Reklama

Od stycznia 2020 roku Filip Chajzer mierzy się z depresją, o której do pewnego momentu wiedzieli tylko najbliżsi. W telewizji prowadząc program śniadaniowy, uśmiechał się i żartował, ale jak sam mówi, to była tylko maska: „Wtedy, w środku… nie żyłem”, zdradza Katarzynie Piątkowskiej. O tym, co przyczyniło się do depresji i jak poradził sobie ze stratą synka, opowiedział w czerwcu 2022 roku dla magazynu VIVA!.

Reklama

Na zewnątrz nie dawałeś po sobie poznać, że jest tak źle…

Filip Chajzer: Nie mogłem. Przecież pracuję w telewizji. Musiałem wychodzić do ludzi, uśmiechać się, prowadząc program. Dla mnie bycie „pro” w pracy jest bardzo ważne. Na szczęście moją partnerką w programie jest Małgosia Ohme, która jest psychologiem. Wiedziała doskonale, o co chodzi. Była buforem między mną a tym, co w danym momencie było mi niepotrzebne. Dbała o to, by wokół mnie nie było za dużo ludzi, żebym miał spokój. Paradoksalnie pandemia, która dla wielu ludzi stała się przyczyną depresji, mnie uratowała. Wybuchła wtedy, kiedy miałem swój najgorszy czas. Bałem się wyjść z domu, bałem się ludzi. Maseczka stała się moją czapką niewidką. Zakładałem ją, czapkę z daszkiem, okulary przeciwsłoneczne i byłem niewidoczny. Ja wtedy w środku… nie żyłem.

„Straciłem moje dziecko. Syna, którego kochałem nad wszystko na świecie. Moje życie właśnie straciło sens. Ten wpis jest ponad moją siłę jak zresztą wszystko od zeszłego tygodnia. Mam nadzieję, że jeszcze uda mi się go kiedyś znaleźć. Teraz nie wiem tylko jeszcze jak. Jestem w bardzo złym stanie. Jest ze mną rodzina i przyjaciele”, pisał w mediach społecznościowych Filip Chajzer.

Nie mogłeś spać, jeść?

Wszystko naraz. Tak naprawdę bałem się nie tylko wyjść z domu. Bałem się wyjść z łóżka, wsiąść do samochodu. Byłem jak zahibernowany. To chyba najlepsze słowo. Nic nie miało dla mnie znaczenia.

Zobacz: Mąż Bogumiły Wander odpiera zarzuty o zostawienie ukochanej chorej na Alzheimera. Prezenterka przebywa w specjalnym ośrodku

A Twój syn, Twoi bliscy?

Wiesz, co jest najgorsze? Czułem się tak, jakbym był w jakimś zamkniętym szklanym pomieszczeniu, którego ściany nie przepuszczają światła i dźwięku, a normalne życie toczy się poza nim. Obok. Byłem jak w bańce, w której trwa sztorm.

Podobnie czułeś się po śmierci Twojego syna Maksa?

Tych dwóch historii w ogóle nie da się porównać.

Może to jego śmierć była punktem zapalnym, a to, co się wydarzyło na początku zeszłego roku, było kroplą przelewającą czarę?

Myślisz o nieprzepracowanej traumie? To jest możliwe. Myślę, że psychologowie albo psychiatrzy mogliby powiedzieć to samo. Opowiem ci, jak to jest. Może się wydawać, że traumatyczne przeżycie udało ci się przepracować, przerobić, dojść do siebie i wypłynąć na powierzchnię. A jednak masz to wszystko w tyle głowy. Zawsze! W każdej minucie życia, 24 godziny na dobę. Nie zapominasz ani na sekundę. Ja tak mam. A potem staje się coś takiego, przez co ta tragedia wraca do ciebie ze zdwojoną siłą. Dostajesz podwójny strzał. Ja dostałem.

ZUZA KRAJEWSKA

Pracujesz w mediach, wiesz, jak działają. Ta tragiczna historia będzie ciągle wracała.

Wiem. Na szczęście przez to, co mnie spotkało, wyszedłem silniejszy.

Chorowałeś kilka miesięcy.

Tak. I kiedy jednego dnia, wieczorem, wydawało mi się, że już jest lepiej, przychodził nowy dzień i okazywało się, że nie jest.

(...) Do kogo zwróciłeś się po pomoc?

Oczywiście do lekarza.

Nie wstydziłeś się, że ktoś pomyśli, że jesteś słaby?

Wstydziłem się jak cholera. O, jak bardzo się wstydziłem. Ale wiedziałem, że sam nie dam rady. Punktami zwrotnymi w mojej chorobie były dwie rzeczy, które się wydarzyły jesienią 2020 roku. Pierwszym była choroba taty. Cudem zdiagnozowano u niego nowotwór. Kazałem mu iść na badania. Od kilku lat przypominam na Facebooku i Instagramie, że faceci muszą się badać, więc pomyślałem – muszę też zmobilizować tatę. I bang! Trafiony zatopiony! Na szczęście chorobę wykryto na bardzo wczesnym etapie, to był cud. Ojciec przeszedł operację i wszystko jest dobrze. Jest zdrowy. Drugim były moje 36. urodziny. Niby nic nadzwyczajnego, ale dla mnie to święto zawsze było bardzo istotne, spędzane w gronie rodziny, przyjaciół, znajomych. W sumie przez kilka dni w moim dość zamkniętym życiu pojawiło się kilkadziesiąt osób, które chciały być ze mną. Życzliwi, wspaniali ludzie. Dla nich byłem ważny. Dlaczego więc nie byłem ważny sam dla siebie ? To pytanie trzeba było sobie zadać.

Zobacz także: Katarzyna Sokołowska świętuje roczek synka! Tym widokiem rozczuliła internautów

Przecież zrobiłeś tyle dobrych rzeczy dla innych ludzi, dla chorych dzieci, powstańców warszawskich.

Ale gdy człowiek choruje na depresję, to tego kompletnie nie widzi. Ja leżałem, patrzyłem w sufit i marzyłem, żeby mnie nie było. Po prostu. Moim największym marzeniem był wtedy… brak mnie. Nie myślałem racjonalnie.

Najgorsze już jest za Tobą?

Zdecydowanie.

ZUZA KRAJEWSKA
Reklama

[Tekst opublikowany na Viva Historie 14.03.2024 r.]

Reklama
Reklama
Reklama