Monika Kuszyńska o mężu: "To dzięki Kubie odzyskałam kobiecość na nowo"
Monika Kuszyńska w nowej książce "Drugie życie", autorstwa Katarzyny Przybyszewskiej, redaktor naczelnej "Vivy!", wyznaje, że ma dwa życia. Przed i po wypadku. W pierwszym były i są w drugim dwie bardzo ważne dla niej osoby: mąż i siostra. Obojgu wiele zawdzięcza i "potrafi docenić, powiedzieć sobie i innym, że w tym nieszczęściu miała bardzo dużo szczęścia".
W wywiadzie dla "Vivy!" to potwierdza. Z elegancką dyskrecją opowiada o miłości do Jakuba Raczyńskiego, którego poznała podczas wspólnego grania w zespole Varius Manx, ale zakochała się w nim dopiero po tragedii. W 2011 roku para wzięła ślub.
Nie chciałabym, żeby to, co o nim opowiadam, było ckliwe czy tandetnie romantyczne. Kuba jest bardzo ważną postacią w moim życiu, ale historia, która nas łączy jest niesłychanie intymna i nie lubimy o tym mówić innym. To on stworzył mi muzyczne poczucie bezpieczeństwa. A jednocześnie jego obecność jest też dla mnie ogromnie ważna z punktu widzenia osoby, która po wypadku całkowicie utraciła swoją kobiecość. To właśnie dzięki Kubie odzyskałam ją na nowo. Trzy - cztery lata temu nie uwierzyłbym, że kiedykolwiek coś takiego głośno powiem. Z drugiej strony ja mam specyficzny charakter, nie jestem ckliwa. Dla mnie znacznie więcej znaczą czyny niż słowa, a jednak przy Kubie doceniłam wartość słów: jesteś piękna, kocham cię. Każdego dnia od nowa budowały moją wiarę w siebie i moją kobiecość.
Ich relacja rozwijała się długo, bez pośpiechu, zaczęła się od przyjaźni, bo poznali się kilka lat przed wypadkiem.
Kuba istniał w moim pierwszym życiu, ale wtedy byliśmy na dwóch różnych biegunach. Czas pozwolił nam wspólnie dojrzeć.
Na to, że Monika jest dziś silną i szczęśliwą kobietą, olbrzymi wpływ miała również jej siostra, Marta, która z oddaniem i troskliwością opiekowała się nią po wypadku. Przez wiele tygodni była obok dzień i noc. Żyła jej życiem. Przez pewien czas to było ich wspólne życie, bo wszystko toczyło się wokół zdrowia Moniki. Nie musiała nic jej mówić, ona wszystko widziała, czuła, rozumiała.
Była i jest absolutnie niesamowita. (...) Przez długi czas myślałyśmy z Martą, że taka relacja jak nasza jest oczywista, ponieważ od samego początku byłyśmy ze sobą bardzo blisko. Jako, że dzieli nas pięć lat różnicy, ten związek nie był partnerski, tylko ja byłam opiekunką Marty, i to nawet dość długo, bo chyba do jej 20 urodzin. I nagle, po wypadku wszystko drastycznie się odwróciło. Znajomi często nam opowiadają, że rzadko się spotykają ze swoim rodzeństwem, bo siostra mieszka daleko, brat się obraził albo są kompletnie inni i wręcz się nie lubią. Na początku oburzałyśmy się, jak tak można, ale w końcu dotarło do nas, że to nie relacje tych ludzi są dziwne, tylko nasza jest niestandardowa. Bez wątpienia moja siostra jest moją najbliższą przyjaciółką. W ogóle nie wyobrażam sobie, że mogłoby jej nie być. To jest nie do pomyślenia. Bo nie chodzi o to, że ona cały czas przy mnie była. Tylko jaka była: zadaniowa, spokojna, dojrzała, odpowiedzialna, czuła. Ona najdzielniej wszystko uniosła. Była najbardziej dorosła z całej mojej rodziny.
Na początku książki Kuszyńska napisała: „28 maja 2006 roku. Ostatni dzień mojego życia. Tamtego życia”. Dziś ma wspaniałego męża, cudowną siostrę, przyjaciół, koncerty, występ na Eurowizji i tłumy ludzi, którzy ją podziwiają. Narodziła się na nowo?
Wypadek i te wszystkie lata po - to są moje bardzo długie, powtórne narodziny. W wielkich bólach się rodziłam.
Wywiad z Moniką Kuszyńską oraz sesja zdjęciowa autorstwa Zuzy Krajewskiej w najnowszym numerze "Vivy!", w kioskach.
Przeczytajcie także: Monika Kuszyńska: "Cały czas mam nadzieję i wierzę, że kiedyś stanę na własnych nogach" oraz Monika Kuszyńska wyznaje: "Patrzyłam z odrazą w lustro, kiedy widziałam siebie na wózku"