Reklama

W ramach cyklu Archiwum VIVY!: wywiady przypominamy rozmowę Krystyny Pytlakowskiej z Ewą Chodakowską. Wywiad ukazał się w kwietniu 2015 roku w magazynie VIVA!.

Reklama

Magazyn VIVA! Ewa Chodakowska wywiad

„Jeśli nie masz czasu, znajdź sobie kolejne zajęcie”, cytuje na swoim Facebooku chińskie przysłowie. I znalazła! Właśnie została redaktor naczelną magazynu „Be Active. Dietetyka & Fitness”. Ewa kocha wyzwania. Przekonała Polki, że aktywność fizyczna jest cool. Teraz będzie je namawiać do zdrowego stylu życia. Jak pogodzić te wszystkie role z rolą żony, Ewa Chodakowska opowiada Krystynie Pytlakowskiej.

Witam nową koleżankę, redaktor naczelną miesięcznika „Be Active. Dietetyka & Fitness”.

Witam, bardzo mi miło. Może chlebka z oliwą?

Jadasz chleb?

Jeżeli chleb, to tylko z oliwą, a nie z masłem. Ale rzadko jem pieczywo.

Bo teraz jest odwrót od chleba.

Zapanowała moda na dietę bezglutenową, ale przecież z glutenem to jest tak, że jeżeli ktoś nie ma na niego uczulenia, może go śmiało jeść. Utrudniamy sobie życie. Ludzie często ulegają trendom nie do końca właściwym.

Ty uległaś właściwemu – cały czas w ruchu.

Tak było od dziecka. Już w szkole podstawowej miałam najlepsze osiągnięcia sportowe w lekkiej atletyce.

Biegi, skoki w dal?

Tak. Byłam silna i szybka. Od zawsze – można śmiało powiedzieć, że błogosławiona dobrymi genami. Nie mogłam usiedzieć w miejscu, wracałam ze szkoły, rzucałam plecak i biegłam na podwórko.

Rodzice nie zaganiali Cię od razu do odrabiania lekcji?

Nie, jestem czwartym i najmłodszym dzieckiem. Wszystko mi było wolno. Wszyscy mnie rozpieszczali. Na szczęście nie spaczyło to mojego dobrego charakteru (śmiech).

Mało dotąd mówiłaś o rodzicach, tylko tyle, że Twój dom był pełen miłości.

Urodziłam się, kiedy rodzice już byli na rencie. Byłam ich małą wpadką. Z pewnością niektórzy będą mieć mi za złe, że w ogóle coś takiego powiedziałam. Ale prawda jest taka, że byłam nieplanowanym dzieckiem i późnym, moja mama miała już 39 lat. W tamtych czasach to był już podeszły wiek jak na rodzenie. Ale moi rodzice, jako ludzie głęboko wierzący, zdali się na wolę Boga. Moja rodzina jest bardzo katolicka i konserwatywna. Rodzice przekazali mi bardzo dobre wartości, przykazanie „kochaj bliźniego swego jak siebie samego” sprawdza się u mnie na każdym kroku.

A kochasz? Wiem, że jesteś wrażliwa na nieprzychylne komentarze…

Bo jestem zodiakalną Rybą, a Ryby nie mają grubej skóry. Z czasem nauczyłam się już nie przejmować obraźliwymi komentarzami, zresztą jest ich bardzo mało.

Podobno usuwasz złośliwe opinie pod swoim blogiem?

Tak, i czuję się w pełnym prawie to robić, bo jak ktoś przychodzi do mojego domu z brudnymi butami, muszę go wyprosić. Nie mogę udawać, że tego nie widzę. Jeżeli ktoś wchodzi na moją stronę tylko po to, żeby się pozbyć własnych stresów i odreagować, niech znajdzie lepszy sposób.

Ale lubi Cię półtora miliona osób na Facebooku, a na bloga wchodzi trzy razy tyle. Sukces rodzi różne reakcje.

To prawda, czasem czytam na swój temat przeróżne głupoty, czasem wołam męża: „Chodź, zobacz!”. I śmiejemy się razem. Uodporniłam się i mówię, że hejterzy to moi najlepsi fani, którzy czytają o mnie wszystko, wpisując w Google „Chodakowska”.

Cieszę się, że przestałaś się tym przejmować.

Na początku 2015 roku pogadałam sama ze sobą bardzo poważnie i obiecałam sobie, że ten rok przeżyję bezstresowo. Muszę albo przyjmować przeciwieństwa losu z uśmiechem albo zmienić kierunek moich działań. Nie mam zamiaru jednak się poddawać, mam jeszcze wiele do zrobienia, a obowiązków z każdym dniem mi przybywa.

Jak to się stało, że pod koniec lat 90. wszyscy wyjeżdżali do Ameryki, a Ty pojechałaś do Grecji?

Bo moja rodzina jest emocjonalnie związana z Grecją. Tam mieszkały przez parę lat moje dwie siostry i nawet tata. Kochamy Grecję.

Wyjeżdżaliście, bo w Polsce było biednie?

Niczego mi nigdy nie brakowało, choć nasz dom nie opływał w luksusy. Do mojej kolorowej beztroski przyczyniły się w dużym stopniu moje siostry, które przysyłały najpiękniejsze ubrania i zabawki. Nie mogę narzekać na swoje dzieciństwo.

Czemu więc zdecydowałaś się na wyjazd?

Najpierw pojechałam do Londynu, miałam wtedy 20 lat. Sprzątałam tam, zmywałam naczynia, opiekowałam się dziećmi, stałam za barem i uczyłam się angielskiego. Właśnie dlatego wyjechałam do Anglii, żeby nauczyć się dobrze języka.

Wiedziałaś już, co będziesz robić w przyszłości?

Nie miałam jasno określonego celu. Wiedziałam tylko jedno, że nie mogę marnować czasu. Przerwałam studia w Warszawie – stosunki międzynarodowe, logikę i makroekonomię, brrr. W ogóle mnie to nie interesowało. Miałam świadomość, że jeżeli zostanę, będę się męczyć do emerytury. Studia opłacałam sobie sama, więc uznałam, że mogę samodzielnie podjąć decyzję. Pracowałam i byłam niezależna. W Warszawie byłam kelnerką, z napiwków można było jakoś wyżyć. Dzięki temu nigdy nikogo nie musiałam prosić o pomoc. W Londynie natomiast zapracowałam sobie na opinię osoby bardzo pracowitej i starannej, zdobyłam zaufanie ludzi, którzy zaczęli polecać mnie dalej. W końcu zatrudniłam jeszcze dwie dziewczyny, bo nie mogłam sprostać zamówieniom.

I miałaś już wewnętrzne przekonanie, że coś w życiu osiągniesz?

Już od liceum miałam poczucie, że muszę coś w życiu osiągnąć. Wiedziałam, że stać mnie na wielkie wyzwania. Krok po kroku więc budowałam schody, na które wchodziłam coraz wyżej. Byłam pewna, że odnajdę to, co będzie mnie pasjonować.

Mama nie bała się puścić Cię samą w świat, taką młodą i niedoświadczoną?

Oczywiście, że się bała. Musiałam ją uświadomić, że dam sobie radę, choć sama nie wiedziałam, co mnie czeka. Z drugiej strony nie bałam się podjąć ryzyka. Postawiłam wszystko na jedną kartę.

Trudno uwierzyć, że taka najmłodsza, rozpieszczona córeczka tak poważnie myślała o swojej przyszłości.

Miałam pełną świadomość tego, że moje dzieciństwo za chwilę się skończy i będę rzucona na głęboką wodę. I że te wszystkie lalki, śliczne sukienki to etap przejściowy – zasługa moich sióstr. A ja za chwilę będę musiała radzić sobie sama.

Mogły się zdarzyć różne przykre rzeczy? Byłaś jeszcze naiwna.

Wszystko mogło się zdarzyć, ale ja mam szczęście do ludzi. Poza tym jestem ostrożna. I z pewnością ktoś czuwał nade mną z góry. Odłożyłam trochę pieniędzy i wróciłam do Polski, a za chwilę pojechałam do Grecji.

Nie chciałaś zamieszkać w Warszawie?

Nie, bo w Warszawie nie odnalazłam perspektywy na przyszłość, o czym przekonałam się, pracując i studiując. W Londynie zarobiłam tyle, że mogłam sobie pozwolić na opłacenie szkoły w Atenach i na kształcenie się dalej. Kupiłam też wtedy ziemię w Bieszczadach, którą potem sprzedałam. Z tych pieniędzy
opłaciłam szkołę aktorską u Lindy i Ślesickiego. Starczyło mi na rok. Podczas wakacji musiałam zarobić na kolejny, więc pojechałam do Grecji. A tam poznałam swojego męża i już nie wróciłam tak szybko.

A kiedy pierwszy raz usłyszałaś słowo „fitness”?

Odkąd sięgam pamięcią, fitness, jako aktywność fizyczna, był moim stylem życia. Kiedy miałam 10 lat, trenowałam w domu na dywanie, wykonując ćwiczenia nagrane na wideo. Już wtedy wiedziałam, że trening to mój chleb powszedni. Po 20. roku życia zaczęłam się zapisywać na kursy i szkolenia w Polsce i za granicą. Nie myślałam wtedy, że w przyszłości będę trenerem. Z czasem zrozumiałam, ile trening wnosi w moje życie, jak dużo warunkuje i jak pomaga zmagać się z przeciwnościami. Zaczęłam się kształcić w tym kierunku, żeby zapracować na miano eksperta, a nie tylko pasjonatki. Po drodze spotkałam swojego męża, który był najlepszym przykładem na to, że trening to nie tylko piękne ciało i zdrowy organizm, ale przede wszystkim zdrowa psychika i kontrola nad własnym życiem. Nie ukrywam, że mój partner był moim mentorem.

I dlatego postanowiłaś sama stać się mentorką dla innych?

Nigdy nie chciałam odchudzać Polek – lepsze ciało miało być tylko efektem ubocznym. Chciałam pokazać każdej kobiecie, że poprzez trening może odzyskać kontrolę nad swoim życiem, świadomie decydować o sobie, rozwijać się i osiągać cel. A podczas drogi cieszyć się z każdego podjętego kroku.

Taka jest Twoja filozofia?

Trening nadaje życiu rytm, spaja je w jedną całość, wprowadza dyscyplinę, pomaga się zorganizować, dodaje siły i odwagi, wyznacza cel i nie mam wątpliwości, że pomaga go osiągnąć!

Nie uważasz, że Tobie pomogło w tym dorastanie w Sanoku, w Bieszczadach, gdzie mieszkają twardzi ludzie?

Nie wiem, czy za byciem konsekwentną stoi miejsce pochodzenia, czy aktywność fizyczna. Stawiam na to drugie. Naukowo udowodniono, że trening wpływa na pracę mózgu, stymulując obszar odpowiedzialny za samodyscyplinę i nawyki. Im więcej wprowadzamy zmian, tym więcej jesteśmy w stanie zmienić. Wystarczy zatem rzucić przysłowiową śnieżną kulką i pozwolić jej się toczyć. Przy okazji zmieniamy kuchnię, zaczynamy dbać o zdrowie, wybiegamy myślami do przodu i nie chcąc marnować efektów naszej pracy, świadomie zaczynamy o siebie dbać. Czasem kosztuje to trochę wysiłku, ale jeżeli teraz nie będziemy rozczulać się nad sobą, to później unikniemy stania w kolejkach do lekarzy.

A jednak masz w sobie taką góralską zawziętość…

A ja ci mówię, że wszyscy mamy tę siłę! Znam bardzo dużo osób, które przez całe życie były szarymi myszami, a teraz pełne odwagi otwierają firmy, wyznaczają sobie cele. Nabierają pewności siebie.

Zmieniają też partnerów? Ty nie musiałaś, bo jesteś zakochana w mężu.

Szukałam do skutku. A kiedy partner okazywał się niewłaściwy, nie miałam skrupułów, żeby odejść.

Męża testowałaś przez cztery lata.

No tak, cztery, ale już po roku zachowywaliśmy się trochę jak małżeństwo. A teraz zachowujemy się jak narzeczeństwo. Zanim się pobraliśmy, mówiłam na niego „mąż”. Teraz zdarza mi się nazwać go „moim chłopakiem”. Czas nie ma wpływu na nasze relacje.

Fajny jest ten Twój Grek.

Fajny? Jest super. I w dodatku jego rodzina bardzo mnie lubi, a zwłaszcza teść darzy mnie szczególną sympatią. Rozmawiam z nim po grecku, bo nie zna angielskiego. Dużo mnie to kosztuje, ponieważ chcę mówić bardzo poprawnie.

Jesteś perfekcjonistką…

W tej sytuacji perfekcjonizm przeszkadza. Ale doskonale rozumiem, gdy mój teść mówi: „Nie jesteście małżeństwem, bo jesteście w sobie wciąż zakochani”. I że to się bardzo rzadko zdarza. A przecież spędzamy z mężem 24 godziny na dobę. I to nie psuje naszego związku. Mąż jest zresztą bardzo cierpliwy. Ze stoicyzmem traktuje różne moje pomysły.

Ćwiczy razem z Tobą?

Czasem ćwiczy ze mną, czasami ja wstaję wcześniej i trenuję, a on smacznie śpi. A niech sobie śpi. Ponoć jak się pozwala spać drugiej osobie, to oznaka miłości. Zresztą gdy ja śpię, a on wstaje, też mnie nie budzi. Nie uważamy aktywności fizycznej za jakąś karę. Mój tato odwiedził nas w Warszawie i już po półgodzinie krzyczał na nas, że zaraz zejdziemy ze świata na zawał. Namówiłam wtedy męża na turbowyzwanie i tak oboje sapaliśmy, że tata patrzył na nas jak na wariatów.

Zajmujecie się też razem zawodowymi sprawami, mąż pomaga Ci wydawać płyty.

Jest ze mną przy każdym nagraniu, w każdej sytuacji. Jedno stanowi przedłużenie drugiego. Gdy któregoś z nas nie ma, to brakuje części naszej układanki. Obraz jest niekompletny. Mąż uwielbia pracować. To taki europejski Grek. W Grecji wszyscy najbardziej lubią odpoczywać, a on uwielbia, kiedy rzucamy jakiś projekt na stół i spotykamy się z ludźmi, z którymi ten projekt możemy stworzyć.

A teraz będziecie razem robili pismo dla mojego wydawnictwa?

Tak, ten pomysł był nasz, a nie tylko mój. Lubię, kiedy siadamy i rozmawiamy o tym, co chcemy zrobić w ciągu najbliższych sześciu miesięcy czy roku.

Ale masz też wsparcie dużych firm, jesteś ambasadorem Adidasa na przykład.

Od dwóch lat Adidas wspiera moje działania. Jestem dumna z tytułu globalnej ambasadorki.

I nigdy nie masz ochoty rzucić tego wszystkiego i zamiast wydawać kolejną płytę czy pisać kolejną książkę, zaszyć się na Mazurach?

Spełniam się w tym, co robię, dlatego nawet mi się nie śni osiadać na laurach. Wiem, że mogę pomóc wielu osobom. Kiedy ktoś wychodzi z depresji dzięki aktywności, albo z choroby ciała, to dla mnie wielkie osiągnięcie. Zaczęłam się sprawdzać jako life coach, który potrafi wpływać na innych, dawać nadzieję. A aktywność fizyczna jest lekarstwem na wszystko – depresję, anoreksję, bulimię, zawody miłosne, stres. Zdrowa głowa i zdrowe ciało – czy można chcieć więcej?

Nie wiem, może dziecka?

Wszyscy pytają mnie o dziecko. Przyjdzie pora i na dziecko. Ja mam jeszcze mnóstwo planów. Teraz jestem zbyt zajęta, żeby zatrzymać się w biegu. W zeszłym roku zawalczyłam o rekord Guinnessa w największym otwartym treningu, w ciągu dwóch lat wydałam cztery książki – wszystkie są bestsellerami. Ostatnia – „Trenuj z nami. Uniwersalny trening personalny”, dostępna w naszym sklepie online Bebio.pl – bije rekordy popularności. Do tego kilkanaście płyt z programami treningowymi, ostatnia – „Secret…” – zdobyła serca wszystkich w każdym wieku. Na co dzień jestem w moim studiu Be Active, gdzie prowadzę zajęcia. W weekendy jeżdżę po Polsce i świecie, prowadząc warsztaty. Poznań, Wrocław, Kraków, Londyn, Nowy Jork… W kolejce czeka Dublin. Jak sama widzisz, ręce pełne pracy.

Reklama

Myślałaś o tym, kim będziesz za jakiś czas?

W przyszłości? Boję się, że skończę w polityce (śmiech). Ale pytałaś o dzieci. Ja w tej chwili mam takie poczucie, że muszę codziennie nakarmić półtora miliona moich dzieci na Facebooku, wspierać je. Nie mogę ich tak po prostu opuścić.

Reklama
Reklama
Reklama