Reklama

W ramach cyklu Archiwum VIVY!: wywiady przypominamy rozmowę Elżbiety Pawełek, Krystyny Pytlakowskiej i Katarzyny Zwolińskiej z Anetą Kręglicką, Ewą Wachowicz i Bogną Sworowską. Wywiad ukazał się w lipcu 2015 roku w magazynie VIVA!.

Reklama

Magazyn VIVA! polskie miss wywiad

Ich urodę sławił cały świat. Dziś nadal są piękne, ale najbardziej cenią sobie swoje… doświadczenie, pracę i miłość najbliższych. Co im dała uroda? A czego pozbawiła? Jak przyjmowały zaszczyty i jak znosiły ludzką zazdrość? Miss Świata Aneta Kręglicka, Miss Polonia Ewa Wachowicz i Wicemiss Bogna Sworowska w dojrzałej rozmowie o pięknie. Rozmawiały: Elżbieta Pawełek, Krystyna Pytlakowska, Katarzyna Zwolińska.

Ewa, jak to robisz, że tak pięknie wyglądasz?

Ewa: Wstaję rano i uśmiecham się do siebie i wszystkich dookoła. Jak powiedziała Bogna Sworowska na sesji, uśmiech ujmuje co najmniej 10 lat.

Bogna: To spotkanie na sesji do VIVY! było niezwykłe. Okazało się, że możemy długo się nie widzieć, a mamy mnóstwo wspólnych tematów i bardzo się o siebie troszczymy. I cały dzień powtarzałyśmy sobie, że jesteśmy takie ładne (śmiech). Rozmawiałyśmy o tym, że nie chcemy mówić o tym, co przemija, tylko o tym, co przed nami. Wydaje mi się, że dojrzałość jest czymś wyjątkowym i ludzie nie powinni się jej bać.

Jesteście dowodem na to, że bycie dojrzałym jest fantastyczne.

Bogna: Absolutnie. Każda z nas uprawia zawód połączony z pasją, każda dba o siebie, nie zgubiłyśmy naszej naturalności. To jasne, że trzeba o siebie dbać, przecież wyglądamy tak, jak o siebie dbamy, to dotyczy jedzenia, jak i całej reszty. Jak zobaczyłam podczas sesji ciało Anety, wpadłam w szał ćwiczeń… (stała się najlepszą motywacją).

Aneta: Zauważam, paradoksalnie, że im jestem starsza, mężczyźni są wobec mnie odważniejsi, komplementują mnie, kiedyś bali się do mnie podejść. Zdarza mi się, że kiedy mam „lepszy” dzień ( śmiech), mówię do siebie: „Nie jest z tobą tak źle”. Gdy byłam młodsza, nie doceniałam swojej urody, teraz to się zmieniło, polubiłam i zaakceptowałam siebie, poza tym zdobyłam doświadczenie – to ono jest moją siłą i daje mi poczucie wartości.

Ewa: W okolicach czterdziestki rośnie świadomość własnego ciała i samego siebie. Zaczynamy odróżniać rzeczy ważne od tych, którymi nie należy sobie kompletnie zawracać głowy. Uwielbiam, kiedy mężczyźni mnie komplementują. Ale ja też lubię komplementować innych, choćby w moim programie „Ewa gotuje” czy „Top Chef”. Dużo ćwiczę, ale z tego, co wiem, Aneta Kręglicka ćwiczy więcej ode mnie (śmiech).

Zuza Krajewska

Kiedy dotarło do Was, że jesteście piękne?

Ewa: Trudno powiedzieć, bo wychowałam się w cudownym domu i zawsze od mamy słyszałam, że jestem najpiękniejsza na świecie. Konkurs Miss Polonia sprawił, że moje życie fantastycznie się potem potoczyło, tyle tylko, że udział w takim konkursie nigdy nie był moim marzeniem. Ale jak w to weszłam i zobaczyłam, że to świetna zabawa, która w dodatku zaspokajała moją ciekawość świata i ludzi, poczułam się jak w bajce. W 1992 roku na półfinałach Miss Polonia mogłam poznać Jerzego Antkowiaka, najsłynniejszego projektanta polskiej mody. Nie będę mówiła, co to znaczyło dla 21-letniej dziewczyny z niewielkich Klenczan, że mogła nosić jego kreacje.

Aneta: Patrząc na moje zdjęcia z dzieciństwa, trudno było przypuszczać, że powalczę kiedyś urodą. No faktycznie, oczy miałam zawsze ogromne, ale poza tym… bez szaleństw. Wprawdzie na szkolnych balach zdobywałam tytuł królowych, ale dopiero w liceum przekonałam się, co to znaczy mieć powodzenie. Pamiętam, że w któryś Dzień Kobiet przyszło do mnie jednocześnie ośmiu kolegów z kwiatami. Żaden nie chciał pierwszy wyjść i opuścić mojego malutkiego pokoiku, więc siedzieliśmy tak wszyscy w konsternacji przez parę godzin.

Konkursy piękności odmieniły życie całej Waszej trójki. Jak to się stało, że się tam znalazłyście?

Ewa: Najpierw wystartowałam w wyborach Miss Małopolski i przyznałam się mamie dopiero wtedy, gdy potrzebowałam pieniędzy na sukienkę. Tata dowiedział się w dzień finału, ale nie był zachwycony. I jak mi gratulował wygranej, zapytał: „Ale studia skończysz?”. Wtedy studiowałam technologię żywienia w Akademii Rolniczej w Krakowie. Potem, na wyborach Miss Polonia, kibicowała mi mama, bo tata został w domu, żeby pilnować dobytku.

Bogna: Poczekaj, niech policzę. To było… 28 lat temu! Miałam 20 lat i wtedy chciałam zostać Miss Polonia. Zostałam drugą Wicemiss, Miss Mazowsza i Miss Foto. Nie miałam doświadczenia i dystansu do siebie, które nabywa się z biegiem lat. Wtedy więc czułam się źle i myślałam, że Polska mnie nie lubi. To natomiast dało mi motywację do działania i wyjazdu. Ale oprócz tego wspominam ten czas bardzo dobrze. Poznałam fantastyczne dziewczyny, z którymi czasami spotykam się do dzisiaj. Ewa i Aneta startowały w wyborach później niż ja. Ale spotykałyśmy się, gdy pracowałyśmy jako modelki. Z Anetą Kręglicką nawet przez jakiś czas mieszkałyśmy razem w Nowym Jorku.

Aneta: Wzięłam udział w konkursie Miss Polonia trochę z marszu, wiele osób mnie namawiało, w końcu zdecydowałam się, chociaż konkursy piękności nigdy nie były moim marzeniem. Konkurs przeżywał wtedy swoje apogeum. Było to wówczas jedno z ważniejszych wydarzeń tamtejszego show-biznesu w Polsce. W końcu i mój tata zaczął mnie namawiać, a zawsze był konserwatywny. Zdziwiłam się więc, kiedy powiedział: „Jesteś rozsądną dziewczyną, spróbuj”. Podczas półfinału powiedział bardzo nieskromnie jak na niego: „Anetko, nas drugie miejsce nie interesuje, moim zdaniem wygrasz”. Wygrałam Miss Wybrzeża, Miss Polonia, zdobyłam drugie miejsce na Miss International, a po pięciu dniach poleciałam do Hongkongu i zostałam Miss World.

Ewa, Ty w jednym roku zdobyłaś tytuł Miss Polonia i Wicemiss Świata, a rok później Miss Świata Studentek. Posypały się ciekawe propozycje?

Ewa: Tak, ale wcześniej moje zdjęcia z sesji zdjęciowej ze słoniem obiegły całe RPA. Dziewczyny bały się do niego podejść, a ja, wychowana na wsi, nie miałam z tym problemu. W końcu czego się bać, słoń trochę większy od konia! (śmiech). Tyle tylko, że podczas sesji schwycił mnie za pupę. Zachowałam zimną krew i… trafiłam na okładki liczących się magazynów w RPA. Kiedy zostałam wicemiss, a oprócz tego dostałam wyróżnienie za najpiękniejsze ciało, agencje modelek w Kapsztadzie i Johannesburgu zaproponowały mi współpracę. Jednak w środku grudnia zostać tam – to była dla mnie abstrakcja. Nie wyobrażałam sobie Bożego Narodzenia na Czarnym Lądzie.

Bogna: W pracy w modelingu i po wielu latach spędzonych za granicą mogę powiedzieć, że tęsknota to jest uczucie, które pamiętam do dzisiaj. Tęsknota i samotność. Zawsze marzyłam o podróżowaniu. Praca modelki i wygrana wycieczka do Chicago dały mi taką możliwość. Do Chicago wzięłam ze sobą książkę ze swoimi zdjęciami. Pomyślałam, że pokażę ją tam w jakichś agencjach modelek. Raz kozie śmierć, najwyżej mnie nie zechcą. Ale mnie zechcieli. Wróciłam do Polski, a kilka miesięcy później już miałam wizę, dzięki której mogłam pracować. I znów wyjechałam.

Ewa, Ty nietypowo jak na miss zaczęłaś karierę polityczną.

Ewa: Nie od razu, bo najpierw trafiłam do Polsatu. Dopiero później zadzwonił do mnie Waldemar Pawlak z propozycją, żebym została rzeczniczką rządu. Mieszkałam wtedy w akademiku, odłożyłam słuchawkę, bo pomyślałam, że koledzy sobie żartują. Za drugim razem zadzwoniła kobieta i powiedziała na wstępie: „Proszę nie odkładać słuchawki, tu sekretariat Waldemara Pawlaka, za chwilę połączę z premierem”. To było dla mnie megawyzwanie. Miałam zaledwie 23 lata, ale premier dotrzymał wobec mnie wszystkich zobowiązań ustalonych na pierwszym spotkaniu. A przede wszystkim, że nie będę rzecznikiem partii, nie będę wciągana w spory koalicyjne. Poza tym byliśmy na „pan” i na „pani” do ostatniego dnia mojej pracy. Dopiero po zakończeniu urzędowania przeszliśmy na „ty”.

Zuza Krajewska

Aneta, Ty też nie chciałaś na bazie urody budować swojej kariery?

Aneta: Nie, wiedziałam, że nie chcę być modelką, chociaż miałam kontrakt i mogłam od razu pracować w modelingu. Pojechałam nawet do Nowego Jorku, ale to wszystko, co robiłam, robiłam wbrew sobie. Ja chciałam założyć biznes. Pobyłam więc w Stanach kilka miesięcy, podszlifowałam język i wróciłam.

Jak się żyje ze świadomością, że jest się jedną z najpiękniejszych kobiet w Polsce czy na świecie?

Bogna: Ja nigdy nie byłam przekonana, że jestem piękna. Modelką zostałam przez przypadek, kiedy zatrzymali mnie na ulicy Lidia Popiel i Marek Czudowski i zaproponowali zdjęcia. Byłam pewna, że to moi rodzice im zapłacili. Miałam ogromne kompleksy. Kompletnie siebie nie akceptowałam i otoczenie też mnie nie akceptowało. Przezywali mnie „kościotrup”, bo byłam bardzo wysoka, chuda, z wielkimi, długimi rękami. Urosłam nagle. Nie umiałam też o siebie zadbać, pomalować się i dobrze ubrać. Pochodzę z konserwatywnego domu, w którym nie zwracało się uwagi na wygląd. Płakałam, nie chciałam chodzić do szkoły. Aż do momentu, gdy w wieku 16 lat zostałam modelką. Ta praca stopniowo leczyła mnie z kompleksów. Coraz lepiej czułam się we własnej skórze. Ale nigdy mi się w głowie nie przewróciło, nigdy nie porzuciłam osób, które były w moim życiu najważniejsze, dla kariery.

Aneta: Uważałam, że z tą moją pięknością wszyscy przesadzają. A te kolejki po autograf są po prostu bardzo na wyrost. Bo kim ja jestem tak naprawdę? A gdy Waldemar Dąbrowski zorganizował dla mnie koncert powitalny, w którym śpiewały Grażyna Szapołowska, Maryla Rodowicz, Danuta Rinn i wiele innych gwiazd, które znałam z telewizji, myślałam, że wszyscy powariowali. Siedziałam na tronie w koronie, Bogusław Linda prowadził ten koncert, a ja zastanawiałam się, czy to mi się czasami nie śni.

Skąd w Tobie tyle pokory?

Aneta: Byłam bardzo dojrzała, miałam dystans do siebie, chociaż w domu traktowano mnie jak królewnę. Wszystko miałam podstawione pod nos, przygotowane, sprzątałam tylko w moim pokoju. Mama chciała jedynie, żebym się uczyła, a mój ojciec w pewnym momencie powiedział: „Dziecko, ty nic nie umiesz, masz dwie lewe ręce. Nawet wodę przypalisz”. I tu się mylił, ponieważ dzisiaj śmieję się, że nie zrobię tylko operacji na otwartym sercu, a tak umiem zrobić prawie wszystko. Mój piernik smakuje tak jak ten u babci, a pasztetem wszyscy się zajadają. Sprawy domowe i zawodowe mam opanowane, nie boję się też wyzwań. Może znów to kwestia wieku i doświadczenia. Mama dziwi się: „Skąd się to w tobie wzięło”. Mówię, że z domu, bo miał on dla mnie ogromne znaczenie w okresie, kiedy dojrzewałam. To dom dał mi kręgosłup.

Uroda pomaga w życiu?

Aneta: Niektórym pomaga, niektórym przeszkadza. Mnie na początku trochę przeszkadzała. Kiedy założyłam agencję reklamową, musiałam potwierdzać swoje kompetencje, wiedząc, że wiele osób zaprasza mnie na rozmowy z czystej ciekawości, jaka jestem, jak wyglądam. Prezesi firm chcieli mnie poznać i obejrzeć. Ale miałam w sobie tyle determinacji, woli walki, że rozkręciłam firmę. Nigdy nie miałam jakichś głupich propozycji, bo mam chyba wypisane na twarzy: nie podchodź. Nie jestem kokietką, nie prowokuję.

Ewa: Ależ oczywiście, że pomaga. Choć ten kij ma dwa końce, bo często jest się postrzeganym przez pryzmat dowcipów o blondynce, pojawia się zazdrość…

Ewa, czyli nie jesteś feministką?

Ewa: Zastanawiam się, czy lubię feministki (śmiech).

Aneta: Zdarzały się niuanse, które bardziej wyczuwałam, niż dostrzegałam. Kiedy koleżanka dostała od rodziny z Londynu piękny ciuch, skomplementowałam ją: „Jak ci w tym ładnie”. Ale kiedy ja włożyłam coś nowego, uszytego przez mamę, ona mi komplementu pożałowała. Niektóre nauczycielki w liceum też chyba nie przepadały za mną. Polonistka – wspaniały pedagog – wysyłała mnie ciągle do łazienki, żebym myła ręce, bo palę papierosy, i usuwała tusz z rzęs. A ja ani nie paliłam, ani się nie malowałam. Przeżyłam wtedy załamanie poczucia własnej wartości, skutecznie się w sobie zamknęłam. Ale nie chcę narzekać, bo liceum dało mi poważny fundament mojej wiedzy.

Piękne kobiety też czasem dostają kopa od życia?

Ewa: A może one przede wszystkim (śmiech)? Inne zazdroszczą im urody i tytułów, a mężczyźni albo boją się pięknych kobiet, albo mają już wszystko i jeszcze do ferrari chcieliby wsadzić fajną kobietę. Miałam takie sytuacje w życiu. Ale trzeba umieć zdecydować, czy ważniejsze jest ferrari, czy jednak ktoś wartościowszy od samochodu.

Zuza Krajewska/LAF AM

Ewa, Tobie wszystko w życiu wychodzi, jakbyś w czepku się urodziła.

Ewa: Ale to prawda. Dowiedziałam się niedawno od mamy, że gdy przyszłam na świat, położna obskoczyła ze mną cały oddział, żeby pokazać, jak wygląda dziecko urodzone w czepku. Wszyscy w szpitalu w Gorlicach mnie oglądali, bo urodziłam się z błonką na główce, jakbym miała czapeczkę. To się rzadko zdarza.

Bogna, a Ty czujesz, że jesteś we właściwym miejscu?

Bogna: Absolutnie! Powrót do kraju, o którym nigdy nie myślałam, okazał się czymś wspaniałym. Wróciłam z wiedzą, z umiejętnościami, do ludzi, których kocham. Teraz mam dwa światy. Tu, na miejscu, ten polski, rodzinny – zawodowy i za granicą, bo w wielu krajach mam przyjaciół, za którymi tęsknię. Mam za sobą traumatyczne przeżycia, które mnie wzmocniły i ukierunkowały. Chyba te najtrudniejsze momenty w moim życiu spowodowały, że jeszcze bardziej stałam się pozytywna, radosna i szczęśliwa. Nauczyłam się zwracać uwagę na te naprawdę istotne rzeczy. Budzę się i zasypiam z uśmiechem na twarzy.

Myślicie czasem o przemijaniu?

Ewa: Chyba nie, ale myślę, że jest to nieodłączny element naszego życia. Nie zamierzam oszukiwać czasu. Mam sobie wstrzyknąć botoks i oszukiwać, że nie mam skończonych 40 lat? Zawsze po sesjach zdjęciowych proszę, żeby mi „nie prasować” zmarszczek.

Aneta: O wiele ważniejszy od tego, czy jestem atrakcyjna, czy nie, jest dla mnie mój syn. Ma 14 lat, wchodzi w wiek dojrzewania. Już myślę o tym, jak to będzie, gdy dorośnie, gdy się zakocha, gdy będzie miał dziecko. Czas płynie nieubłaganie. Tylko że ja się go wcale nie boję.

Bogna: Rzadko o tym myślę! Widzę u siebie zmiany, ale nie przeraża mnie to zupełnie i śmieję się z tego. Nie boję się zmarszczek, bo jestem odważna i mówię o tym, że korzystać trzeba z tego, co daje nam technologia. I nie mówię, że sobie nic nie poprawiam. Ćwiczę, jestem aktywna, mądrze jem… i sporo pracuję. Od momentu, kiedy skończyłam 35 lat, dbam o siebie, inaczej byłabym niemądra. Ważny jest jedynie wybór właściwego specjalisty (prowadzę PR jednej z najlepszych polskich klinik) i opinia prawdziwych przyjaciół, którzy w razie czego w odpowiednim momencie powiedzą: „No, no, no, nie przesadzaj! idziesz w złym kierunku”. A ta reszta najważniejsza to rodzina, najbliżsi mi ludzie, uśmiech, radość…

Zuza Krajewska/LAF AM

Ewa, gdybyś mogła wybierać od nowa, poszłabyś tą samą ścieżką?

Ewa: Nie wiem… Jest taki film „Przypadkowa dziewczyna”, w którym pokazane są dwa warianty życia bohaterki. W pierwszym zdąża na metro, w drugim się spóźnia i widać, jak jej życie rozchodzi się dwoma różnymi torami. Moje też mogłoby potoczyć się inaczej, gdybym nie poszła na konkurs piękności.

Reklama

Bogna: Mam piękne życie, bo ja widzę piękne życie. Nie będziemy szczęśliwi, jeśli nie zauważymy tego szczęścia. Nie będziemy kochani i nie będziemy umieli kochać, jeżeli nie pokochamy siebie. Problemy i konflikty są po to, żeby je rozwiązywać. Spojrzenie na swoje życie i wytłumaczenie samemu sobie, że jest fantastyczne, bo jest, bo mamy bliskich, bo jesteśmy zdrowi, bo wstajemy rano i się ruszamy, jest bardzo ważne. Jestem szczęśliwym człowiekiem.

Reklama
Reklama
Reklama