Jacek Poniedziałek: „Mówiliśmy innymi językami. Bardzo mnie kochała, ale nie umiała tego okazywać”
Tak aktor wspomina relację z mamą. Co jeszcze o niej opowiedział?
- Beata Nowicka
Wybitny aktor. Skomplikowana osobowość. Szczery do bólu rozmówca. „Jej życiową klęską było porzucenie tego spokojnego, niepijącego mężczyzny... i związanie się z moim ojcem”, wspomina Jacek Poniedziałek, mówiąc o mamie. Nie powiedział jej nigdy, że jest homoseksualistą. Dowiedziała się sama. „Trochę nas to zbliżyło. Dopiero po tym wydarzeniu udało nam się przeprowadzić kilka naprawdę istotnych, osobistych rozmów”, tłumaczy w rozmowie z Beatą Nowicką.
Jacek Poniedziałek o relacji z mamą w wywiadzie VIVY!
[...]
Pamiętasz, jak Jerzy Pilch mówił: „Życie składa się ze złudzenia wieczności i z przerażającej utraty tego złudzenia”?
Tak... Mocno tego doświadczył na sobie. Uciekając przed śmiercią, czepiamy się młodości. Te ciągłe zderzenia: Eros i Tanatos. Przecież się nie wzięło z powietrza, tylko konkretnych ludzkich doświadczeń. Choćby mojej babci, która jako mała dziewczynka przeżyła przerażające rzeczy i potem, już jako dorosła kobieta, nie darowała żadnemu przystojnemu facetowi. Kompulsywnie rzucała się na każdego. Uciekała przed śmiercią, która ścigała ją od dzieciństwa.
Twój tato zmarł, jak miałeś cztery lata.
Tak. A kiedy miałem 11 lat, umarł brat, potem babcia, potem drugi brat. Życie mojej rodziny naznaczone było śmiercią i strachem przed nią. Może właśnie dlatego jestem wyznawcą Erosa...
Kiedy opisujesz swoje biedne dzieciństwo i umęczoną, zaharowaną, zaniedbaną mamę, do głowy mi nie przyszła „bajeczna, prawie arkadyjska młodość pani Poniedziałkowej”, o której wspominasz.
Była prawdziwa. Tyle że znacznie wcześniej. Mam ją udokumentowaną na starych zdjęciach. Mama urodziła się w 1927 roku, gdy skończyła się wojna, miała 18 lat. Była bardzo ładna, miała świetne nogi i wołali na nią „Paryżanka”. Zawsze wystrojona: kokarda we włosach, rękawiczki, elegancka sukienka. Siedzi albo stoi w trakcie jakiejś piknikowej sytuacji na łące czy nad stawem gdzieś pod Krakowem. Wokół niej zawsze widać kilku zapatrzonych w nią młodych mężczyzn w eleganckich jasnych marynarkach i letnich kapeluszach. Ona lekko speszona, ale niezwykle ponętna. Wie, że się podoba. Trochę się tego wstydzi, ale i z tego korzysta...
Te zdjęcia sugerują, że będzie w życiu szczęśliwa...
I była. Do spotkania z ojcem. Pierwszą miłością mamy był Ludwik, mężczyzna, który zawsze istniał w jej opowieściach: przystojny, elegancki pan, gładko zaczesany do tyłu, używający brylantyny, szczupły, w garniturze, kulturalny. Znam go ze zdjęć i kilku wizyt po śmierci ojca. Jej życiową klęską było porzucenie tego spokojnego, niepijącego, łagodnego mężczyzny... i związanie się z moim ojcem. On natychmiast zawładnął jej sercem, bo był piękny. Piękny niebezpiecznie. Piękno jest pociągające, ale gdy nas zbyt pochłonie, popełniamy fatalne błędy. I tak wylądowała z biseksualnym alkoholikiem, bawidamkiem, podrywaczem i kłamcą. Ojciec zdradzał ją, nigdy go nie było, przepijał pensję, szalał, bawił się i nie znosił domu. Oraz mamy, bo była jego wyrzutem sumienia.
Zobacz też: Jacek Poniedziałek o nałogach: „Zmieniają się substancje, ale mechanizm jest zawsze ten sam”
[...]
Przeprowadziłeś kiedyś z mamą rozmowę o szczęściu?
Nie była skora do zwierzeń. Odkąd wyniosłem się z domu, mieszkałem u mojego pierwszego partnera, potem u drugiego. Nasze rozmowy były trudne, bo każda zaczynała się od jej pretensji o zbyt długie milczenie lub nieodwiedzanie. Wiesz, jakie matki potrafią być roszczeniowe. Ale czasem udawało się pogadać. Kiedy dowiedziałem się, że mój pierwszy chłopak mnie zdradza, wróciłem do domu i strasznie się przy mamie rozpłakałem.
Ile miałeś lat?
Może 22...? Nawet nie tłumaczyłem, o co chodzi, ale ona to poczuła. Niezdarnie mnie przytuliła i powiedziała: „Tego kwiatu jest pół światu”. Krótka, zdawkowa chwila bliskości. Nie mówiłem jej, że jestem homoseksualistą, w pewnym momencie zaczęła się domyślać. Urodziła mnie w wieku 40 lat. Gdy miałem 20, ona miała 60, była nieszczęśliwą starszą kobietą, zajętą prozą codzienności. Trudno nam było się porozumieć, nawiązać autentyczną więź. Mówiliśmy innymi językami. Bardzo mnie kochała, ale nie umiała tego okazywać. Ale już to wszystko przepracowałem i nie chcę do tego wracać. Dała mi życie, dom, umożliwiła edukację. To najważniejsze.
Zawsze mówiłeś do mamy w trzeciej osobie...
Tak, mówiliśmy: „Mamo, czy może mama to albo tamto?”. Sam nie wiem, czemu ani jak to się zaczęło. Mama chyba tak samo mówiła do swojej matki... To rzeczywiście dość rzadkie. I gdy dziś się nad tym zastanawiam, dochodzę do wniosku, że właśnie język był jedną z najważniejszych przeszkód dla naszej bliskości.
Powiedziałeś jej w końcu, że jesteś homoseksualistą?
Nie. W tej rodzinie nie rozmawiało się o sprawach intymnych. Właściwie nigdy. Dowiedziała się od mojej siostry. A potem przeczytała w gazetach. Przez jakiś czas nie dzwoniłem do niej, w końcu zrobiła to pierwsza i powiedziała coś w rodzaju: „Przecież ja ich znam. To są bardzo kulturalni ludzie, zawsze mili, czyści...” (śmiech). Takie rzeczy. Potem przez jakiś czas nie wychodziła z domu, bo wstydziła się sąsiadów i kioskarek z jej ulicy. Kochała mnie, ale wstyd był silniejszy. Jednak trochę nas to zbliżyło. Dopiero po tym wydarzeniu udało nam się przeprowadzić kilka naprawdę istotnych, osobistych rozmów.
Wywiad z Jackiem Poniedziałkiem ukaże się w nowym numerze VIVY! już 12 sierpnia