Reklama

Pięćdziesiąt cztery lata małżeństwa to wynik godny pozazdroszczenia. Szczególnie gdy związek ten jest nie tylko trwały, ale szczęśliwy i dający wiele dobrego. Wie o tym doskonale Jan Peszek, który w rozmowie z Beatą Nowicką opowiedział o ukochanej żonie. Wspomniał też o dziadkach, dzieciach i wnuczce, która zasmakowała aktorstwa. Nie chce jednak iść śladami dziadka…

Reklama

Jan Peszek o rodzinie. Fragment w VIVY!

„Moją kotwicą jest rodzina”, powiedział aktor i do tych słów nawiązała dalej Beata Nowicka…

To ładne wyznanie.

Prawdziwe. Dlatego zawsze z uporem maniaka protestuję, kiedy moi koledzy czy koleżanki z teatru w najlepszej wierze mówią, że „teatr to ich rodzina”. Jaka rodzina?! Rodzinę to ja mam w domu, to jest moja żona, moje dzieci, rodzeństwo, wujostwo. To są więzy krwi. Za dobrą premierę dam sobie pociąć żyły, jestem gotów nie spać po nocach i pracować ponad siły, ale rodzina jest w domu, nie w teatrze.

Bartek Wieczorek / Visual Crafters

Mam wrażenie, że młodzi aktorzy, aktorki boją się zakładać rodziny. Boją się tej odpowiedzialności. Pan spędził z żoną Teresą ponad 50 lat!

Nie ma reguły. Młodzi ludzie znający historię mojego małżeństwa pytają: „Jak to się robi?”. Przede wszystkim samo się nie robi. Na dobry związek trzeba zapracować. Nie ma nic za darmo. Jeśli człowiek nie ustali sobie priorytetów, nie będzie w stanie we własnym egoizmie zrezygnować z pewnych celów, nie poniesie kosztów, coś się w tej relacji straci. Więź i zaufanie z własnymi dziećmi buduje się latami. Po latach często człowiek stwierdza, że popełnił masę błędów i one są nieodwracalne. Nie ma na świecie żadnej teorii, która by podpowiedziała: „Rób tak, postępuj w ten sposób, a dobrze wychowasz dziecko”. Rodzicielstwo, małżeństwo to są sprawy indywidualne. Trzeba wsłuchać się w drugiego człowieka. Nie zamykać się przed nim, nie oceniać, tylko…

Teresa Peszek, Jan Peszek, 2011

Engelbrecht AKPA

…próbować go zrozumieć.

No właśnie. Nie istnieje panaceum na to, jak żyć. Nie ma ani takich pastylek, ani terapii. Ja zostałem wychowany w absolutnej afirmacji życia. Od dziadków poczynając, jak pamięcią sięgnę, życie było największą wartością. Dlatego nie wolno przeoczyć ani chwili. Potem zawsze jest już za późno. Człowiek żyje dla jednego życia. Dlatego szybko zrozumiałem, że obietnica „lepszego życia po” jest pewną formą szantażu, któremu ja nie uległem. I mam prawo do takiego wyboru. Tak samo jak ludzie, którzy wierzą w drugie życie, mają prawo do swojej wiary. Ja jestem po stronie „tu i teraz”, z czym wiąże się otwarcie na drugiego człowieka, empatia, bezinteresowność, a przede wszystkim jasność, którą człowiek jest wypełniony. Radość z rzeczy, z których inni nie potrafią się cieszyć, bo zamartwiają się na zapas. Lubimy cierpieć, taka polska specjalność. Nie rozumiem, co to znaczy, że życie nie ma sensu. Może jestem głupi albo ograniczony jak zwierzę, które nie ma intelektu, ma za to silny instynkt przetrwania.

[...]

Mając tak wyostrzoną samoświadomość, o czym Pan myśli, patrząc na swoją wnuczkę?

Zosia ma już 25 lat. Jest prześliczną blondyną, wszyscy byli przekonani, że zostanie aktorką. Zapytana przez Tomka Karolaka – miała wówczas sześć lat – „Zosia, a ty kim zostaniesz?”, stanęła twardo na nogach i powiedziała: „No chyba nie widownią!”. A jednak została widownią, i to z wyboru, choć jej rodzice są aktorami. Kończy studia, jest obieżyświatem. Była w wakacje w Stanach Zjednoczonych, gdzie przez trzy miesiące pracowała jako ratownik w aquaparku. O czym myślę, patrząc na nią? Nie żałuję, że nie wybrała aktorstwa, ale myślę, że byłaby wspaniałą aktorką, zresztą zagrała w filmie hollywoodzkim, mając 11 lat, i fantastycznie spisywała się na scenie w Starym Teatrze, oczywiście przy całej nieświadomości aktorstwa. Patrzę przede wszystkim z ciekawością. Jestem obserwatorem, nie oceniam. Niczego od niej nie oczekuję. Zdumiewa mnie jej samodzielność. Jest w wieloletnim związku z pierwszym chłopakiem, zachowują się jak małżeństwo, w którym ona sprawia wrażenie osoby dominującej. Wszystko jest dla mnie nowe, bo inne. Szalenie podoba mi się jej odrębność, potrzeba stanowienia o sobie i chęć podejmowania decyzji niepopularnych wśród ludzi w ich wieku. Kiedy oboje przychodzą do nas, prowadzimy prawdziwe rozmowy oko w oko. Mnóstwa rzeczy się od nich dowiaduję. Działają na mnie konstruująco. Jestem tym zachwycony i – jakby powiedział mój katecheta – zbudowany.

Przypomnijmy, że za Zosią – córką Błażeja Peszka i Katarzyny Krzanowskiej - studia na kierunku fizjoterapia a także rozpoczęcie przygody z pole dance, którego dziś jest instruktorką.

Reklama

Za pomoc w realizacji sesji dziękujemy Teatrowi im. Juliusza Słowackiego w Krakowie. Cały wywiad z aktorem przeczytasz w nowej VIVIE!.

MARLENA BIELIŃSKA/MOVE
Reklama
Reklama
Reklama