Joanna Przetakiewicz i Rinke Rooyens opowiedzieli nam o początkach swojej relacji!
„Kiedy się umówiliśmy na pierwszą randkę, od razu zaznaczyłam, że spotykamy się tylko i wyłącznie raz”
- Katarzyna Przybyszewska-Ortonowska
Ich historia to gotowy scenariusz na film! Swoim szczęściem Joanna Przetakiewicz i Rinke Rooyens chcą dzielić się z całym światem. Zawalczyli o swoje uczucie. Mówią, że małżeństwo jest ukoronowaniem każdego związku. Niedawno przysięgali sobie miłość w obecności rodziny i przyjaciół. A jak wyglądały początki ich relacji - pierwsze spotkanie i pierwsza randka, która miała być tą ostatnią? O tym Joanna Przetakiewicz i Rinke Rooyens opowiedzieli Katarzynie Przybyszewskiej-Ortonowskiej.
Joanna Przetakiewicz i Rinke Rooyens o początkach swojej relacji
Rinke: Spotkaliśmy się dziesięć lat temu…
Joanna: …gdy ja organizowałam pierwszy pokaz La Manii. I ta sama przyjaciółka Aldona poleciła mi firmę producencką Rochstar, twierdząc, że to jedyna, którą może mi z czystym sumieniem zarekomendować. Spotkaliśmy się. Rinke zrobił na mnie doskonałe pierwsze wrażenie. Potęga tego momentu jest nie do przecenienia. Czasami ludzie zapominają o tym, a tymczasem to pierwsze wrażenie może zbudować szansę i możliwości na przyszłość. Pamiętam, co bardzo zabawne, że chciałam wtedy wyswatać Rinke z moją koleżanką, która rozstała się z chłopakiem. Wprawdzie nic z tego nie wyszło, ale zauważ, jak dobrze musiałam myśleć o nim, skoro polecałam go bliskiej osobie (śmiech).
Rinke: A jak wielkie wrażenie musiała zrobić na mnie Joanna, że kiedy po latach dostałem od niej SMS z zaproszeniem na urodziny, pomyślałem, że byłoby wspaniale, gdybym mógł spędzić urodziny tylko z nią. Odpisałem, ona też odpisała…
Podobno wcale nie jest łatwo, „jak się zejdą raz i drugi kobieta z przeszłością, mężczyzna po przejściach”, jak to pięknie kiedyś napisała Agnieszka Osiecka.
Joanna: Zupełnie nie rozumiem, dlaczego niektórzy twierdzą, że później jest trudniej. Odwrotnie. Później jest dużo łatwiej. Już wiemy, co jest ważne, co budować, a co ignorować. Będąc dojrzałym, już wiemy, jak się wspierać, a nie spierać. Doceniać, a nie oceniać. Umiemy wybaczać. Umiemy dawać i brać: miłość, troskę, czułość. Słuchamy i słyszymy się nawzajem. Mamy więcej czasu i uważności na siebie. Kiedy wchodzi się w związek, tak jak ja w swoje pierwsze małżeństwo, w wieku 21 lat, staje się to kluczowym momentem życia. Ludzie decydują się na dzieci, na wspólny dom, kredyty. Często jest to rodzina, studia i praca jednocześnie. I nie zawsze jest jak w bajce. Przygniata ogrom obowiązków, na które wcale nie byli gotowi. Tak, młodym parom jest znacznie trudniej, bo większa jest odpowiedzialność takiej decyzji. Z drugiej strony młodzi ludzie są bardziej beztroscy. Wiedzą, że mają przed sobą całe życie, mnóstwo czasu i pewną lekkość bytu, która pozwala im na popełnianie błędów. Nie przeżyli trudnych doświadczeń, więc mniej w nich strachu przed rozczarowaniem.
Rinke: Miałem 28 lat, kiedy ożeniłem się po raz pierwszy. Wyjechałem ze swojego kraju, zamieszkałem w nowym, mama już nie żyła, straciłem też kontakt z ojcem. I choć z Kasią oboje staraliśmy się o nasz związek, nie udało się. Moi rodzice rozeszli się, jak miałem sześć lat, nasz syn Roch miał tyle samo, gdy się rozstawałem z żoną. I bardzo przeżywałem, że zafundowałem mu to, czego i ja doświadczyłem jako dziecko. Myślę, że dlatego też byłem taki samotny, nie chciałem się otwierać, decydować na nowy związek, w którym mogłoby się pojawić kolejne dziecko. Pierwsze, z mojego punktu widzenia, w jakiś sposób zawiodłem, bo nie dałem mu takiej rodziny, o jakiej sam marzyłem…
Joanna: Zobacz, jak z wiekiem nagrywamy sobie na „twardy dysk” lęki, traumy, rozczarowania, zranienia, upokorzenia czy zawstydzenia. Skoro mi się nie udało raz czy drugi, nie uda się kolejny. Tymczasem, wiem to po sobie, tyle błędów popełniłam w trakcie poprzednich związków, że ich nie powtórzę. I już wiem, co powinnam docenić w mężczyźnie, na jakich aspektach wspólnego życia skupić się bardziej, co odpuścić i jak nie wynajdować sobie problemów, bo życie i tak je przynosi, chcemy tego czy nie.
Czyli dlaczego jest łatwiej takim parom jak Wy?
Rinke: Bo robimy, co chcemy, a nie to, co musimy. Każde z nas miało swój dom. Na początku to ja wprowadziłem się do Asi, zostawiłem wszystko za sobą. Chciałem tylko być z nią. Kiedy rozpoczęła się pandemia, pomyśleliśmy, że miło byłoby spędzić święta Wielkanocy w moim domu w Konstancinie, który tyle czasu stał pusty. Mieliśmy zostać kilka dni, ale po kilku dniach Asia powiedziała: „A dlaczego nie mielibyśmy tu zamieszkać? Jest cudownie”. Byłem przeszczęśliwy. Wracając do pytania, jest nam łatwiej, bo pewne ważne życiowe lekcje mamy już za sobą. Jesteśmy dojrzali, nie będziemy mieć wspólnego dziecka, ale za to mamy już… czterech synów. Budowanie relacji z synami Asi było dla mnie niezwykle ważne. I udało się. Wspaniale też, że Aleks, Filip i Jakub zaprzyjaźnili się z moim synem Rochem. Zyskaliśmy też większe rodziny, bo Asia zaprzyjaźniła się z Kasią, ma doskonały kontakt z moim tatą, ja staram się wspierać jej mamę. Synowie Asi dzwonią do mnie po radę. Raz poważną, a czasem błahą. Niedawno też na urodziny Jakuba zaprosiliśmy tatę chłopaków z jego partnerką. Asia na początku zastanawiała się, czy to dobry pomysł, ale potem okazało się, że takie rodzinne spotkanie było potrzebne.
Ale nie uwierzę, że dojrzali ludzie, wchodząc w związek, nie muszą iść na pewne kompromisy.
Rinke: Jedyny kompromis, na jaki musiałem pójść, był taki, że gdy zaczynaliśmy do siebie pisać o naszej pierwszej randce, ustaliliśmy na wyraźną prośbę Asi, że ta randka będzie pierwszą i ostatnią.
Jak to?
Joanna: To nie był kompromis, tylko umowa. Od tego trzeba zacząć, że mi w ogóle do głowy nie przyszło, że mogę być z Rinke w poważnym związku. Więc kiedy się umówiliśmy na pierwszą randkę, od razu zaznaczyłam, że spotykamy się tylko i wyłącznie raz, pierwszy i ostatni, i to będzie nasz sekret. Spotkaliśmy się trzy dni po moich urodzinach, 14 grudnia, i ja powiedziałam Rinke, że za chwilę wyjeżdżam do Maroka, potem do Sankt Moritz na święta i na sylwestra, jadę z przyjaciółmi, rodziną… Po prostu, powiedziałam, „będę gdzieś w świecie”. Nie oponował. Słuchał. Byliśmy dwojgiem dorosłych ludzi, którzy przecież mają jakieś swoje plany.
Rinke: Przez kilka tygodni przed tym naszym pierwszym spotkaniem pisaliśmy codziennie do siebie po kilkanaście sms-ów.
Joanna: Rinke pisał pięknie, romantycznie i na tyle ciekawie, że się na to złapałam. Zaczęliśmy wymieniać się scenami z filmów, muzyką, którą kochamy, tytułami książek, które wywarły na nas wpływ. Po tych kilku tygodniach wiele o sobie wiedzieliśmy. Co lubimy robić, jakie są nasze pasje, przyzwyczajenia, ukochane miejsca w świecie… Więc gdy spotkaliśmy się na tej naszej „pierwszej i ostatniej randce”, w pewien sposób już byliśmy blisko.
I tak pierwsza randka, jak widać, nie okazała się ostatnią. Ale po której wiedzieliście, że chcecie być razem?
Joanna: Rinke na początku kolejnego roku przyleciał do mnie do Londynu. I po kilku dniach wiedziałam już na pewno.
Rinke: A ja byłem „forever”, na zawsze jeszcze przed tą pierwszą randką. Ludzie boją się nieznanego. Ja natomiast uwielbiam nieznane. Nie ma nic fajniejszego jak droga, gdzie jeszcze nigdy nie byłem. Tam cały czas czekają niespodzianki. Tak samo jest w relacjach, warto iść razem nieznaną drogą, bo ta z jednej strony niepewność, z drugiej ekscytacja nowością bardzo zbliża. Uważam, że dzisiejszy świat jest pełen samotnych ludzi. Za bardzo jesteśmy zamknięci w sobie, nie otwieramy się na innych…
Może po prostu się boimy?
Joanna: Kiedy mówię komuś, że szczęścia można się nauczyć, czasami słyszę odpowiedź: „Nie wierzę w takie bzdury! To jest oderwane od rzeczywistości! Jestem realistką albo realistą”. Cóż, niepotrzebnie sami podcinamy sobie skrzydła. Zbierając materiał do książki „Nie bałam się o tym rozmawiać”, dostałam dwa tysiące traumatycznych historii od kobiet z całej Polski. Te dziewczyny przeszły przez piekło, a mimo to znalazły siłę, żeby z niego wyjść i otworzyć sobie drzwi na nowe i lepsze życie, także na nową miłość. Udowodniły, że szczęścia można się nauczyć! Nawet po najcięższych przejściach. Stąd idea ruchu Era Nowych Kobiet, który założyłam dwa lata temu. Inspirować i wspierać. Wspólnie uwierzyć, że po burzy zawsze wychodzi słońce! Dlatego, gdy słyszę od efektownych, niezależnych kobiet, że „facetów już dziś nie ma, że wszyscy zajęci albo nieudacznicy”, myślę, że same odbierają sobie szanse i nadzieje.
Cały wywiad z Joanną Przetakiewicz i Rinke Rooyensem w nowej VIVIE!. Magazyn dostępny w punktach sprzedaży w całej Polsce i na hitsalonik.pl.
Joanna Przetakiewicz: urodziny męża
Joanna Przetakiewicz z okazji 51 urodzin mężą zamieściła na swoim profilu na Instagramie wzruszający post. Projektantka opublikowała album z ich wspólnymi zdjęciami. Czuły wpis wzruszył fanów.