Margaret: „Nie upatruję szczęścia w pieniądzach, choć skłamałabym, mówiąc, że mnie to nie interesuje”
„Ja chcę pracować i robić muzę. Przestałam się bać”
- Piotr Najsztub
W ramach cyklu Archiwum VIVY!: wywiady przypominamy rozmowę Piotra Najsztuba z Margaret. Wywiad ukazał się w kwietniu 2015 roku w magazynie VIVA!.
Magazyn VIVA! Margaret wywiad
Boi się…ale czego? W krótkim czasie została gwiazdą, idzie jak burza i spełnia swoje marzenia. Jej piosenki nucą nastolatki nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Nie ma kredytów we frankach i nawet jak brakuje jej pieniędzy, odważnie zamawia kawę w ulubionych knajpach. Zakochuje się na krótko, a po rozstaniu podnosi się jak Feniks z popiołów. Tylko czy jest szczęśliwa? Margaret na kozetce u Piotra Najsztuba.
Ile masz lat?
Dwadzieścia trzy.
A nie czujesz się dużo starzej?
Troszkę. Miewam momenty starości wewnętrznej. Na co dzień czuję się dzieckiem, lubię sobie popsocić, ale jak dochodzi do poważnych rzeczy, jestem zanadto odpowiedzialna.
Co to za „poważne rzeczy”?
Te związane z pracą, z uczuciami, ze związkami.
Masz kredyt?
Mam. Wzięłam go dwa lata temu, nic nie powiedziałam mamie, boby się zdenerwowała. Odnawialny, 15 tysięcy, już spłaciłam.
Kredyt to jest dorosłość? Ludzie w kredycie upatrują znamion stałości.
Tak samo jak upatrują ich we własnym mieszkaniu.
Ty nie?
Lubię mieć wyzwania, lubię, jak jest pod górkę. Jak jest za łatwo, to się nudzę.
Ale skoro lubisz mieć pod górkę, to los Cię teraz rozczarowująco rozpieszcza. Masz 23 lata i szybko stałaś się głośna, rozpoznawalna, opisywana. Od tego przytrafia się zawrót głowy. Masz?
Nie mam.
Twoje koleżanki z liceum też tak uważają?
Tak. I nie jestem kimś, kto przyszedł do show-biznesu, chce poznawać przyjaciół i robić sobie z nimi zdjęcia. Mam starych znajomych i jest mi z tym dobrze.
I co oni mówią o tej Twojej karierze?
Czytają te wszystkie artykuły na „pudelkach”, dzwonią i się śmieją, że „gwiazda”. Albo razem się śmiejemy, kiedy piszą, że mam głowę jak patelnia. Więc nic się nie zmieniło, patelnia ta sama od urodzenia.
Duża głowa to Twój kompleks?
Nie, lubię swoją patelnię.
Studiujesz projektowanie ubioru. Czemu nie wybrałaś studiów muzycznych?
Skończyłam podstawową szkołę muzyczną w klasie saksofonu, później miałam wypadek i uszkodzoną przegrodę nosową, dlatego byłam zmuszona przestać grać. Potem jeździłam do Katowic na prywatne lekcje, na tak zwaną jazzówkę. Zdawałam też do szkoły jazzowej w Warszawie, tylko że… Mam pewną przypadłość. Kiedy śpiewam, opada mi jedna powieka. To się chyba nazywa „leniwa powieka”. I jak rozpoczął się egzamin, egzaminatorka się ode mnie odwróciła i powiedziała, że nie może na mnie patrzeć. I że mam wyjść.
Nadal opada Ci powieka, jak śpiewasz?
Tak, nigdy nie próbowałam nad tym pracować, bo to jest strasznie śmieszne.
Już wybrałaś śpiewanie jako swoje życie czy na razie jeszcze próbujesz?
Wybrałam już, jak byłam dzieckiem.
Ile miałaś wtedy lat?
Dwanaście. Dziecko w wieku dwunastu lat naprawdę jest pełne szczęścia, kiedy śpiewa, komponuje, wychodzi na scenę. Wtedy to poczułam.
Jak się czuje to szczęście?
Ja mam tak, że się uśmiecham, jestem głupia, skaczę, udaję małpę. Generalnie lubię naśladować zwierzęta.
Jakie oprócz małpy?
Ostatnio mam psa, więc też się bawię z psem. Po psiemu.
Fascynujesz się Marilyn Monroe. Od kiedy?
Jeszcze przed liceum.
Zaintrygowała Cię, bo to tragiczna postać?
Z jednej strony tragiczna, z drugiej miała w sobie takie dziecko, trochę nieporadne. A z trzeciej strony doskonale wiedziała, co robi, w tej jej kokieterii było naprawdę coś magicznego.
Też chciałabyś być femme fatale?
Nie, jestem raczej typem „ziomalki”. Nie chciałabym jej naśladować, ona jest dla mnie postacią niedostępną, za mgłą, i to mnie fascynuje.
Jaka jeszcze kobieta Cię fascynuje?
Muzycznie pani Grażyna Łobaszewska. To, jak ona opowiada w piosenkach, jest niebywałe!
Chciałabyś tak umieć opowiadać?
Chciałabym.
I o czym byś opowiadała?
Ostatnio jestem przerażona alkoholizmem i trochę bym o tym opowiadała.
Masz w swoim otoczeniu alkoholików?
Samych.
Co Cię w tym przeraża?
Ich samotność topiona w kieliszku, ich kompleksy… oraz tak zwany debilizm.
A Ty się z nimi nie upijasz i dlatego to widzisz?
Nie, ja też się upijam.
Więc też stajesz się debilką.
Trochę tak.
A oprócz alkoholizmu o czym byś śpiewała i opowiadała?
Jak to strasznie brzmi, że będę śpiewała o alkoholizmie…
Jesteś Polką, to nasz temat narodowy.
Niestety. Śpiewać chcę o wielu rzeczach. Ten alkoholizm po prostu ostatnio jakoś bardzo widzę i nad nim się zastanawiam. Dlaczego, po co? A może się czepiam?
Wiesz już coś o miłości, żebyś mogła o niej zaśpiewać?
Że jest ciężka, ale i warta swej wagi.
Że trudno się zakochać i kochać?
Nie, zakochiwanie się to pryszcz! Ale co dalej? Mam spóźniony zapłon, po pół roku dopiero się orientuję, że na początku związku coś było nie w porządku. I tak to się wszystko nawarstwia.
Nad miłością trzeba pracować?
Nad związkiem.
Jesteś kochliwa?
Tak. Lubię kochać. Ciężko mi samej, chodź ostatnio odnoszę ogromne sukcesy w tej dziedzinie.
Jak jesteś sama, to polujesz?
Tak.
I kto Ci się podoba?
Okazuje się, że alkoholicy to mój target (śmiech). Ale jestem w momencie, w którym zaczynam rozumieć swoje zachowania i być świadoma swych wyborów. Coś tam się zmienia w tej głowie. Jak każdej kobiecie zwykle podoba mi się ktoś, kto jest niedostępny.
A jak faceci manifestują niedostępność?
Nie są na każde moje zawołanie, są niezależni i trzeba ich gonić. Zauważyłam, że ta gonitwa jest najprzyjemniejsza, choć z drugiej strony męcząca. Głupie babskie gadanie, chcemy mieć bad boya,
ale później mamy misję go zmienić i chcemy, żeby był dobry. Paranoja. Ale tak jest. Mam nadzieję, że kiedyś się trafi taki, że się obejdzie bez półmaratonów i zadyszki na mecie.
Wskakujesz do łóżka, żeby zdobyć?
Nie.
Ile trwał Twój najdłuższy związek?
Dwa i pół roku.
To sporo jak na 23-latkę.
Mówiłam, że mam opóźniony zapłon. Dopiero po dwóch latach coś mi przestało grać. Olśniło mnie, że ktoś robi coś nie tak, że ja w tym związku czuję się niewygodnie. Zawsze przyjmuję stan takim, jaki jest, i staram się…
Usprawiedliwiać mężczyznę?
Trochę tak.
Jeżeli trafiasz na alkoholików, to masz dużo do usprawiedliwiania. Jesteś taką kobietą, która sobie wymyśla, że jest inaczej, niż jest, i się tego trzyma?
Nie, jak już mnie olśni i wiem, że to jest niewygodne, to nie ma sensu oszukiwać ani siebie, ani drugiej osoby.
A na Ciebie jak działa alkohol?
Jestem frywolna, ale dama. Staram się wychodzić w trakcie imprezy w takim najlepszym jej punkcie, kiedy wiem, że zaraz będzie źle. Wychodzę zazwyczaj po angielsku, stąd dama. A frywolność – bo wydaje mi się, że jestem pocieszna.
Lubisz cieszyć innych swoją nieporadnością?
Tak, choć nie jest to żadna kalkulacja. Po prostu jestem dosyć śmieszna. Tak mi mówią.
To jest jakaś Twoja maska ta pocieszność?
Możliwe.
Co jest za tą maską?
Wiele rzeczy. Za maską jest wiele wspomnień i doświadczeń, które uchylam tym najbliższym.
A co rodzice myślą o Twojej sławie?
Są bardzo dumni!
Nie boją się o Ciebie, czy się nie wykoleisz?
Boją.
Od kiedy jesteś niezależna finansowo?
Kiedy miałam 18 lat, zaczęłam zarabiać swoje pierwsze pieniądze.
A pieniądze to są dziwne zadrukowane papierki, co do których ludzie się umówili, że mają jakąś wartość?
Z tymi pieniędzmi to jest tak… Dwa lata temu mieszkałam z przyjaciółką na Mokotowskiej, w starym mieszkaniu typu najgorsza melina, i obydwie nie miałyśmy pieniędzy. Przez pół roku nie płaciłyśmy czynszu i jak dzwoniła właścicielka, Olga wymyślała mnóstwo powodów, żeby tego telefonu nie odebrać. Ale pamiętam, że byłam przeszczęśliwa! Raz miałam taki dzień, że wyszłam z domu na plac Zbawiciela. Nie miałam pieniędzy, o czym doskonale wiedziałam, poszłam do Karmy, zamówiłam herbatę, ciastka. Oni mnie znają, bo chodzę tam prawie codziennie. Mam płacić, szukam portfela, a wiem, że go nie mam, Mówię: „Boże, Marcin, nie wzięłam portfela”. A on mówi: „Dobra, jutro zapłacisz”. Zjedzone śniadanie, kawa jest. Poszłam coś nagrywać. Spotkałam w międzyczasie znajomego, który szedł do Karmy: „Ej, stary, zapłacisz za mnie?”. „Dobra, zapłacę”. Później wróciłam, poszłam do Planu B na piwko, na kreskę, potem do Karmy, ale już nic nie zamawiałam. I podchodzi do mnie ten poranny kelner, przynosi kawę, jakieś croissanty. Mówię: „Ale ja nic nie zamówiłam”. A on na to: „Nie, nie, Gosia, luz, ja wiem”. Kiedy wychodziłam, jeszcze mi dali całe opakowanie croissantów i chleba na wynos. Tak to jest z tymi pieniędzmi… Money comes and goes. Nie upatruję szczęścia w pieniądzach, choć skłamałabym, mówiąc, że w ogóle mnie to nie interesuje.
Dlaczego więc nie realizujesz odwiecznego pomysłu młodych kobiet, które szukały szarmanckiej i hojnej ręki mężczyzn? Jesteś piękną młodą kobietą, dlaczego nie poznasz młodego…
Bogatego…
Tak. Niechby i alkoholika nawet.
Jestem nazbyt dumna. Nie mam nic przeciwko bogatemu facetowi, ale nie jest to coś, czym będę się kierować, kiedy dojdzie do wyboru, czy ja chcę z nim być, czy nie.
Nie boisz się, że ta Twoja szybka kariera to taka bańka mydlana, która pęknie?
Oczywiście. Ale nie jestem w stanie nic zrobić. Jedyne, na co mam wpływ, to praca. A czy komuś się znudzę za kilka lat? Możliwe. Miałam też taki moment, w którym ważyłam każdy krok, ale potem stwierdziłam, że to jest bez sensu. Ja chcę pracować i robić muzę. Przestałam się bać. Usiadłam na schodkach Planu B i pomyślałam: A rzucajcie we mnie tymi kamieniami, róbcie zdjęcia. Chcę żyć.