Qczaj: „Gdzieś w tym kraju na pewno jest ktoś, komu moje wyznanie może uratować życie”
„To jest właśnie moja walka o siebie”
- Katarzyna Piątkowska
W ramach cyklu Archiwum Vivy!: wywiady przypominamy rozmowę Katarzyny Piątkowskiej z Danielem Qczajem. Wywiad ukazał się w lipcu 2020 roku w magazynie VIVA!.
Magazyn VIVA! Daniel Qczaj wywiad
Życie go mocno poturbowało, ale znalazł w sobie siłę, by się nie poddać. Od trzech lat walczy nie tylko o siebie, ale też o kobiety: „Do cycków mnie nie ciągnie, ale do bab tak, bo mnie potrzebują. Kocham je miłością czystą”. Dlaczego zrobił coming out, czy spotkał swojego oprawcę i dlaczego wrócił na terapię, Daniel QCZAJ opowiedział Katarzynie Piątkowskiej.
Stałeś się ukochanym trenerem Polek.
Zupełnie tego nie planowałem, ale zawsze miałem poczucie misji. Chciałem coś osiągnąć, żeby móc pomagać innym. Chciałem grać w teatrze, marzyłem o filmach. Jednak w pewnym momencie, by poradzić sobie w życiu, by mieć za co się utrzymać, spłacić długi i radzić sobie ze swoimi demonami, musiałem odłożyć marzenia na bok.
Chciałeś odpuścić?
Tak, po wielu latach pracy – jako fryzjer i trener personalny jednocześnie – wypaliłem się. Planowałem wylecieć do Stanów Zjednoczonych, bo tam mieszkają moja mama i siostry. Planując wyjazd, pomyślałem, że dam sobie ostatnią szansę i zacząłem nagrywać zabawne filmy motywacyjne i wrzucać je do sieci. Pozytywny odzew, z jakim się spotkałem, dał mi siłę do dalszego działania. Okazało się, że to dociera do ludzi. Mój sposób motywowania spodobał się.
Jaki to sposób?
Przekułem balon nadętego świata fitnessu, pokazałem, że nie tylko idealne ciało i wyćwiczone pozy mogą być motywacją. Żarty, określenia, które w moich ustach brzmią śmiesznie, ale nie obraźliwie, weszły do codziennego języka.
Fitlarwy? Rzyć?
Dokładnie. Nawet ostatnio usłyszałem, że „rzyć”, „fitlarwa”, „upasiona Grażyna” z moich ust brzmi jak wyznanie miłości. Pomyślałem, że tak właśnie chciałbym być motywowany. Żart i dystans do siebie przekonały wielu. Mówię „wielu”, bo ostatnio nawet zawodowy żołnierz do mnie napisał, że słucha moich „Afirmacji na różne sytuacje” i że jest pewien, że dzięki nim jego kolejny związek będzie udany, a więc nie tylko dziewczyny mnie słuchają. Tłumaczę im wszystkim, że nie w tym rzecz, żeby zostać „miss bieżni i okolic”, tylko żeby czuć się dobrze z samym sobą.
Co Ty zrobiłeś, żeby dobrze czuć się z samym sobą?
Poszedłem na terapię. Zrobiłem coming out, żebym na pytania o panią QCZAJ’ową, mógł powiedzieć: „Nie ma i nie będzie ;)”. To dało mi wolność, której całe życie tak bardzo pragnąłem. Dwa lata temu, gdy udzielałem pierwszego wywiadu do VIVY!, cały czas stresowałem się, że dziennikarka zada mi pytania, na które nie będę chciał odpowiedzieć. Dzisiaj się nie denerwuję. Jestem w innym miejscu i mogę być sobą.
Wobec tego zapytam Cię: Czy ktoś jest w Twoim życiu?
Jest! Mój Zakochaniec!
Jednak nie pokazujecie się razem.
To nie jest nam do niczego potrzebne.
Nie chciałbyś z nim chodzić za rękę po ulicach?
Chciałbym mieć możliwość. Ostatnio pojechaliśmy do Berlina i szliśmy przytuleni. Podobało mi się to, że nikt nie zwraca na nas uwagi i czujemy się bezpiecznie.
Zakochaliście się od pierwszego wejrzenia?
W życiu! W tamtym momencie nie byłem gotowy na związek. Bywało różnie – rozstawaliśmy się, wracaliśmy do siebie, bo ze mną nie ma nudy. I to wszystko, co nie rokowało na przyszłość, zmieniło się w piękną relację. Jest dla mnie ogromnym wsparciem. I stara się mnie zrozumieć. A moja miłość do niego nabiera siły wraz z doświadczeniami. I, co najważniejsze, przy nim mogę być sobą.
Przed innymi udajesz kogoś innego?
Nie. Ale to on widział mnie w bardzo trudnych momentach. To on był przy mnie, gdy dopadały mnie moje lęki. Widział mnie w tak strasznym stanie… Sam się bym siebie przestraszył, a on wytrwał. Był przy mnie cały czas. To ma dla mnie największą wartość. Jak ci tak o nim opowiadam, uświadamiam sobie, jak bardzo go kocham.
Mówisz wszem wobec, że jesteś gejem, że byłeś molestowany, że Twój ojciec jest alkoholikiem. Po co to robisz?
Dlatego, że gdzieś w tym kraju na pewno jest ktoś, komu moje wyznanie może uratować życie. I jeśli pomogę tym tylko jednej osobie, która nie radzi sobie, tak jak ja sobie nie radziłem, już jestem wygrany. Po tym, jak publicznie powiedziałem o swojej orientacji, napisała do mnie mama jednego z moich fanów, że uratowałem jej syna. Po moim wyznaniu odważył się przyznać, że jest gejem, a wcześniej chciał popełnić samobójstwo. Pokazał jej nawet list pożegnalny. Jest tylu ludzi, którzy nie mają wsparcia nie tylko w społeczeństwie, ale też w rodzinie.
Ty nie mogłeś liczyć na swoją?
Nie mogłem. Moja mama wyjechała do Stanów Zjednoczonych, gdy miałem 13 lat. Wcześniej w naszym domu działo się bardzo źle, bo ojciec jest alkoholikiem. Nawet na moją Pierwszą Komunię Świętą przyszedł pijany. Moje młodsze siostry i ja zostaliśmy z babcią Zosią, dla której najważniejszy był jej syn, czyli nasz ojciec. I to ona powiedziała mojej mamie, że „jestem pedałem”. Mama nie widziała mnie pięć lat, a nagle dzwoni do niej teściowa i mówi: „Bernadeta, wies, cym ten twój synuś jest? Jak ześ se go wychowała? Tym, no, tym, co ich tu Drzyzga pokazywała. Pedofilem! Nie! Cekaj! Pedałem!”. Moja rodzina chyba podejrzewała to od zawsze, bo babcia Zosia kiedyś wykrzyczała mi prosto w twarz, że ojciec pije przeze mnie, bo jestem gejem. Że jestem inny, wiedzieli wszyscy – inaczej się ubierałem, byłem wrażliwy, nienawidziłem WF-u. A takiej osobie łatwo przyczepić łatkę „pedał”. Moim siostrom nie było łatwo. Nieraz za mnie oberwały, ale nawet mi o tym nie mówiły.
Wybaczyłeś babci czy pozwoliłeś sobie na niewybaczenie?
Tak, wybaczyłem i nie mam do babci żalu, bo przecież to ona zaopiekowała się nami, gdy rodzice wyjechali do Stanów. Już jako dorosły człowiek kilka razy jeździłem na Podhale, wyciągałem do niej rękę. Ale ona nie chce ze mną rozmawiać, bo uważa, że oczerniam rodzinę. A co ja takiego zrobiłem? Powiedziałem na głos coś, co wszyscy wiedzieli. Że w naszym domu, w świętej podhalańskiej wsi, źle się dzieje, że jest alkohol i przemoc, i że do naszego domu przychodził pedofil.
Ktoś wiedział o tym, że jesteś molestowany?
Nikomu o tym nie mówiłem. Ale gdy rok temu powiedziałem o tym głośno, ojciec zadzwonił do jednej z moich sióstr i zarzucił mi kłamstwo, a jednocześnie, niby w żartach, to tego właśnie człowieka wymienił jako osobę, która mogła to robić.
Mama wiedziała?
Nie. Całe życie starałem się ją chronić. Przed ojcem, przed wszystkim. Pamiętam taki moment: Mama stoi smutna w oknie. Właśnie zmarł mój mały braciszek Jaś, a mama na 100 procent ma depresję poporodową. Podchodzę do niej i trzymam ją za rękę. Czułem wtedy niesamowitą potrzebę pocieszenia jej, chciałem jej w jakiś sposób pomóc. Miałem sześć lat. Ale dla niej musiałem być silny. Nie, nie powiedziałem mamie. Dowiedziała się dopiero rok temu. Nie dałem rady już dłużej tego ukrywać. Powiedziała mi, że teraz widzi, że dawałem jej znaki, których wtedy ona nie dostrzegała.
Jak kilkuletniemu, a potem kilkunastoletniemu chłopcu udało się utrzymać w tajemnicy tak straszną prawdę?
Psycholog uświadomiła mi, że już jako dziecko musiałem wykształcić w sobie mechanizm obronny. Wypieram złe informacje. Cały czas mam w pamięci tę scenę… Siedzę w wannie, właśnie zostałem zgwałcony. Za oknem słyszę śmiech dzieci, które bawią się w chowanego, i wiem, że wyjdę z wanny, ubiorę się, z uśmiechem na ustach pójdę na podwórko i dołączę do zabawy. Przez to, co mnie w życiu spotkało, wytworzyłem sobie dwa światy. Trochę jak Alicja w Krainie Czarów. Znikam z tego złego świata i wkraczam do tego drugiego, fajnego, w którym jest śmiech i zabawa. Gdyby nie to, prawdopodobnie strzeliłbym sobie w łeb. Przez wiele lat myślałem jak typowa ofiara, że to moja wina. W pewnym momencie wydawało mi się nawet, że ten człowiek jest jedyną osobą, która mnie zna. Straszne! Dzisiaj wiem, że zostałem zmanipulowany. Miałem wtedy siedem lat, a on był dojrzałym facetem. Nic go nie usprawiedliwia. Byłem dzieckiem.
Po tym, jak uciekłeś z Podhala, spotkałeś go jeszcze?
Raz go zobaczyłem, przez przypadek. Przez wiele lat, gdy przyjeżdżałem do domu, te złe wspomnienia były tak silne, że aż miałem mdłości. Trudno mi nawet opisać to uczucie. Każdy zapach, każdy widok mi to przypominał.
Jest choć jedna osoba, która Ci wtedy pomogła?
Zawsze wydawało mi się, że muszę z moim bólem być sam. Poza tym tyle rzeczy działo się dookoła… Nikt nie zwracał na mnie uwagi. Gdy miałem 17 lat, poznałem przyjaciela, który wyciągnął mnie z tego bagna. Gdyby nie on, dłużej pewnie bym nie wytrzymał.
Jak po tym wszystkim, co Cię spotkało, udało Ci się podnieść?
Dla niektórych takie traumatyczne doświadczenia mogą być jak studnia. Wpadną w nią i nie dadzą rady wypłynąć na powierzchnię. Na innych zadziałają jak trampolina. Ja jestem tym drugim przypadkiem. Myśl, że mogłem tam być, na dnie tej studni, a nie jestem, bardzo mnie motywuje. Daje mi siłę do działania, gdy sił już nie mam. Mogłem zupełnie inaczej pokierować swoim życiem, rozwalić się w drobny mak. Mam przecież milion powodów, żeby sobie na to pozwolić. Ale sobie nie pozwalam. Jestem zdeterminowany, by walczyć o siebie.
O wolność do decydowania o sobie?
Dokładnie! O tę wolność, którą mi siłą wydzierano. Przez tyle lat ktoś podejmował za mnie decyzje, zniewalał, trzymał za ręce i robił, co chciał. A teraz ja sam decyduję o sobie, swoim ciele, o tym, jak chcę żyć. I to jest cudowne uczucie.
Zdecydowałeś się teraz na powrót na terapię. Obudziły się Twoje demony?
Wracam na terapię, bo mam za dużo, żebym mógł to stracić.
Pijesz?
Czuję, że za chwilę mogę stracić nad tym panowanie. To jest właśnie moja walka o siebie. A ja jestem wojownikiem. Nie poddam się.
To kolejna rzecz, o której nie wstydzisz się głośno mówić.
Taką mam filozofię życiową. Choć nie od razu opowiedziałem głośno o konkretnych rzeczach, nigdy nie ukrywałem, że z czymś walczę, że mam naprawdę ciężki bagaż doświadczeń. Dziś mówię głośno, że wiem, co to depresja, co to znaczy być na lekach i nie mieć czystego umysłu, co to samotność, strach i ból.
Co dzisiaj myślisz o sobie?
Dużo czasu upłynęło, zanim nauczyłem się myśleć o sobie dobrze. Teraz wiem, że jestem dobrym człowiekiem, że takim byłem zawsze.
Nie miałeś prawdziwego dzieciństwa. Gdybyś miał dziecko, jaki dom byś dla niego stworzył?
Szczęśliwy i pełen miłości. Tego jestem pewien. Na pewno chciałbym być dla mojego dziecka wzorem, bo ja sam go nie miałem, a przecież każdy mały człowiek potrzebuje autorytetów. Uwielbiam ośmioro dzieci moich sióstr. Dawid, syn Edyty, na pytanie, kto jest jego autorytetem, odpowiedział, że wujek Daniel. To było coś najpiękniejszego, co mogłem usłyszeć. Ale… to nie jest dobry moment na dziecko. On nadejdzie, bo jak wyobrażam sobie dom, to zawsze z maluchami. To moje marzenie.
Dlaczego tak kochasz kobiety?
Po prostu ukochałem je sobie. Można ze mnie żartować: „Gej, cycków nie lubi, a tak go do bab ciągnie!”. Uwielbiam moje „Grażyny”, bo jestem feministą. Ale zdrowym! Dla moich „Grażynek” jestem w stanie zrobić dużo. Wspierałem kobiety już wcześniej, nie tylko teraz, jak jestem znany. Będąc fryzjerem, zdarzało mi się nie wziąć od którejś pieniędzy, wiedząc, że ma trudną sytuację. Teraz potrafię do czwartej nad ranem nagrywać odpowiedzi na wiadomości, które od nich dostaję. Ostatnio napisała do mnie dziewczyna, że jej mąż umiera, a ona nie ma już siły.
Nagrałem jej kilka słów, a ona się popłakała, że ktoś poświęcił jej swój czas. Dla moich Fitlarw organizuję dwa, trzy razy do roku QCZAJcamp, tak jak ostatnio w Bukowinie Tatrzańskiej. Chcę im pokazać, że można o siebie zadbać, zawalczyć, dać sobie czas. QCZAJcamp to nie tylko treningi fitness, to też czas na rozwój mentalny, bo wiele z nich potrzebuje wsparcia, a nie mają go w swoich domach. Zdarzały się takie sytuacje – niektóre z nich nie przyznawały się bliskim do udziału w campie, żeby nie usłyszeć, że marnują czas na głupoty. Jakie głupoty?! Mam ochotę wykrzyczeć ludziom, którzy tak uważają, czy odrobina uwagi, pracy nad sobą i trening to głupota? Gdy organizowałem QCZAJcamp w Piwnicznej, razem z gminą ogłosiliśmy konkurs. Nagrodą był dzień na campie. Przyszły do nas kobiety, które ciężko pracowały w polu i w domu, ale do tej pory nikt ich nie doceniał. A u nas dostały coś zupełnie innego. Usłyszały, że ktoś jest z nich dumny, że są piękne i zasługują na wszystko, co najlepsze. Miały łzy w oczach. Bo przecież nie chodzi o to, żeby one nagle wystartowały w konkursie piękności. Misskami nie zostaną w jeden dzień ani nawet w tydzień. Ale już widzę, jak w tych moich szarutkich myszeczkach, które nie mają siły przebicia, budzi się wiara w siebie. Jak zaczynają mówić: „Teraz ja!”. One mi ufają, bo je rozumiem. Przecież sam tyle przeszedłem. Jestem szczęśliwy, gdy widzę, jak zmieniają się moje Fitlarwy, odpalając kolejny trening na qczajfitness.pl. Serce mi się raduje, gdy robią się lżejsze dzięki mojej platformie z dietami. Niesamowite jest to, jak same zaczynają walczyć o siebie. Same stworzyły też grupę Fitlarwy QCZAJ’a na Facebooku i tam nawzajem się wspierają.
Masz żal do losu, że życie wcześniej nie było dla Ciebie łaskawe?
Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie. A odpowiedzi w stylu: „Gdybym nie przeżył tego, co przeżyłem, nie byłbym tu, gdzie jestem” są według mnie bardzo płytkie. Nie chciałem przeżyć tego, co przeżyłem! Tak! Jestem potwornie zły! W wieku siedmiu lat ktoś wydarł mi część mnie! Nigdy już nie spojrzę na życie… no właśnie, jak?! Nie wiem, gdzie bym był, gdyby to wszystko się nie wydarzyło. Nie wiem, jaki bym był, gdyby to się nie stało. Ktoś w komentarzu ostatnio napisał, że moja wrażliwość jest jak motyl – tak delikatna. Motyl, ale ze stalowymi skrzydłami – odpowiedziałem. Cała moja historia jest przekleństwem, ale jednocześnie i siłą. Każdego dnia ta historia sprawia, że chcę walczyć o swoje szczęście i to szczęście wybierać i tym szczęściem się dzielić z innymi. Patrząc, jak wspaniałych ludzi przyciągam, i mając świadomość, że oni chcą iść przy mnie, czuję się spełniony.