Anja Rubik: „Wcześniej nie zdawałam sobie z tego sprawy, ale od 20 lat żyję na walizkach”
„W każdej chwili ktoś może zadzwonić z propozycją pracy”
- Beata Nowicka
W ramach cyklu Archiwum Vivy!: wywiady przypominamy rozmowę Beaty Nowickiej z Anją Rubik. Wywiad ukazał się w lipcu 2020 roku w magazynie VIVA!.
Magazyn VIVA! Anja Rubik wywiad
„Czy chcę założyć rodzinę, czy chcę mieć dziecko, bo zegar biologiczny tyka? Mam świadomość, że już tak dużo czasu nie ma. Z drugiej strony zastanawiam się, czy jestem wystarczająco poważna i dojrzała, żeby wkroczyć w ten wiek?”. Z Anją Rubik, najsłynniejszą polską modelką na świecie, założycielką fundacji #SEXEDpl i ekodziałaczką rozmawia Beata Nowicka.
Ładnie rapujesz na #Hot16Challenge2: „Idziemy w tempie szalonym, kompletnie nieograniczonym, zakręconym. Nieustannie z nosem w ekranie. Tracimy na prawdziwym życiu? Zdecydowanie!”.
Powiedzmy, że próbuję rapować (śmiech). Wyszła trochę częstochowska rymowanka. Była dużo dłuższa, ale ją skróciłam. Zadzwoniłam do znajomego kompozytora Jimka, on mi pomagał z wyborem bitu i formą, w jakiej to zarapować. Wysłałam mu na drugi koniec świata do LA pierwsze próbki, ale stwierdził, że są zbyt agresywne, że muszę pójść w bardziej lajtowy rap. To było ciekawe i dość stresujące doświadczenie, bo jednak muzyka nie jest moim konikiem.
Internauci chwalili: „Widać, że miałaś wenę”. A ja chciałam porozmawiać o tym „prawdziwym życiu”. Z jakiego powodu od kilku miesięcy jesteś na drugim końcu świata?
(śmiech) Z powodu miłości…
Rozumiem, że mam się tym zadowolić… To dla Ciebie nowe doznanie. Nie mówię rzecz jasna o miłości, tylko o tym, że tak długo pozostajesz w jednym miejscu.
Nie byłam tak długo w jednym miejscu od 20 lat. Ostatni raz, kiedy uczyłam się w liceum w Paryżu. Później nigdy mi się to już nie zdarzyło. Ze zdumieniem odkryłam, że nie jest to aż tak straszne, jak mi się wydawało (śmiech). Myślałam nawet, że FOMO – Fear of Missing Out, czyli lęk przed utratą, przed tym, że coś mnie ominie, bardziej będzie mi przeszkadzał, ale absolutnie tak się nie stało. Świadomość, że jestem w jednym miejscu, że nigdzie nie mogę ruszyć się przez najbliższe tygodnie, wprowadziła w moje życie niesamowity spokój, równowagę. Odpoczęłam emocjonalnie.
Nagle wszyscy musieliśmy skonfrontować się sami ze sobą.
Dopiero kiedy to się wydarzyło, zauważyłam, jak bardzo moje życie jest chaotyczne i jak silnie, nie do końca pozytywnie, to na mnie wpływa. Wcześniej nie zdawałam sobie z tego sprawy. Od 20 lat żyję na walizkach. Nawet kiedy jestem w jednym miejscu, wiem, że w każdej chwili ktoś może zadzwonić z propozycją pracy na drugim końcu świata i ja z różnych powodów nie będę mogła odmówić. Wsiadam w samolot i lecę. Kiedy umawiam się ze znajomymi, wszystko jest niepewne: „Dobra, widzimy się w czwartek, ale różne rzeczy mogą się u mnie zmienić”. Tak funkcjonowałam na co dzień przez dwie dekady, nie zauważając, jak ogromny jest w tym element stresu.
Można się zamęczyć.
Można. Poza tym to, co teraz dzieje się w świecie mody, jest szalone. Ta ilość trendów, prądów, wypuszczanych kolekcji, presja, która ciąży na projektantach i domach mody, żeby ciągle zaskakiwać, pokazywać coś nowego, jest olbrzymia i…
…nieludzka.
To tempo jest przerażające. Nikt nie jest w stanie być aż tak kreatywny, innowacyjny i dawać z siebie aż tak dużo, bo to jest niemożliwe fizycznie. Symboliczne, że dom mody, z którym mam kontrakt, Saint Laurent, ogłosił, że wycofuje się z pokazów mody pod koniec września i nie wie, czy ponownie pojawi się w oficjalnym kalendarzu Paris Fashion Week, ponieważ postanowili, że będą tworzyć swoje kolekcje według tempa ich kreatywności. I to jest genialne. Mam nadzieję, że świat mody troszeczkę zwolni, skręci w bardziej minimalistyczny trend. Ludzie przez te dwa miesiące zamknięcia mieli czas, żeby przejrzeć swoje szafy, zobaczyć, co tam jest, co noszą, czego nie noszą, co im się podoba, a czego już nie chcą.
Ty też?
Ja jestem w miejscu, gdzie mam niewiele ubrań, więc nie było co wyrzucać. Każda rzecz jest bezcenna i potrzebna (śmiech). Ale zdałam sobie sprawę, jak mało tych rzeczy potrzebuję i jakie to jest wyzwalające.
Kiedy świat wokół zatrzymał się, zrobiłaś coś kompletnie innego, zaskoczyłaś samą siebie?
(milczenie) Chciałam udzielić ci jakieś fajnej odpowiedzi, ale – prawdę mówiąc – nie robiłam niczego innego. Dziwne, bo mimo tego, że od trzech miesięcy nigdzie nie podróżowałam, moje życie aż tak drastycznie się nie zmieniło. Wciąż bardzo dużo pracuję, tylko może więcej przed ekranem komputera. Zaczęłam kombinować z robieniem zdjęć, pojawiły się fajne projekty. Wcześniej robiłam prywatne zdjęcia przyrody, ludzi. Teraz muszę fotografować samą siebie i to jest ciekawy eksperyment.
Widziałam na Instagramie Twoje zdjęcie z tatą, które opublikowałaś z okazji Dnia Ojca. Tęsknisz za rodzicami?
Tęsknię, ale mam z nimi ciągły kontakt. Rozmawiamy codziennie, piszemy wiadomości. Rodzice wiedzą, co się u mnie dzieje, ja wiem, co dzieje się u nich. Mimo że brak mi ich fizycznie, mam wrażenie, że są tu ze mną, kilka przecznic dalej.
Zawsze rozmawiamy o Twojej mamie. A tak naprawdę jesteś silnie związana z obojgiem rodziców.
Mam z tatą bardzo dobry kontakt. To jest mocna więź. Wiem, że zawsze będzie – podobnie jak mama, oczywiście – po mojej stronie, ale tata jest mniej ostry, bardziej miękki, spokojniejszy. Tata to jest chodzące ciepło. Mama jest pełna emocji. Kiedy rozmawiamy o jakimś problemie, mamie automatycznie włączają się emocje, często bywa to panika, a potem wręcz zimne, racjonalne myślenie. Od razu zastanawia się, jak rozwiązać sprawę, zamiast skupiać się na drugiej osobie. Ja to w jakimś stopniu po niej odziedziczyłam i pracuję nad tym, że czasem wystarczy kogoś przytulić, pogłaskać po głowie, nie trzeba od razu rozwiązywać jego problemu.
W jakich sytuacjach tylko tatę prosiłaś o pomoc?
Parę razy w swoim życiu, w momentach poważnych decyzji, zmian czy wątpliwości pisałam do taty listy. Mój tata je zachował i podarował mi na 30. urodziny. To było wzruszające. Tym bardziej że po mamie mam ten rodzaj myślenia pragmatycznego i logicznego, więc o wielu uczuciach zapomniałam. Wymazałam je z pamięci. W mojej głowie zawsze byłam twarda, silna, idąca do przodu. Wyjazd do Paryża zapamiętałam jako moją świadomą decyzję: spakowałam się, pojechałam i tyle. A w tym liście odkryłam, że wokół tej decyzji było mnóstwo emocji związanych z tym, że opuszczam rodziców, siostrę, lęku, czy dam sobie radę, bo pierwszy raz będę sama mieszkać, zarabiać na siebie… Miałam kompletnie inny obraz w głowie. Ale rozczuliło mnie i rozbawiło, że już w wieku 16 lat zakończyłam ten list zdaniem, które stało się mottem mojego życia: „Lepiej żałować, że coś się zrobiło, niż tego nie zrobić i potem żałować”.
To symboliczny prezent. Pamiętasz szczególnie jakiś wypad tylko z tatą?
Jak wiesz, jesteśmy bardzo zżytą rodziną, mnóstwo rzeczy robimy razem. Ale niedawno zabrałam tatę – to był prezent na jego urodziny – na wyścigi Formuły 1 Grand Prix Monako. Zrobiliśmy sobie trzydniowy wypad we dwoje, bardzo intensywny. Każdą sekundę spędziliśmy razem, robiąc przeróżne rzeczy. Chodziliśmy na kolacje, imprezy, premiery, oczywiście na wyścigi, tata poznał wiele ciekawych osób. To było fantastyczne, bo mój tata ma mnóstwo energii i jest gotowy na wszystko. Dla mnie cudowne było zobaczyć go w tych miejscach i sytuacjach, w sumie niecodziennych, obserwować, jak sobie świetnie daje radę, a wręcz kradnie ludziom serca. Wszyscy tatę uwielbiali. Były też oczywiście regularne telefony do mamy, żeby zdać jej relację ze wszystkiego, co się dzieje. Słodkie, że to nie mama do nas wydzwaniała, tylko tata po tylu latach małżeństwa wciąż ma taką naturalną potrzebę, żeby podzielić się z nią swoimi przygodami.
No właśnie, Twoi rodzice są razem 38 lat, imponujący wynik.
To jest ciekawe do obserwowania. Są takie momenty, kiedy wpadam do domu i widzę, że akurat rodzice przeżywają trudniejsze chwile, trudno im się dogadać, a potem przyjeżdżam kolejny raz i widzę, że od nowa są w sobie zakochani. Na pewno to, że dużo podróżowaliśmy, bardzo ich połączyło. Razem z siostrą i rodzicami tworzymy bardzo silną jednostkę.
Tato jest dla Ciebie wzorcem, punktem odniesienia?
Wiem, że szukałabym wielu cech taty u mojego przyszłego partnera. Tata jest bardzo odpowiedzialny, troszczy się o rodzinę. Nie jest imprezowiczem, każdą wolną chwilę spędza z bliskimi i to jest dla mnie bardzo ważne. Ma złote rączki. Zresztą wielu Polaków je ma. Nie wiem czy mogłabym spotykać się z mężczyzną, który nie potrafi niczego naprawić (śmiech). Ja sama jestem w stanie wiele rzeczy zreperować i lubię to robić, ale chciałabym, żeby mój partner też potrafił. To są drobnostki, ale istotne w życiu codziennym. Mój tata jest pracoholikiem, jak cała moja rodzina, więc to, że poważnie i odpowiedzialnie podchodzi do swojego zawodu, a przede wszystkim że kocha to, co robi, miało na mnie ogromny wpływ. Takich cech szukam u partnera.
Niedawno miałaś urodziny. Celebrujesz ten dzień?
Zawsze wtedy myślę, że już tyle przeżyłam, mam dwie ręce, nogi, jestem zdrowa, kocham to, co robię. To jest taki dzień, że mogę się z tego cieszyć i jestem wdzięczna. W tym roku byłam zaskoczona, bo źle obliczyłam swój wiek. Rozmawiałam z przyjaciółką i mówię do niej, że to są moje ostatnie godziny jako 35-latki, a ona na to: „Jakiej 35-latki?! Przecież skończyłaś 36 lat” (śmiech).
Śledzisz zmiany pod lupą?
Nie. Czuję się bardzo młodo i to jest najważniejsze. Jednak zdaję sobie sprawę, że za parę lat czterdziestka i zaczynam zadawać sobie różne pytania. Czy faktycznie chcę założyć rodzinę, czy chcę mieć dziecko, bo zegar biologiczny tyka. Mam świadomość, że już tak dużo czasu nie ma. Z drugiej strony zastanawiam się, czy ja jestem wystarczająco poważna i dojrzała, żeby wkroczyć w ten wiek? Wiadomo, że dzisiejsza 40-latka wygląda jak 30-latka, więc wiek w żaden sposób mnie nie ogranicza, ale jednak 40 brzmi poważanie. Połowa życia czy nawet więcej już jest za mną.
Masz odpowiedzi na te pytania?
Jeszcze nie. Patrząc na to, co dzieje się na świecie, zastanawiam się, czy faktycznie chcę zapraszać nowego człowieka do tego bałaganu, czy to ma sens? Pojawiają się też oczywiście pytania, czy byłabym dobrą matką, czy dałabym sobie radę? Chciałabym nadal podróżować, szczególnie w miejsca, o których zawsze marzyłam, a które nie są bezpieczne. Należę do osób niestrachliwych, niewiele rzeczy mnie przeraża, ale zdaję sobie sprawę, że jak już się ma dziecko, człowiek staje się bardziej odpowiedzialny za siebie. Wiem, że dziecko wpłynie na różne moje decyzje życiowe i zawodowe. Myśląc o tym wszystkim, zadaję sobie pytanie, jaką chciałabym być mamą.
I…?
Na pewno mamą, która jest wyluzowana, nie jest zbyt kontrolująca. Sama miałam świetne dzieciństwo. Rozmawiałam nawet o tym ostatnio z mamą, że do 12. roku życia czułam się wolna, moi rodzice nie byli nadopiekuńczy. Mieszkaliśmy wtedy w Południowej Afryce, w Umtacie, przychodziłam ze szkoły, ściągałam mundurek i już mnie nie było. Mama zawsze kazała mi zakładać buty, więc znikałam za rogiem, buty lądowały w krzakach, a ja biegałam z innymi dziećmi po podwórku, po jakichś wysypiskach śmieci, szukając skarbów po przeróżnych dziwacznych miejscach, bo byłam dość szalona. I to było cudowne, że miałam tę swobodę, wolność. Chciałabym zapewnić ją swojemu dziecku. Jest też kwestia edukacji. Nie do końca wierzę w system edukacyjny, który moim zdaniem nigdzie nie działa tak, jak powinien… No, byłoby dużo ważnych decyzji do podjęcia.
Myślę, że jesteś gotowa na to, żeby je podjąć…
Zobaczymy (śmiech).
Gdzie najbardziej chciałabyś pojechać?
Chciałabym wrócić do Kenii na dłuższy czas. Pojechać do Rwandy, Somalii… Tylko że ja nie potrafię tak po prostu podróżować, muszę mieć jakiś cel, misję, jakiś projekt, który dałby mi poczucie, że będąc w takich miejscach, robię coś dobrego.
W Kenii byłaś na konferencji ONZ poświęconej prawom kobiet. Zostałaś zaproszona, żeby opowiedzieć o #SEXEDpl. Twój kolejny sukces.
Największy kongres od 25 lat. Wzięło w nim udział ponad pięć tysięcy osób ze 150 państw. Goście chcieli dowiedzieć się, w jaki sposób #SEXEDpl działa, co już osiągnęliśmy, jak wykorzystywaliśmy różne platformy medialne i popkulturę, żeby dotrzeć do ludzi. To był dla mnie wielki zaszczyt. Byłam w Kenii pierwszy raz, przyleciałam na cztery dni, ale kilka razy zmieniałam datę wylotu i w końcu zostałam prawie miesiąc. Mój znajomy z Nowego Jorku, który współpracuje z organizacją Save the Elephants, bardzo chciał, żebym poznała tę organizację i rodzinę Hamiltonów, jej założycieli. Mieszkałam przez tydzień w jednej z ich baz na północy kraju, trochę im pomagałam, codziennie jeździłam z ich badaczami i naukowcami na różne ekspedycje, to było fascynujące.
Wyobrażam sobie.
Tam usłyszałam o kolejnym projekcie – Elephants and Bees Project doktor Lucy King, więc wsiadłam w pociąg i pojechałam z Samburu na południe Kenii, do Tsavo. Lucy opracowała świetny sposób na rozwiązanie konfliktu między słoniami a kenijskimi farmerami. Ludzie coraz częściej osiedlają się na terytoriach słoni, co sprawia, że głodne olbrzymy pustoszą uprawy, szczególnie pola kukurydzy, którą uwielbiają, a farmerzy, broniąc dobytku, strzelają do nich. King wymyśliła płoty z uli, ponieważ słonie boją się pszczół. Te ule są połączone drucikiem i w momencie kiedy słoń próbuje sforsować płot, narusza drut, wiszące na nim ule zaczynają się trząść, wściekłe pszczoły wylatują, a słonie uciekają (śmiech). To naprawdę działa! Współpracowałam trochę z jej teamem, a potem wróciłam do Nairobi, gdzie spędziłam kolejny tydzień. Spotkałam się z Jimkiem, który akurat był tam ze swoją ekipą i po raz kolejny współpracował z dziecięcą orkiestrą Ghetto Classics. Spotkałam się z Bartoszem Przybył-Ołowskim, który w Mathare – jednej z największych dzielnic slumsów w Nairobi, gdzie w skrajnej nędzy żyje kilka tysięcy dzieci – zaczął cudny program edukacyjny „Razem Pamoja”. W Afryce bardzo dobrze się czuję. A w Kenii absolutnie się zakochałam: w ludziach, w naturze, kulturze. To była najpiękniejsza podróż w całym moim życiu.
Zaczęłaś dorosłe życie w wieku 16 lat w Paryżu, od lat walczysz o swoje miejsce w świecie, mnóstwo osiągnęłaś, więc zastanawiam się, czy masz listę niespełnionych marzeń?
Nie koncentruję się na tym, co mi się nie udało, patrzę w przyszłość i myślę o tym, co jeszcze chciałabym zrobić. Moja kariera modelki całkiem nieźle wygląda. Mam niesamowite szczęście, że mogę pracować z osobami, które lubię, szanuję, dzielę ich estetykę. Nie wybieram się na emeryturę, o którą od 10 lat pytają mnie dziennikarze w Polsce. Jestem w dobrym momencie życia. To, co zbudowałam przez ostatnie 20 lat w świecie mody i przy różnych innych projektach, pozwoliło mi stworzyć platformę, gdzie mam głos i mogę, choćby w minimalny sposób, zmieniać świat. I staram się to robić, choć jest to skomplikowana sprawa.
Co masz na myśli?
Żyjemy w trudnych czasach, gdzie nikt nie bierze odpowiedzialności za to, co mówi, co robi. Skandal dzisiaj nie istnieje jutro. Wszystko natychmiast traci ważność, nie istnieje wiarygodność. Przed ekranikami telefonu i komputera spędzamy mnóstwo czasu, żyjąc życiem innych osób albo naszym, ale stworzonym sztucznie, które próbujemy sprzedać w social mediach. Mamy poczucie, że internet nas łączy, że jesteśmy w kontakcie z całym światem, a tak naprawdę jest na odwrót. Instagram, Facebook i TikTok serwują nam jeden konkretny światopogląd, bo algorytmy za nas wybierają to, na co reagujemy, w czym się odnajdujemy. Nasz świat staje się coraz mniejszy, bo nie widzimy różnorodności, nie widzimy postów osób, które myślą inaczej niż my, wyglądają inaczej, postrzegają świat inaczej. Coraz bardziej zamykamy się w bańce. Wydaje mi się, że przyszłe pokolenia będą patrzeć na czas platform społecznościowych jako na coś, co nam przyniosło zdecydowanie więcej złego niż dobrego.
Chyba że wiesz, jak z tego pożytecznie korzystać. Na początku maja razem z Magnum ruszyłaś z akcją #przelamlody, serią anonimowych life czatów na platformie #SEXEDpl, gdzie Wasi eksperci odpowiadali na trudne pytania.
Projekt trwał dziewięć tygodni. Stworzyliśmy niesamowitą bazę danych różnych problemów, które pojawiły się podczas czatów. My te informacje analizujemy i zastanawiamy się ze specjalistami, co możemy zrobić z tym dalej. Mimo zniesienia lockdownu nadal jest ogromna potrzeba i zainteresowanie szczerą rozmową na trudne tematy. Udało nam się odpowiedzieć na dwa i pół tysiąca pytań i bezpośrednio pomóc ponad dwóm tysiącom ludzi. Zaczęliśmy być polecani przez różnych fachowców, specjalistyczne ośrodki pomocy i to jest super. My też odsyłamy do specjalistów, jeśli problem jest poważniejszy i nie można go rozwiązać jedną rozmową. Nigdy nikogo nie zostawiamy bez wsparcia. Dzięki pomocy marki Magnum akcja świetnie się sprawdziła i zrobiła dużo dobrego. Zresztą Magnum bardzo wspiera moje działania, dlatego też pomyśleli o zrobieniu czegoś wspólnie ze mną i moją fundacją #SEXEDpl. A lody Magnum bardzo lubię, więc wcale się nie złościłam, że musiałam zjeść takie ilości lodów podczas kręcenia reklamy (śmiech).
Według Magnum jesteś ikoną wolności. Dlatego zostałaś ich ambasadorką.
Mam swoją misję i konsekwentnie dążę do celu. A efekty naszej współpracy już można zobaczyć w sieci. Zresztą w jednym z klipów, gdzie dwie przyjaciółki dzielą się lodami, występuje ze mną moja najbliższa przyjaciółka Mary Komasa.
Istnieje coś, co Tobie można sprezentować? Co sprawiłoby Ci przyjemność?
Moje ulubione prezenty to książki, świece zapachowe i płyty winylowe. Uwielbiam je dostawać.
Co czytałaś w czasach zarazy? Czego słuchałaś?
Keatsa, wracam do niego regularnie, bo lubię jego twórczość. A jeśli chodzi o muzykę, Mary Komasa zaczęła pracować nad kolejną płytą, zazwyczaj jest tak, że ja dostaję pierwsze wersje i kilka dni temu Mary podesłała mi piosenkę, która moim zdaniem będzie hitem. I nie mówię tego dlatego, że jest moją przyjaciółką. To jest naprawdę najlepsza piosenka, jaką dotychczas napisała. Zawsze kiedy Mary wydaje nowy album, zaczynam ją cisnąć, żeby wracała do pracy, i czekam na kolejny (śmiech).
Zbudowałyście prawdziwą przyjaźń.
Poznałyśmy się siedem lat temu, od razu bardzo się polubiłyśmy. Znamy swoje mocne i słabe strony. Ja wiem, co ją irytuje, Mary wie, co mnie drażni. Akceptujemy siebie, widząc, że jesteśmy dla siebie ogromnym wsparciem. Ostatnio rozmawiałyśmy o tym, jak chcemy zostać pochowane (śmiech). Jedna drugiej obiecywała, że dopilnuje, żeby to się odbyło we właściwy sposób. Na Netflixie jest serial „Grace i Frankie” z Jane Fondą i Lily Tomlin, żartujemy, że ja jestem Grace, ona Frankie i na stare lata skończymy jak one, mieszkając razem.
Malownicza wizja… Nie zapytałam Cię, czego życzą Ci rodzice?
Głównie miłości i radości. Żebym była szczęśliwa i odpoczęła. Moi rodzice nie lubią, że tak dużo pracuję, uważają, że jestem młoda i powinnam korzystać z życia.
I słusznie. A jesteś szczęśliwa?
Jestem. Są gorsze i lepsze dni, ale ogólnie jest dobrze. Szczęście w dzisiejszych czasach jest przereklamowane. Czujemy presję, żeby w każdym momencie czuć to szczęście, a życie tak nie działa. Trzeba czasami poczuć się gorzej, żeby docenić chwile, kiedy jest lepiej.
Kiedy coś Cię dręczy, masz wątpliwości, z kim rozmawiasz?
To zależy, czego dotyczą te wątpliwości. Jeśli chodzi o rozterki życiowe, uczuciowe, analizę własnych reakcji, zazwyczaj uderzam do Mary. Śmieję się, że psychologia to jej drugie powołanie. Ma rozsądne podejście do spraw. Muszę przyznać, że przez te wszystkie lata, kiedy się przyjaźnimy, jej rady zawsze były dobre i właściwe. Została już wielokrotnie przetestowana. Jeśli mam jakieś inne wątpliwości, zawsze mogę porozmawiać z rodzicami i siostrą, ale oni zbyt emocjonalnie podchodzą do różnych tematów, a wtedy pojawia się strach. Nawet niedawno rozmawiałam o tym z mamą, że próbuje mi doradzić, bo się o mnie boi. Rady, które wynikają z lęku o moje życie, zdrowie, mimo dobrych intencji…
…nie do końca są skuteczne.
No właśnie. Kilka dni temu mama pisała mi na WhatsAppie, że obudziła się w nocy i martwiła się o mnie. W końcu powiedziałam: „Mamo, przepraszam cię bardzo, ale nie możesz swoich lęków przerzucać na mnie, bo to źle na mnie wpływa. Znajdź sobie terapeutę, któremu będziesz o tym opowiadać albo spisuj te swoje thrillery, wyjdzie z tego świetna książka”. Mama mnie poprawiła: „Masz na myśli chyba horrory” (śmiech). Ale muszę przyznać, że podziałało. Więc oczywiście radzę się rodziców, zwłaszcza jeśli podejmuję decyzję, która będzie miała wpływ na ich życie, na przykład kiedy planuję jakieś publiczne, polityczne oświadczenie. Zawsze wtedy mówię: „Słuchajcie, jeśli to powiem, zacznie się wielki szum i mogą być negatywne komentarze. Czy jesteście na to gotowi?”.