziej amatorsko. W przypadku chłopaków też tak było, że razem z mamą przeżyliśmy lekki szok, bo waszym głównym zainteresowaniem był sport.
Karol: To prawda. Miałem krótki epizod z graniem na perkusji, ale szkoła muzyczna zniechęciła mnie. I porzuciłem to. Później pojawił się u mnie pomysł, że może zostanę dietetykiem. Mnóstwo było tych pomysłów i poszukiwań, ale finalnie wygrała muzyka.
Artur: Dla mnie jako ojca to bardzo ważne, że mogliście dokonać wyboru, w którą stronę pójdziecie. Dzieci trzeba wspierać, a nie stawać okoniem w stosunku do ich życiowych pomysłów. Nie ma co walczyć, szarpać się czy przekonywać, że to my mamy rację i że wspomną kiedyś nasze słowa. Dzieci powinny być szczęśliwe ze swoimi wyborami i ich rodzice też. Bo naszą największą radością jest to, że będziecie zajmować się tym, co was pasjonuje. Nawet przez sekundę nie wyznaczaliśmy wam z mamą, co macie robić. Mieliśmy was wspierać i dawać możliwości wyboru.
Ewa: Mama oczywiście bez ciśnienia, ale liczyła po cichu, że Wiktor może pójdzie w jej kierunku, czyli nauk ścisłych. Wiktor to matematyczny umysł. A pamiętacie, jak byliśmy wszyscy w LA, a Wiktor mówił, że was, artystów, będzie musiał utrzymywać?
TYLKO W VIVIE!: Próbowała budować rodzinę, ma za sobą dwa nieudane małżeństwa. Dziś nie wie, czy jest gotowa otworzyć się na miłość
Karol: Chciał być naukowcem w Berkeley.
Wiktor: No ale życie samo to zweryfikowało. I chyba właściwie zweryfikowało.
Karol: Nasze dzieciństwo nie było trudne, mimo że nasz tata był bardzo popularny. Tata nigdy nie przenosił pracy do życia prywatnego. Gdy był w domu, to był całym sobą. Nigdy nie usłyszałem, że jest zmęczony czy nie ma czasu. [...]
Artur: Dla mnie to bardzo ważne, że nie wpływało na was to, czym się zajmuję zawodowo. Bardzo zależało mi na tym, żebyście wykonywali pracę, którą lubicie, bo wiem, jakie to jest motywujące i jak wielką radość daje. Mój starszy brat grał w piłkę ręczną. Sam miałem pomysł, że moim powołaniem będzie gra w szczypiorniaka. „Nie zgadzam się na to”, usłyszałem od mojej mamy. Nie chciała, żebym był non stop poza domem, tak jak jej starszy syn. Do ogólniaka szedłem z pomysłem, że będę radcą prawnym. Zdam na prawo, otworzę kancelarię… Na szczęście na pewnym etapie życia złapałem bakcyla związanego z amatorskim teatrem i już wiedziałem, że nie muszę więcej szukać pomysłów, czym zająć się w przyszłości. Co ciekawe, w tym przypadku mama nie protestowała i nigdy nie wypowiedziała się negatywnie na temat mojego zaangażowania w aktorstwo. Miałem jednak świadomość, że nie był to dla niej wymarzony wybór.
Cały wywiad w nowym numerze VIVY. Magazyn dostępny w punktach sprzedaży od czwartku, 29 sierpnia.