Reklama

W ramach cyklu Archiwum Vivy!: wywiady przypominamy rozmowę Beaty Nowickiej z Katarzyną Warnke i Piotrem Stramowskim. Wywiad ukazał się w marcu 2017 roku w magazynie VIVA!.

Reklama

Kasia Warnke i Piotr Stramowski wywiad VIVA!

Stworzyli wyjątkowe małżeństwo. Ale o swoją „wieczną miłość” – takie mają marzenie – walczą każdego dnia. Są nadambitni! Wolą pokłócić się, niż milczeć i udawać, że nic złego się nie dzieje. Żyją razem... wolni zarazem. Taki paradoks. I superfrajda. Kasia Warnke i Piotr Stramowski w emocjonalnej rozmowie opowiadają Beacie Nowickiej o zaufaniu, seksie, statku kosmicznym i niebezpiecznym wieczorze kawalerskim Piotra.

Rozmawialiśmy półtora roku temu. Na ekranach kin nie było jeszcze pierwszego „Pitbulla”, a Państwo nie byliście małżeństwem. Z Pani emanował spokój osoby, która wie, kim jest, i wie, czego wymaga od siebie, od życia, od innych. Pana rozsadzała ciekawość, co jest za rogiem, niemal dziecięca ekscytacja, co los za chwilę Panu przyniesie. I przyniósł!

Piotr: (śmiech) To było przed premierą. Byłem szalenie przejęty, czekałem na reakcję publiczności, na to, jak film zostanie odebrany. Byłem zaintrygowany i jednocześnie bałem się tych opinii. Stąd może to wrażenie, że jestem taki podniecony, rozedrgany. Teraz dostałem już zwrotkę w postaci ogromnej frekwencji w kinach i bardzo pozytywnych recenzji po obu częściach „Pitbulla”. I faktycznie sporo zmieniło się od tamtej pory.

Wytyczyliście sobie nowe cele?

Kasia: Tak, myślę, że zmieniła się nasza perspektywa, jesteśmy odważniejsi. Myślę też, że cele wytyczają marzenia. Zdarzyło mi się już marzyć i dostać więcej, niż oczekiwałam – w teatrze. Pracowałam z najlepszymi, również za granicą. Ze mną trochę tak jest, że zawsze czuję się mniej gotowa do podjęcia wyzwań, niż de facto jestem. Długo się przygotowuję, bardzo precyzyjnie i wciąż wydaje mi się, że to za mało. Kiedy w końcu przychodzi finał, jestem – jak to się mówi – mile zaskoczona. Teraz wolałabym poddać się impulsom i rzucać w nowe – to inspiracja płynąca od Piotrka. Poza tym myślę, że jesteśmy z Piotrem w innym punkcie życia zawodowego.

W tej chwili Pani jest w podobnej sytuacji do Piotra przed premierą „Pitbulla”. Jesienią wchodzi Pani film „Śpij kochanie” w reżyserii Krzysztofa Langa.

Kasia: Gdzie gra mnóstwo fantastycznych aktorów, między innymi Andrzej Chyra, Karolina Gruszka, Andrzej Grabowski, Bogusław Linda, Tomek Schuchardt. To kino noir. Historia zabójcy z Krakowa, Władysława Mazurkiewicza, podejrzanego o 30 morderstw, w którego wciela się Chyra. Jestem jego żoną, Heleną, femme fatale, która w jakimś sensie inspiruje go do tych zbrodni. Reżyser zastanawiał się, czy uda nam się uchwycić niuanse ich związku, i dlatego ta praca była fascynująca. To, co najważniejsze, było poza scenariuszem, niedopowiedziane, umieszczone bardziej w wymianie spojrzeń niż w słowach. Czekam na premierę tego filmu, a w takiej sytuacji właściwie nie wiadomo, czego się spodziewać.

Adam Pluciński/MOVE

Pana żona powiedziała mi ostatnio, że nie jest kobietą ckliwą ani sentymentalną. To jest dla mężczyzny wyzwanie?

Piotr: Kasia świadomie podjęła decyzję. To, że nie jest sentymentalna, nie jest kwestią jej osobowości, tylko wyboru. I pracy nad sobą. Dostrzeżenia, że sentyment w życiu nie pomaga się rozwinąć. Kasia jest osobą, która ceni rozwój, nie lubi stać w miejscu. Ja na przykład byłem osobą bardzo sentymentalną, przywiązującą się do przedmiotów, do ludzi, do sytuacji, do wydarzeń w życiu.

Nawet zagrał Pan w filmie „Po prostu przyjaźń”, który o takim sentymentalnym przywiązaniu opowiada.

Piotr: I dopiero niedawno zrozumiałem, że paradoksalnie nie przywiązując się do rzeczy, do sytuacji, do ludzi, potrafimy bardziej siebie poznać, odkryć. Teraz to akceptuję i lubię, ale na początku mieliśmy o to dużo kłótni. Byłem wkurzony na Kaśkę, że ona nie jest sentymentalna, że gardziła moim sposobem patrzenia na świat.

Kasia: Nie gardziłam, tylko go podważałam.

Piotr: Ale ja miałem takie poczucie. Zawsze staram się zrozumieć drugą osobę, a w związku z tym, że Kasia jest najbliższa, chciałem ją zrozumieć. I nie było to łatwe. Dopiero kiedy oddzielałem emocje i patrzyłem obiektywnie na sytuację, powoli dochodziło do mnie, że coś w tym jest. Miałem masę rzeczy, które były mi kompletnie niepotrzebne w życiu, mówię o tak abstrakcyjnych rzeczach, jak na przykład koszulki Chicago Bulls czy mój ulubiony pomarańczowy strój drużyny Magic z czasów, kiedy miałem 13 lat i do których byłem szalenie przywiązany, bo mi się z czymś fajnym kojarzyły, otwierały wspomnienia. Ale postawiłem sobie pytanie: co mi daje przechowywanie tych koszulek? Nic. Wspomnienia zostają w głowie. Rzeczy można wyrzucić. Przemyślałem sprawę i stwierdziłem, że nie są mi potrzebne.

I wyrzucił Pan te swoje koszulki?! Mnie by chyba było żal...

Piotr: Wyrzuciłem i poczułem się lepiej. Zauważyłem, że ludziom, którzy mają mniej rzeczy wokół siebie albo nie rozczulają się nad nimi tak bardzo, lżej się żyje. Ale strój Magiców mam do dziś (śmiech).

Kasia: Mam manię oczyszczania pola. Głęboko w to wierzę, że relacja ze światem jest ważna, a nie to, co się kiedyś przeżyło. Wydaje mi się, że ten sentymentalizm, kumulowanie przedmiotów, wspomnień, ludzi jest jakimś rodzajem zabezpieczenia przed tym, że przeminiemy.

Piotr: Asekuracją.

Kasia: Asekuracją przed śmiercią, przed samotnością. Wmawiamy sobie, że jak będziemy pielęgnowali te przyjaźnie od przedszkola, to mamy jakąś stałą w życiu, mamy się do czego odnieść. A mnie się wydaje, że lepiej zmierzyć się z prawdą, że tak nie jest. I szukać oparcia w tym, co realne. Pytała pani, co się między nami zmieniło. Na pewno ślub wniósł bardzo dużo wzajemnego wsparcia. Podjęliśmy decyzję, że jesteśmy teamem. Strzelamy do jednej bramki i pracujemy w zespole.

Piotr: Będziemy robić wszystko, żeby utrzymać ten związek...

Kasia: ... ale chcemy mieć odwagę sprawdzania go prawie codziennie. Czy jest prawdziwy? Czy nie krzywdzimy siebie wzajemnie? Czy wystarcza nam to, co dzieje się między nami? Bo jeśli nie wystarcza, trzeba spróbować zrobić coś inaczej, znaleźć rozwiązanie, i nie zawsze będzie nim to, że zostaniemy razem. Choć takie jest nasze marzenie. Właśnie to sprawia, że wciąż przechodzi w nas prąd.

Piotr: Nie ma czegoś takiego jak pewność: amen, jesteśmy razem na zawsze.

Kasia: Jest zaufanie, ale zaufanie to jest kredyt właściwie. Więc żyjemy z Piotrkiem na kredyt.

Słynny psycholog, profesor Bogdan Wojciszke, opowiadał o zaskakujących wynikach badań robionych w Stanach. Okazało się, że ponad połowa dorosłych Amerykanów nie ma z kim porozmawiać o swoich problemach, o tym, co czują. Sęk w tym, że badano... małżeństwa. Ludzie w związkach małżeńskich czują się samotni, bo nie rozmawiają ze sobą. De facto nie żyją razem, tylko obok siebie.

Piotr: Faktycznie jest coś takiego, że ludzie boją się rozmawiać. Kiedy jedna ze stron jest bardzo otwarta, chce kontaktu, często po drugiej stronie natrafia na ścianę nie do przebicia. A to powoduje, że ludzie zaczynają czuć się samotni, oddalają się i w końcu się rozstają.

Kasia: Albo tkwią w martwych związkach, co jest chyba gorszym scenariuszem. Mam wrażenie, że to mężczyźni nie chcą rozmawiać. Boją się okazywać emocje, bo powiedziano im, że „prawdziwy” facet tego nie robi. Kiedy mężczyzna się zwierza, często czuje tak wielki dyskomfort, że on czegoś nie wie, że w ogóle się zastanawia, że nie jest gotów do działania, że po prostu woli nic nie mówić. Boi się swoich słabości. To jest, myślę, przykre w byciu mężczyzną. Kobiety są bardziej skłonne do dzielenia się tym, co czują. Szukania wsparcia, pomocy.

Piotr: Ja się trochę nie zgodzę z Kasią, jeśli chodzi o tych mężczyzn. Wydaje mi się, że to jest jednak loteria. Akurat dzisiaj rozmawiałem długo z moim bliskim kumplem, który też jest w związku i ma problemy. On jest bardzo otwarty. Gadając ze mną, bardzo świadomie, logicznie, a jednocześnie emocjonalnie analizował swój związek. Starał się zrozumieć swoją partnerkę, ale z jej strony trafiał na ewidentną blokadę.

Adam Pluciński/MOVE

Kiedy się poznaliście, które z Was było bardziej rozgadane, otwarte?

Kasia: Chyba obydwoje.

Piotr: Nie, ja byłem bardziej otwarty.

Kasia: Tak...?

Piotr: Ja w ogóle jestem w kontakcie bardziej bezpośredni.

Kasia: Jak już się zdecydowaliśmy być razem, gadaliśmy obydwoje (śmiech). Muszę najpierw zaufać.

Piotr: Kaśka jest jak kot, ja jak pies. To bardzo trafne porównanie. Kot czasami nie lubi, żeby go głaskać, sam lubi wybrać moment, który mu odpowiada. A ja jestem psiakiem, który przychodzi, oddaje serducho i JEST (śmiech).

Kasia: I oczywiście myślisz, psiaku, że twoja postawa jest fajniejsza?

Piotr: Nie. Ja tego w ogóle nie oceniam.

Kasia: Ale tak się ucieszyłeś z tego porównania.

Piotr: Jestem dzisiaj w ogóle w takim dziwnym nastroju...

Tak wielka bliskość, jaka jest między Wami, rodzi rzeczy fajne i mniej przyjemne, bo nie udajecie przed sobą.

Piotr: Będziemy przez to krócej żyć o jakieś 20 lat, ale spoko (śmiech). W końcu jakość się liczy, a nie długość. Ale muszę powiedzieć, że kiedy nas tak słucham, to sobie myślę, że chyba jesteśmy oboje porąbani. Nie wiem, skąd to się bierze, czy my jesteśmy jacyś nadambitni? Bo naprawdę trzeba bardzo chcieć, trzeba mieć siłę i energię, żeby tak cały czas walczyć o związek jak my. To jest trochę masochistyczne, ale sprawia nam przyjemność to gadanie, roztrząsanie, analizowanie i tak dalej. Dla mnie piękne jest to, że chcemy widzieć siebie takimi, jacy jesteśmy. Idziemy ramię w ramię, blisko siebie – ja to kupuję.

Kasia: Tak, najbardziej alarmuje nas oddalanie się od siebie. Wolimy się pokłócić, ale dojść do sedna, niż milczeć, udawać, że jest w porządku, i coraz bardziej się oddalać. Jakbyśmy prowadzili statek kosmiczny, gdzie jest dwóch pilotów, którzy muszą się dogadywać. Małżeństwo jest trochę jak taki statek.

Piotr: Dlaczego kosmiczny?

Kasia: Bo leci w nieznane. To nie jest zwykła trasa z Warszawy do Krakowa tylko podróż na Marsa. Podoba ci się?

Piotr: Fajne. Ten mój kumpel ze swoją partnerką płyną kompletnie innym statkiem niż my. To są kompletnie inne światy. Kiedy go słuchałem, pomyślałem: my takich problemów nie mamy. Ale mamy inne.

Kasia: Nawet nie chodzi o problemy, tylko o to, że nie ma stałych w naszym związku. Ponieważ odkąd się poznaliśmy, zmieniamy się i sekundujemy sobie, żeby się zmieniać. Ale każda zmiana powoduje turbulencje na tym statku, nagle któreś z nas czuje się mniej kochane albo słabsze czy pomijane. Ważne, żeby nie tracić się z pola widzenia. Jestem taką osobą, która strasznie potrzebuje atencji. Dla mnie atencja to forma miłości. Nawet pies czy kot cieszy się, że został dostrzeżony, a co dopiero człowiek. Zdaje mi się, że każdy pragnie uwagi, zrozumienia i czułości. Tych trzech rzeczy. Jak zapytasz kogokolwiek, czy chciałby je dostać, to chyba dla każdego jest oczywiste, że tak.

Dużo mówicie o zmianach. O tym, że jako single mamy swój świat, swoje rytuały, przyzwyczajenia, nagle spotykamy kogoś, zakochujemy się, chcemy być razem i musimy to nasze dotychczasowe życie przedefiniować.

Piotr: Często z tego właśnie wynikają problemy i kłopoty, że musimy porzucić to, co było, i dopasować się do tej drugiej osoby, żeby razem stworzyć wspólny świat. Ludzi to przeraża, bo to jest przerażające. Ale ja zmieniłem swoje życie, a Kasia swoje. Teraz mamy wspólne, razem. We wszystkich moich decyzjach, które od kilku lat podejmuję, mam na uwadze Kasię.

Kasia: I wzajemnie.

Piotr: Ale bardzo często ludzie za wszelką cenę pragną zachować to, co było. Rozumiem to w jakimś sensie, bo każdy chce mieć swój azyl, gdzie może uciec, te swoje rytuały, schronienie, co mu pozwala czuć się ze sobą bezpiecznie. Jednak sam coś takiego porzuciłem. Powiedziałem sobie: skoro zdecydowaliśmy się być razem, na całe życie, oddam, co miałem, i zobaczymy, co będzie. Ale bałem się strasznie. Ojejku, jak się bałem.

Kasia: A z drugiej strony byłeś zdziwiony, że wreszcie nie masz poczucia winy, że idziesz na przysłowiowe piwo z kolegą, że ja nie kontroluję tej przestrzeni. U nas w ogóle nie ma czegoś takiego: nie puszczę cię, nie pozwalam, nie zgadzam się. Piotrek mnie po prostu informuje, że jedzie ze swoim tatą na narty, a ja mówię: „Super”. Albo że idzie na piwo. Super. Chyba że proszę: „Zostań dzisiaj ze mną, bo mam zły dzień”, ale to jest zupełnie inna sytuacja, wyjątkowa.

Adam Pluciński/MOVE

Ludzie często mówią: wyszalej się, bo po ślubie koniec wolności.

Piotr: Nieprawda! Paradoksalnie, oddając siebie, ale tak NAPRAWDĘ oddając siebie drugiej osobie, dostajemy to, czego chcieliśmy, czego pragnęliśmy, choć oczywiście troszeczkę w innej formie. Warunkiem jest natomiast obopólne zaufanie.

Kasia: ... zgadzam się, to podstawa.

Piotr: Nie czuję się uwiązany, w ogóle nie czuję się mężem. Jesteśmy razem, ale wolni zarazem. Taki paradoks. To jest superfrajda. Ludzie zwykle nieświadomie myślą stereotypami.

Kasia: I schematami, bo to „ułatwia” życie. Największe wrażenie na Piotrku zrobił jego, zresztą bardzo fajny, wieczór kawalerski. Ja nie miałam swojego wieczoru panieńskiego.

Z powodu braku sentymentalizmu?

Kasia: Nie, po prostu najbliżsi mi są jednak mężczyźni. „Panieńskość” jakoś do mnie nie pasuje, chyba wolałabym mieć swój „kawalerski”. Przez chwilę był nawet taki pomysł...

To co się wydarzyło na Pana wieczorze kawalerskim?

Kasia: Piotrek zauważył, że zostały uchylone drzwi do różnych zachowań.

Piotr: Widzieliśmy to na wielu amerykańskich komediach i tragediach. Są kobiety, jest striptiz, jest alkohol, kumple, szampańska zabawa i sytuacja może wymknąć się spod kontroli, coś może pójść za daleko... A gdyby poszło, to w sumie nic strasznego, przecież chłopaki trzymają sztamę. I to mnie tak przeraziło. Pomyślałem, że jak człowiek nie jest na to przygotowany, cholernie łatwo można ulec. Zresztą paru rozochoconych kumpli natychmiast zapragnęło zorganizować swój wieczór kawalerski (śmiech).

Ale kobiet ta sytuacja też dotyczy, więc chyba daliśmy sobie na to jakieś przyzwolenie.

Kasia: Koleżanka pokazywała mi niedawno zdjęcia: „Zobacz, jaki nieudany wieczór panieński. Wyszłyśmy do miasta, miałyśmy zaszaleć, ale jedna z dziewczyn przyszła ze swoim facetem i wszystko zepsuła”. Ale co zepsuła? No właśnie to, że można przekroczyć granicę. Jest szansa na seks albo jej nie ma. Taki niepożądany męski świadek sprawia, że szansa znika, bo faceci w klubie już nie chcieli dziewczyn podrywać. Wierzę w to, że można być długo z jednym partnerem i mieć udany seks. I że taki seks może być właśnie dzięki upływającemu czasowi odkrywczy. Właśnie to, między innymi, skłoniło mnie do zawarcia małżeństwa. Ciągłe przygody w pewnym momencie stają się nudne, bo zawsze dochodzi się do tego samego punktu i za każdym razem jest to samo.

Piotr: (śmiech) O tym też robią filmy, bohaterom te tańce-hulańce raczej nie wychodzą na dobre.

Kasia: Jestem bardzo ciekawa, co zrobimy z Piotrem za 10 lat albo nawet za 20? Jak się starzeć, żeby wciąż być atrakcyjnym dla siebie? Czy to możliwe? Chciałabym, żebyśmy oboje byli jak wino, po prostu coraz lepszej jakości. Wydaje mi się, że ten rok sprawił, że gładziej chodzą mechanizmy między nami, i to jest bardzo przyjemne. To lubię (śmiech).

Reklama

Piotr: Ja też.

Adam Pluciński/MOVE
Reklama
Reklama
Reklama