Reklama

Aktor wybitny, silna, ale skomplikowana osobowość. Ma naturę hedonisty a jednocześnie wrażliwą, poranioną duszę. Tygiel skrajnych emocji. Taki właśnie jest Jacek Poniedziałek. W wywiadach nie owija w bawełnę. W 2005 roku dokonał publicznego coming outu, co było jak na tamten czas bardzo odważne i imponujące. Ale on taki już jest... Bez ogródek rozlicza się z demonami przeszłości, które sprawiły, że stoczył się na dno. „Ile ja potrzebowałem lat, ile przeżyć, ile rzeczy musiałem s*ierdolić, żeby zacząć nad sobą pracować?!”, mówił w 2021 roku Beacie Nowickiej dla VIVY!. Zmagał się z uzależnieniem od narkotyków i alkoholu. Ale zawalczył o siebie i obecnie jest innym człowiekiem... Dziś kończy 58 lat a my przypominamy jego poruszającą historię.

Reklama

Jacek Poniedziałek o swoich demonach

Kilka lat temu zdobył się na szczere wyznanie. Przyznał się wówczas do dwóch uzależnień. „Piłem coraz więcej, co w naszym środowisku jest dosyć często. Nie mówię tego, aby się usprawiedliwiać. Chcę po prostu wyjaśnić ten mechanizm. To jest głód, który pojawia się po spektaklach. Które są długie, wymagające, które potrafią cię przeorać. Po tym oczekuje się pewnego rodzaju nagrody. Kończyło się to piciem i nie ukrywam, że też ćpaniem”, tłumaczył w podcaście Rozmowy w kuchni Patrycji Wanat w 2020 roku.

Dziś życie aktora wygląda zupełnie inaczej. Jacek Poniedziałek był na odwyku. Swoje wspomnienia związane z uzależnieniem opisał w książce (Nie)Dziennik. Otrzymuje wiadomości z podziękowaniami od ludzi, którzy dzięki niemu nie czują się osamotnieni ze swoimi problemami. „Po latach szaleństwa wytrzeźwiałem. Jestem niepijącym alkoholikiem. To niesamowite, że znalazłem się w innym mentalnie miejscu niż byłem. Opisywanie swoich losów, oczywiście upraszczam, ale uratowało mi życie”, opowiadał Patrycji Wanat.

Czytaj też: 17 lat temu Jacek Poniedziałek przyznał publicznie, że jest gejem. Ile i czy stracił na coming oucie?

Podkreślał, że trafił na odwyk, gdy poczuł, że traci kontrolę. Zdarzyło się, że nie pamiętał wielu rzeczy. Nie pił codziennie, ale za każdym razem bardzo szybko i bardzo dużo, więc urywał mu się film. Wtedy zrozumiał, że stoi na skraju przepaści. „Nie dotarłem do etapu delirki, budzenia się w nocy, białych myszek, padaczki alkoholowej. Przeraziły mnie tylko urwane filmy. To, że nie wiedziałem, co robiłem przez długie godziny, a zupełnego braku kontroli nad swoim życiem nie toleruję”, opowiadał w Noizz.pl Karolinie Rogaskiej.

Jacek Poniedziałek już wcześniej zwracał uwagę na to, że znajdował się w środowisku, które nie bardzo zwracało uwagę na ilość używek. „Nikt by mi tam nie zwrócił uwagi, bo musiałby usłyszeć to samo ode mnie”, tłumaczył. Same etapy trzeźwienia przypominały mu przejście przez pewien rodzaj żałoby. Na to składało się pozbycie zachowań, sposobów interakcji z ludźmi. „Wchodzi się w strefę szorstkiej realności, która w pierwszych miesiącach bez rauszu i zamroczenia, jest bardzo przykra. U mnie skończyło się depresją. Jestem na lekach i to mi pomogło, bo przez kilka tygodni odczuwałem… Nawet nie smutek, ogarnął mnie taki brak sensu...”, dodawał Karolinie Rogaskiej w Noizz w 2021 roku.

Tatiana Jachyra / Forum

Jacek Poniedziałek, aktor, Wrocław, 2003 rok

ANTONI ZAMACHOWSKI

Jacek Poniedziałek o uzależnieniach

Nabrał pokory i zauważył, że w jego życiu w końcu następuje przełom. Jacek Poniedziałek nie pije od 15 grudnia 2019. W VIVIE! podkreślał, że wciąż nie do końca wierzy w siebie i sobie. Czy aktor bał się któregoś z nałogów bardziej? ,,To wszystko jest jeden i ten sam nałóg. Zmieniają się substancje, ale mechanizm jest zawsze ten sam", tłumaczył.

Przed opuszczeniem ośrodka terapeutycznego zanotował: „Wracamy z myślą o tym, co było. Nie o tym, co jest i co będzie. Dlatego nie ma powrotu do tamtego życia. Muszę zmienić wszystko, nie jakiś modus vivendi ani modus operandi, ale wszystko”. Na pytanie Beaty Nowickiej, jak teraz się czuje, odpowiedział w 2021 roku: ,,Różnie. Zależnie od tego, co się w danym momencie dzieje. Ale o wiele lepiej, niż myślałem, idąc na odwyk, zwłaszcza w kontekście życia solo. To jest pewna trudność, zwłaszcza wieczorami. Oczywiście często przebywam z ludźmi, bo mam teraz dużo roboty. Mój kolega, rysownik satyryczny, woła: „Niech żyje pandemia!”, bo dla komentujących życie społeczno-polityczne ten czas to eldorado. Ale ja też mam sporo szczęścia. Teatr był długo przyblokowany, za to otworzył się wielki wór produkcji filmowych i telewizyjnych. Nie mam czasu myśleć o imprezach".

Czytaj także: Jacek Poniedziałek żył z partnerem i jego żoną pod jednym dachem. Relację z Krzysztofem Warlikowskim zakończyła niewierność

ANTONI ZAMACHOWSKI

„Czy kiedykolwiek udało się komuś dokonać radykalnej zmiany w sobie? Czy da się wyciąć raka poranionych pokoleń?” - to cytat z jego książki. ,,Osobiste doświadczenia, lektury, spotkania czy obserwacje ludzi dotkniętych traumą ukształtowały mój pogląd, że dopiero, gdy upadniemy na samo dno albo gdy dostaniemy wielkie lanie od życia, przeżyjemy katastrofę i na przykład otrzemy się o śmierć, jesteśmy w stanie się zmienić. Podnieść. Zresetować naprawdę, a nie tylko w deklaracjach i słowach. Wielu z nas nie potrafi wyciągać wniosków z tego, co im się przydarza. Ile ja potrzebowałem lat, ile przeżyć, ile rzeczy musiałem s*ierdolić, żeby zacząć nad sobą pracować?! Żeby zrozumieć, że życie wymyka mi się z rąk", odpowiadał w VIVIE! w 2021 roku

Jacek Poniedziałek wierzy w teorię, że nasze czyny, przeżycia, doświadczenia to też wynik zdarzeń sprzed narodzin. To także wspomnienia z dzieciństwa. „Jesteśmy wypadkową zarówno tego, czego doświadczyliśmy sami jak i tego, co przeżyli nasi przodkowie. Lęk i niepewność zostały mi przekazane w DNA. [… ] Noszę to w sobie i jednocześnie jestem pierwszym pokoleniem, które chce i może się tego pozbyć. […] Picie i ćpanie wzięło się z potrzeby zatłuczenia w sobie niepokoju. On utrudnia tworzenie relacji i bardzo przeszkadza na planie filmowym i na scenie”, mówił w 2021 roku w rozmowie z Noizz.pl.

Zobacz też: Przyjaźń Jacka Poniedziałka i Redbada Klynstry zniszczyła polityka. Było jednak coś jeszcze

W rozmowie z dziennikarką aktor otworzył się także na temat swojego dzieciństwa. W rodzinnym domu nie było presji, przemocy... Była „upokarzająca” bieda. Od tego wszystkiego chciał uciec.

Brak ogrzewania, prysznica, bieżącej wody, toalety. Jako dziecko, przyjmowałem to za oczywistość. Wraz z dorastaniem zacząłem to zauważać. Upadlało mnie to wiadro z nieczystościami stojące w sieni. Od tego chciałem uciec. […] Ucieczka z Krakowa, chęć bycia artystą, wzięła się z potrzeby wolności, stanowienia o sobie, odzyskania godności”, zwierzał się w Noizz.pl. W domu nie mówił też o swojej orientacji. O tym, że jest homoseksualistą bliscy dowiedzieli się, gdy był już dorosłym człowiekiem i mieszkał w Warszawie.

,,Nie mówiłem jej [mamie przyp. red. ], że jestem homoseksualistą, w pewnym momencie zaczęła się domyślać. Urodziła mnie w wieku 40 lat. Gdy miałem 20, ona miała 60, była nieszczęśliwą starszą kobietą, zajętą prozą codzienności. Trudno nam było się porozumieć, nawiązać autentyczną więź. Mówiliśmy innymi językami. Bardzo mnie kochała, ale nie umiała tego okazywać. Ale już to wszystko przepracowałem i nie chcę do tego wracać. Dała mi życie, dom, umożliwiła edukację. To najważniejsze. [...] W tej rodzinie nie rozmawiało się o sprawach intymnych. Właściwie nigdy. Dowiedziała się od mojej siostry. A potem przeczytała w gazetach. Przez jakiś czas nie dzwoniłem do niej, w końcu zrobiła to pierwsza i powiedziała coś w rodzaju: „Przecież ja ich znam. To są bardzo kulturalni ludzie, zawsze mili, czyści…” (śmiech). Takie rzeczy. Potem przez jakiś czas nie wychodziła z domu, bo wstydziła się sąsiadów i kioskarek z jej ulicy. Kochała mnie, ale wstyd był silniejszy. Jednak trochę nas to zbliżyło. Dopiero po tym wydarzeniu udało nam się przeprowadzić kilka naprawdę istotnych, osobistych rozmów", zwierzał się Beacie Nowickiej.

ANTONI ZAMACHOWSKI
Reklama

Reklama
Reklama
Reklama