Reklama

Ich związkiem żyła cała Polska. Poznali się na planie Tańca z Gwiazdami, ale ich uczucie rodziło się z dala od kamer. Gdy w końcu okazało się, że są razem, pojawiła się wielka popularność. Chwilę później ślub i... normalne życie, które nie zawsze było usłane różami. O początkach swojego związku Katarzyna Cichopek i Marcin Hakiel opowiedzieli w rozmowie z Katarzyną Sielicką dla magazynu VIVA!.

Reklama

Marcin Hakiel o Katarzynie Cichopek

Zobaczymy Was w nowej edycji „Czaru par”. Jak tam trafiliście?

Marcin: Zadzwonili i jesteśmy (śmiech).

Katarzyna: Znalazł się format, który potrzebował takich osób jak my, czyli pary z długim stażem.

Marcin: I taki, który nam się podobał. W ciągu ostatniego roku odrzuciliśmy kilka intratnych propozycji, bo nam nie odpowiadały. Ta jest super, pamiętam, jak siedziałem na kanapie z rodzicami w Gdyni i oglądaliśmy „Czar par”.

Drugi raz się spotykacie przed kamerami jako para. Radość czy trema?

Katarzyna: Jedno i drugie. Znam reżysera Szymona Łosiewicza i mam wielki komfort, bo pracowałam już z nim przy innym show. Przeszliśmy ze sobą wiele. Zna się na rzeczy, ufam mu. Ale to jest wielkie wyzwanie.

Powiedziałaś, że macie długi staż i dzięki temu będziecie mogli coś przekazać uczestnikom.

Katarzyna: Rzeczywiście jesteśmy już 14 lat razem, 11. rocznicę ślubu obchodzimy we wrześniu. Mamy dwoje dzieci i mam poczucie, że naszymi emocjami moglibyśmy obdarować wiele par. Tak dużo ich u nas jest.

Nadal?

Katarzyna: Tak. Emocji i doświadczeń. Ale i tempo naszego życia jest inne niż przeciętnej rodziny – od początku na świeczniku. Mam nadzieję, że będziemy mogli tym parom coś doradzić, powiedzieć.

Marcin, powiedziałeś, że przez te lata nic się nie zmieniło. Wciąż jesteście romantyczną, zakochaną parą? Marcin przynosi kwiaty?

Katarzyna: Tak, on zawsze dba o takie rzeczy i uczy ich Adasia. Nad romantyzmem musimy pracować, bo czasem łapiemy się na tym, że funkcjonujemy jak domowe roboty. Zwłaszcza kiedy zaczyna się rok szkolny. Teraz mieliśmy taki boski tydzień bez dzieci. Mieliśmy takie „love”, że o rany! Byliśmy w kinie na nowym Tarantino. Trzy godziny i nie miałam ciśnienia, że trzeba iść do dzieci!

Marcin: Niedużo się zmieniło, mimo że dużo przeżyliśmy razem. Były momenty chwały i glorii, były trochę inne momenty, trudniejsze. Ale wciąż mam przed oczami Kasię, jak weszła pierwszy raz na salę prób do programu, w którym tańczyliśmy razem, w takich dwóch kucykach…

Katarzyna: Miałam takie?

Marcin: Nie byłem pewien, czy to ona, nie było wtedy „doktora Google” w telefonie, nie wszystko można było sprawdzić.

Ale Kasia była wielką gwiazdą!

Marcin: Nie oglądałem telewizji. Gwiazdy kojarzyły mi się z kimś na obcasach, spodziewałem się tapiru na włosach, tabunu osób towarzyszących. A tu weszła taka skromna dziewczynka. Pamiętam to. Dla mnie ta relacja, którą zbudowaliśmy w programie, trwa do dzisiaj.

Rodziła się na oczach całej Polski. Pokazywano, jak karmisz Marcina domowymi obiadkami na sali prób.

Katarzyna: Bo Marcin jest z Gdyni i w Warszawie był sam, a ja mam mamusię zaraz za rogiem. I mamusia gotowała obiady i pakowała w pudełeczka dla Marcina, żeby nie był głodny. Normalnie obiadki od mamusi!

Dość szybko zostaliście parą nie tylko na parkiecie. Od kiedy to się zrobiło na serio?

Katarzyna: Trudno powiedzieć, nie było jednej daty. Nasz związek zaczął się od przyjaźni, a ja wreszcie znalazłam w Marcinie taką ostoję, opokę, kogoś, przy kim czułam się bezpiecznie.

Marcin: Budda normalnie. Nie, wolę Cezar.

Katarzyna: Będę ci mówiła „ave” codziennie rano (śmiech). Pamiętam, że przed finałem podeszła do mnie Małgosia Foremniak, dała mi taką małą kuleczkę i powiedziała: „Kasia, mam nadzieję, że wygrasz. Bo ja już to, co chciałam z tego programu, wyjęłam. Teraz czas na ciebie”. Otworzyła się tak, jak kobieta do kobiety. Dało mi to wiele do myślenia.

Kiedy braliście ślub, rodziły się Wasze dzieci, byliście w centrum uwagi. W świetle fleszy. Jak to wspominacie?

Marcin: Przyszedł moment, kiedy poczułem się tym bardzo przytłoczony. Pamiętam, jak wychodziłem ze szpitala z Adasiem i wszędzie czyhali paparazzi. Dziś wiem, że taka jest specyfika naszej pracy i to jest w nią wpisane, ale dużo tego było.

Reklama

Katarzyna: Za dużo. Wiele granic zostało przekroczonych, a myśmy nie potrafili ich wyznaczyć.

Reklama
Reklama
Reklama