Reklama

W ramach cyklu Archiwum Vivy!: wywiady przypominamy rozmowę Krystyny Pytlakowskiej z Joanną Twardowską-Orłoś i Maciejem Orłosiem. Wywiad ukazał się w kwietniu 2017 roku w magazynie VIVA!.

Reklama

Maciej Orłoś wywiad VIVA!

„Jedyną stałą rzeczą w życiu jest zmiana”, mówi, cytując Boba Dylana. W życiu Macieja Orłosia zmiany nie zdarzają się często, ale są radykalne. 20 lat temu zdobył się na odwagę, by związać się z Małgorzatą. Teraz to ona przekonała go do odejścia z telewizji i podjęcia pracy w Wirtualnej Polsce. Razem stworzyli dom, który daje im siłę. Jak im się to udało, opowiadają Krystynie Pytlakowskiej.

Jak się odchodzi po 25 latach?

Maciej Orłoś: Pytasz o telewizję? Ciężko. Serce waży wtedy tonę. Tym bardziej że nie wyobrażałem sobie, że coś takiego w moim życiu nadejdzie. Gdybyśmy rozmawiali rok temu, opowiedziałbym o 30-leciu „Teleexpressu”, mojej książce z Markiem Sierockim, koncercie jubileuszowym w Opolu. Wydawało mi się, że można wieki trwać na swoim miejscu i nadal robić to, co się robiło, w normalny i uczciwy sposób.

Można w telewizji przekazywać informacje w sposób normalny i uczciwy?

Maciej: Oczywiście, że można. Trzeba się tylko o to starać. A w „Teleexpressie” dzięki jego lżejszej formule zawsze było mniej polityki. Nigdy więc nie doszedłem tam do ściany, przekazując informacje maksymalnie obiektywnie.

Nie było nacisków?

Maciej: Były, jednak można się przeciwstawić.

Ale za jaką cenę. Przynosiłeś stresy do domu?

Joanna Twardowska-Orłoś: Przynosił, ale ja nie angażuję się w spory, nie opowiadam się po żadnej stronie politycznej. Jeśli więc polityka chciałaby przenikać do naszego domu, to ja stawiam opór.

Dlatego, że kobieta to piorunochron?

Joanna: Tak właśnie rozumiem rolę żony dziennikarza. Dlatego staram się chronić nasz dom przed nadmiernym wpływem świata zewnętrznego.

Maciej: Ale przez te wszystkie lata było wiele trudnych sytuacji – napięcia w pracy, podejmowanie trudnych decyzji i wyzwań. Wiadomo, że dziennikarzowi często towarzyszy stres. Natomiast nigdy przedtem nie musiałem i nie chciałem zmieniać pracy. Jednak latem ubiegłego roku zaczął się hardcore.

Olga Majrowska

Zwolnili Cię? Swojego gwiazdora?

Maciej: Nie zwolnili, ale czułem, że muszę odejść, tylko najpierw chciałem się rozejrzeć, sprawdzić, jakie mam możliwości. To naprawdę była dla mnie i mojej rodziny przełomowa zmiana, ale Joanna udzieliła mi wtedy bardzo dużego wsparcia.

Joanna: Podkreślałam, że jesteś telewizyjnym frontmanem, bardzo znaną osobą publiczną. Nie musisz się więc denerwować, bo wszędzie cię zechcą, a my w domu nawet tej zmiany nie zauważymy, bo ograniczam używanie telewizora.

Ale macie telewizor?

Joanna: Mamy oczywiście, bo nie chodzi tu o jakiś gest na pokaz w rodzaju wyrzucania odbiornika za okno. Natomiast ja nie oglądam telewizji od wielu lat. Korzystam z internetu i wydaje mi się, że dzięki temu mam szersze spojrzenie na sprawy społeczne. Mogę też patrzeć na mojego męża głównie pod kątem naszego wspólnego życia, a nie jak na dziennikarza telewizyjnego. Przecież rodzina to cała masa innych klocków, które trzeba poukładać. Nie demonizowałam więc sytuacji jego odejścia z TVP. Zmiany są potrzebne, wydarzyły się w dobrym momencie i naturalnie.

Jesteś młodsza od swojego męża, więc też inaczej patrzysz na pewne sprawy. Mężczyźni po pięćdziesiątce trudniej podejmują decyzje.

Maciej: Mój ulubiony artysta, Bob Dylan, powiedział, że jedyną stałą rzeczą w życiu jest zmiana. Ale ja byłem tradycyjny, wyobrażałem sobie, że do końca życia będę w „Teleexpressie”. Liczyła się dla mnie ciągłość i trwałość, która dla widza ma duże znaczenie. Joanna jednak myśli inaczej, bardziej innowacyjnie.

Joanna: A komu wierzyć jak nie żonie?

Maciej: Wierzyłem ci, ale przeżywałem to odchodzenie po tylu latach. Pomyśl – ta sama droga do pracy, te same pomieszczenia, ta sama formuła programu i te same twarze. Zanim podjąłem decyzję, szarpałem się, żyłem jak w matriksie.

Joanna: Dlatego chciałam uświadomić ci, że przed tobą nowe propozycje, a zatem nowe możliwości, a TVP to piękny rozdział, który kończy się, dając początek następnemu.

Maciej: Miałaś rację oczywiście. Twoje podejście i twój spokój, i twoja siła charakteru były dla mnie bardzo ważne. Myślałem wtedy, że zwariuję, nie mogłem spać, nie mogłem myśleć o niczym innym, no i pozostała jeszcze kwestia, jak to odejście przeprowadzić technicznie. Wchodzą tu w grę przecież sprawy prawne, umowy.

Komu pierwszemu powiedziałeś, poza żoną?

Maciej: Dwóm zaufanym kolegom, a potem musiałem zacząć rozmowy z decydentami.

Powiedziałeś po prostu: „Kochani, odchodzę...”?

Maciej: Coś w tym stylu. Jeden z dyrektorów próbował mnie namówić, żebym został, ale ja decyzję już podjąłem. Poza tym byłoby mi głupio przed Joanną, gdybym został, bo przecież przez tyle wieczorów rozmawialiśmy na ten temat. Nie miałem jednak takich myśli, żeby wziąć teczkę i po prostu wyjść, jak kiedyś Aleksandra Jakubowska, bez żadnego zabezpieczenia. To byłoby nieodpowiedzialne. Wiadomo, jak jest rodzina, żona, dzieci, to myśli się inaczej.

Masz lęki egzystencjalne, że zabraknie pieniędzy i dzieci nie będą mogły pojechać na wakacje?

Joanna: Oboje staramy się myśleć pozytywnie. Nigdy nie byliśmy w sytuacji podbramkowej. Żyjemy na niezłym poziomie, chociaż trudno nam się porównywać do osób mających krociowe zarobki, ale czujemy się bezpiecznie.

Bo Ty też pracujesz.

Joanna: Mam doświadczenie w dziennikarstwie i PR, zaangażowałam się również w działalność charytatywną, przez ostatnich pięć lat byłam prezesem Fundacji Maestro, która osiągnęła znaczne sukcesy we współpracy z międzynarodowymi uczelniami artystycznymi w Europie i Stanach Zjednoczonych. Nawiązaliśmy kontakty z placówkami akademickimi w Stanach Zjednoczonych, takich jak Mannes College of Music w Nowym Jorku, Manhattan School of Music oraz Berklee College of Music w Walencji i Bostonie, nawet pracowaliśmy z Chinami. Ostatnia nasza beneficjentka wzięła udział w Beijing International Music Festival & Academy (BIMFA), z którego przywiozła dwie nagrody.

Musiałaś jeździć do Chin? Sama czy z mężem?

Joanna: Sama, bo Maciek ma swoje zobowiązania. A poza tym ktoś musiał zostać w domu z dziećmi.

Olga Majrowska

Niełatwo chyba facetowi radzić sobie z codziennymi obowiązkami?

Maciej: Potrafię zrobić jajecznicę czy wyrzucić śmieci. Pod tym względem nie jestem jakiś niewydarzony. Poza tym dzieci już nie są malutkie. Teraz naszym problemem jest głównie kot. Gdy wyjeżdżamy razem, zawsze pozostaje pytanie, co zrobić z kotem. Ale jakoś sobie radzimy. Nie denerwuję się, gdy Joasia wyjeżdża, a ja zostaję słomianym wdowcem. Małżeństwo polega między innymi na tym, że jedno drugiemu nie powinno stawać na drodze zawodowej, tylko pomagać, na ile się da. A to był akurat intensywny czas działania Fundacji Maestro – sukcesu mojej żony.

Joanna: Te doświadczenia, jak i współpraca ze środowiskami biznesu poprzez pozyskiwanie środków dla fundacji nauczyły mnie, jak ważna jest elastyczność, otwartość, umiejętności negocjacyjne i empatia w dążeniu do celów, dlatego zdecydowałam się rozwinąć kolejną działalność – coaching. W tej chwili jestem w trakcie certyfikacji ICF, kończę zawodowe studia coachingu i już praktykuję. To fascynująca dziedzina, która jest odpowiedzią na potrzeby współczesnego świata i tego, czego potrzebuje współczesny menedżer, człowiek biznesu...

Maciej: Joanna bardzo mi imponuje. O tym, jaka jest skuteczna jako coach, miałem okazję przekonać się na własnej skórze.

Joanna: Pokazywałam ci tylko możliwości, jakie masz przed sobą. Coaching to przede wszystkim wsparcie poprzez narzędzia otwierające nowe perspektywy, z których można czerpać.

Maciej: Powiedzmy sobie jasno – to w dużym stopniu dzięki Joasi jestem teraz w Grupie Wirtualna Polska, która daje mi poczucie bezpieczeństwa. Wiem, że przesiadłem się do dobrego pociągu.

Prowadzisz program „Dzieje się 16.50”.

Maciej: Trwa 15 minut i zawiera lekkie informacje. Współprowadzę też program poranny, lifestylowy.

Ale nie masz funkcji kierowniczej.

Maciej: Nie było takiej potrzeby. WP jest mną zainteresowana jako znaną osobą, czyli Maciejem Orłosiem, od kierowania jest kto inny. Poza telewizją, prowadzeniem programów mam dużo do czynienia z biznesem, ze szkoleniami. No i jestem współautorem portalu Działkanadjeziorem.pl...

Kochasz Mazury, tak jak ja?

Maciej: Tak, bo one są częścią mojego dzieciństwa. A także młodości, w ogóle – są częścią mnie, szczerze mówiąc. Mazury są moim ulubionym regionem Polski. Najchętniej bym tam zamieszkał, choć na razie to niemożliwe...

Twój ojciec, pisarz, Kazimierz Orłoś, również jest miłośnikiem Mazur. Pamiętam jego książki, które czytałam w dzieciństwie.

Maciej: Kiedy studiowałem w szkole teatralnej, profesorowie pytali mnie, czy jestem synem Kazimierza. Dostałem nawet taką ksywkę, koledzy mówili o mnie ironicznie, dla zgrywy: „Syn Kazimierza”. Nazwisko ojca było wtedy na czarnej liście cenzury, nie wydawano go, ale był bardzo czytany.

Joanna: Ja też czytałam powieści Kazimierza Orłosia, zresztą ciągle bardzo dużo czytam, wszystko, co mi wpadnie w ręce. Nie znałam jeszcze Maćka, kiedy zachwycałam się narracją w książkach jego ojca i ich niepowtarzalną ciepłą atmosferą. Czytając prozę Kazimierza Orłosia, człowiek głęboko zanurza się w świat, który kreuje. Maciej też pisze książki. To dziedziczne.

Maciej: Napisałem cztery książki dla naszych dzieci. Kuba i Mela w którymś momencie mnie zainspirowali, poczułem imperatyw twórczy. Nie wiem, na ile wziął się we mnie z genów, a na ile z miłości do dzieci. W każdym razie w przerwie między zajęciami chodziłem do kawiarni niedaleko telewizji, siedziałem tam i pisałem. Musiałem nauczyć się wchodzenia w świat opowiadanych historii, tak na zawołanie. Nie było to łatwe, ale się udało.

Waszym dzieciom podobają się te książki?

Joanna: Oczywiście bardzo, ale nie lubią, jak się o tym mówi publicznie, są bardzo świadome, dlatego też chronią swoją prywatność. Natomiast ja, czytając te książki, pękałam ze śmiechu. Maciek jest mistrzem krótkiej formy, szalenie dowcipny, pokazuje różne aspekty rzeczywistości po mistrzowsku. Uważam, że nie ma lepszych książek dla dzieci na naszym rynku.

Maciej: Miło, gdy żona ma o mężu takie zdanie. A mnie zaskoczyło, że fragmenty z moich książek znalazły się w podręcznikach.

Joanna: Nasza córka Mela brała udział w lekcji, na której analizowany był fragment książki Maćka „Kuba i Mela, dodaj do znajomych”, co było dla niej bardzo osobliwym doświadczeniem.

Maciej: Jej koledzy oczywiście wiedzieli, kto jest pierwowzorem, ale Mela wcale nie była z tego powodu szczęśliwa. Gdybym powiedział, że piszę następną część, moje dzieci z pewnością by zaprotestowały: „Tato, ale o nas już nie pisz”.

Joanna: Dlatego jesteś w trakcie pisania sztuki teatralnej, a nie powieści. Myślę, że będzie bardzo dowcipna.

Maciej: Moje korzenie są przecież w teatrze. Wydaje mi się, że czuję scenę i dialog.

Jesteś także aktorem.

Maciej: Jestem czy byłem? Czy pianista, który nie praktykuje przez 20 lat, jest pianistą czy byłym pianistą?

Joanna: Dla mnie jesteś człowiekiem instytucją, człowiekiem renesansu. Maciek ma twórczy umysł, świetnie realizuje się na wielu polach. Jest otwarty na kreacje w różnych dziedzinach. Dla mnie ważne, że nie stoi w miejscu i ciągle się rozwija.

Olga Majrowska

Zmienił się w trakcie waszego 20-letniego związku?

Joanna: Na pewno stał się dojrzałym mężczyzną, zna życiowe priorytety i swoją wartość. Ale właściwie niewiele się zmienił, ponieważ zawsze jego domeną było działanie i tworzenie.

A w życiu? Powiedziałeś, że teraz już wiesz, że nie wolno się rozwodzić, kiedy są dzieci.

Maciej: Nie powiedziałem, że nie wolno, tylko że to bardzo trudna sytuacja i lepiej, żeby się nie zdarzała. Należy więc robić wszystko, by nie rozstawać się, mając dzieci, ale życie jest życiem.

A my nie mamy wpływu na zakochanie się.

Maciej: Gdy słyszę „zakochanie”, przychodzi mi na myśl, że to trochę takie fiu-bździu w głowie. Zakochanie przemija, a ważne jest, z kim spędza się życie. Czasami trzeba wybierać i wiem, że to niełatwe doświadczenie.

Ale poradziliście sobie.

Joanna: Stworzyłam spokojny dom, z którego nikt nie ucieka, a dzieci chętnie do niego wracają. Syn Maćka, Antek, często nas odwiedza. Chyba lubi z nami być. To dla mnie dowód, że jest w porządku.

Maciej: To Antek odbierał za mnie Telekamerę. Zaakceptował mój związek, który przecież już nowy nie jest. Dla mnie najważniejszy jest dom, do którego się tęskni, rodzina i stabilizacja. Dlatego myślę sobie teraz: Jak to dobrze, że wracam do domu i że ciągle jest to ten sam dom, że usiądę na tej samej kanapie. W moim życiu ważna jest trwałość.

Joanna: Bo to daje ci poczucie bezpieczeństwa, co ja doskonale rozumiem.

Maciej: Szczególnie że ja muszę szybko uczyć się nowej organizacji pracy. O wiele więcej korzystam teraz i z internetu, i portali społecznościowych, a pozytywną energię daje mi w WP młodość. U młodych cieszę się „szacunem” – tak nazywają się tu wewnętrznie przyznawane nagrody.

Joanna: Zmiana pracy Maćka pozwoliła na większe zaangażowanie się w życie dzieci, często towarzyszy Meli w treningach, ona fascynuje się jeździectwem, a Maciek podziela jej pasję.

Maciej: To znaczy nie jeżdżę konno razem z Melą, ale bardzo kibicuję tej jej pasji.

A uczucia? Co dzieje się z nimi po 20 latach?

Maciej: Uczucie się utrwala i stabilizuje.

Joanna: Ale nie lubimy publicznie rozmawiać o uczuciach.

Reklama

Maciej: A ja dzięki Joasi nauczyłem się dystansu do internetowych hejtów i do tabloidowych plotek, choć jest ich niewiele na nasz temat, o ile w ogóle są. Wiadomo, że wchodzenie z butami w prywatność najlepiej się sprzedaje. Tyle tylko, że nasza prywatność jest zwyczajna. Nie ma w niej nic szokującego.

Olga Majrowska
Reklama
Reklama
Reklama