Reklama

Rinke pokazał mi, że czasem do życia warto podejść nieco naiwnie, bo to jest bardzo zdrowe. I pomaga", mówi Joanna Przetakiewicz. Połączyło ich prawdziwe i szczere uczucie. Są przykładem na to, że miłość uskrzydla. W rozmowie z Katarzyną Przybyszewską-Ortonowską opowiadają o dojrzałym związku i małżeństwie bez kompromisów.

Reklama

Przepraszam, zrobię nawias. Mówię o Was „dojrzali ludzie”, a Wam to nie przeszkadza?

Joanna: Nie przeszkadza, bo jesteśmy dojrzali. Kiedy słyszę brednie, że „pięćdziesiątka to jest nowa trzydziestka”, chce mi się śmiać. To co ta biedna trzydziestka ma powiedzieć? Będzie tą trzydziestką do końca życia? Każdy etap w życiu może być piękny. Nie wstydzę się swojego wieku, a otwarcie o nim mówię.

Rinke: A ja się z wiekiem nauczyłem dystansu i to jest bardzo fajne. Znam swoje słabe strony, pamiętam o klęskach i nie boję się o nich mówić. Stawiam w życiu na rozwój. Swój własny i w związku. I związek jest dla mnie ważny. I potrzebny.

Joanna: Dla mnie też. Znam wiele dojrzałych kobiet, które są tak niezależne i samowystarczalne, że mężczyzna jest im potrzebny tylko do łóżka i tylko na chwilę. To nigdy nie była moja droga ani moja filozofia.

Spytałam o kompromisy, a zeszliśmy na pierwszą randkę… Ale ponieważ sama swojego męża poznałam po trzydziestce, wiem dobrze, że dojrzali ludzie mają swój rytm, przyzwyczajenia, nie zawsze łatwo oddają pola tej drugiej osobie. I tu przychodzi refleksja, że albo akceptujemy się bezwarunkowo, albo taki związek nie ma sensu…

Rinke: Śmieję się, że wszystko, co robi Asia, mi odpowiada. Kiedy mieszkałem pod jednym dachem z Kasią, były tam miłość i walka. I miłość przegrała. Dopóki więc nie ma walki, zawsze się dogadamy. To jest chyba też dojrzałość. Nie muszę stawiać na swoim. Teraz chcę stawiać na nas. Pamiętam, że kiedy zbliżały się nasze pierwsze wspólne święta Wielkanocy, wyczułem w Joannie smutek. Zapytana, co się dzieje, odpowiedziała, że tęskni za swoim średnim synem. Filip mieszka w San Francisco i rzadko mają okazję się widywać. „To jedź do niego”, powiedziałem. Wiem, jak ważna jest w Polsce Wielkanoc, to po pierwsze. A po drugie, pomyślałem, że jak syn usłyszy, że matka specjalnie dla niego leci na drugi koniec świata, by spędzić z nim święta, będzie dumny. Powtarzam, nie stawiam na swoim. Stawiam na szczęście Asi, naszej rodziny i naszych chłopaków.

Joanna: Zastanawiam się nad tym pytaniem… Wydawało mi się, że będę musiała iść na kompromisy, a do kompromisów nie jestem skłonna. Jak to, myślałam, czy to znaczy, że nie będę mogła pojechać na wakacje z gangiem? (śmiech).

Mateusz Stankiewicz/SameSame

Rinke: Wyjaśniam, że „gang” to grupa najbliższych przyjaciół Joanny, coś jak rodzina.

Joanna: Z perspektywy czasu dostrzegam, że wszystko, co robiłam na co dzień i nie na co dzień, gdy jestem w związku z Rinke, jest dużo lepsze niż wtedy, gdy byłam sama. Wiadomo, życie we dwójkę jest inne niż w pojedynkę i trzeba liczyć się z opinią tej drugiej osoby. Ale po raz pierwszy jestem w związku z mężczyzną, który nie jest zaborczy. Wiem, że niczego nie muszę. Nie muszę poświęcać czegoś, bo on będzie miał pretensję albo źle coś odbierze. Nie mam takich obaw. A do tej pory miałam. Chociaż przepraszam, jest jeden kompromis… Musiałam dołożyć wieszaki z ubraniami w mieszkaniu w Londynie. W związku z tym w domu jest lekki bałagan, czego nie lubię (śmiech).

Rinke: Trudno mówić o kompromisach, gdy każdego dnia budzę się obok mojej żony i myślę, że jestem wyjątkowym szczęściarzem. Nie każdy tak ma. Uwielbiam w Asi, że jest zawsze pozytywna, ja zresztą też. Dużo się śmiejemy i śmiech naprawdę bywa lekarstwem na trudne sprawy. Ale to, że się dogadujemy, wcale nie znaczy, że we wszystkim jesteśmy podobni. Kiedy na początku próbowałem przytulać się do Asi, broniła się. Myślę, że całe życie musiała się przed czymś bronić i nie jest jej teraz łatwo odpuścić. Ale ja ciągle się zbliżam, dotykam ją. Ona mówi: „Kochanie, musimy trzymać ręce tak” i pokazuje, że daleko od siebie. Ja wtedy jej mówię: „Uważam, że jednak tak” i ją mocno przytulam. W końcu ona przestaje się bronić. Lubię robić Asi niespodzianki. Jakiś mały liścik na poduszce rano, śniadanie do łóżka, bukiet kwiatów, balony z wyznaniem miłości. Widzę, jak ją to cieszy, jak świecą jej się oczy… Czy ktoś, kto nie robi małych rzeczy, może zrobić rzeczy wielkie? I czy idąc dalej, czy ktoś, kto nie cieszy się z drobiazgów, może cieszyć się z czegokolwiek? Bardzo ładnie powiedział mi syn Asi Aleks, że obserwuje nasz związek i nigdy nie widział takiej pięknej, czystej miłości.

Joanna: Epoka Tindera, samotności on-line zabija w nas romantyczno-intelektualny flirt. A Rinke jest mistrzem bliskości i cieszenia się drobiazgami. To, czego nauczyłam się od niego, to pielęgnowanie w sobie pewnego rodzaju dziecinności. To jest bardzo odświeżające. Tak, jakby ktoś zdjął mi z głowy ciężar, że jestem odpowiedzialna za swoje dzieci, swoją mamę, pracowników, za tysiąc innych spraw, za ruch społeczny, który stworzyłam. Rinke pokazał mi, że czasem do życia warto podejść nieco naiwnie, bo to jest bardzo zdrowe. I pomaga.

Uprzedziłaś moje pytanie. Czego więcej nauczył Cię Rinke?

Joanna: Odpuszczania i wybaczania. Sobie też, albo zwłaszcza sobie. Jestem mistrzynią robienia list, co „muszę” zrobić, zamiast list, co „chcę” zrobić. Żartuję, że jestem ofiarą przemocy własnej, bo ciągle mi wszystkiego za mało, ciągle chcę więcej i więcej. I te oczekiwania przenoszę na związek, co nie jest dobre. Rinke przypomniał mi też, o czym często zapominałam, że życiem trzeba się cieszyć. I że warto się uspokoić, głęboko odetchnąć. Bo ja byłam nieustannie nakręcona, w gorącej wodzie kąpana…

Rinke: Nawet Aleks powiedział ostatnio: „Rinke, mama jest przy tobie o wiele spokojniejsza”.

Joanna: Jestem spokojniejsza, bo czuję się bezpieczna. Wiem, że przy Rinke nic złego mi się nie stanie. Kiedyś pięknie mi powiedział: „Życie jest jak stąpanie po linie. Ale jeśli wiesz, że jest przy tobie ktoś, kto cię zawsze złapie, idziesz pewniej”.

Rinke, czego Ciebie nauczyła Joanna?

Rinke: Dała mi coś, o czym marzyłem przez całe życie – stabilność i ciepły dom. I nauczyła mnie w ogóle, co znaczy „mieć dom”. Wiem, że bez względu na wszystko, co wydarzy się w życiu, będzie przy mnie. Mam gdzie i do kogo wracać.

Cały wywiad z Joanną Przetakiewicz i Rinke Rooyensem w nowej VIVIE!. Magazyn dostępny w punktach sprzedaży w całej Polsce i na hitsalonik.pl.

Reklama

Mateusz Stankiewicz/SameSame
Mateusz Stankiewicz/SameSame
Reklama
Reklama
Reklama