Reklama

Podróżniczka, autorka książek, inspirująca kobieta. Zaraża pozytywną energią i uczy, jak z najtrudniejszych doświadczeń wyciągać pozytywy. Z nią każda podróż nabiera wyjątkowego znaczenia. Beata Pawlikowska obchodzi dziś 55. urodziny! Z okazji wyjątkowego dnia przypominamy ostatnią rozmowę Romana Praszyńskiego z podróżniczką. Wywiad ukazał się w kwietniu 2018 roku w magazynie VIVA!.

Reklama

Magazyn VIVA! Beata Pawlikowska wywiad

Myślała, że będzie żyć sama. On nie szukał miłości. To miłość odnalazła ich. W Belize. Pod niebem pełnym spadających gwiazd. Beata Pawlikowska i jej ukochany Amerykanin Danny Murdock są razem od roku. Dla niej zamieszkał w Polsce. „Czy ją kocham? Absolutnie i bezwarunkowo”, zapewnia Danny. „Razem jest tak samo fajnie jak samemu”, dodaje Beata. I wydaje książkę: „Jestem szczęśliwym singlem. O związkach, miłości i szczęściu”.

Życie to piękny sen?

Beata: Tak, cudowny! I ciągle mnie czymś zaskakuje. Jestem wciąż zdumiona, że mam chłopaka, towarzysza, partnera. Że mieszkam z kimś, dzielę z kimś życie. Jeszcze nie przyzwyczaiłam się do tej myśli.

Jak zaczęła się Wasza miłość?

Beata: Rok temu, jak co roku, wyjechałam na samotną wyprawę. Wybrałam ostatnie dwa kraje, w których nie byłam w Ameryce Łacińskiej – Belize i Salwador. W tym samym czasie Danny w Nowym Jorku zdecydował, że wyjedzie w podróż i wybrał dwa ostatnie kraje, w których nie był w Ameryce Środkowej – Belize i Panamę.

Danny: Jeszcze tydzień wcześniej pracowałem w Nowym Jorku jako prawnik. Ale w kancelarii były cięcia i zostałem zwolniony. Wyruszyłem w podróż i wiedziałem, że po powrocie zmieni się moje życie. Ale nie sądziłem, że aż tak.

Olga Majrowska

Beata: Postanowiłam wyruszyć do słynnego miasta Majów – Caracol w zachodnim Belize. To była całodzienna wyprawa samochodem terenowym. Rano samochód był pełen rozgadanych Francuzów, Duńczyków i Anglików. Nagle patrzę, na przednie siedzenie siada chłopak w kapeluszu i tropikalnej koszuli. Wyglądał jak podróżnik, taki jak ja, a nie jak turysta. Miałam ochotę go zagadnąć, chociaż nigdy tego nie robię. Chętnie rozmawiam z tubylcami, ale od turystów raczej trzymam się z daleka. Ale on włożył słuchawki do uszu i nie odwrócił się ani razu.

Danny: Obiecano mi, że to będzie kameralna wyprawa. Tymczasem rano w samochodzie było pełno i głośno. Postanowiłem, że będę ignorował całą grupę. Ale kiedy robiłem zdjęcia, podeszła do mnie piękna kobieta i zapytała… Wciąż się śmiejemy z tego pytania!

Beata: Nie wiedziałam, jak zacząć rozmowę. Więc podeszłam i zapytałam, czy aparat, którym robi zdjęcia, to leica?

Danny: Aparat, który trzymałem w rękach, w ogóle nie wygląda jak leica. Ale nie powiedziałem tego, bo to by było niegrzeczne. Spojrzałem na nią i odpowiedziałem, że moje leiki zostawiłem w domu.

Beata: Tutaj dodam, że leica to jeden z najdroższych aparatów fotograficznych na świecie.

Danny: Od razu się zawstydziłem. Co ja gadam, przecież mam tylko jedną leicę w domu! Chciałem jej zaimponować.

Beata: Roześmiałam się i odeszłam. Chwilę później spotkaliśmy się na jednej z majańskich piramid i wtedy Danny mnie zagadnął. Zapytał, czy też fotografuję. Tak się zapomnieliśmy w rozmowie, że chodziliśmy w kółko po tej piramidzie i zgubiliśmy resztę grupy. Przestraszony przewodnik nie mógł nas znaleźć.

Olga Majrowska

O czym rozmawialiście?

Danny: O sobie, o życiu, o podróżach, o fotografowaniu.

Beata: Nagle się okazało, że mamy ze sobą bardzo dużo wspólnego. Oboje podróżujemy samotnie, jesteśmy wegetarianami, podobnie myślimy o Bogu i życiu. Danny powiedział, że nie pije alkoholu, na co tylko się roześmiałam. Bo ja też nie piję, odkąd sprawdziłam, w jaki sposób alkohol niszczy ciało i duszę.

Danny: Rozmawialiśmy o wyprawach do krajów uważanych za „biedne”, ale gdzie ludzie mają prawdziwe bogactwo spraw niematerialnych. Bardzo szybko złapaliśmy wspólny język. Ale naprawdę zauważyłem Beatę, kiedy powiedziałem, że rok wcześniej w Kolumbii dojechałem do dżungli Darién na granicy z Panamą. A ona na to, że przeszła dżunglę Darién na piechotę jako pierwsza kobieta na świecie. Szczęka mi opadła.

Beata: I poszliśmy się wykąpać.

To rzadkie na pierwszej randce.

Beata: Nie miałam nawet stroju kąpielowego. Nie wiedziałam, że w drodze powrotnej zatrzymamy się przy majańskich wodospadach. Danny od razu zaczął pływać i zawołał, że mogę włożyć jego koszulę, bo ma drugą. Wahałam się, ale woda wyglądała tak cudownie i było tak gorąco, że z ulgą się w niej zanurzyłam. Wychodzę w jego mokrej koszuli na brzeg, a on podchodzi z ręcznikiem i mówi: „Proszę, wytrzyj się”. Poszłam się przebrać. Zdejmuję z siebie jego koszulę, wycieram się jego ręcznikiem i myślę: Co tu się dzieje?

Danny: Beata była w „dżunglowym” ubraniu – szorty i luźna tropikalna koszula. Wiedziałem, co robię. Kiedy wyszła na brzeg w mokrej koszuli, wiedziałem, że było warto.

Ale wycieczka dobiegła końca?

Beata: Tak. Pożegnaliśmy się, dałam mu wizytówkę, powiedziałam, że może napisać, gdyby chciał porady, jak zorganizować wyprawę. A on pyta, czy chciałabym się z nim napić kawy. Usiedliśmy więc w kawiarni i przegadaliśmy następne trzy godziny.

Danny: Chciałem lecieć do Panamy, ale jeszcze nie miałem biletu, a Beata wybierała się do Gwatemali i dalej do Salwadoru.

Beata: I wtedy zapytałam, czy Danny myśli, że mógłby polecieć do Panamy z Salwadoru, a nie z Belize. A on natychmiast powiedział: „Tak!”.

Pani pomagała przeznaczeniu?

Beata: Działo się coś niezwykłego. Oboje to czuliśmy, chociaż Danny tak samo jak ja był przecież na swojej samotnej wyprawie.

Danny: Lubię podróżować samotnie. Spotykam ludzi, co jest cudowne, ale nie szukałem w tej podróży nikogo, z kim miałbym się związać. Spotkanie Beaty nagle zburzyło ten porządek. Wracałem na piechotę do hotelu pod miastem, nad głową miałem niebo pełne gwiazd i pytałem Boga, wszechświat czy Siłę Wyższą: „Spotkałem właśnie cudowną kobietę, co to znaczy, co mam z tym zrobić?”.

Olga Majrowska

I co Bóg odpowiedział?

Danny: Sypnął spadającymi gwiazdami. Kiedy wróciłem do hotelu i chciałem kupić przez internet bilet do Panamy, okazało się, że właściciel zużył limit dostępu do sieci. Więc następnego dnia pojechałem z Beatą nad ocean.

Beata: Doradzono nam wioskę Hopkins, gdzie mieszkają Garifunowie, potomkowie Karibów i Afrykanów. Usiedliśmy na plaży i rozmawialiśmy o życiu. Zapytałam Danny’ego, o czym marzy najbardziej na świecie? A on bez namysłu odpowiedział, że o tym, żeby się zakochać i znaleźć partnerkę na życie.

A Pani o czym marzyła?

Beata: Na pewno nie o tym, żeby się zakochać. Tego nie było w ogóle na mojej liście. Od siedmiu lat byłam singlem i czułam, że to idealny stan. Marzyłam więc o tym, żeby być wciąż po prostu szczęśliwym człowiekiem. Ułożyłam się z samą sobą, znalazłam wewnętrzną równowagę i harmonię ze światem. I wtedy nagle z nieba zerwała się gwiazda i spadała prosto na nas.

A potem trzeba było iść spać?

Beata: Gdyby nie komary, moglibyśmy zostać na tej plaży do rana. W hotelach nie było miejsc, w końcu znaleźliśmy ostatni wolny pokój. Z jednym łóżkiem.

Danny: Powiedziałem, że mogę spać na podłodze.

Beata: A ja odrzekłam, że to łóżko jest naprawdę bardzo, bardzo duże i zmieścimy się oboje.

Danny: Więc powiedziałem, że możemy zbudować między nami mur z poduszek.

Beata: A ja zaczęłam się śmiać.

Kiedy poczuliście, że możecie stworzyć związek?

Danny: Czwartego dnia dotarliśmy do Salwadoru, znaleźliśmy obskurny hotel, farba obłaziła ze ścian, a w łazience zamiast prysznica ze ściany wystawała rurka. Beata weszła do pokoju i powiedziała: „Bardzo mi się tu podoba! Idę wziąć prysznic”. Zaskoczyła mnie tym kompletnie, poczułem, że taka dziewczyna może być moją partnerką.

A Pani?

Beata: Wiedziałam to od pierwszej chwili. Ale nie chciałam się do tego przyznać, nawet przed samą sobą. Byłam tym kompletnie, absolutnie zdumiona. Nigdy wcześniej nie chciałam podróżować z kimś spotkanym na szlaku i nigdy mi się to nie zdarzyło. Tymczasem z Dannym wyruszyliśmy dalej razem na 12 dni, czyli do dnia, kiedy musiał wracać do Nowego Jorku.

I co dalej?

Danny: Nie rozmyślałem specjalnie o tym, co się wydarzyło. Wyruszyłem na wyprawę przez pustynię i góry w Stanach Zjednoczonych. I nagle złapałem się na tym, że przy każdej okazji wszystkim opowiadam o tym, że poznałem fantastyczną dziewczynę i chyba się przeprowadzę do Polski.

Beata: A ja krótko po powrocie wyruszyłam na miesiąc w Himalaje, na wyprawę do Nepalu i Bhutanu. Byłam zajęta, nie miałam dostępu do internetu, więc straciliśmy siebie z oczu na pewien czas.

Myślała Pani o Dannym?

Beata: Tak, ale uznałam, że będzie, co ma być. Nie przywiązywałam się do żadnego pomysłu ani planu. Wierzę w to, że Bóg czy Siła Wyższa przynosi człowiekowi to, co jest dla niego najlepsze.

Ale czasem trzeba Bogu pomóc.

Beata: Myślę, że on wie lepiej i nie potrzebuje pomocy. Danny zaczął pisać do mnie maile, ja odpowiadałam i niespodziewanie powróciło to niezwykłe połączenie, jakie czuliśmy wcześniej. I pewnego dnia poprosił, żebyśmy porozmawiali na FaceTime.

Danny: Powiedziałem jej, że kupiłem bilet do Warszawy. W jedną stronę.

Crazy man.

Beata: Byłam zdumiona. Co prawda kiedy płynęliśmy łodzią na wyspy San Blas w Panamie, powiedziałam, że jeśli chce, mógłby przyjechać do Polski, ale nie podjęliśmy wtedy żadnej decyzji. Uznałam, że temat jest zamknięty.

Ziemia zadrżała?

Beata: Byłam zdumiona. Już zaczęłam układać sobie na nowo życie jako singiel, zaplanowałam samotne wyprawy.

Danny: Nie miałem pracy. A praca Beaty i jej życie toczą się w Polsce. Nie mogłem powiedzieć: „Rzuć to wszystko i przyjedź do mojego małego mieszkanka na Manhattanie”.

Z jaką myślą Pan przyjechał?

Danny: Wiedziałem, że przyjeżdżam do Beaty.

Beata: Zapytałam, co mogę zrobić, żeby czuł się tutaj dobrze. Akurat kupowałam nowy samochód, napisałam więc, że może jeździć moim poprzednim. Czy jeszcze czegoś potrzebuje? Odpisał, że przyjeżdża do mnie, nie do mojego samochodu czy domu.

Kogo Pani w nim powitała?

Beata: Nie byłam pewna. Znaliśmy się krótko, nie miałam pojęcia, co się stanie, kiedy zamieszkamy razem. To było najdziwniejsze. Wszystko ułożyło się idealnie.

Naprawdę?

Beata: Może dlatego, że każde z nas przez pewien czas żyło samotnie, więc wiemy, czym jest wolność, i oboje potrzebujemy przestrzeni. Szanujemy się wzajemnie. To bardzo pomaga w codziennym życiu. Ja bardzo wcześnie wstaję, idę biegać, a potem siadam do pisania nowej książki. Do południa każde z nas jest zanurzone we własnym świecie. Potem razem gotujemy obiad, pieczemy chleb, rozmawiamy, jeździmy rowerami, oglądamy filmy. Fantastycznie dogadujemy się we wszystkich sprawach i szanujemy te rzeczy, w których jesteśmy różni.

Na przykład?

Beata: Lubię porządek. Ubrania składam w kostkę i myję po sobie naczynia. A Danny dość swobodnie rozkłada swoje rzeczy. Więc on robi to w swoim pokoju. Nie wtrącam się do tego, jak on żyje, i on też nie próbuje mnie zmienić.

A wspólna przestrzeń?

Beata: Znajdujemy kompromis na bazie życzliwości. Kiedy widzimy coś w odmienny sposób, siadamy i rozmawiamy. Nigdy żadne z nas nie robiło drugiej osobie zarzutów ani niczego od siebie nie żądaliśmy. Staramy się zrozumieć nie tylko siebie nawzajem, ale też nasze własne emocje. To wspaniale oczyszcza atmosferę. Spędziliśmy razem trzy miesiące, bo tylko na tyle pozwalała wiza. Potem wyruszyliśmy na wyprawę po Dzikim Zachodzie Ameryki, w listopadzie spotkaliśmy się w Ameryce Południowej i spędziliśmy dwa tygodnie w dżungli, a na początku grudnia Danny przyjechał znów do Polski. Stara się o przedłużenie pobytu, żeby zostać na rok albo dłużej.

A w jakim miejscu teraz jesteście?

Beata: Cieszymy się z tego, że jesteśmy razem. I jest nam z tym dobrze.

Pan chce być z tą kobietą do końca życia?

Danny: Odpowiedź brzmi „tak”, ale… Ale szalenie chcę być z nią dzisiaj. Czy ją kocham? Absolutnie i bezwarunkowo. Czy potrzebne mi są przysięgi, żeby to udowodnić? Nie. Czy pan próbuje mnie zmusić, żebym się teraz oświadczył?

Beata: Proszę pamiętać, że Danny jest prawnikiem!

Prowokuję, pytam, co macie w duszy.

Beata: Jesteśmy ze sobą. To mamy w sercach. Robimy razem różne rzeczy, mamy mnóstwo pomysłów. Chcemy napisać samouczek do nauki polskiego dla obcokrajowców, może będziemy też organizować wspólne wyprawy dla Polaków połączone z nauką angielskiego.

Danny: Albo wyruszymy jachtem dookoła świata. Mieliśmy też pomysł, żeby przejechać samochodem przez trzy Ameryki – od Alaski do Ziemi Ognistej. Albo zostaniemy tutaj w tym pięknym domu i z twoimi niesamowitymi dwoma kotami. Nie ma sensu przywiązywać się do jednego scenariusza.

Wydała Pani książkę „Jestem szczęśliwym singlem”. Zdrada czytelniczek?

Beata: Absolutnie nie. Napisałam ją już po poznaniu Danny’ego. W podtytule jest „O związkach, miłości i szczęściu”. To jest książka o tym, że warto być samodzielnym emocjonalnie, niezależnie od tego, czy jesteś sam, czy z kimś. Jeżeli jesteś nieszczęśliwy sam ze sobą, to co możesz ofiarować drugiemu człowiekowi? Twój smutek, samotność i rozczarowanie? To tak, jakbyś mówił do kogoś: „Napraw moje życie”. A przecież nikt nie może tego zrobić za ciebie ani dla ciebie. Musisz to zrobić sam. Myślę, że szczęśliwy związek mogą stworzyć tylko takie dwie osoby, z których każda jest wewnętrznie szczęśliwym i spełnionym człowiekiem. Wtedy mają się czym dzielić.

To po co mężczyzna w Pani życiu?

Beata: Bo razem jest tak samo fajnie jak samemu.

A kobieta w Pana życiu?

Danny: To ludzka potrzeba, żeby być z kimś i dzielić z kimś życie. My świetnie się ze sobą bawimy, śmiejemy się przez cały czas. Jesteśmy dla siebie wzajemnie inspiracją. Na pewno jestem lepszą osobą, będąc z Beatą. Ten związek różni się od wszystkich moich poprzednich tym, że umiemy ze sobą rozmawiać. O dużych rzeczach, małych rzeczach, drobiazgach, o wszystkim.

Nie czuje się Pan samotny w Polsce?

Danny: Poznaję Amerykanów, którzy mieszkają w Polsce. Właśnie wróciłem z Belgii od znajomych. Zresztą Polska to nie pierwszy kraj, w którym zamieszkałem. Rok spędziłem w Japonii, kilka miesięcy w Sierra Leone, w Paryżu, w Turcji. Nie czuję się samotny. Prowadzimy z Beatą bardzo zajmujące życie.

A co Pana przyjaciele, bliscy na przenosiny do Polski?

Danny: Mówią, że to fantastyczne, niezwykłe, wspaniałe. Nie wiem, kiedy moi rodzice przyjadą tu z wizytą, ale przyjadą na pewno.

Co Pani na to?

Beata: O!

To zachwyt czy przerażenie?

Beata: Nigdy o tym nie rozmawialiśmy, ale w moim domu nie ma pokoi gościnnych, będą musieli spać w salonie pod telewizorem.

Danny: Moi rodzice chcą, żebym był szczęśliwy.

A jest Pan?

Danny: Jestem bardzo szczęśliwy.

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama