Reklama

Ikona polskiej muzyki. Tworzy pop, rock i...maluje. Grzegorz Skawiński to człowiek wielu talentów. Na scenie jest wulkanem energii, zaś jego przeboje nucą kolejne pokolenia. Prywatnie ceni sobie ciszę i spokój. Silna osobowość. Intrygujący człowiek. Zmagał się z wieloma demonami, ale w końcu odnalazł swoją drogę. Dziś lider Kombii obchodzi 69. urodziny! Przy tej okazji przypominamy rozmowę z 2021 roku...

Reklama

Magazyn VIVA! Grzegorz Skawiński wywiad

Przed kilku laty mówił, że ma wewnętrzny imperatyw tworzenia. Muzyki, malarstwa. I że gdyby nie robił nic przez rok, skończyłoby się to dla niego nawrotem depresji. Z tego, co podczas pandemii okazało się jego wybawieniem, Grzegorz Skawiński spowiadał się Krystynie Pytlakowskiej dwa lata temu. To wywiad do bólu szczery!

Kiedy rozmawialiśmy pięć lat temu, mówiłeś, że bez pracy nie możesz żyć, że jest ona dla Ciebie wszystkim. Ale wiele się zmieniło, mamy pandemię. Zastanawiam się więc, jak teraz żyjesz.

Jak większość muzyków. Jesteśmy w zasadzie bezrobotni. Zwłaszcza jeśli chodzi o koncerty. Ale w studiu robimy różne rzeczy zawodowe, udało nam się na przykład dokończyć płytę, pierwszą od sześciu lat.

Jaki ma tytuł?

Jeszcze nie wiemy, nie znamy jeszcze konkretnej daty, kiedy ten album się ukaże. Jedno, co mogę powiedzieć, to jest to zupełnie nowa muzyka. Nie chcemy tej płyty wydawać w momencie, kiedy wszyscy są zainteresowani czymś innym, na przykład nawrotem pandemii czy protestami ulicznymi. Chcielibyśmy, żeby ukazała się wtedy, kiedy wzbudzi jakieś zainteresowanie. I to ona będzie wydarzeniem, a nie tylko tłem… Ale sytuacja w kraju jest dynamiczna i pewnie niełatwo będzie się wstrzelić.

Czytaj także: Grzegorz Skawiński obiecał sobie odstawić alkohol: „Nie chcę prowokować niektórych zachowań”

REKLAMA

Ale Ty jesteś z dala od polityki. Zawsze to podkreślałeś.

Tak, chociaż mam swoje zdecydowane zdanie. Staram się jednak unikać tego politycznego bagienka.

Pięć lat temu powiedziałeś, że jeżeli nic nie będziesz robił i gdybyś musiał mieć rok przerwy, skończyłoby się to u Ciebie depresją. Dlatego zawsze musisz działać na niwie artystycznej.

To prawda, chociaż niekoniecznie musi to być muzyka. Sposobem na stargane nerwy jest też malowanie – to moja druga pasja. Ale w czasie pandemii czasami wysuwa się na pierwsze miejsce.

To jest Twoja obrona przed depresją?

Na pewno. Miałem do czynienia z depresją i nikomu nie życzę podobnych stanów. Niektórzy nawet przegrywają w walce z tą chorobą.

I popełniają samobójstwa. To masz na myśli?

To również. Podkreślam, że to naprawdę ciężka choroba, ale niedoceniana i niezrozumiana w społeczeństwie. Wiele osób ją bagatelizuje. Mówią: „Mam depresję”, a tak naprawdę to są wkurzeni na rzeczywistość i nie mają ochoty na radosne zabawy. A za chwilę zły nastrój im mija. Tymczasem prawdziwa depresja paraliżuje całkowicie. To jest tak, że nic człowieka nie interesuje, że nie jest w stanie niczego z siebie dać innym. Ale nie chcę się spowiadać na ten temat.

Każdy wywiad jest swego rodzaju spowiedzią.

Tak, z pewnością… Ale powody, okoliczności zdecydowanie zachowam dla siebie.

Mówi się, że artysta powinien mieć depresję, bo wtedy tworzy z prawdziwymi emocjami i cierpieniem.

A ja myślę, że prawdziwi artyści zawsze tworzą z prawdziwymi emocjami. Nawet jeśli niesie ich fala sukcesu. Ja niekoniecznie muszę popadać w depresję, żeby napisać czy namalować coś dobrego. Smutne piosenki powstają paradoksalnie wtedy, kiedy wcale nie jestem przygnębiony. A nawet kiedy sukces daje mi power i rozjaśnia aurę wokół mnie.

Odskocznią od depresji była też dla Ciebie budowa domu. Czy już ją zakończyłeś?

Szczęśliwie tak. Mieszkam w nim i nawet przestałem go traktować jako nowe miejsce. Jestem tu urządzony, osadzony, dobrze się w nim czuję i mam poczucie bezpieczeństwa. No i mieszkam w tym mieście, które zawsze było mi bliskie. Tyle tylko, że covid też Trójmiasta nie oszczędza, a to sprawia, że ludzie żyją w strachu i smutku. To pandemia spowodowała, że poczułem się gorzej. Ale dotyka ona wszystkich, choć to żadne pocieszenie. Kiedy jednak myślę, co się dzieje, dochodzę do wniosku, że epidemia jest czymś w rodzaju kary za lata nadmiernego konsumpcjonizmu, jaki dotyczy ludzkości. Ludziom od dobrobytu poprzewracało się w głowach i musiało wreszcie zdarzyć się coś, co przywróci podstawowy porządek rzeczy. Zdałem sobie sprawę, że my, ludzie, jesteśmy tylko częścią różnych zjawisk dziejących się na Ziemi. Jesteśmy tylko cząstką jakiejś układanki, a nie władcami tej planety, jak nam się czasami wydaje.

Straciłeś kogoś bliskiego przez pandemię?

Kilku znajomych i przyjaciół, to trudne do pojęcia, jak niewidzialny wróg zabija. Na szczęście moja o 14 lat starsza siostra i o siedem lat starszy brat nie zachorowali. Jestem z nimi bardzo emocjonalnie związany. Często się kontaktujemy, rozmawiając przez telefon, bo mieszkają daleko ode mnie.

Bardzo byłeś związany też ze swoją mamą.

I ciągle jest to dla mnie ważna osoba. Bardzo chciałbym się teraz z nią spotkać. I powiedzieć: „No widzisz, poradziłem sobie, a ty się tak o mnie bałaś”.

Pamiętam, że obawiała się, czy będziesz mógł zarobić na swoje utrzymanie. Teraz przeżywałaby pewnie na nowo ten lęk o Ciebie.

Bo teraz wszystko się zmieniło i nie wiem, jak to dalej będzie. Na szczęście mam tantiemy autorskie i kompozytorskie – w tej chwili z tego żyję. Zdaję sobie jednak sprawę, że większość ludzi z branży nie zarabia nic, na przykład w ZAiKS-ie, i jest im naprawdę bardzo ciężko. Ja też lekko nie mam, ale postanowiłem nie narzekać, bo to byłoby niesprawiedliwe.

I nadal nie pijesz i trzymasz się z daleka od dragów?

Czasami napiję się dla przyjemności, ale ostatnio siedem miesięcy przeżyłem bez kieliszka alkoholu. Zrobiłem sobie totalny detoks. A teraz pozwalam sobie na szklaneczkę whisky raz w tygodniu. Okazuje się, że alkohol nie jest konieczny, żeby się dobrze czuć, żeby się dobrze bawić. Kiedyś nie wyobrażałem sobie, że można się dobrze bawić bez alkoholu, bez whisky, bez wina czy czegokolwiek.

Czy bez jointa.

Nie, akurat jeśli chodzi o palenie, nigdy nie paliłem papierosów, marihuany też nie. Próbowałem, ale nie wszedłem w to, bo nie umiem się zaciągać. Mam to już za sobą, przetestowałem, wiem, o co chodzi, nie potrzebuję, nie uzależniłem się.

Nie? A co to było, koka, hera…

Różnych rzeczy próbowałem w życiu. Wydaje mi się, że wszystko jest dla ludzi, tylko niektórzy gdzieś w to grzęzną. Ja mam taką naturę, która się nie uzależnia, jestem w stanie powiedzieć z dnia na dzień: „Nie i koniec”.

Zobacz: Grzegorz Skawiński: „Siedem miesięcy przeżyłem bez kieliszka alkoholu. Zrobiłem totalny detoks”

W ogóle nie potrafię sobie wyobrazić Twojego życia w tym dużym domu. Nie czujesz się w nim samotny?

Nie, bo to bliźniak, za ścianą mam więc bliskich. Kiedy tylko zechcę, możemy się spotkać i porozmawiać. Poza tym lubię być sam, mieć własny rytm życia i spraw.

Michał Pańszczyk

A przybyło Ci chrześniaków, na których wyładowujesz swój instynkt ojcowski?

Niczego nie wyładowuję, wyładować to można na przykład węgiel… ha, ha, ha! Mam pięcioro chrześniaków, dwoje z nich to już osoby dorosłe. Dużo tego, więc już wystarczy. Teraz przeszliśmy z chrześniakami i chrześnicą na inny poziom rozmowy, bo kiedy dzieciak ma już naście lat, rozmawiamy zupełnie inaczej.

Fajnie, gdy dziecko dorasta i staje się kumplem?

Bardzo fajnie. Można wyjaśnić wiele spraw niemal w dorosły sposób i już cię rozumie.

Żałujesz, że nie masz własnego dziecka?

Żałuję. Czasami jednak życie tak się ludziom poukłada i nie ma na to rady. Ale to nie jest najważniejsze.

A co jest dla Ciebie najważniejsze w życiu?

Otaczanie się fajnymi ludźmi, przyjaciółmi. No i rozwijanie swojej pasji. Ja swoje uczucia ulokowałem właśnie w pracy i pasji.

I Waldku Tkaczyku?

Od początku łączyła nas wspólna pasja do muzyki. Założyliśmy razem pierwszy zespół rockowy, Kameleon.

Michał Pańszczyk

Przyjaciel od ilu lat? Od pięćdziesięciu?

Coś koło tego. Poznaliśmy się w ogólniaku, no i gramy do dzisiaj.

To jest niesamowite, bo drogi ludzi się rozchodzą, ich życia się rozchodzą. A Wy trwacie razem.

Właśnie, a nam jakoś się udało, to jest nieprawdopodobne, mimo że jesteśmy przecież zupełnie innymi ludźmi, każdy z nas ma swoje sprawy.

Macie inne życia.

On ma inne życie, trójkę dzieci, rodzinę, wszystko inaczej. Ale łączy nas chyba jednak przyjaźń mimo wszystko, a przede wszystkim zespół, sztuka, muzyka, wspólne granie. Poza tym staramy się o higienę psychiczną i poza pracą raczej odpoczywamy od siebie…

Nigdy się nie pokłóciliście?

O, kłócimy się często, ale chyba nigdy nie pokłóciliśmy się tak na dobre. Choć „kłócimy” to złe słowo, są to raczej spory, kłótnia to już coś poważniejszego.

Z Agnieszką Chylińską, z którą grałeś w O.N.A., masz już normalne relacje?

Niezbyt często się kontaktujemy. Ona robi swoje, a ja swoje. Ale wszystko między nami się wyprostowało. Nie wchodzimy sobie w drogę, każde idzie własną. I myślę, że to jest dobre rozwiązanie. Uważam zresztą, że nie warto w życiu się z kimś kłócić, bo szkoda na to czasu. Staram się nie poświęcać dni na złe myśli. Chociaż oczywiście czasem miewam takie.

I co wtedy?

Wtedy uciekam. Ale nie do lasu, bo las mam tuż przy domu. Uciekam w malowanie i uciekam w muzykę. Teraz od nowa malowanie stało się dla mnie głównym zajęciem. W listopadzie miał się odbyć nawet mój wernisaż, ale z wiadomych względów nie mogło dojść do niego. Mam jednak w planach pokazanie wystawy w Poznaniu, Warszawie i Trójmieście. I bardzo wszystkich zapraszam. Powiem tylko tyle, że malowanie dało mi niesamowitą siłę i jest świetną terapią.

Dzięki malarstwu uciekasz w świat równoległy?

To bardzo ciekawy świat, na pograniczu surrealizmu. To interesujące, co ludzie sobie pomyślą, gdy zobaczą moje obrazy. Pokazałem niektóre profesjonalistom i usłyszałem zaskakujące opinie i różne skojarzenia. A bardzo ciekawe jest to, że malowałem coś innego, niż oni zobaczyli. Ale każda interpretacja jest przecież dopuszczalna. Ponieważ moje malarstwo to pomieszanie surrealizmu z abstrakcją i czasami zdaję się na przypadek. Gdy zaczynam jakiś obraz, mam wobec niego plan, wizję, ale ona często się zmienia w trakcie malowania.

Malowanie obrazów to jak pisanie wiersza. Nie do końca się nad tym panuje.

Oczywiście, że nie. A czasami pojawiają się elementy, które zaskakują nawet autora. Do pewnego stopnia obraz jest więc dziełem przypadku. Podstawą jest tło, a na nim wyrastają różne inne rzeczy. Pojawiają się jakieś twarze, zwierzęta, planety, przeradzając się w oniryczną wizję tej wyimaginowanej rzeczywistości.

I nigdy nie będziesz samotny, bo Twoja wyobraźnia Ci na to nie pozwoli.

No właśnie. A ja malowałem od zawsze i wcale nie byłem pewny, że zostanę muzykiem. Kiedyś całkiem poważnie myślałem o studiach na akademii sztuk pięknych. Ale jednak muzyka zwyciężyła i nadal jest moją królową.

Twoja mama nie chciała, żebyś został muzykiem. Bała się tego zawodu.

A jednak nie wszystko da się opowiedzieć przez muzykę. Są takie emocje, które muszę namalować. I fantastyczne jest to, że się w tym odnalazłem. Teraz maluję właściwie codziennie. A czasem niemal na prawie gotowym już obrazie zamalowuję niektóre elementy na biało i zaczynam od nowa. Maluję inną twarz na przykład.

Bo malarstwo jest jak myśli człowieka. Ciekawa jestem Twojego wernisażu. Czy muzyka też się tak zmienia?

Cały czas się zmienia, ewoluuje. A nowa płyta, którą teraz nagraliśmy, jest bardzo stylistycznie zróżnicowana. Częściowo są na niej piosenki w stylu lat 80., a druga część jest mocno poprockowa. Myślę, że fani będą zaskoczeni, ale może im się spodoba. I że w końcu dojdzie do tego, żebyśmy mogli zaprezentować te piosenki na koncercie z publicznością. Muszą być żywe reakcje, inaczej jest pustka.

Wierzysz, że pandemia się w końcu wycofa?

Trudno mi powiedzieć. Może trochę mniej ją przeżywamy, bo się przyzwyczailiśmy do niej i nie reagujemy już takim strachem jak na początku. Ale noszę maseczkę, zaszczepiłem się na grypę i pneumokoki, dezynfekuję ręce. Noszę nawet przy sobie pojemniczek z płynem dezynfekcyjnym. A kiedy nadejdzie pora, zaszczepię się przeciw covidowi.

Dlatego, że mimo wszystko lubisz żyć?

Oczywiście, życie bardzo kocham. I wierzę, że nasza misja jest do zrobienia teraz, dzisiaj i jutro, a nie gdzieś tam w przyszłym życiu. Zresztą zostawmy kwestię wiary na boku.

Czytaj także: Grzegorz Skawiński: „Nie wszystko da się opowiedzieć przez muzykę. Są emocje, które muszę namalować”. Wokalista powiedział też szczerze o depresji i konflikcie z Agnieszką Chylińską

Michał Pańszczyk

Boisz się upływu czasu?

Sam nie wiem. Z jednej strony godzę się z nim, ale z drugiej…Każdy boi się czasu i kresu, bo trudno, żeby przyjmować ze spokojem to, co każdego z nas przecież czeka. Dlatego warto, żebyśmy coś zostawili po sobie: muzykę czy obrazy, wiersze albo rzeźby, architekturę itd.

Dzięki temu stajemy się nieśmiertelni. Czy zauważyłeś, że w tym roku w Twoim wieku są dwie szóstki? 66?

A właściwie trzy, bo urodziłem się szóstego lipca. Nie chcę być jednak przesądny i nie myślę o tym, że to jakiś znak dla mnie, chociaż moje koleżanki, które bawią się w numerologię, wyczytały w mojej dacie urodzenia, że dla mnie 2021 rok będzie nowym początkiem. Ciekawe, jak będzie on się objawiał.

I początkiem nowego początku jest tatuaż, który sobie zrobiłeś na głowie?

Musiałem zakryć ten stary, bo mi się nie podobał. Przez 20 lat się nieco zestarzał, a teraz jest już nowa technika robienia tatuaży. Postanowiłem więc zrobić sobie taki z motywami witrażowymi, odrysowanymi grubą kreską, przypominający moje obrazy. Dzięki temu mam je zawsze przy sobie.

Grzegorz Skawiński dziś

Obecnie zespół Kombii sporo koncertuje i nie może narzekać na brak zajęć. Czas pandemii mocno ograniczył koncertowanie muzyków, ale 3 lata po ogłoszeniu covidu lista występów Grzegorz Skawińskiego jest dość długa.

Reklama

Piosenkarz może cieszyć się nie tylko ze spotkań z publicznością, ale z czasu na prywatny wypoczynek. Kilka miesięcy temu odwiedził różne rejony Francji, a przed nim na pewno kolejne podróże. Tego życzymy w dniu urodzin!

Reklama
Reklama
Reklama