Reklama

W ramach cyklu Archiwum VIVY!: wywiady przypominamy rozmowę Beaty Nowickiej z Romą Gąsiorowską i Michałem Żurawskim. Wywiad ukazał się w maju 2015 roku w magazynie VIVA!.

Reklama

Magazyn VIVA! Roma Gąsiorowska i Michał Żurawski wywiad

Dwoje aktorów, dwie silne osobowości, dwoje wspólnych dzieci. Kariera, dom, firma i jedna kochająca się rodzina. Jak im się udaje pogodzić to wszystko? „Jestem osobą, która za wszelką cenę chce mieć wszystko, i mam”, mówi po prostu Roma Gąsiorowska. „Urodziłeś się, to dasz sobie radę”, dodaje Michał Żurawski. O swoim niezwykłym życiu codziennym i niecodziennych pasjach opowiedzieli Beacie Nowickiej.

Pierwsza pojawia się Roma, na rowerze, z trzyletnim Klemensem w siodełku. Klemens, zwany pieszczotliwie Bąblem, ma kolorowy kask, radość w oczach i rozbrajający uśmiech. Po chwili nadchodzi Michał z roczną Jadzią w wózku. Jadzia ma blond czuprynkę i uśmiech rozkoszny. Świeci słońce, siedzimy na tarasie kawiarni na Saskiej Kępie. Na stole lądują: kawy dla nas, jajko i twarożek dla Klemensa, dla Jadzi żółta ciapaja. Tak smaczna, że Jadzia chce jeść sama, w związku z czym po dwóch minutach Jadzia, Roma, ja i stół jesteśmy w żółtych plamach. Obok Klimek kulturalnie zasuwa jajko, wpatrzony z uśmiechem w tatę, wpatrzonego z miłością w Klimka.

Roma: Pierwszy raz jesteśmy w sytuacji, że rozmawiamy z kimś o nas razem. Zauważyłam, że kiedy wypowiadamy się osobno, mówimy o sobie nawzajem bardzo miłe rzeczy. Ciekawe, jak będzie teraz…?

Michał: Za słodko nie może być! To jest zresztą dobry tytuł.

Wojciech Eichelberger podał ostatnio taką definicję idealnego związku: „Wiesz, ja ciebie właściwie do niczego nie potrzebuję, ale chcę z tobą być, bo cię kocham”.

Michał: Nie da się wymyślić czegoś takiego jak idealny związek. W moim świecie to nie funkcjonuje, dlatego do tego typu rad podchodzę sceptycznie. Co to znaczy: „Ja ciebie do niczego nie potrzebuję”. To nie ma sensu. Na przykład w tej chwili potrzebuję żony do tego, żeby ogarnęła dzieci, bo wtedy ja będę mógł normalnie skończyć to zdanie.

Roma: A dla mnie to jest kwintesencja związku. Nie wiem, czy idealnego, ale z pewnością związku dobrego. Bo tylko wtedy można być ze sobą, kiedy nic się od siebie nie chce. Po prostu chce się spędzać ze sobą czas. Związek nie może polegać na oczekiwaniach czy roszczeniach, szczególnie jeśli ma się dzieci. Kiedy rano jedno z nas chce iść umyć zęby, to się umawiamy: teraz idę ja, potem ty. Albo: teraz ty, potem ja. Jeśli zaczynam mieć do męża pretensje: dlaczego ty idziesz pierwszy, to oznacza relację toksyczną. Ale Michał mówił o związku idealnym, ja o związku w ogóle. O tym rodzaju więzi, który pozwala przetrwać razem dwojgu ludziom.

Bo razem raźniej, lepiej, łatwiej?

Roma: Niekoniecznie. Wszystko zależy od tego, z kim się jest. Bywa bardzo ciężko. Kiedy ludzie są niedojrzali, mogą sobie zrobić wielką krzywdę. Może idealnego związku nie ma, ale nasz – mam wrażenie – jest bliski ideału…

Michał: (śmiech).

Roma: No OK, śmiejesz się… Dobra, to powiedz prawdę, jeśli jest inaczej. Myślę po prostu, że dzięki temu, że potrafimy ze sobą rozmawiać i pracować nad rzeczami, które nam nie pasują, pokonujemy wyzwania i uczymy się, jak być szczęśliwymi. No bo tego chyba trzeba się nauczyć? A poza tym lubimy się.

Michał: To jest podstawa. Trzeba się lubić, żeby się akceptować.

Dlaczego Pan się śmiał?

Roma: Bo się zawstydził…

Michał: Bo wyznaję zasadę, że ciekawiej jest gonić króliczka, niż go złapać. Złapię króliczka i co? Mogę szukać innej kobiety? A Roma nowego faceta? Chodzi o to, żeby przez całe życie odkrywać w sobie różne fajne rzeczy. Najważniejsza jest dojrzałość. To ona sprawiła, że możemy bawić się w związek i zdecydowaliśmy, że z tymi dwoma łobuzami – i trzecim, który teraz jest w szkole – chcemy spędzić resztę życia razem. Razem, czyli w rodzinie.

Czego musieliście się nauczyć?

Roma: Przede wszystkim musieliśmy wypracować wspólne stanowisko w sprawie dzieci, bo ani ja, ani Michał nie mieliśmy wzorca w rodzicach. Pamiętam, jak byłam w pierwszej ciąży, dostaliśmy mnóstwo ciuszków dla dziecka i ja te wszystkie ubranka musiałam wyprasować sama. Prasowałam i płakałam.

Że musi Pani robić to sama?

Roma: Dokładnie. I Michał mi pomógł. Nigdy nie zapomnę, jak powiedziałeś: „O Jezus, jakby mnie teraz zobaczył jakiś mój kolega”. To było dla niego upokarzające. Dla mnie też i nie miałam w sobie zgody na to, że to kobiety powinny prasować. Bo tak jest przyjęte. Wtedy oboje stwierdziliśmy: dobra, nikt tego nie będzie robił, olewamy to, nie będziemy prasować!

Modelowy związek partnerski?

Roma: I walka ze stereotypami. Jak ktoś mi mówił: kobieta powinna to, tamtego nie, pytałam: „Dlaczego?”. Tato Michała uważał, że mężczyzna pieluch nie zmienia, a Michał ten „mit męskości” przełamał. Zrozumiałam, że dopiero kiedy mam oparcie w mężczyźnie, mogę sobie pozwolić na bycie słabą: dzisiaj nie mam siły, to sobie pośpię, a ty zajmiesz się dziećmi. I to jest super. Mówię o banalnych rzeczach, bo tak naprawdę, kiedy ma się dzieci, one są fundamentalne, ponieważ to od nich zaczynają się konflikty, później wojny, które zawsze prowadzą do rozstania czy rozwodu.

Prowadzicie wojny?

Michał: Małe powstania. Szybko się orientujemy, że to się zwyczajnie nie opłaca. Oboje mamy bardzo wybujałe temperamenty i jesteśmy upartymi osobami.

Roma: Osłami.

Michał: Uczymy się odpuszczać.

Mateusz Stankiewicz/AF Photo

Co jest trudne.

Michał: Cholernie trudne. Schować do kieszeni swoje ego?! Niewielu takich było. Ale nam się to udaje. I do tej pory tylko trzy razy się rozwodziliśmy…

Roma: Ale jeszcze bez oficjalnych papierów! Taka próba sił, zanim udało nam się znaleźć granicę, przy której potrafimy powiedzieć: „OK, ja jestem uparta, ty jesteś uparty, odpuśćmy. Nie krzywdźmy się”.

Od czasu prasowania śpioszków Klimka minęły trzy lata. Pojawiła się druga sterta ubranek – od Jadzi. Czy dziś pomyślałby Pan o reakcji kumpli?

Michał: Wszystko się zmieniło… Moi kumple znają mnie od lat. Kształtowali moją osobowość. Na ich oczach z łobuza, który świrował, korzystał z życia i nigdy nie powstrzymywał się od przyjemności, przeistoczyłem się w tatuśka, który ma trójkę dzieci…

Roma: I kocha swoją żonę.

Michał: I który szybko zmywa się z różnych rautów i imprez. Na dodatek nie z bólem serca, tylko nie chce mi się tam siedzieć.

Roma: Jesteś dla nich facetem, który podjął kilka decyzji godnych podziwu i naśladowania.

Michał: Rzeczywiście, koledzy ze zdziwieniem obserwują moją przemianę.

Roma: Że nam się udało, że jesteśmy szczęśliwi, że mamy dzieci, o co w naszym zawodzie jest cholernie trudno.

Mateusz Stankiewicz/AF Photo

Żona opowiadała kiedyś o Pana dziadku Klemensie, który zakochał się raz na całe życie – w Pana babci. Rozumiem, że to on udzielił Panu paru sensownych wskazówek.

Michał: Owszem, ale one nie nadają się do publikacji (śmiech). Mój dziadek Klemens pochodził z Polesia, to był prawdziwy twardziel, który urodził się na bagnach. Polesie przed wojną – dziś leży w granicach Białorusi – to było totalnie dzikie miejsce jak Afryka. Bogata szlachta jeździła tam wtedy na safari. Rady dziadka Klemensa były życiowe i twarde.

Szczęście rodzinne przekłada się na pracę?

Michał: Ja mam poczucie, że zobaczyłem przed sobą więcej możliwości. Zacząłem pisać scenariusze, jeden chciałbym sam wyreżyserować. To historia, która dzieje się bardzo dawno temu na ziemiach polskich – wtedy były to tereny Germanii – grupa skazańców rusza po bursztyn nad Bałtyk. Trochę „Jądro ciemności”, trochę „Parszywa dwunastka” rozgrywająca się dwa tysiące lat temu. Na warsztatach w Art-House stworzonym przez Romę szlifuję scenariusz i nie martwię się o to, że nigdy w życiu nic nie nakręciłem, że jestem niewykształcony w sensie reżyserskim. Jestem na tyle bezczelny, że wiem, że potrafię to zrobić. Poza tym Roma dała mi możliwość, żeby odkryć w sobie zacięcie pedagogiczne. Nagle okazuje się, że prowadzenie zajęć aktorskich w aktoRstudio, gdzie sam wiele się uczę, przynosi mi wielką satysfakcję.

Roma: Ja jestem osobą, która za wszelką cenę chce mieć wszystko, i mam: dom, męża, dzieci, nowe role, rozwijam naszą firmę. Trzy lata temu powstało aktoRstudio, do dziś bardzo się rozwinęło i ma dobrą opinię w środowisku. Rozbudowałam działalność o warsztaty z innych dziedzin sztuki: pisanie, wokal, taniec, teatr fizyczny, video-art, performance, wystawy. Słowem – powstał Art-House, a w nim twórcze zajęcia różnego rodzaju dla całych rodzin, półkolonie artystyczne w wakacje dla dzieci, warsztaty rozwojowe dla młodzieży, dla rodziców. Ale to nie koniec. Kolejnym krokiem jest otwarcie klubokawiarni ze sceną. W październiku mam już zaplanowaną premierę. To będzie miejsce wyjątkowe na mapie Warszawy. Będę zapraszała moich znajomych, żeby grali małe formy parateatralne, kabaretowali, koncertowali… Jestem przykładem mamy, która potrafi sobie poradzić. Moje koleżanki, które mają dzieci, pytają, jak to robię. Nie dałabym rady bez pomocy mojej siostry. Monia jest niezastąpiona, nie jest nianią, tylko drugą mamą, która bardzo kocha nasze dzieci.

Szczęściara z Pani.

Roma. Wiem. Moje przyjaciółki aktorki często mają problemy ze znalezieniem niani, a bez niej są uziemione: muszą przerwać pracę albo chodzić do pracy z dziećmi, co nie zawsze jest wykonalne. W awaryjnej sytuacji też mi się zdarza wziąć dzieci do teatru i wtedy pomagają mi garderobiane, Elunia i Tereska, które kocham i które są dla mnie jak zastępcze matki. Generalnie kiedy ma się dzieciaki, czyjaś pomoc, wsparcie są niezbędne.

Michał: Zauważyłem, że kiedyś, jak byliśmy zapraszani na imprezę, która wydawała nam się ważna ze względów zawodowych, to robiliśmy wszystko, żeby na tej imprezie być. Na początku tego tygodnia mieliśmy bardzo ważne spotkanie, ale okazało się, że nie ma kto zostać z dziećmi, i my bez żadnego bólu nie poszliśmy. Stwierdziliśmy, że mamy to gdzieś, rodzina jest ważniejsza. Pierwszy raz do mnie dotarło: kurczę, to nie ma żadnego znaczenia.

Roma: Ostatnio miałam taką sytuację, że startowałam w trzech castingach i nie dostałam dwóch ról nie dlatego, że producentowi nie podobało się moje aktorstwo, tylko dlatego, że mój wizerunek w tym momencie jest nieadekwatny do żadnej z tych ról. I nie ma znaczenia, czy pójdę na jakąś ważną branżową imprezę, czy nie, ważne jest tylko to…

– …że jest Pani teraz szczęśliwą żoną i mamą dwójki dzieci.

Roma: Właśnie tak. To były role singielki i marketingowo pasował im ktoś inny, na przykład aktorka, która rozstała się ze swoim facetem albo odbiła komuś męża… Ja kiedyś też się w tych kategoriach mieściłam, tylko że po pięciu latach nikt już o tym nie pamięta. I dobrze. Wszyscy postrzegają mnie jako mamę, co jest cudowne, ale też pokazuje, jakimi prawami rządzi się show-biznes, na co nie mamy wpływu.

Michał: Mówimy, że obecność na takich imprezach nie ma znaczenia, ale może jednak ma, bo prawda jest taka, że zdarzał mi się wtedy malutki przypadeczek, który sprawił, że potem coś mi się udało zrobić, zagrać. I przez lata pracy zebrałem takich przypadeczków tyle, że absolutnie nie zgadzam się z tym, co mówi Roma. A w przypadki przestałem wierzyć.

Roma: No to mamy inne poglądy na temat imprez i show-biznesu.

Michał: Generalnie wypracowaliśmy ogólny pogląd, że co się ma zdarzyć, to się zdarzy, niewiele możemy zaplanować, jesteśmy w rękach losu.

Roma: Ja wierzę, że bardzo dużo od nas zależy, ale niekoniecznie załatwia się to na branżowych imprezach. Choć czasem warto gdzieś pójść i się pokazać, przypomnieć, bo ludzie lubią widzieć, w jakiej jesteś kondycji. Ale jeśli chodzi o sprawy związane z zawodem, rzadko wpływamy na siebie z Michałem. Często zdarza się, że ja mam inne zdanie na temat jakiegoś projektu i Michał ma inne. Wymieniamy się opiniami, dyskutujemy i nie mamy problemu z tym, że każde zostaje przy swoim. Nie narzucamy sobie niczego na siłę. Oboje znamy kilka par aktorskich, które się recenzują: masz wyglądać tak, z nim nie możesz zagrać, bo w scenariuszu jest scena miłosna i ja się nie zgadzam, w tym nie bierz udziału, bo ja nie znoszę tego reżysera… To jest straszne moim zdaniem. Gdybyśmy nie mieli tej wolności, którą sobie nawzajem zostawiamy, pozabijalibyśmy się, po prostu nie dalibyśmy rady żyć razem. Adrenalina w tym zawodzie jest tak silna, że jak się nie ma jakiegoś elementarnego poczucia spełnienia, bardzo ciężko się dogadać.

Mateusz Stankiewicz/AF PHOTO

Zdarza się, że jeździcie razem na plan zdjęciowy?

Michał: Niedawno kończyliśmy film wojenny o Iraku, plan zdjęciowy trwa już ponad dwa lata i ostatnie zdjęcia kręciliśmy w Jordanii. Miałem myśl: fajnie, zabrałbym tam moją rodzinę, ale szybko otrzeźwiałem. I faktycznie, było tam naprawdę ciężko, zresztą z różnych względów musieliśmy tam zostać dłużej, niż było zaplanowane.

Żona miała pretensje?

Michał: Nie.

Roma: Nie, bo ja jestem takim typem elastycznym i raczej dającym sobie radę w większości sytuacji samodzielnie. Ważne tylko dla mnie, żeby wiedzieć, kiedy wrócisz, i w tym czasie organizuję swoje życie z dziećmi. Kiedy Michał dowiedział się, że musi tam zostać dłużej, pomyślałam: no ok, trudno. Mieliśmy pojechać na weekend majowy razem, ale nie pojedziemy. Pobędę sobie z dziećmi, pojadę po niego na lotnisko, dla mnie nie ma problemu.

Michał: Kiedy leciałem do tej Jordanii i schodziliśmy w nocy do lądowania, na horyzoncie widać było rozbłyski ostrzału artyleryjskiego. Nie wiem, czy to było w Syrii, Libanie, a może na wzgórzach Golan, mniej więcej w tamtych terenach. I nagle dotarło do mnie, że to się dzieje naprawdę, w realu, i przez ułamek sekundy poczułem strach, że nas zestrzelą, bo przecież to jest możliwe i wydarzyło się parę miesięcy temu na Ukrainie. A potem ten strach odszedł, to był taki czysto biologiczny odruch, pojawiła mi się w głowie myśl: stary, wyluzuj, masz troje dzieci, swoje geny przekazałeś i ty już możesz umrzeć.

Reklama

Zaskoczył mnie Pan. Byłam przekonana, że usłyszę: martwiłem się, że zostawię Romę samą z dziećmi, jak oni sobie poradzą.

Michał: To było niesamowite, bo wśród ludzi wyczuwało się lekką konsternację, a mnie ogarnął taki dziwny spokój, że niczego się nie boję. Myślałem o Romie, o dzieciach, ale ja mam do rodzicielstwa taki racjonalizatorski stosunek: urodziłeś się, dasz sobie radę. Mój dziadek dał sobie radę, mój ojciec i ja. No to moje dzieci też dadzą sobie w życiu radę. W końcu to jest moja krew. I krew Romy.

Reklama
Reklama
Reklama