"Liczyłem, że będą bliźniaki i może jednak będę miał brata". Maciej i Marianna Stuhr jak ogień i woda
Maciej zawsze marzył o bracie, a jego siostra Marianna o kumplu, którym mogła się pochwalić koleżankom. W dzieciństwie nie byli dla siebie wymarzonym rodzeństwem. W najnowszej "Vivie!" Maciej i Marianna Stuhr opowiadają Beacie Nowickiej o swoich relacjach. Jak było kiedyś, a jak jest dziś?
Maciek i Marianna długo byli takim rodzeństwem, które sobie jest. Po prostu. Oprócz łóżkowego boksu o nic ze sobą nie walczyli. Łóżko stało w pokoju rodziców, było wielkie, dzieciom służyło głównie do skakania. Materac, który dobrze sprężynował, przypominał Maćkowi maty ringu bokserskiego, więc trenował na nim boks z siostrą. On miał wtedy 8 lat, ona ledwie 2. Wyglądali jak Charlie Chaplin z podrośniętym brzdącem. Tak duża różnica wieku bywa kłopotliwa.
Narodziny siostry były dla siedmioletniego Macieja niemiłym zaskoczeniem. Tak opisał je w "Vivie!":
Maciej: To było w nocy. Nikt nie wiedział, jaka będzie płeć dziecka, więc nie ukrywam, że czekałem na braciszka. Mama podejrzewając, że to nie będzie syn, nie chciała urodzić za dnia, żebym nie był tego świadkiem, więc czekała, aż zasnę. I jakoś po północy moja ciocia, siostra mamy, obudziła mnie: "Maciusiu, masz siostrzyczkę!". Z ciężkim westchnieniem przyjąłem to do wiadomości, obróciłem się na drugi bok, żywiąc jeszcze cień nadziei, że będą bliźniaki i może jednak będę miał brata.
W czasach licealnych posiadanie młodszej siostry też przysparzało Maćkowi problemów.
Marianna: Ja pamiętam, jak Maciej organizował prywatki w domu. Byłam na nich intruzem. Potwornie się wkurzał, że rozwalam mu imprezę, choć mnie się wydawało, że wszystkie jego zaproszone koleżanki fantastycznie się mną zajmowały: przebierały, malowały, kazały tańczyć. Miały laleczkę. Ale Maćkowi to się strasznie nie podobało, pewnie wolał, żeby kimś innym się zainteresowały, a nie jego młodszą siostrą (śmiech).
Poza tym, jak to rodzeństwo, walczyli o względy rodziców. Tak mówią o swoich relacjach z tatą, Jerzym Stuhrem.
Maciej o ojcu: Wydaje mi się, że wobec Marianny stosował taryfę ulgową, ale nigdy nie miałem o to pretensji. Poza tym ojciec też zmieniał się przez lata. Ja byłem takim żołnierzem: nie maż się, żołnierzu, baczność i do przodu. Marianna nie musiała być żołnierzem, ale chciała, miała taką ambicję.
Marianna: W ogóle nie miałam wrażenia, że tato mnie wyróżnia. Wręcz przeciwnie. Tato kojarzył mi się strasznie apodyktycznie z dzieciństwa.
W porozumieniu się nie pomagały im też różne temperamenty.
Marianna: Ja jestem ekstrawertyczna. Nic nie kamufluję. Maciek zbudował niesamowity pancerz wokół siebie. Paradoksalnie ludzie odbierają go inaczej.
Marianna wspomina, że w czasach szkolnych zazdrościła koleżankom bliskich relacji z rodzeństwem, bo czuła, że nie miała takich z Maćkiem.
Marianna: Zachwyty moich przyjaciółek, że mam starszego brata: "Jezu, ale masz fajnie" - wprawiały mnie w zakłopotanie. Nie potrafiłam odczuć, że to jest naprawdę takie super. Wtedy nie było między nami symbiozy, ponieważ funkcjonowaliśmy w kompletnie różnych światach.
Prawdziwe porozumienie pojawiło się między nimi dopiero później - po latach, gdy oboje zamieszkali w Warszawie. To w stolicy rozgrywa się życie rodzinne Stuhrów. Mama przyjeżdża pomagać Mariannie przy dzieciach, ojciec często bywa tam zawodowo. Zdarza im się spontanicznie spotkać i miło spędzić razem czas.
Marianna: Maciek - oprócz tego, że na co dzień jest zamknięty w sobie - bywa też fantastycznym gawędziarzem, ma fenomenalną zdolność do zapamiętywania miliona świetnych gagów, dowcipów, anegdot. Jak wejdzie na taką falę, złapie wiatr, to potrafi pół nocy tak szaleć i jest wtedy przeuroczy. A nas wszystkich ogarnia dziecięca głupawka. Uwielbiam takie rodzinne chwile.
Więcej w najnowszym numerze "Vivy!", już w kioskach.