Reklama

W ramach cyklu Archiwum VIVY! wywiady przypominamy niezwykłą rozmowę Krystyny Pytlakowskiej z Martą Kuligowską. Wywiad ukazał się w magazynie VIVA! w styczniu 2021 roku.

Reklama

Magazyn VIVA! Marta Kuligowska wywiad

Adrenalina wpisana jest w jej DNA. Uwielbia newsową robotę w TVN24, to, że nigdy nie wie, co się wydarzy, a świat zaskakuje. Na co dzień zaskakują ją jej 13-letnie bliźniaki – Helena i Franek. Też to uwielbia. Co ma na myśli, mówiąc, że rodzicielstwo to podróż, o partnerstwie i szczęściu Marta Kuligowska opowiada Krystynie Pytlakowskiej.

Miło mi, gdy włączam rano TVN24 i widzę Ciebie. A co najważniejsze – słyszę, bo bardzo lubię Twój głos.

Mój życiowy partner, Paweł, śmieje się, że co drugi mężczyzna mówi mi, że codziennie budzi się ze mną. Mnie to bawi i nawet to lubię, a Paweł na to uszczypliwie, że wszystkim wydaje się to takie oryginalne.

Jest zazdrosny?

W sumie trudno mi powiedzieć. Jeśli tak, to się cieszę, bo to znaczy, że serce gorące i uczucie nie gaśnie. Teraz telewizja newsowa stała się, jak kiedyś radio, współtowarzyszem dnia, poranka. Wstajesz i wiesz, że gdy włączysz TVN24, będzie wszystko, co musisz wiedzieć, najważniejsze informacje.

Bartek Wieczorek/Visual Crafters

Mój znajomy powiada, że musi rano upewnić się, czy wojna nie wybuchła.

Od nas dowie się na pewno.

W TVN24 jesteś od 20 lat. W tym czasie nastąpiło tam wiele zmian, a Ty trwasz jak opoka.

Jakie to miłe, że jestem czyjąś opoką. Ale w TVN24 jest dużo takich osób, które pracują 20 lat. Wprawdzie Adam Pieczyński, z którym zaczynaliśmy, odszedł i wybrał spokojne życie, ale zostawił fajny, zgrany zespół. Jesteśmy grupą przez niego nauczoną telewizji newsowej, przecieraliśmy szlaki. Wtedy byliśmy pierwsi, bo nie było takiej telewizji w Polsce. Uwielbiam tę newsową robotę. Nigdy nie ma nudy, nigdy nie wiesz, co się wydarzy, a świat zaskakuje. Gdybym miała wybierać zawód po raz drugi, to wahałabym się tylko między tym, co robię, a lekarzem. To dwa zajęcia, które mają wspólny klucz. Adrenalinę, codzienną zmienność zdarzeń i mało snu.

Adrenaliny też pewnie dostarczają ci bliźniaki, które urodziłaś 13 lat temu. Trzeba dużej odwagi, żeby zdecydować się na dzieci, mając tak odpowiedzialną pracę…

Przed porodem pracowałam prawie do dziewiątego miesiąca. Występowałam z wielkim brzuchem. Widzowie dzwonili: „Po co ją zmuszacie, jeszcze urodzi na wizji! Puśćcie ją do domu”. Ale to były inne czasy. Po porodzie założyłam sobie, że przez rok będę z nimi w domu. Kocham odpoczywać i spędzać czas z rodziną, czytać książki, oglądać filmy i tworzyć własną rzeczywistość. A jednocześnie jestem tytanem pracy, kiedy trzeba. Ten rok z bliźniakami to nie było wypoczynkowe siedzenie w domu. Czy ktoś wie, co znaczy dwójka dzieci równocześnie?

Wiedzą tylko rodzice bliźniaków. O ile pamiętam, kiedy zaszłaś w ciążę i dowiedziałaś się, że jest bliźniacza, byłaś zaskoczona?

I to bardzo. Dzieci nie były planowane, o czym wiedzą, ale były chciane i kochane od początku.

Kiedy powiedziano Ci, że to bliźniaki?

W ósmym tygodniu ciąży. Już na pierwszym USG pani doktor stwierdziła, że są dwa tętna. Pomyślałam, że to moje i dziecka. Ale gdy potwierdziła, że chodzi o bliźnięta, płakałam i śmiałam się jednocześnie. System nerwowy zwariował. Nic nie planowałam, a tu taki prezent od losu. Tym bardziej że moje dzieci to wyjątkowo udane egzemplarze, mówię to obiektywnie jako matka (śmiech). Nie ma z nimi nudy.

I musiałaś sobie jakoś poradzić.

Mam jeszcze partnera, który jest zaradny, ma dwie ręce i potrafi wszystko ogarnąć.

Mało o nim wiemy.

On nie chce się ujawniać. To mistrz drugiego planu. Ale w moim życiu jest na planie pierwszym, chociaż nie chce się ze mną fotografować, co nieraz mu wypominam. Ale szanuję jego decyzję. A dziećmi jesteśmy połączeni na całe życie. Budujemy dom i mamy różne notarialne zabezpieczenia. A poza tym łączy nas miłość. Na razie tyle i aż tyle. Niejedno małżeństwo rozpadło się w tym czasie, a my nie czujemy potrzeby zmiany. Ja się tylko śmieję, że chciałam być młodą panną młodą, a nie starą, gdybyśmy zdecydowali się na ślub.

Docenia Twoje poczucie humoru?

Docenia. A syn mówi: „Mamo, czy ty musisz ciągle żartować?”. Ironia to dobra obrona, a żart rozładowuje napięcia. Nie wyśmiewam się tylko z dzieci, bo obrażają się, jak to nastolatki. Nastolatki życie traktują śmiertelnie poważnie.

Co je najbardziej denerwuje?

Ciągłe nakazy, zakazy, obowiązki. Jesteśmy na etapie buntu i budowania swojej tożsamości. Dlatego najczęściej słyszę od nich, że czegoś nie chcą. Wszystko jednak przebiega książkowo, trzeba to tylko przetrwać. Wiem o tym, bo sama nie byłam łatwą nastolatką. I nie lubię grzecznych dzieci. Dzieci muszą mieć swoje zdanie.

Bartek Wieczorek/Visual Crafters

Ale na ogół tak zwane dobre dzieci mają dużo do ukrycia.

My nie. Jesteśmy rodziną ekstrawertyków. A ja jestem najbardziej otwarta i dlatego ze wszystkimi się kłócę. Nie kłócę się tylko na wizji i w pracy. Chociaż potrafię bronić swojego zdania. Nie kłócę się też z przyjaciółkami, ale w domu to ciągła walka. Cztery osobowości, a każda chce czegoś innego i upiera się przy tym.

Jak dochodzi do zgody?

Rozmową. Potem przepraszamy się i idziemy dalej. Dom to nasza wspólna sprawa, a życie składa się z takich małych spraw i obowiązków. Ktoś musi pilnować porządku i niestety jestem to ja. Czasami też się buntuję i mówię, że wstaję o czwartej rano, że jestem zmęczona, a wszyscy widzą tylko to, że pracę kończę o 10, a w domu jestem przed południem.

Który okres w ich wychowaniu był dla Ciebie najtrudniejszy?

Pierwsze trzy lata łatwe nie były, potem już z górki. Trudno jest teraz, w pandemii. Martwimy się o swoje zdrowie i zdrowie naszych bliskich. Pandemia to naprawdę zwrot w życiu. Ten pędzący pociąg nagle się zatrzymał. Wszystko się zmieniło. Życie toczy się głównie w domu, nauka jest zdalna, życie towarzyskie zwolniło, życia kulturalnego nie ma.

Nie jesteś słaba. Dasz radę.

Na pewno. I cieszy mnie, że dzieci wiedzą, że mogą do mnie przyjść z każdym problemem. Nie jestem bardzo wymagająca, chociaż one uważają, że jestem. Ale wiedzą, że jak mi na czymś zależy, to stanę na rzęsach, żeby tak się stało. Wiedzą, że nie miewam pretensji o drobiazgi, jakieś obcięcia włosów i kolczyki w uszach. Zakazy i twardy wychów niczego nie zdziałają. O wiele lepsze są akceptacja i zrozumienie.

Córka obcięła włosy bez Twojej wiedzy?

Nie. Wiedziałam, że chce oddać je na Fundację „Rak’n’Roll”. Ale grzywkę skróciła sobie sama. Uważam, że dopóki przychodzą do mnie i powierzają mi swoje sekrety, to jest dobrze. Chciałabym, żeby nasze dobre relacje trwały jak najdłużej. Ale wychowanie to zawsze jedna wielka niewiadoma. Staramy się unikać błędów, a potem je popełniamy.

A jaki był Twój błąd? Wiem, że zanim zostałaś dziennikarką, chciałaś być reżyserem.

Nie starczyło mi odwagi. Ale nie żałuję mojego wyboru. Praca w newsach jest fascynująca. Zwłaszcza teraz, kiedy nawet ludzie, którzy nie lubią polityki, chcą dużo o niej wiedzieć. Każdy dzień to jakby nowe otwarcie, bo wiele osób przytacza nasze newsy. Mówimy u nas, że jesteś tyle warta, ile twój ostatni dyżur. Każdego dnia może się coś nowego wydarzyć. Tu nie ma nudy.

Bartek Wieczorek/Visual Crafters

A co wydarzyło się teraz, wczoraj?

Szczepionki, problemy z tym związane, walka z COVID-19 i polityka, ciągle ta polityka. Czasami frustrująca, ale częściej fascynująca

Lech Kaczyński mówił, że polityka to największa kurtyzana.

Naprawdę? Pamiętam, że miałaś dobry kontakt z pierwszą damą. Znasz pewnie dużo anegdot i powiedzonek. Ja ją też lubiłam, spotykałyśmy się w filharmonii. Pani Maria była wspaniała.

Dziesiątego kwietnia nie chciałam uwierzyć w to, co się stało.

To było takie irracjonalne. Takie rzeczy się przecież nie dzieją. Tamtego dnia miałam wolne, to była sobota. Przyjechali moi przyjaciele, mieliśmy pójść na „Tramwaj zwany pożądaniem” Warlikowskiego. Czekałam na ten spektakl, ale się nie odbył. Wszyscy poszliśmy pod Pałac zapalić znicze. Byliśmy wtedy razem, nic nas nie dzieliło. Chciałam jechać do pracy, chyba wszyscy chcieli, ale za dużo by nas tam było. Wiele się zmieniło tamtego dnia. Ale przez chwilę byliśmy jednością. Dopiero później stało się z Polską to, co się stało, niestety. A teraz jesteśmy w bardzo trudnym i smutnym momencie.

Zmieńmy trochę temat. Jak trafiłaś do telewizji?

Pracowałam w Radiu Pogoda, gdzie zatrudnili mnie Wojciech Mann, Krzysztof Materna i Jan Chojnacki, czyli właściciele. Ja miałam inne plany na życie, ale im podobał się mój niski głos. Pytali, czy palę. Nie paliłam. A potem na stacji benzynowej usłyszał mnie w radiu Edward Miszczak, który szukał kogoś do prowadzenia programu „Superwizjer”. Wtedy jeszcze nie było TVN24. Przyszłam więc na casting do TVN, a tam moja późniejsza szefowa, a teraz przyjaciółka, Sandra Nowak – córka Mariusza Waltera – zdziwiła się, że jestem taka młoda, miałam dopiero 22 lata.

Bo Twój głos wydawał im się 30-letni?

Chyba nawet starszy. A wyglądałam mało poważnie. O telewizji nie wiedziałam nic. Pamiętam nawet, jak byłam wtedy ubrana. W czarny golf i pomarańczową sztruksową spódnicę. Stanęłam przed kamerą, byłam okropnie zdenerwowana i cały dzień nic nie jadłam, a casting był o godzinie 18. Kiedy zapalili reflektor, zemdlałam. Niektórzy do dziś wspominają tę historię. A gdy się ocknęłam, wstałam, otrzepałam się i przeczytałam, co było do przeczytania. Sandra dziś opowiada, że pomyślała wtedy: Bierzemy ją, nadaje się! A później, gdy ruszało TVN24, Edward Miszczak zarekomendował mnie Adamowi Pieczyńskiemu, twórcy TVN24, od którego się tyle nauczyłam. Wtedy ten program robiła garstka osób. Koledzy z „Faktów” śmiali się z nas, że to telewizja dla pięciu widzów. I że jesteśmy kablarzami, bo można nas było oglądać tylko w telewizji kablowej. Ale wydarzył się 11 września, a my byliśmy tuż po starcie, i od razu mieliśmy widownię.

Co jest trudnego w takiej telewizji?

Trzeba być na bieżąco, szybko myśleć i reagować. I nie pozwolić się ponieść emocjom. No i bardzo uważać na to, co mówisz. Nawet niewinne jedno zdanie spowoduje, że ucierpi na tym cała stacja. Fake newsy są dla nas zagrożeniem.

Wychodząc do pracy, robisz sobie rano kawę do termosu i śniadanie?

Staram się. Dużą wagę przywiązuję do właściwej diety i zdrowego stylu życia – mało mięsa, dużo warzyw, mało cukru, dużo ruchu. Oczywiście non stop się odchudzam, bo ciągle wydaje mi się, że za dużo ważę. Telewizja dodaje pięć lat i pięć kilogramów. Na szczęście dyżur zaczynam od wizyty w charakteryzatorni, gdzie jeszcze dosypiam, a nasze dziewczyny z make-upu dbają o to, bym wyglądała na wyspaną i wypoczętą. Tym bardziej to doceniam, bo trudno o dobry wygląd, gdy się wstaje przed czwartą rano.

A Ty lubisz sobie dłużej pospać?

Jasne. Na szczęście działam w cyklu cztery dni pracy i cztery dni wolnego. Gdy mam wolne, wstaję około ósmej rano.

I budzisz dzieci?

One same się budzą, są bardzo obowiązkowe. Ale dobrze jest, jak matka zrobi herbatę i przyniesie na talerzyku śniadanie. Ja też jestem bardzo obowiązkowa. Jeżeli mam gdzieś być, to jestem punktualnie, choćbym spała dwie godziny, to wstanę i pojadę na dyżur. I jestem chyba uparta. Na moje 40. urodziny przebiegłam maraton. Chciałabym to teraz powtórzyć. Udowodnić sobie, że jestem mocna. A lubię to sobie udowadniać. I lubię też żyć w jakimś reżimie, na przykład właśnie diety. No i treningu biegowego. Staram się wyjść pobiegać bez względu na pogodę, zachęcam dzieci, ale jakoś bez entuzjazmu na razie.

To jak nie biegacie razem, to co robicie wspólnie?

Nagle przez pandemię mamy czas na wspólne oglądanie filmów. Dzieci lubią klasykę. Obejrzeliśmy już „Pianistę”, „Lot nad kukułczym gniazdem” i „Dziecko Rosemary”. Zwłaszcza mój syn chciał ten film obejrzeć, bo zakochał się w „Kołysance…” Krzysztofa Komedy. Dobrze jest oglądać coś razem i o tym rozmawiać. To bardzo łączy pokolenia. I w ten sposób dzieci się rozwijają.

Bartek Wieczorek/Visual Crafters

Teraz najbardziej brak Ci przestrzeni?

I lata nad jeziorem. Mamy swoje ukochane miejsce na Mazurach. Blisko do jeziora i rzeka, po której pływamy kajakiem.

Czuć u Ciebie tęsknotę za latem, a zima się przecież dopiero zaczęła.

Zimę też lubię dla sportu. A gdy spadnie śnieg, dzieje się jakaś magia. Czuję się wtedy, jakbym miała 15 lat. Moja młodsza o 13 lat siostra mówi: „Wiesz, jak byłaś młoda…”. A ja na to: „Cały czas jestem młoda”.

Wychowałaś się w domu pełnym ludzi.

Tak. A mama ma taki sam głos jak ja. To znaczy ja odziedziczyłam go po mamie. Pracowała jako główna księgowa. To niepoprawna optymistka. Aktywna, zdecydowana. Mam dwie młodsze siostry. Jedna dwa lata, druga, jak mówiłam, 13 lat młodsza. Trzymamy sztamę, ale w dzieciństwie różnie bywało. A mama jest moim najwierniejszym widzem. Po programie mówi, że ładnie prowadziłam. Z wiekiem stała się prawie bezkrytyczna.

Nie wspominasz o ojcu.

Tata jest – jak najbardziej. Nie da się go pominąć, chociaż przy nas czterech nie miał łatwo. Trzy córki i żona, ale jakoś daje radę. Wszystkie mamy mocne charaktery, jednak się nie poddawał. Chorobie też. Gdy miał 40 lat, dostał pierwszego udaru, to było trudne dla niego i dla mamy. Ale wszyscy daliśmy radę. Mama jest bardzo zaradna, tata również. Oboje już na emeryturze, ale to emeryci zadowoleni z życia, mimo różnych przeciwności.

Ty zaczęłaś bardzo wcześnie pracować, żeby stworzyć sobie własne życie?

Tak. Ale poszłam do pracy, bo chciałam, nie dlatego, że musiałam. Mogłam żyć jak królowa. Mieszkałam z rodzicami, a wydawałam tylko na ciuchy, okulary i książki.

I nie chciałaś za wcześnie mieć dzieci.

W ogóle to chciałam. Myślałam, że urodzi się dziecko na wzór i podobieństwo rodziców. A już dwójka dzieci! Bardzo się różnią. Od koloru oczu, gustu, smaku i zainteresowań począwszy. Każde z nich jest innym człowiekiem. Rodzicielstwo to podróż i nigdy nie wiesz, dokąd ona cię zaprowadzi. Cieszy mnie jednak, że moje bliźniaki są już na tyle dojrzałe, by rozmawiać o wielu ważnych sprawach. I są bardzo zaangażowane. Potrafią powiedzieć, że się na coś nie zgadzają. Moja córka Hela to już prawie świadoma kobieta. Wie, czego chce. A Franek to chodząca encyklopedia. Oboje ciekawi świata. Macierzyństwo to moja najlepsza przygoda w życiu.

Jak wychowywać bliźnięta?

Ciągle nie wiem, sama się pytam, jak? Kochać i wymagać, kochać – wymagać. Dużo rozmawiać, szczerze i otwarcie. Ale nie wiem, czy to wystarczy.

A Twój partner?

Wspólnie podejmujemy decyzje. Nie tylko te wychowawcze. Pytam go o zdanie w różnych sprawach i dzielę się swoimi przemyśleniami. Kiedy się poznaliśmy, nawet nie przypuszczałam, że wyruszymy razem w taką życiową podróż. Jednym z pierwszych zdań, które do mnie wypowiedział, było: „Pojedź ze mną do Indii”. Wszędzie bym z nim wtedy pojechała. Minęło 14 lat i do tej pory mnie nie zabrał do Tadż Mahal. Ale ciągle czekam. Życie to czekanie i nieustanny kompromis. Wiem, że na Pawła mogę liczyć, bardzo mnie wspiera, nawet jak ma mało czasu. Ale nie nosi mnie na rękach, choćbym tego chciała. W domu nie jestem gwiazdą, nikt mnie tak nie traktuje. Nawet chyba nie oglądają moich poranków.

A dzieci?

Przez chwilę, ale często mówią, że ładnie prowadziłam i wyglądałam. Żeby nie było, o polityce i wszystkim, co się dzieje, też mogę z nimi porozmawiać. Ostatnio strajk kobiet był ważnym tematem u nas w domu i to, co działo się na polskich ulicach.

Mimo pandemii jesteś więc szczęśliwa?

Trudno odpowiedzieć na to pytanie. Myślenie o pandemii, o jej skutkach, ta niepewność i stres na pewno stoją na drodze do szczęścia. Zresztą szczęście jest przereklamowane. Ważne, żeby nie czuć się nieszczęśliwym i widzieć w życiu jakiś sens.

Mówicie dzieciom o Waszych problemach?

Nie chowamy ich pod kloszem. Jesteśmy szczerzy wobec siebie i nie udajemy świętych. Boję się tego trudnego etapu dorastania, ich imprez, wyjść, ale macierzyństwo to ciągłe zmartwienia i już się do tego przyzwyczaiłam.

Czy wiesz już, kim chcą zostać w przyszłości?

Za wcześnie na takie decyzje. Zostaną, kim zechcą. Zero presji. Ja też przecież dokonałam sama wyboru, kilka razy zmieniałam zdanie i ani razu tego nie żałowałam.

Reklama

Twoje życie polega na nieustannym dążeniu do czegoś. Tak jakbyś się o nic nie bała.

Boję się bezradności, choroby i odchodzenia najbliższych. Boję się, że nie będę umiała pomóc ludziom, na których mi zależy. Ale nie boję się zmian w życiu, lubię je. Tylko jak do tej pory moje życie jest właściwie bez wielkich zmian. Nie wiem tylko, czy się tym martwić, czy cieszyć. Ciekawe, co przyniesie ten rok…

Reklama
Reklama
Reklama