Małgorzata Potocka o Kalinie Jędrusik: „Ciągle szukała wielkiej miłości. W tym była nienasycona”
Dziś mija 21. rocznica odejścia wielkiej, polskiej gwiazdy
- Krystyna Pytlakowska
Bardzo mało grała w filmach. Zawsze twierdziła, że to za sprawą żon reżyserów, które były o nią zazdrosne. A przecież Kalina żadnej męża nie uwiodła. To oni się ślinili na jej widok…”. Kalina Jędrusik we wspomnieniach Małgorzaty Potockiej. W ramach cyklu „Archiwum VIVY!: wywiady” przypominamy rozmowę Krystyny Pytlakowskiej z tancerką i twórczynią teatru Sabat.
Pamiętasz, jak poznałaś Kalinę?
Tego się nie da zapomnieć. Rok 1971, jadę pociągiem do Katowic wziąć udział w programie telewizyjnym. Mam ze sobą swoje pekińczyki – bez nich nigdzie się nie ruszałam. Chwilę później do naszego wagonu wchodzi Kalina Jędrusik. Kiedy zobaczyła moje pieski, zachwyciła się nimi, bo uwielbiała zwierzęta tak jak ja. No i przegadałyśmy całą noc. Okazało się, że obie jedziemy do telewizji, do tego samego programu rozrywkowego. Ale na dobre poznałam Kalinę, kiedy byłam już narzeczoną Wojtka Gąssowskiego, który mieszkał w domu przy Kochowskiego 8 na Żoliborzu, właśnie u Kaliny i Stasia Dygata. To Staś powiedział: „Przyprowadź do nas tę swoją Małgosię”. Akurat mój zespół Sabat był po debiucie w telewizji i wszyscy oszaleli na jego punkcie. Orientował się więc, kim jestem.
Ile miałaś lat wtedy?
Dziewiętnaście. Dygatowie przygarnęli mnie do serca i bardzo pokochali. Z wzajemnością. Zaczęłam bywać na przyjęciach u Kaliny, które były słynne w Warszawie, zwłaszcza wśród elit artystycznych. Staś powiedział: „Powinniście u nas zamieszkać oboje”. Miałam mieszkanie po rodzicach przy Śniegockiej. Ale gdy związałam się z Wojtkiem, Kalina stwierdziła, że powinnam być razem z nim. Tak więc wprowadziłam się na Kochowskiego 8 i to były niezapomniane dwa lata.
Kalina Jędrusik mieszkała tam aż do śmierci?
Tak, a przedtem mieli mieszkanie przy Joliot-Curie na Mokotowie.
A jeszcze wcześniej Staś Dygat z Dziunią, poprzednią żoną, i córką Magdą mieszkali przy Dąbrowskiego, w sąsiedztwie moich rodziców, którzy często się z nim widywali. I ja, jako dziecko, przy okazji.
Ja też wtedy byłam dzieckiem. W każdym razie Kalina powiedziała, że spróbuje pomóc Wojtkowi i mnie w kupieniu domu na Żoliborzu, żebyśmy mieszkali w pobliżu. Wtedy Krysia Morgenstern stwierdziła, że jest taka willa w jej sąsiedztwie i spróbuje ją dla nas załatwić. W tamtych czasach artyści mieli dużo większą siłę przebicia niż teraz. Sprzedaliśmy moje mieszkanie, a potem potrzebowaliśmy czasu, żeby nasz nowy dom na Żoliborzu wyremontować. Kalina więc powiedziała, że na razie zamieszkamy u nich. Ja bardzo ten dom pokochałam. Tylko, jak wiesz, musiałam go niedawno sprzedać, żeby ratować teatr. Był niezwykły. Mieściła się w nim sala baletowa, gdzie mogły odbywać się próby mojego zespołu. A Jan Nowicki, kiedy po latach wzięliśmy ślub, napisał tam swoją książkę.
A jaki był dom Kaliny?
Bardzo podobny. Była w nim piwnica z małą sceną teatralną, gdzie odbywały się jej przyjęcia. A w salonie na parterze stała kanapa, na której Kalina zawsze siedziała, witając gości. Na dużym kredensie stało zdjęcie Kaliny i kardynała Wyszyńskiego, a sypialnie znajdowały się na pierwszym piętrze. Było jeszcze piękne, całe w drewnie, poddasze, gdzie Kalina lubiła się chować, gdy potrzebowała samotności.
Gdzie Wy zamieszkaliście?
W jednym z czterech pokoi na piętrze. Obok sypialni Kaliny i wielkiej garderoby. To był duży dom. Na dole znajdowały się kuchnia, ogromny salon z tarasem, połączony z ogrodem. Niestety, w pewnym momencie parkan musiała zmienić na murowany, bo tak bardzo męczyło ją wścibstwo ludzi z zewnątrz.
Była już wtedy bardzo znana?
Tak, i przez jednych kochana, a przez innych nienawidzona. Nie mieściła się w naszych czasach. Była polską Marilyn Monroe, jak nazywał ją Staś Dygat. Wtedy taki sposób bycia, noszenia się i seksapilu był źle widziany. A główna nagonka na nią zaczęła się od krzyżyka na dekolcie odsłaniającym część piersi. Był jej talizmanem, wizytówką. Tego pani Gomułkowa nie mogła znieść w świeckim państwie. Denerwował ją chyba erotyzm bijący od Kaliny. Zawziął się na nią także szef telewizji i zaczęły się ukazywać różne materiały o Jędrusik, które podburzały społeczeństwo.
Staś Dygat jednak bronił Kaliny.
Zawsze. To była wielka miłość, ale też wielka przyjaźń – wielkie, fantastyczne partnerstwo. Tam, gdzie teraz jest na Żoliborzu klub Kalinowe Serce, znajdował się sklep mięsny, w którym kobiety wystające w kolejce wykrzykiwały: „Tu mieszka ta, która się obnaża w telewizji, a udaje świętą z krzyżem na szyi!”.
Jak wtedy wyglądała?
Odkąd ją znałam, była okrągła, sexy i miała niezwykle piękne oczy i usta. Wtedy nie było żadnych botoksów. A jednocześnie była drobna i bardzo wcięta w talii. Roztaczała niezwykłą magię. Gdy zaczynało się z nią rozmawiać, nie można było skończyć. Miała w sobie taki czar i urok. No i ta charyzma… A jej przyjęcia, tak samo jak ona, były niezwykłe. Pamiętam jak dziś Kalinę, gdy w ładnej sukni, pachnąc dobrymi perfumami, witała gości. A zawsze przedtem narzekała, że nie ma się w co ubrać. „Jestem niegotowa, nieumalowana”, mówiła.
Kiedyś Kazimierz Kutz mi opowiadał, że w mieszkaniu przy Joliot-Curie, pełnym gości, Kalina siedziała na łóżku odwrócona do nich umalowanym profilem, a drugi, bez makijażu, skierowany był ku ścianie.
To było właśnie bardzo w stylu Kaliny. Każde jej przyjęcie przypominało happening. I bywali tam pisarze, aktorzy, sportowcy. Bo Staś był fascynatem sportu. Ale na jedno przyjęcie, które ja dla niej urządziłam, gdy wróciłam z Ameryki, przyprowadziłam profesora Jerzego Coopera, który stworzył w Chicago pierwszy szpital dla astmatyków. Akurat przyleciał do Polski. Miałam swój cel, bo Kalina była chora na astmę. Miałam nadzieje, że profesor jej pomoże. Przywiozłam jej wtedy pierwsze inhalatory i inne leki w aerozolu, o jakich w Polsce jeszcze nie słyszano. Umówiłam się też, że pojedzie do profesora do Ameryki, podkuruje ją, żeby mogła dłużej żyć. Było to na dwa tygodnie przed jej śmiercią.
Podobno chciała jeszcze wydać płytę.
Bardzo chciała, żeby podreperować finanse. Nie występowała już w telewizji, bo nie miała siły śpiewać. Rzadko jeździła też na koncerty, bo miała ataki duszności. Pytała wówczas, czy mogłabym jej pomóc znaleźć sponsora. Zaprosiłam ją do domu na kolację i zaprosiłam też kilku biznesmenów, między innymi Zbyszka Niemczyckiego i Januarego Gościmskiego, z którymi się przyjaźniłam. Ale nie zdążyliśmy
już wydać tej płyty – ukazała się dopiero po jej śmierci.
Ostatni etap jej życia był bardzo trudny. W dodatku nie miała już przy sobie Stasia, który umarł w 1978 roku.
No właśnie. A musiała sama się utrzymać i utrzymać dom. Mówiła mi, że bardzo boi się kurzu, który wzbija podnosząca się kurtyna. Zawsze się bała, że nie da już rady w teatrze powiedzieć swojej kwestii.
Bardzo się nią przejmowałaś?
Bardzo. Ona też przejmowała się ludźmi. Gdy ktoś jej powiedział, że ma kłopot, od razu starała się pomóc. Tak jak wtedy mnie i Wojtkowi. Stanęła na głowie, a znalazła dla nas ten dom. Tamten żoliborski okres był niezwykły. Mieszkała tam bohema, tylu fantastycznych ludzi: Wajda, Morgensternowie, przychodzili Gucio Holoubek, Tadeusz Konwicki i Krzyś Kąkolewski. To były cudownie intelektualne spotkania. Każdy chciał się tam dostać. Do tego wszystkiego Kalina robiła cudowne sałatki. W ogóle fantastycznie gotowała. Kuchnia to był jej teatr, a ona w nim ustawiała choreografię. Podziwiałam ją, jak niezwykle dobierała smaki. Ludzie byli dla niej ważni, ale zwierzęta również, dla nich też gotowała. A może nawet ważniejsze były dla niej zwierzęta.
Tak jak dla Ciebie.
Identycznie. Pamiętam, jak tuż przed śmiercią w jej domu mieszkały kundle pozbierane na stacjach benzynowych i z jakim oddaniem się nimi zajmowała. Miała też koty, chyba cztery. I zawsze były dwa psy.
A jak wspominasz te dwa lata, które mieszkałaś u Dygatów?
Wiesz, my z Wojtkiem ciągle jeździliśmy za granicę. Występowaliśmy z Sabatem na całym świecie. Wpadaliśmy tam tylko na dwa tygodnie i jechaliśmy na następny kontrakt. Kalina rzadko wtedy bywała w domu, bo też jeździła po Polsce i śpiewała te swoje cudowne piosenki z Kabaretu Starszych Panów. Ale zawsze w domu był Staś Dygat, który pisał zaszyty w swoim pokoju.
Kiedy jednak przebywała w domu, to chyba był bardzo rozśpiewany dom.
Tak, miała próby z zespołem muzycznym i ćwiczyli w piwnicy. W telewizji już wtedy postawiono jej szlaban za ten krzyż. Bardzo mało też grała w filmach. Rozmawiałyśmy o tym, że na jej przyjęcia przychodzą wszyscy reżyserzy, więc mogliby ją w końcu zaprosić do takiego filmu, który dałby jej satysfakcję. Bo tak naprawdę to zagrała tylko jedną dużą rolę – w „Ziemi obiecanej”. I dopiero pod koniec jej życia zatrudnili ją Niemcy do serialu „Hotel Polanów i jego goście”.
Dlaczego polscy reżyserzy tak jej nie doceniali?
Zawsze twierdziła, że to za sprawą ich żon, które były o nią zazdrosne. A przecież Kalina żadnej męża nie uwiodła. To oni się ślinili na jej widok. Roztaczała wokół siebie bezwiednie erotyczną aurę... Przyjaźń z Kaliną była dla mnie czymś nadzwyczajnym. I ze Stasiem – wiecznym chłopcem, który przyjaźnił się ze wszystkimi adoratorami swojej żony. Przecież Wojtek też był z Kaliną, zanim związał się ze mną. Rozstał się z nią, ale nadal tam mieszkał, bo Stasiek, jak nazywała go Kalina, powiedział: „Zostań dotąd, dopóki nie znajdziesz innego lokum”. No i znalazł mnie, a nie mieszkanie. Nie musiał już szukać, bo moi mężczyźni przy mnie zawsze mieli wszystko.
A jak wyglądało ich życie codzienne?
Dzień Kalina zaczynała od gotowania dla zwierząt, potem jechała na plan Kabaretu Starszych Panów. Pracowała jeszcze w Teatrze Rozmaitości, gdzie grywała główne role. Po próbach wracała do domu, a potem jechała na spektakl. A jak nie grała, to wyjeżdżała na koncerty.
Kto zajmował się domem, kiedy jej nie było?
Ola, która się nią opiekowała, a pod koniec życia robiła jej zastrzyki. Ola była z nią aż do jej śmierci.
Potem wiele osób miało pretensje, że Kalina zapisała jej w testamencie dom.
A komu miała go zapisać, kiedy to Ola naprawdę się nią opiekowała? Nieraz ratowała jej życie. Gdy Kalina nie miała już siły, to Ola zajmowała się zwierzętami i tak naprawdę to przedłużyła Kalinie życie. Była prawie jak córka, podobnie zresztą jak ja. Staś też ją bardzo lubił. Mieli taki zwyczaj, że gdy Kalina się złościła, to krzyczała, a Staś wtedy milczał. Brał na przeczekanie. Ola również czekała, aż Kalina się wyzłości. Kalina była bardzo emocjonalna, miała duży temperament.
Wielu znajomych podziwiało Stasia, że tak pokornie znosi romanse Kaliny. A nawet, jak przypomniał kiedyś Gustaw Holoubek, w pewnym momencie powiedział, że „zawiesza ch…a na kołek”.
Tam było wszystko ustalone. Z Kaliną to było tak, że jak się kończył seks, to przyjaźń nadal trwała. Zresztą Staś też miewał romanse. Pamiętam, że zakochał się w Krysi Pociejowej, a na koniec w jakiejś pielęgniarce. Był też zauroczony Halinką Frąckowiak. Ale z Kaliną to do śmierci była wielka przyjaźń. Jak wracała z trasy, opowiadała mu ze szczegółami, jak było. Zresztą Kalina nie romansowała, bzdury o niej wypisują. Ona, jak już się zakochała, to na dłużej. Nigdy dla przelotnego seksu. Ostatnim narzeczonym Kaliny był Sasza, perkusista. Ona po pięćdziesiątce, on przed trzydziestką. Chciał się nawet z Kaliną ożenić i mieć z nią dziecko. Kalina jednak uważała, że to z jej strony byłoby nieuczciwe, bo Sasza jest za młody i powinien się normalnie ożenić i mieć rodzinę.
To było już po śmierci Dygata.
Tak. Kiedy Stasio umarł, bardzo się w sobie zamknęła. Przestała wychodzić z domu i pojednała się z Bogiem. Pomagał jej wtedy Witold Lutosławski, mąż siostry Stasia. Kupował jej bardzo drogie zastrzyki na astmę. Przyjaźniła się też z księdzem Popiełuszką, chodziła na wszystkie jego msze. I z matką Przemyka, Barbarą Sadowską, którą podtrzymywała na duchu po śmierci syna. Kiedy mogła, włączała się w działalność społeczną. Woziła listy podczas stanu wojennego do uwięzionych poza Warszawą. A do Heleny Komorowskiej zadzwoniła w dniu śmierci, pytając, czy może do niej przyjść wieczorem i czy ma coś do jedzenia. Wtedy zwierzyła jej się z całego życia i powiedziała, że chce, by jej dom odziedziczyła Ola. A potem wróciła do siebie i umarła.
Była bardzo wierząca?
Nie chodziła co niedzielę na mszę, ale gdy wprowadzałam się do swojego domu, przyszła z księdzem Orzechowskim, żeby go poświęcił. To było przed pamiętnym rejsem na „Achille Lauro”. Dał mi wtedy święty obrazek i kazał mieć go zawsze przy sobie. Powiedział też, żebym mu dała jakąś walizkę, bo jedzie do Watykanu. I tak się wymieniliśmy. Ten obrazek widziałaś już wiele razy.
Pamiętasz swoje rozmowy z Kaliną?
Rozmawiałyśmy o wszystkim. Gdy już kończyłam remont mojego domu, zrobiła mi dziką awanturę, że zaprojektowałam taras w białym kolorze. Krzyczała: „Powinien być tu klinkier! Jak mogłaś tak zrobić nieelegancko?”. Musiałam się długo tłumaczyć. Drugą awanturę mi zrobiła o złote kolczyki. „Tego się nie nosi!”, krzyczała. A do Wojtka: „Jak ty możesz chodzić bez skarpetek?”. Bo w mokasynach miał gołe stopy. Była tradycjonalistką, jeśli chodzi o modę, o konwenanse. Dobre maniery wyniosła z domu – jej ojcem był francuski architekt. Kiedy zostawiłam Wojtka dla Jana Nowickiego, wypominała mi, jak mogłam to zrobić. „Wróć do niego!”, wołała.
Ale nie wróciłaś, za to wróciłaś po latach do Nowickiego. Twoje życie było pełne rozstań i powrotów. Jak Kaliny.
Zawsze kiedy kończyła się miłość, odchodziłam i taka jestem do dzisiaj. Kalina też taka była, ciągle szukała wielkiej miłości. W tym była nienasycona. I chciała, żebyśmy z Wojtkiem byli do końca życia.
Ale przecież mówiłaś, że znalazła wielką miłość przy Stasiu Dygacie.
Jednak między nimi była za duża różnica wieku. I to był jej pierwszy mężczyzna. Kalina opowiadała, że to on ją odkrył i porównał do polskiej Marilyn Monroe. To były czasy STS-u, a wcześniej kabaretu Bim-Bom na Wybrzeżu.
Agnieszka Osiecka wspominała, jak zobaczyła ich na ulicy w Gdyni. Ona malutka, on duży mężczyzna w kraciastej marynarce. Ginęła w jego ramionach.
Mogę sobie wyobrazić tę scenę. Ale nie chcę mówić o miłościach Kaliny, bo to trochę nie w porządku wobec niej. Przecież nie żyje.
A czego tak naprawdę chciała od życia, jak myślisz?
Najbardziej to chciała swobodnie oddychać. Nie dusić się. Ale mimo choroby była szczęśliwa. Przyjaźniła się z tyloma wspaniałymi ludźmi. Była dowcipna, szalenie inteligentna. Używała dosadnych określeń, ale to nie były przekleństwa. Po prostu nazywała rzeczy po imieniu.
Czy była zazdrosna o inne kobiety, o Ciebie na przykład?
Nigdy. Ona tylko nienawidziła nielojalności.
Które role Kaliny wywarły na Tobie największe wrażenie?
Na pewno jej ostatnia rola w „Tangu” Mrożka, którą zagrała na scenie kameralnej w Teatrze Polskim razem z Andrzejem Łapickim, jak również „Poskromienie złośnicy” w Teatrze Współczesnym. Ja wtedy miałam już swój klub Tango przy Smolnej, gdzie Kalina podziwiała mój Sabat. A ja widzę ją w tym „Tangu”, jakby to było wczoraj.
Gdy o niej myślisz, jak ją widzisz w swojej wyobraźni?
Wiesz, mimo jej wesołości, dowcipu, uśmiechu, widzę ją pogrążoną w smutku, w melancholii, niedocenioną, zniszczoną przez ludzką zawiść. Przecież nikt do tej pory tak nie zaśpiewał piosenek z Kabaretu Starszych Panów jak ona. I te jej ostatnie dwa lata, gdy była zamknięta jak pustelnik… Miała do siebie okropny żal, że Staś umierał w samotności, bo ona była wtedy na koncercie. Pamiętasz, że do jego śmierci przyczyniła się kolaudacja filmu „Palace Hotel”, na której zmieszano go z błotem. Opowiadała mi, że wrócił z ministerstwa bladozielony i powiedział: „Byli tam wszyscy nasi przyjaciele, ale nikt nie zabrał głosu w mojej obronie”. Mówił, że nie miał pojęcia, że żyje otoczony tak straszną nienawiścią. Umarł w domu zamknięty od wewnątrz, nawet nie mogło się tam dostać pogotowie wezwane przez Lutosławskich, do których zdążył zadzwonić: „Ratujcie mnie!”. Okropna była końcówka jego życia, a potem i jej końcówka.
Zadzwoniła wtedy do Ciebie?
Nie, to Ola do mnie zadzwoniła. Kalina umarła na atak kardiologiczny. Natychmiast z Markiem Prażanowskim, moim ówczesnym mężem, przyjechaliśmy i byliśmy przy jej łóżku. Pomagałam ją ubierać i szykować… Ale wyrzucam to z pamięci. Gdy pomyślę, że ktoś umiera, mając 60 lat, a mógłby żyć jeszcze ze 20, to popadam w depresję.
I co w końcu stało się z domem Kaliny?
Został sprzedany. Ale jest na nim tabliczka, że tu mieszkali Kalina Jędrusik i Stanisław Dygat. Umarła 7 sierpnia, a miała fobię na punkcie siódemek. Nawet numer domu zmieniła z siedem na osiem. Nigdy już nie będzie nikogo takiego jak Kalina Jędrusik.
Tak samo jak nie będzie drugiej Małgorzaty Potockiej.
Pochlebiasz mi.
Rozmawiała
KRYSTYNA PYTLAKOWSKA
1 z 7
Małgorzata Potocka, Twórca Teatru Sabat, tancerka, choreograf. Stworzony przez nią w latach 70. zespół tańca współczesnego Sabat podbił Polskę i świat.
2 z 7
Kalina Jędrusik. Zjawiskowa kobieta, utalentowana piosenkarka, artystka kabaretowa, aktorka. Tu w studiu telewizyjnym. Warszawa 1968.
3 z 7
Do domu Dygatów przychodziła artystyczna elita: Morgensternowie, Holoubek, Konwicki. Kuchnia to był jej teatr. Kalina fantastycznie gotowała. 1966 rok.
4 z 7
Kalina Jędrusik (po lewej) na rodzinnej fotografii z dziadkiem i siostrą Zosią.
5 z 7
1974 rok. Kreacja Jędrusik w „Ziemi obiecanej” Andrzeja1974 rok. Kreacja Jędrusik w „Ziemi obiecanej” Andrzeja Wajdy wywołała zgorszenie, ale pokazała też skalę jej talentu.
6 z 7
Wszyscy podkreślali jej niesamowitą sceniczną charyzmę. Kalina Jędrusik na Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu, czerwiec 1964.
7 z 7
Ostatni etap jej życia to zmaganie się ze zdrowiem i kłopotami finansowymi. Tu Kalina Jędrusik w auli Politechniki Warszawskiej podczas akcji poparcia dla rządu premiera Tadeusza Mazowieckiego.