Mariola Bojarska-Ferenc przeszła koronawirusa. Trenerka walczyła także o zdrowie męża
,,Termometry szalały, a ja drżałam o jego życie. Nie wyobrażałam sobie, że zostawię go samego"
Mariola Bojarska-Ferenc i Ryszard Ferenc od 32 lat tworzą szczęśliwy i zgrany duet. Kochają niczym włoskie małżeństwo. Są dla siebie wsparciem i motywacją. Ostatnie trudne doświadczenia jeszcze bardziej uświadomiły im, jak silne jest uczucie, które ich łączy. Para przeszła przez koronawirusa. W najnowszym wywiadzie Mariola Bojarska-Ferenc wyznała: ,,Teraz inaczej patrzę na życie. Cieszę się każdą chwilą, bo ostatnia sytuacja pokazała mi, że wszystko jest takie ulotne, a zdrowie najważniejsze".
W książce pada zdanie: ,,Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne tam, gdzie chcą”. Pani raczej biegnie tam, gdzie chce!
Jestem niegrzeczna! Nie patrzę wstecz. W walce o swoje dobro idę czasami pod prąd. Mogę być postrzegana jako osoba bezczelna, bo nie odpuszczam i nigdy nie zadowalam się byle czym, ale to jest determinacja w drodze do celu. Należę do dwóch amerykańskich organizacji zajmujących się rozwojem zdrowia fitnessu: IDEA i ECA. Biorę udział w kongresach i sama wykładam dla lekarzy i firm. Wciąż się rozwijam, inspiruję i pracuję nad swoim ciałem. Rozwój jest dla mnie najważniejszy. Zawsze inwestowałam w edukację. Mam na koncie ponad 40 kongresów.
Niedawno wróciła Pani do baletu. W książce opisywała Pani jeden z wymagających treningów. Dziś metody jednego z choreografów byłyby uznane za… bezwzględne.
Ale ja nie wspominam tego źle. Przeciwnie! Wiktor Charczenko był słynnym choreografem. Podczas treningów trzeba było trzymać wyprostowaną pozycję. Zdarzało się przy rozciąganiu, kiedy stałyśmy z jedną nogą uniesioną wysoko, że choreograf trzymał papierosa pod podniesioną nogą zawodniczki. Miałam na tyle silne mięśnie brzucha, że rzadko zahaczałam łydką o papierosa. Ale za to bardzo często dostawałam piąstką w brzuch i w tyłek. To była rosyjska szkoła życia, a nie traumatyczne wspomnienie. Teraz powróciłam do dziecięcych lat i uczę się baletu klasycznego. Chcę pokazać, że o ile czasu nie da się zatrzymać, to możemy zrobić wszystko, by czuć się dobrze. A przede wszystkim ruch wpływa na nasze zdrowie.
Dzięki zdrowemu odżywianiu i aktywności fizycznej udało się Pani szybciej pokonać COVID-19?
Na pewno tak. Oboje z mężem niedawno przeszliśmy koronawirusa. Gdybym tego nie doświadczyła, nie uwierzyłabym, jak mocno obciąża organizm. Chyba po raz pierwszy w życiu byłam tak przerażona. Ryszard leżał z wysoką gorączką powyżej 40°C przez kilka dni w łóżku. Termometry szalały, a ja drżałam o jego życie. Nie wyobrażałam sobie, że zostawię go samego. Walczyłam o niego jak lwica dzień i noc.
Mariola Bojarska-Ferenc z mężem
Zachowała Pani zimną krew?
Robiłam dobrą minę, ale płakałam w ukryciu. Byłam świadoma, że zaraz sama zachoruję. Dzwoniłam do swojego przyjaciela lekarza z prośbą o porady, bo nikt inny się nami nie zainteresował. Z koronawirusem walczyłam przez 10 dni, schudłam pięć kilogramów. Ale wciąż czuję, że mój organizm jest osłabiony. Teraz inaczej patrzę na życie. Cieszę się każdą chwilą, bo ostatnia sytuacja pokazała mi, że wszystko jest takie ulotne, a zdrowie najważniejsze. Mam jeszcze więcej chęci i sił do działania. Czerpania z życia garściami.
Jaki cel obrała sobie Pani tym razem?
Dużo wykładam dla lekarzy i firm i na zaproszenie pani Henryki Bochniarz pojawię się w gronie wyśmienitych wykładowców w Akademii Liderek. Na styczeń przygotowuję projekt niespodziankę skierowany do kobiet. Kocham kobiety, podziwiam ich siłę i dlatego swoją książkę dedykuję właśnie im. Wierzę, że porady zmotywują je do walki o szczęście, które jest na wyciągnięcie ręki. A jak mawiała Coco Chanel: „Nie każdy z nas urodził się ze skrzydłami, ale pozwólmy naszym skrzydłom wyrosnąć”.
Cały wywiad w nowym numerze VIVY! w punktach sprzedaży w całej Polsce od 15 października.
Najnowsza książka Marioli Bojarskiej-Ferenc, Trener życia
Sprawdź także: