Michał Szpak chciałby zostać tatą: „Przedłużenie linii życia jest dla mnie niezwykle ważne”
Tylko u nas opowiada o założeniu rodziny i swojej chrześnicy
- Beata Nowicka
W listopadzie skończył 34 lata; twierdzi, że nigdy nie był prawdziwie zakochany. Ma jednak ogromne marzenie związane z innym rodzajem miłości. Michał Szpak na łamach VIVIy! w 2023 roku wyznał, że chciałby zostać tatą. Dlaczego? I jakie rodzinne wydarzenie sprawiło, że z czułością patrzy na najmłodszych? Oto fragment rozmowy artysty z Beatą Nowicką.
[Ostatnia aktualizacja na VUŻ-u i Viva Historie 06.12.2024 r.]
Michał Szpak o założeniu rodziny, dzieciach i swoim slow life
Był Pan kiedyś zakochany?
Takiego wielkiego, namiętnego, burzliwego zakochania jeszcze w życiu nie przeżyłem. Miłości. Być może nie było na to czasu. Czekam na cud.
CZYTAJ TAKŻE: Pożegnał ukochaną mamę, trzymając ją za rękę. "Wierzę i w Boga, i w anioły, które często mają nade mną pieczę"
Myśli Pan o tym?
Mam zaufanych przyjaciół, z którymi podróżuję, którym mogę się zwierzać, którzy mi doradzają, bo są dojrzalsi ode mnie, dzięki nim radzę sobie z problemami. Być może dotąd nie spotkałem nikogo na swojej drodze, bo jestem osobą publiczną. Jestem freekiem. Na nowej płycie powołałem do życia swoje alter ego, Jowiszję. Śpiewam jako Jowiszja, kiedy chcę wyrazić coś, czego jako Michał nie mogę lub nie potrafię. Ona jest maską artysty, moją zbroją. W życiu codziennym jestem flegmatyczny. Lubię wypocząć, poleżeć na kanapie, lubię wolne, spokojne życie. Czasami wychodzę z psem na spacer i dziwię się, dlaczego ludzie się na mnie patrzą (śmiech). Niewielu ma autentyczny dostęp do tego, kim jestem. Jeśli kiedyś pojawi się osoba, która ma mnie poznać, odkryć, to przebije się przez ten pancerz. Jestem pogodzony z różnymi ścieżkami swojego życia. Być może za 10 lat będę kolesiem siedzącym na Bali i zgłębiającym tajniki jogi i medytacji…
Albo będzie miał Pan trójkę dzieci…
Bardzo chciałbym mieć dzieci. Przedłużenie linii życia jest dla mnie niezwykle ważne. Dziecko, część ciebie, zostaje na zawsze. Brat i dwie siostry dają mi niewiarygodną siłę. Możemy nie widzieć się miesiącami, nie słyszeć tygodniami, ale łączy nas nierozerwalna nić. Gdybym upadł na kolana pod ciężarem tego, co się dzieje, wystarczy, że usłyszę od nich jedno słowo. To jest mój olej napędowy. Turbodoładowanie. Na nowej płycie jest utwór, do którego mam szczególnie emocjonalny stosunek, to „Gaja”.
Gaja to imię…?
Mojej chrześnicy. Urodziła się w dniu, w którym skończyłem nagrywać ten kawałek. Miałem opóźniony lot i Gaja urodziła się, kiedy jechałem taksówką do szpitala. Brat mi ją pokazał natychmiast po porodzie, zrobiłem zdjęcie, wsiadłem do taksówki i musiałem wracać na lotnisko. Wieczorem w studio w Gdańsku skończyłem nagrywać „Gaję”.
Sztuka, która splata się z życiem. Płacze Pan czasami w samotności?
Nie. Tylko na filmach romantycznych. Chociaż kilka dni temu oglądałem pakistański film „Joyland” Saima Sadiqa. Łzy same mi leciały. My, mieszkając w tej części Europy i mówiąc, że nie jesteśmy wolni… grzeszymy. To, z czym mierzą się kobiety w wielu częściach świata, jest porażające, a ja jestem człowiekiem, który wierzy w wyższość kobiet nad mężczyznami. To kobiety dają życie, bez nich nie byłoby miłości.
Piękne… Co Pan robi – oprócz oglądania filmów – w tym swoim slow life?
Słucham muzyki. Ostatnio dużo słowiańskich mantr i uspokajającego ambientu na handpanie. Rozkładam siebie na czynniki pierwsze i proszę o uzdrowienie. Jeżdżę w różne miejsca mocy. Mistycznym przeżyciem była dla mnie podróż do Narodowego Parku Sekwoi, do dziś ta energia jest we mnie. Spotkanie z tymi olbrzymami było jak spotkanie z Bogiem. Zderzenie z potęgą przyrody, tajemnicą istnienia, nieskończonością. Sekwoje potrafią żyć dwa, trzy tysiące lat, między innymi dzięki częściowemu samospaleniu. Ja jestem czarownicą na stosie, która spala się publicznie, żeby na nowo się odrodzić. A z drugiej strony uwielbiam imprezy techno, bo jest tam wyjątkowa społeczność. Mogę być sam, porzucić wszystkie troski, zrobić reset, wewnętrzne katharsis, wiem, że nikt nie zrobi mi zdjęcia. Tak też wyglądała trochę moja żałoba, wtedy odkryłem świat techno. Dał mi ukojenie i inspirację do „Nadwiślańskiego mroku”. Tych historii o warszawskim świcie było tyle, że nie potrafię zliczyć.
Spodnie Vetements dzięki uprzejmości Vitkaca