„Jestem entuzjastą życia”, mówi o sobie Mariusz Szczygieł
Czego dziennikarz nauczył się od taty i czy jest uzależniony od rodziców?
- Krystyna Pytlakowska
Do dzisiaj wielu widzów pamięta jego rozmowy „Na każdy temat”. On sam na każdy temat też jest w stanie porozmawiać. Chętnie opowiada o swoich rodzinnych więzach i relacjach z rodzicami. Często znajomi zarzucają mu, że jest od rodziców uzależniony. On tego tak nie postrzega.
Mówi, że jest za nich odpowiedzialny, bo są już starszymi osobami. O tacie mówi: „Największa wartość, jak twierdzi, to powiedzieć o czymś lub o kimś coś pięknego. A najbardziej lubi słowa „piękne” używać wobec mnie”. W najnowszym wywiadzie Krystyny Pytlakowskiej wyznał, czego nauczył go tata. Sześć lat wcześniej, również na łamach VIVY!, opowiadał: „Mama jest nieśmiała, uważa, że nic nie należy mówić ludziom, których się nie zna, i w ogóle rozmawiać z nieznajomymi, a mój ojciec wręcz przeciwnie. Wszystkich uwodzi, na całym Powiślu. Mawia: „W naszym wieku najważniejsze jest poczucie humoru”.
[Ostatnia publikacja na VUŻ-u 13.09.2024 r.]
[Ostatnia publikacja na Viva Historie 15.09.2024 r.]
Fragment wywiadu o rodzicach:
Masz rzadką cechę – dar zachwytu.
Mariusz Szczygieł: Bo jestem entuzjastą życia. Nie wiem, z czego to się bierze, może od mojego taty – skończył właśnie 91 lat i kocha życie. Największa wartość, jak twierdzi, to powiedzieć o czymś lub o kimś coś pięknego. A najbardziej lubi słowa „piękne” używać wobec mnie. Ale piękny może być też mój bliski przyjaciel Damian. I sposób, w jaki on ostrzygł mojemu tacie włosy – coś pięknego! Damian jest piękny i fryzura jest piękna. (…)
Tata uwielbia się zachwycać i mam to po nim. Damian przychodzi przystrzyc włosy mamie i ojcu, a tata: „Zobacz, Damianku, moją żonkę. No coś pięknego!”. On po prostu lubi dostarczać sobie tym zachwytem przyjemności. Mamie nie pozwala siedzieć dalej niż 10 centymetrów od niego, a są małżeństwem prawie 70 lat. To jest cudowne. A gdy ja przychodzę, muszę pamiętać, żeby go pogłaskać. Nasze role się zamieniły. Teraz ja mam wrażenie, że jestem ojcem mojego ojca, a on chłopcem bezgranicznie we mnie zakochanym.
Często odwiedzasz rodziców?
Prawie codziennie. Opiekuję się nimi na cały etat. A mój tata przytula się do mnie tak jak małe dziecko do swojego taty i sprawdza, czy mu coś dobrego przyniosłem: krakersy albo ciasto. A gdy zapomnę go pogłaskać, bierze moją rękę i sam się nią głaszcze. A ja jestem szczęśliwy, że życie nas doprowadziło do takiego momentu, kiedy mogę mu sobą służyć. Mamie też oczywiście. Wiele osób twierdzi, że jestem uzależniony od rodziców, gdy mówię, że nie mogę wyjechać na dłużej, by ich samych nie zostawiać. Od wielu lat robię notatki z tego, co tata mówi do mnie. Poświęciłem mu rozdział w mojej książce „Nie ma”. Spytałem, czy mogę napisać o nim reportaż. A on, że tak, ale musi być zachwycający. Jeszcze nikt nie stawiał mi takich warunków. I tak powstał rozdział „Jerzy Szczygieł w Pradze”.
Bo zawiozłeś ojca do swojej ukochanej Pragi.
Wiele razy. Natomiast ilekroć napiszę o moim tacie – czy to na Instagramie, na Facebooku czy w książce – to ma ogromne wzięcie. Mam wrażenie, że gdy się ludziom pokaże coś pięknego, cytując Jerzego Szczygła, to ich to krzepi. A że często nie mają już swoich ojców, czekają na każdy tekst o moim. Może pozytywnie zazdroszczą, że ja jeszcze mam tego tatę i że jestem mu wdzięczny za to, w co mnie wyposażył.
To znaczy?
W odporność. Któregoś dnia – 20, może 30 lat temu – powiedział mi najważniejsze zdanie w życiu: „A ch** innym do tego, jak żyjesz”. Rzadko używa wulgaryzmów, ale tu najlepiej oddawał on istotę rzeczy.(…) Bezgraniczna miłość mojego ojca sprawiła, że wyposażył mnie w immunologię na ludzką zawiść, złośliwość czy ocenę. Dał mi taką legitymację na życie. Nie jest psychologiem, nie czytał książek filozoficznych i nie za bardzo angażował się w moje wychowanie, bo dużo pracował, był malarzem pokojowym, a potem chodził z kolegami na piwo. Ale czasami wystarczy jedno zdanie, żeby ustawić dziecku życie. I to jest coś pięknego. Przy czym ja sam mam syndrom oszusta. Gdy inni mnie cenią, chwalą, gdy spotykają mnie jakieś splendory, myślę: Przecież oni się mylą. To wszystko mi się udało przez przypadek, psim swędem. Przecież jestem ze Złotoryi, niedoczytany, skończyłem liceum ekonomiczne, a nie dobry ogólniak w Warszawie. Startowałem z innego pułapu niż młodzież, którą zacząłem tu poznawać, studiując. Zawsze starałem się do niej doskoczyć, doczytać, doobejrzeć, doszlusować.
Cały wywiad dostępny w nowym numerze VIVY! Magazyn w punktach sprzedaży już od czwartku, 12 września.
Źródło: Magazyn Viva!