Reklama

Ich historia to gotowy scenariusz na film. Joanna Przetakiewicz i Rinke Rooyens przekonują, że na miłość nigdy nie jest za późno. Trzeba wykonać pierwszy krok - otworzyć się na to uczucie. Oboje mają za sobą małżeństwa i długoletnie związki. Ten emocjonalny bagaż ich wzmocnił, nauczył, pomógł przewartościować wiele kwestii. Byli gotowi, by stworzyć nowy związek i otworzyć się na miłość. ,,Tymczasem, wiem to po sobie, tyle błędów popełniłam w trakcie poprzednich związków, że ich nie powtórzę. I już wiem, co powinnam docenić w mężczyźnie, na jakich aspektach wspólnego życia skupić się bardziej, co odpuścić i jak nie wynajdować sobie problemów, bo życie i tak je przynosi, chcemy tego czy nie", mówi Joanna Przetakiewicz. W rozmowie z Katarzyną Przybyszewską-Ortonowską zakochani opowiedzieli o poprzednich związkach i budowaniu dojrzałej relacji.

Reklama

Rinke, po co Tobie potrzebny był ślub?

Rinke: Siedzę teraz obok kobiety moich marzeń i choć od początku naszego związku chciałem poślubić Joannę, to trudno mi było wyobrazić sobie, że będę kiedyś do niej mówił „moja żona”. Kiedy kilka dni po naszym ślubie w Grecji w jakiejś knajpie tak właśnie przedstawiłem Asię, byłem wzruszony. Mam 50 lat i nigdy nie miałem rodziny. Moi rodzice rozstali się, co bardzo przeżyłem. Próbowałem budować małżeństwo z Kasią (Kayah – przyp. aut.), ale oboje byliśmy za młodzi. Nie udało się. Na szczęście została piękna przyjaźń. Teraz po raz pierwszy w życiu czuję się dobrze sam ze sobą i jest we mnie dużo miłości, którą mogę dać drugiej osobie. Więc kiedy Joanna pojechała latem z synami do Grecji i przeczytała po raz kolejny historię naszej relacji w jednym z magazynów, zadzwoniła do mnie w emocjach i krzyknęła do słuchawki: „Rinke, pobierzmy się! Nie czekajmy! Zróbmy to natychmiast!”.

(...)

W jakim momencie życia było każde z Was, gdy się poznaliście?

Rinke: Ja po latach nareszcie zacząłem sam siebie akceptować i kochać.

Dlaczego się wcześniej nie akceptowałeś?

Rinke: Wiele rzeczy mi się w życiu nie udało. Byłem samotny, uciekałem w używki, miałem problem z alkoholem. Zagubiłem się. Któregoś dnia zrozumiałem, że dopóki sam w sobie nie odnajdę szczęścia, nie będę mógł go dać innej osobie. Rozpocząłem pracę nad sobą. Akurat wtedy zacząłem kręcić program o bezdomnych „Na krawędzi”. Poznałem ludzi, którym w życiu nie wyszło, którzy nie mieli nic, a bardzo chcieli żyć. Wysłuchałem ich wstrząsających historii, co też pomogło mi wsłuchać się w siebie. Zmieniliśmy na lepsze życie wielu z nich, co przyniosło mi niezwykłą satysfakcję. Zacząłem robić kolejne podobne projekty, które dawały mi spełnienie. Był listopad 2017. I wtedy właśnie dostałem od Joasi zaproszenie na jej 50. urodziny…

Mateusz Stankiewicz/SameSame

Joanna: Kiedy spotkałam Rinke, miałam już za sobą wiele etapów, emocji, sukcesów, porażek. Miałam już za sobą małżeństwo, które trwało 16 lat, trójkę dzieci. Potem byłam w 10-letnim związku z Janem, który był moją wielką miłością. To był piękny, bardzo intensywny związek, a tempo naszego wspólnego życia gigantyczne. Z perspektywy czasu mam wrażenie, że byliśmy razem nie 10, a 30 lat. Krótko po tym, jak się rozstaliśmy, Jan zachorował, a dwa lata później zmarł. Bardzo ciężko to przeżyłam. To był ciąg traumatycznych wydarzeń, które mnie emocjonalnie wyczerpały. Pomogli przyjaciele, praca, czas… Dwa lata później spędzałam sylwestra z przyjaciółmi w Sankt Moritz. O północy moja przyjaciółka Aldona zapytała: „Asia, czego byś sobie życzyła najbardziej?”. Spojrzałam na nią i bez namysłu odpowiedziałam: „Osiągnęłam już taki spokój i równowagę, że chciałabym, by się już nic nie zmieniało”. I kiedy te słowa wyleciały w przestrzeń, zrozumiałam, że sama siebie oszukuję, bo właśnie chcę, żeby się coś zmieniło. Jestem na to gotowa, jestem emocjonalnie wypoczęta po tym wszystkim, co się wydarzyło. Już złapałam balans, który mi pozwala znów się otworzyć. Jakiś czas później pojawił się Rinke…

(...)

Podobno wcale nie jest łatwo, „jak się zejdą raz i drugi kobieta z przeszłością, mężczyzna po przejściach”, jak to pięknie kiedyś napisała Agnieszka Osiecka.

Joanna: Zupełnie nie rozumiem, dlaczego niektórzy twierdzą, że później jest trudniej. Odwrotnie. Później jest dużo łatwiej. Już wiemy, co jest ważne, co budować, a co ignorować. Będąc dojrzałym, już wiemy, jak się wspierać, a nie spierać. Doceniać, a nie oceniać. Umiemy wybaczać. Umiemy dawać i brać: miłość, troskę, czułość. Słuchamy i słyszymy się nawzajem. Mamy więcej czasu i uważności na siebie. Kiedy wchodzi się w związek, tak jak ja w swoje pierwsze małżeństwo, w wieku 21 lat, staje się to kluczowym momentem życia. Ludzie decydują się na dzieci, na wspólny dom, kredyty. Często jest to rodzina, studia i praca jednocześnie. I nie zawsze jest jak w bajce. Przygniata ogrom obowiązków, na które wcale nie byli gotowi. Tak, młodym parom jest znacznie trudniej, bo większa jest odpowiedzialność takiej decyzji. Z drugiej strony młodzi ludzie są bardziej beztroscy. Wiedzą, że mają przed sobą całe życie, mnóstwo czasu i pewną lekkość bytu, która pozwala im na popełnianie błędów. Nie przeżyli trudnych doświadczeń, więc mniej w nich strachu przed rozczarowaniem.

Rinke: Miałem 28 lat, kiedy ożeniłem się po raz pierwszy. Wyjechałem ze swojego kraju, zamieszkałem w nowym, mama już nie żyła, straciłem też kontakt z ojcem. I choć z Kasią oboje staraliśmy się o nasz związek, nie udało się. Moi rodzice rozeszli się, jak miałem sześć lat, nasz syn Roch miał tyle samo, gdy się rozstawałem z żoną. I bardzo przeżywałem, że zafundowałem mu to, czego i ja doświadczyłem jako dziecko. Myślę, że dlatego też byłem taki samotny, nie chciałem się otwierać, decydować na nowy związek, w którym mogłoby się pojawić kolejne dziecko. Pierwsze, z mojego punktu widzenia, w jakiś sposób zawiodłem, bo nie dałem mu takiej rodziny, o jakiej sam marzyłem…

Joanna: Zobacz, jak z wiekiem nagrywamy sobie na „twardy dysk” lęki, traumy, rozczarowania, zranienia, upokorzenia czy zawstydzenia. Skoro mi się nie udało raz czy drugi, nie uda się kolejny. Tymczasem, wiem to po sobie, tyle błędów popełniłam w trakcie poprzednich związków, że ich nie powtórzę. I już wiem, co powinnam docenić w mężczyźnie, na jakich aspektach wspólnego życia skupić się bardziej, co odpuścić i jak nie wynajdować sobie problemów, bo życie i tak je przynosi, chcemy tego czy nie.

Czyli dlaczego jest łatwiej takim parom jak Wy?

Rinke: Bo robimy, co chcemy, a nie to, co musimy. Każde z nas miało swój dom. Na początku to ja wprowadziłem się do Asi, zostawiłem wszystko za sobą. Chciałem tylko być z nią. Kiedy rozpoczęła się pandemia, pomyśleliśmy, że miło byłoby spędzić święta Wielkanocy w moim domu w Konstancinie, który tyle czasu stał pusty. Mieliśmy zostać kilka dni, ale po kilku dniach Asia powiedziała: „A dlaczego nie mielibyśmy tu zamieszkać? Jest cudownie”. Byłem przeszczęśliwy. Wracając do pytania, jest nam łatwiej, bo pewne ważne życiowe lekcje mamy już za sobą. Jesteśmy dojrzali, nie będziemy mieć wspólnego dziecka, ale za to mamy już… czterech synów. Budowanie relacji z synami Asi było dla mnie niezwykle ważne. I udało się. Wspaniale też, że Aleks, Filip i Jakub zaprzyjaźnili się z moim synem Rochem. Zyskaliśmy też większe rodziny, bo Asia zaprzyjaźniła się z Kasią, ma doskonały kontakt z moim tatą, ja staram się wspierać jej mamę. Synowie Asi dzwonią do mnie po radę. Raz poważną, a czasem błahą. Niedawno też na urodziny Jakuba zaprosiliśmy tatę chłopaków z jego partnerką. Asia na początku zastanawiała się, czy to dobry pomysł, ale potem okazało się, że takie rodzinne spotkanie było potrzebne.

Reklama

Cały wywiad z Joanną Przetakiewicz i Rinke Rooyensem w nowej VIVIE!. Magazyn dostępny w punktach sprzedaży w całej Polsce i na hitsalonik.pl.

Mateusz Stankiewicz/SameSame
Reklama
Reklama
Reklama