Salony Jerzego Iwaszkiewicza: „Oddajcie Kisiela” – najnowszy felieton mistrza pióra i ciętej riposty
Jerzy Iwaszkiewicz: "W Warszawie grypa. Mamy znajomości w służbie zdrowia, informujemy więc, że trzeba odleżeć co najmniej 6–7 dni, aby nie rzuciło się na płuca. Jeżeli gorączka nie ustępuje po trzech dniach, to trzeba brać antybiotyki." W ostatnim felietonie Jerzy Iwaszkiewicz pisał o zmianach w stadninach w Janowie Podlaskim i w Michałowie. Tym razem komentuje najnowsze wydarzenia – rozdanie Nagród Kisiela przez "Wprost", 90. urodziny Andrzeja Wajdy oraz sytuację radiowej "Trójki".
Jerzy Iwaszkiewicz - dziennikarz, felietonista, bywalec. Zapalony narciarz i żeglarz. Autor książek „Piegi na katar” i „Kot w pralce. Salony Jerzego Iwaszkiewicza”. Dla VIVY! komentuje bieżące wydarzenia.
„Wszyscy radzą też, aby nie wychodzić z domu i gdyby posłuchać, to do końca życia trzeba by pozostać w pościeli. Franz Kafka też zresztą pisał, że wszystkie nieszczęścia zaczynają się od wyjścia z domu, co by się zgadzało i obecnie jest szczególnie niebezpieczne. Można spotkać Antoniego Macierewicza, który jako minister jest wyjątkowo groźny i szykuje się właśnie – radośnie, chętnie i bezmyślnie – do wypowiedzenia wojny, i to może nawet z Rosją. Uśmiecha się w dodatku coraz bardziej tajemniczo. Taki ma nerwowy tik wojenny.
Wracając do grypy, to powiedzieć trzeba, że zachorowała Barbara Hoff (pozdrawiamy), a nawet Krystyna Morgenstern, która na ogół nie ma czasu na chorowanie, bo zajęta jest bywaniem na bankietach.
Dużo ostatnio w Warszawie dobrej muzyki. W teatrze Polonia u Krystyny Jandy piosenki Wojciecha Młynarskiego śpiewał Michał Bajor. „Przedostatni walc” z muzyką Janusza Senta. Cudo.
„Trzeba cenę swoją znać, kochanie
Trzeba trzeźwo życie brać, kochanie
Trzeba wiedzieć, kiedy wstać i wyjść…”.
Młynarski pisze, jakby rysował życie, i Bajor potrafi to odtworzyć. „Moja miłość” to trzecia płyta Bajora z piosenkami Młynarskiego. Życie zmienia się zresztą szybciej, niż przewidziano w przyrodzie. Mało kto zastanawia się teraz, jak wyjść, wszyscy pakują się nieproszeni i od razu kombinują, jak zostać, pokrzykując, że zawsze tu byli. Bajor wybrał kilkanaście najbardziej popularnych piosenek Młynarskiego, o uczuciach, z muzyką głównie Włodzimierza Korcza i Janusza Senta – „Prześliczna wiolonczelistka”, „Nie ma jak u mamy” i właśnie „Przedostatni walc".
Wojciech Młynarski w spektaklu "Młynarski obowiązkowo! Śpiewany autoportret na aktorów i orkiestrę"
Pełna sala na koncercie u Jandy. W pierwszym rzędzie Jolanta Kwaśniewska, Teresa Budzisz-Krzyżanowska w białym sweterku. Elżbieta Obrębska od Radia Kolor i Janusz Stokłosa, który znowu zapomniał iść do fryzjera, ale przygotowuje za to nowe widowisko. Dobry nastrój, dobry dźwięk, dobry teatr.
Młynarski trochę choruje (pozdrawiamy), ale jest za to, jak zawsze, aktualny. Słynna piosenka „Niedziela na Głównym”. Głównego już nie ma, ale piosenka została i zawsze będzie. Jeździliśmy – przypomnieć warto – na Dworzec Główny nad ranem, aby się przespać. Andrzej Roman miał tu swoich ludzi, którzy pilnowali, aby nikt nie zajął jego ławki, i w razie czego robili porządek: „Wstawaj, ten pan tu sypia”.
90 lat skończył Andrzej Wajda. „Kanał”, „Wesele”, „Ziemia obiecana”, tak pamiętny i ważny „Katyń”. Filmy Wajdy od dziesiątków lat niosą w świat polską kulturę. Świat też się pokłonił. Wajda otrzymał Oscara za całokształt twórczości. Nakręcił też „Popiół i diament” – słynny film ze Zbigniewem Cybulskim i pamiętną sceną płonących kieliszków na barze.
Andrzej Wajda.
Stowarzyszenie Filmowców Polskich wydało na urodziny wytworny bankiet na 200 osób przy białych stołach w Klubie Architekta na Foksal. Wajda otrzymał też tytuł honorowego obywatela miasta Gdańska.
Tylko prezydent Andrzej Duda nie zdobył się, aby słynnego polskiego reżysera zaprosić na kawę. Pisał o tym Daniel Passent w „Polityce” i my też piszemy, bo ważne. Życie lubi podane ręce.
Po premierze „Katynia” krytyk Krzysztof Kłopotowski napisał, że Wajda się skończył. „Panu już dziękujemy”, napisał, co często cytujemy, bo to piękne i polskie. Janusz Głowacki napisał wtedy, że sytuacja rzeczywiście jest trudna, co też lubimy przypominać. „Wajda się skończył – napisał Głowacki – a Kłopotowski jeszcze się nie zaczął”.
Dziwne czasy wracają. Mgła się robi jak jesienią na polu. W Polsce nie ma miejsca dla ludzi wybitnych. Pojawiają się tłumy małych, dziobatych, co rozdrapują z nienawiścią, co zostało na stole.
W programie „Jaka to melodia” u Roberta Janowskiego w pierwszym programie TVP wystąpiła Mika Urbaniak, córka Urszuli Dudziak i Michała Urbaniaka. Lubimy ten program, nikt nie wrzeszczy, śpiewają, jest dźwięk i melodia, a jak tańczą, to nie depczą sobie po nogach.
Zaśpiewała Mika Urbaniak i wygląda na to, że też da się lubić. Nie naśladuje słynnej Matki, tego się zresztą nie da zrobić, ma za to swój własny, unikalny timbre głosu. Jest miło, jak śpiewa, jakby troszeczkę cieplej robiło się na świecie.
Urodziła się w Nowym Jorku. Po Manhattanie chodzi jak po swoim. Grała w tamtejszych klubach jazzowych, śpiewa i komponuje, ma dobre opinie na amerykańskim rynku muzycznym. I jeszcze jedno. Wszyscy na ogół jeżdżą do Ameryki za chlebem, a Urbaniak postanowiła poszukać chleba w Polsce. Parę razy przyjeżdżała, oglądała, chodziła po ulicach i nie mogła się nadziwić, że ludzie ze sobą rozmawiają, aż wreszcie w Polsce właśnie postanowiła urządzić swoje życie.
Nagrała już cztery płyty. „Follow you” – idę za tobą. Fajnie robi się od tej muzyki. Partnerem muzycznym i życiowym Miki Urbaniak jest brytyjski muzyk Victor Davies i wyraźnie wygląda na to, że sobie nie przeszkadzają.
Mika Urbaniak i Urszula Dudziak, Viva! maj 2009.
Coś z wolności prasy. Wolność mamy, ale zamkniętą. Wyrzuceni z pracy dziennikarze radiowej Trójki mają zakaz wstępu do budynku. Wyrzucono między innymi lubianego przez słuchaczy Jerzego Sosnowskiego. Przeszło 80 dziennikarzy i współpracowników Trójki podpisało list protestacyjny przeciwko upartyjnieniu radia. Pracowaliśmy tu kiedyś, mamy Złoty Mikrofon. Trójka jest nie do zdobycia.
Słuchacze też bronią swojego radia. „Ratujmy Trójkę”, piszą w internecie i dziesiątki tysięcy podpisują.
Na zakończenie, jak zawsze, dwa słowa o polityce, a nawet trzy. Polityką, jak wiadomo, się nie zajmujemy, bo może się przyśnić poseł Jacek Sasin, wiedzieć wszakże trzeba, co działo się na Zamku Królewskim, wytwornie, przy złoceniach. Redakcja „Wprost” wręczyła tu przyznane przez siebie Nagrody Kisiela. Nagrody przyznaje z urzędu kapituła złożona z laureatów z poprzednich lat, ale tym razem „Wprost”, podobnie jak w roku ubiegłym, przyznało nagrody samo sobie, bez udziału Fundacji imienia Stefana Kisielewskiego, bez udziału rodziny, bez udziału dotychczasowych laureatów, w dodatku jakby w tajemnicy, bo mało kogo o tym zawiadomiono.
Redakcja „Wprost” zarejestrowała kiedyś Nagrodę Kisiela jako znak towarowy, jak pastę do butów albo nowy model spodni, i twierdzi, że Kisiel im się należy i wybierają sobie, kogo chcą. Dostać Kisiela był to brylant, zaszczyt, a teraz zrobił się z tego cienki kompot. Profesor Jan Miodek udzielił nam zgody na użycie formy językowej „z kiślu”. Tak to teraz wygląda.
Trudno tu szukać jakiegokolwiek komentarza. Prawo po prostu jest takie, że można przywłaszczyć sobie Kisiela albo rąbnąć, albo gwizdnąć, albo dmuchnąć, jak mówią na bazarze Różyckiego, i dodatkowo chwalić się tym na Zamku.
Polecamy także: Danuta Wałęsa apeluje do Jarosława Kaczyńskiego: "Niech się pan opamięta!". Później jest jeszcze ostrzej!