Film o Maryli Rodowicz ujawni jej tajemnice: „Złamałam w życiu kilka męskich serc”
Tylko nam artystka zdradziła szczegóły produkcji!
- Krystyna Pytlakowska
Kolorowy ptak polskiej sceny muzycznej. Tak można określić karierę Maryli Rodowicz. Ale życie wokalistki skrywa wiele nieznanych dotąd faktów. Romans z Danielem Olbrychskim, trema, o której niewielu wie, że wciąż mimo wielu lat na scenie towarzyszy jej podczas każdego koncertu… Tajemnice Maryli Rodowicz postanowili zgłębić twórcy filmu o artystce. „Złamałam w życiu kilka męskich serc”, wspomina w zwiastunie królowa sceny, która od lat zaklina czas. Co wiadomo o produkcji? Szczegóły Maryla Rodowicz ujawniła w rozmowie z Krystyną Pytlakowską w najnowszym wywiadzie dla magazynu VIVA!.
Podobno telewizja nagrywa o Tobie film.
Maryla Rodowicz: Telewizja publiczna ma dostęp do archiwum, znaleziono 1200 unikatowych programów telewizyjnych z moim udziałem. Dwaj młodzi twórcy – Krystian Kuczkowski i Michał Bandurski pracują od wielu miesięcy nad projektem „Maryla. Tak kochałam” i efekt końcowy zobaczymy w pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia. Ja się bardzo cieszę, no bo kto by nie chciał mieć filmu o sobie.
A nie boisz się podsumowań, wiwisekcji Twojego życia: kariera, romanse, skandale...
Mam nową teorię, żeby nie myśleć negatywnie ani o życiu, ani o sobie, ani o innych. Nawet dzisiaj powiedziałam mojemu synowi Jędrkowi, który wpadł na śniadanie, że dawniej lubiłam oceniać ludzi w kolorach czarno-białych i wygłaszałam często być może krzywdzące dla nich opinie, na przykład, że tamta wyszła za mąż dla pieniędzy, a ten wkręca się do elit dla kariery. Dzisiaj wolę myśleć, że ona wyszła za mąż z miłości.
Ty wyszłaś za mąż z miłości.
Oczywiście, chociaż mój były mąż twierdzi, że wyszłam za mąż dla pieniędzy. Bo byłam matką z dwójką dzieci, którym chciałam zapewnić godne życie. (...).
O które piosenki na koncertach najczęściej Cię proszą?
„Niech żyje bal”, „Ale to już było”, „Małgośka”, „Jarmarki”, „Wsiąść do pociągu”, „Jadą wozy kolorowe”, „Wariatka tańczy”. Każdy z tych utworów jestem gotowa zaśpiewać od razu. Znajomi mówią, że mam pamięć słonia. I to prawda, bo pamiętam, co miałam na sobie i w którym roku.
Naprawdę? A co miałaś na sobie przy promocji „Złotej Maryli”?
Folię termiczną, z jednej strony złotą, z drugiej srebrną. Byłam przewiązana sznurkiem w pasie, a w oczach miałam złote soczewki.
Pamiętam, że ten koncert odbywał się w klubie Tango.
Tak i wszystko tam było złote, nawet przed klubem chodnik był pomalowany na złoto, a w zaproszeniach było napisane, że uprasza się, żeby każdy miał na sobie jakiś złoty element. To było niesamowite, jak ludzie się poprzebierali (...).
Teraz masz pretekst, film, dzięki któremu możesz przeanalizować całą siebie. Który moment najbardziej Cię wzruszył?
Mam nadzieję, że dotarli do materiałów z mojego debiutu w Krakowie na Festiwalu Piosenki Studenckiej w 1967 roku. Byłam na nim ja i Marek Grechuta. I pamiętam, że miałam na sobie minisukieneczkę uszytą przez babcię, czarno-białą w duże kwiaty, bardzo krótką i bez rękawów. I doklejałam już wtedy sobie rzęsy. Teraz moda na nie wróciła.
Zobacz również: Związek Maryli Rodowicz i Andrzeja Jaroszewicza stał się jedną z legend PRL-u
Rozumiem, że to będzie film nie tylko o Twoich koncertach, ale też i o Twoim życiu.
Myślę, że tak, bo zamieścili w nim wywiad z Danielem Olbrychskim i z Frankiem – moim menedżerem i chłopakiem w jednym. Daniela poznałam, kiedy zaprosił mnie do Teatru Narodowego na swoje ostatnie przedstawienie „Hamleta”. Posadził mnie w loży, a na widowni siedziała jego żona i Krysia Demska, z którą jest do dzisiaj. Trzy ważne dla niego kobiety. Producenci do tego filmu wynajęli nawet czerwone porsche 911, dokładnie takie, jakim jeździłam w latach 70.
Zmieniłabyś w swoim życiu coś, gdybyś mogła?
Po co miałabym zmieniać?
Cała rozmowa z Marylą Rodowicz w najnowszym wydaniu magazynu VIVA!, który od czwartku 16 grudnia w sprzedaży!