Karol Strasburger: „Postanowiliśmy patrząc ludziom w oczy, przyznać się do tego, co nas łączy”
„Ludzie wciąż myślą stereotypami”
- Krystyna Pytlakowska
W ramach cyklu Archiwum VIVY!: wywiady przypominamy rozmowę Krystyny Pytlakowskiej z Karolem Strasburgerem i Małgorzatą Weremczuk. Wywiad ukazał się w czerwcu 2018 roku w magazynie VIVA!.
Magazyn VIVA! Karol Strasburger i Małgorzata Weremczuk wywiad
Uwielbiany aktor, amant, bożyszcze kobiet. I jego młoda i piękna menedżerka. Skandal? Wielu tak myśli. „Postanowiliśmy uciąć domysły i patrząc ludziom w oczy, przyznać się do tego, co nas łączy”, mówi Małgorzata. Jak to się stało, że są razem? Czy wezmą ślub? Jak żyją w cieniu tragedii, która spotkała Karola? O tym wszystkim po raz pierwszy opowiedzieli publicznie w intymnej rozmowie z Krystyną Pytlakowską.
Przyszedł czas, że postanowiliście połączyć swoje drogi w tę jedną, wspólną – uczuciową. Kiedy współpraca zawodowa przeobraża się w miłość?
Małgorzata Weremczuk: Śmiejemy się, że gdy człowiek był młodszy, było prościej. W czasach szkolnych było jedno proste zdanie, którym młodzieńcy dawali sygnał zainteresowania dziewczyną: „Czy chcesz ze mną chodzić?”. I albo chciała, albo nie – pamiętasz, Loluś?
Karol Strasburger: Doskonale! Pewnie do dziś to funkcjonuje.
Małgorzata: W dorosłym życiu tego nie ma, bo moment, w którym idzie się o krok dalej, jest trudny do określenia. Nie mam tu na myśli wspólnej sypialni. Ludzie, choć żyjemy w XXI wieku, wciąż myślą stereotypami: dojrzały mężczyzna spotyka młodą dziewczynę i od razu wariuje – kamienie hejtu lecą z nieba jak grad. Bo myślenie płytkie jest takie – to ulotne zauroczenia, bezemocjonalny seks, interesowność kobiety, rozbuchane ego i libido mężczyzny – świat na głowie staje. A to przecież nie tak funkcjonuje w dojrzałej relacji! Karol nie jest typowym mężczyzną „w starszym wieku”, a ja szablonową trzydziestką. Ma młodą duszę – pełną pasji i aktywności życiowej, która i mnie napędza. Mamy zbliżone marzenia i cele, darzymy się ogromnym szacunkiem. Nasz bagaż doświadczeń zbudował nam charaktery i ustawił priorytety. To, co jest między nami, rodziło się powoli. W życiu nie przypuszczałam, że połączy nas coś więcej. Byliśmy przez lata przyjaciółmi i zgranym teamem zawodowym. Doskonaliliśmy to z każdym rokiem, ale poza tym miałam swoje życie, on swoje. Miałam męża, on – żonę.
Karol: Jest taki moment – to widać po oczach. Nagle dostrzegasz, jak ona patrzy na ciebie i że jej oczy nie są obojętne, a to spojrzenie już ma inną głębię. I czujesz, że wcale nie ma ochoty pójść do domu, tylko chce być z tobą dłużej. A on? Też nie chce, żeby sobie poszła. I kiełkuje coś naprawdę fajnego, prawdziwego. To trzeba po prostu zauważyć i poczuć.
Małgorzata: I nawet kawa smakuje inaczej. I ta wieczorna, i ta poranna.
Karol: Mnie się chce żyć, podróżować z Małgosią, budować naszą codzienność, śmiać się z jej zabawnych tekstów. Umieć dzielić razem każdą chwilę to wcale nieoczywista umiejętność w związkach, a my potrafimy to nasze RAZEM fantastycznie zagospodarować.
Gdy dwa lata temu pytałam Karola o Ciebie, nie było mowy o Waszym związku uczuciowym.
Karol: Powiedziałem wówczas, że ktoś mi w życiu pomaga. Nasze życie było wtedy w zupełnie innym miejscu. Małgosia prowadziła mój impresariat, ale to nie był jeszcze ten czas, w którym byliśmy razem.
Małgorzata: Chociaż byliśmy bardzo zżyci…
Karol: W czerwcu minął rok, odkąd mieszkamy ze sobą I już wiemy, że dobrze nam we dwoje. Często po tygodniu można powiedzieć, że z kimś się nie da wytrzymać. Człowiek myśli sobie: gdzie ja miałem oczy?
Małgorzata: Rodzina, przyjaciele są dla nas inspiracją, motywacją i często kreują nasze wybory, dlatego wyznajemy oboje taką zasadę, że nie wpuszczamy do naszego życia i domu osób przypadkowych. Karol kiedyś przytoczył mi takie mądre zdanie, że „bardzo ważne jest w życiu do czyjego/którego się przysiąść stolika”.
Karol: Myślałem wtedy o Teatrze Dramatycznym, bo przy różnych stolikach siedzieli różni ludzie i robili różne rzeczy. Przy jednym grali w kości, pili, rozprawiali o podbojach miłosnych, a przy innym Holoubek z Jarockim i Zapasiewiczem rozmawiali o sztuce. Jak się udało usiąść przy tym stoliku, będąc zaproszonym, człowiek zawsze wynosił coś wyjątkowego dla siebie.
Życie jest więc takim stolikiem?
Małgorzata: Dobra metafora. Karol nie zaprosiłby mnie do swojego stołu, gdybym była kimś innym, niż jestem. To nie jest mężczyzna, który zadowoli się byle kim dla zabicia samotności! Mam tu na myśli moje ambicje, cele, osobowość, maniery – wszystko, co mnie tworzy w całości, tę konkretną, a nie inną Małgorzatę. To jest ta zależność, o której wszyscy krytykujący nas ludzie zapominają.
Karol: I mówisz dobrze po polsku: „sobą”, nie „sobom”, „włączamy” światło, a nie „włanczamy”, świetnie piszesz, umiesz się odnaleźć w każdym towarzystwie i nie trzymasz łokci na blacie podczas posiłku (śmiech).
Małgorzata: Maniery, poglądy, spójne postrzeganie świata są bardzo istotne. Ja dużo wymagam od siebie, ale i od tych, którymi się otaczam. Wiem, w jakim miejscu chcę być za pięć lat, i do tego dążę. Może właśnie ta ambicja pozwoliła mi dość wcześnie piąć się zawodowo w górę?
Kiedyś byłaś menedżerem Macieja Kuronia. Byłaś jeszcze bardzo młoda.
Małgorzata: Tak, kilka lat zajmowałam się organizacją jego pokazów kulinarnych i kontaktem z mediami. Po jego śmierci pomagałam przez rok w drodze zawodowej synom Maćka. Od najmłodszych lat stawiałam na samorozwój. Kiedy moi rówieśnicy wybierali imprezę, ja potrafiłam mądrze oddzielić czas zabawy od nauki i pracy.
Studiowałaś logopedię na Akademii Pedagogiki Specjalnej.
Małgorzata: Tak, bo chciałam dopełnić wiedzą moją duszę artystyczną (śmiech). Od najmłodszych lat uczęszczałam na wiele zajęć – tanecznych, plastycznych, wokalnych. Uczyłam się gry na fortepianie. Zaczynałam w Klubie Piosenki w Siedlcach. W szkole podstawowej i liceum byłam wokalistką lokalnego zespołu muzycznego. Cztery lata śpiewałam w zespole eventowym. Oprócz częstych wyjazdów na koncerty musiałam jeszcze zarobić na kolejny rok studiów. I wtedy trafiłam do Domu Prasowego, gdzie odpowiadałam za sprzedaż powierzchni reklamowej do jednego z dzienników. W krótkim czasie zostałam zastępcą kierownika. Miałam wtedy 20 lat.
A potem spotkałaś Karola?
Małgorzata: Z Karolem zawodowo połączyło nas samo życie, jego osobista tragedia. Poznałam go bardziej prywatnie w restauracji, w której pracowałam od 2009 roku. Przychodzili tam oboje z Ireną. Lubiłam, jak mnie odwiedzali. Podobał mi się jego stosunek do niej, szacunek, jakim ją otaczał, podziw, z jakim na nią patrzył. Ma szczęście ta Irka, myślałam i bardzo im kibicowałam. Lubiłyśmy się, często rozmawiałyśmy przez telefon o babskich sprawach. Oboje z Karolem zawsze dążyli do tego, aby spędzać czas w moim towarzystwie, i to było dla mnie wyróżnienie.
Karol: Małgosię darzyliśmy sympatią. Była taka ciepła, serdeczna. Dostrzegaliśmy podobne myślenie, emocje. A z czasem przekonałem się, że można jej zaufać. I dopiero w którymś momencie okazało się, że dziewczyna ukrywająca wszystko pod długim swetrem jest fajna, zgrabna i atrakcyjna, czego w ogóle nie było widać.
Nosiłaś długie swetry?
Małgorzata: Stroje, które nie skupiały na mnie uwagi, może tak (śmiech).
– Żeby nie kusić?
Karol: Nie wiem z jakiego powodu.
Małgorzata: Bo reprezentowałam to miejsce, a w pracy stosowałam zawsze savoir-vivre?
Karol: Są kobiety, które robią wszystko, aby epatować swoją seksualnością, co dojrzałemu mężczyźnie wyda się podejrzane. Ale są też takie, które postępują odwrotnie, jest w nich jakaś tajemniczość. Ukrywają fizyczność, która przecież ma znaczenie.
A kiedy Ty zauważyłaś fizyczność Karola?
Małgorzata: Jego fizyczność od początku dobrze oceniałam, bo…
Karol: Bo jestem piękny. Po prostu (śmiech).
Małgorzata: No, tak. Pozwól mi tylko to zdanie dopowiedzieć.
Karol: To może ja wyjdę i pobiegam po lesie?
Małgorzata: Nie, siedź tu (śmiech). Łatwiej mi było oceniać Karola, bo widziałam go w filmach, teatrze, w „Familiadzie”. Zawsze był bardzo przystojny. Nigdy nie wiedziałam, ile ma lat. I nie interesowało mnie to. Odnosiłam wrażenie, że jest fajnym facetem z klasą. Widziałam też, jaki jest zabawny i jaką wzbudza sympatię u ludzi. Karol to ktoś, kto „zapala światło”, kiedy wchodzi. Dziś wiem, że dba o siebie, nie boi się testować kosmetyków – lubię to w nim.
Kiedy padło to zdanie: „A może byśmy razem zamieszkali?”.
Małgorzata: Nigdy. Po wielu rozmowach z mężem i podjęciu decyzji o rozwodzie wyprowadziłam się z mojego domu.
Karol: To było naturalne, że chciałem, aby była ze mną. Było nam dobrze w swoim towarzystwie.
Małgorzata: Mój ukochany cytat z „Małego Księcia”, że miłość nie polega na wpatrywaniu się w siebie, tylko na patrzeniu w tym samym kierunku. To odnajduję w naszym związku.
Karol: Straciłem żonę, zostały wspomnienia. Jeżeli spotkałbym kobietę, która by chciała zbudować ze mną związek na płaszczyźnie negacji tego, co było, byłoby to niemożliwe. Oczekiwałem, że ta następna kobieta będzie szanowała tę, z którą byłem tyle lat.
Małgorzata: Nie powiedziałam: „Wymieńmy meble i wyrzućmy wspomnienia”. Szanowałam i podziwiałam Irkę, chciałam dokończyć dzieło, które zaczęła. Stworzyła na przykład fantastyczny wystrój kuchni, bo miała zmysł artystyczny. Pięknie odrestaurowała i pomalowała starą komodę. Dokupiliśmy świeczniki. Nadaliśmy temu ciąg dalszy.
Karol: Ale nie chcę, żeby nasze życie było kontynuacją. Ono jest czymś odrębnym, nowym. Nie mogę Małgosi obarczać moimi wspomnieniami – budujemy nasze relacje, jednocześnie szanując to, co było wcześniej. Niczego nie odrzucamy.
Jak więc teraz żyjecie?
Małgorzata: Jak ludzie, którzy narodzili się na nowo. Najbardziej cieszy mnie, że Karol odzyskał zdolność uśmiechania się. Jego oczy już błyszczą tylko radością. Spędzamy dużo czasu na rozmowach na każdy temat.
Karol: Dlatego, że jesteś mądra, w dodatku utalentowana muzycznie. Małgosia naprawdę fantastycznie śpiewa, powinna nadal być wokalistką. Gdzieś to w niej drzemie i myślę, że będzie się rozwijało.
Małgorzata: I na pewno usłyszę, że „Karol mi to załatwił”. Miałam się nie interesować hejtem, ale to nie takie łatwe. Internet potrafi wszystkiemu odebrać odświętność i prawdziwość, wszystko opluć, spłycić.
Karol: A ja niczego ci nie załatwiam. To ty dbasz o nasze kontrakty, porządkujesz moją codzienność. Ty też gotujesz, ty pytasz, czy się wyspałem.Gramy w tenisa, jeździmy na nartach. Zaraziłem cię moimi pasjami, co?
Małgorzata: Nie tylko pasjami. Powiedziałeś ostatnio coś, co mnie wzruszyło. Że ja nauczyłam cię czułości i mówienia sobie miłych rzeczy.
Między Wami jest chemia, to się czuje, to widać. Chociaż mieliśmy o tej chemii nie rozmawiać.
Małgorzata: Gdy przychodzę do domu, zawsze wołam jak dziecko: „Loluuuś!”. Muszę chociaż usłyszeć jego głos. A gdy go nie ma, jest mi smutno. Rano, gdy się budzę za późno, najpierw go szukam, bo pierwsze, co chcę zobaczyć, to jak się uśmiecha. Najczęściej zbiegam do kuchni, ponieważ Karol już tam jest. Robi herbatkę i często śniadanko.
Karol: Nauczyłaś mnie tego. Powiedzieć „kocham” też jest dla mnie łatwiejsze. Lubię też przytulanie.
A gdybyście się pokochali wcześniej?
Małgorzata: Nie bylibyśmy razem. Życie tak się układa – ja musiałam wyjść najpierw za mąż, a Karol musiał przeżyć śmierć Ireny, żeby los mógł nas połączyć. Ale myślę, że ułożyliśmy mądrze te nasze puzzle na nowo, w nową układankę. Spotkaliśmy się w bardzo dojrzałym i przełomowym momencie naszego życia.
Pobierzecie się?
Karol: Nie wiem, może. Czy ślub jest konieczny do szczęścia?
Małgorzata: Naszym wspólnym sukcesem jest to, że jesteśmy razem. Napisz to drukowanymi (śmiech).
Bardzo odmłodniałeś przy Małgosi.
Karol: Tak, żyje mi się o wiele prościej. Najważniejsze, że budujemy nasz dom także ze wspomnień i pamięci. Małgosia jeździ ze mną nawet na grób Ireny.
Piszą w internecie, że zapomniałeś o grobie żony.
Karol: Kolejne internetowe kłamstwo. Żałosne.
Małgorzata: Dlatego postanowiliśmy uciąć domysły. I patrząc ludziom w oczy, przyznać się do tego, co nas łączy. Bałam się tylko, żeby to za bardzo Karola nie dotknęło – człowieka najuczciwszego z uczciwych – bo to na niego patrzą teraz jak na niepoważnego gościa, któremu „na stare lata odbiło”. Jesteśmy dla siebie silnym wsparciem. Idziemy przez życie za rękę. Mamy wokół liczne grono życzliwych nam ludzi. Bycie szczęśliwym to nasze prawo, a to, jak to szczęście będziemy budować, jest osobistą sprawą. Nikt nie przeżyje za nas życia – niech będzie NASZE, nie całego świata. My popłynęliśmy we wspólny rejs i pomimo sztormów zrobimy wszystko, by nasz jacht nie zatonął.