Reklama

Filip Chajzer od stycznia ubiegłego roku walczy z depresją. Teraz po raz pierwszy w szczerej rozmowie z Katarzyną Piątkowską opowiedział o zmaganiach z falą hejtu. Jak radzi sobie z negatywnymi komentarzami i co sądzi o tych, którzy źle mu życzą? Oto fragment rozmowy, a cały wywiad znajdziecie w najnowszym wydaniu magazynu VIVA!, który już dziś, 17 czerwca w sprzedaży!

Reklama

Twoja depresja była spowodowana falą hejtu, jaka Cię zalała. Nie bałeś się, że to wróci?

Filip Chajzer: Bardzo się bałem. Nie, że depresja wróci, ale że ludzie zaczną pisać: „Co on p…li?!”. Wiem, że ludzie myślą: Jak człowiek, który jest prezenterem, wiecznie uśmiechnięty, który ma pieniądze, dom, rodzinę, może mieć depresję? Jakie on ma prawo mówić o depresji? Przecież mu do szczęścia nic nie potrzeba. To może zabrzmieć jak próba użalania się nad sobą. I to bardzo nieudolna. Ale czułem, że to jest ten moment, kiedy mogę powiedzieć, co mnie spotkało. Wiedziałem, że scenariusz z kolejną falą hejtu jest bardzo prawdopodobny. Byłem na to przygotowany. Ale, ku mojemu zdziwieniu, to się nie wydarzyło. Za to stało się coś, co mnie totalnie zaskoczyło. Zalały mnie tysiące komentarzy, w których ludzie opisywali swoje zmagania z tą podstępną i okrutną chorobą. (...).

W poprzednim wywiadzie mówiłeś mi, że negatywnych komentarzy na swój temat starasz się nie czytać.

I tak było. Tym razem się nie dało. To było wszędzie. Przypadek ekstremalny. Ale tym, co mnie sparaliżowało, sprawiło, że zamarłem na wiele tygodni, było to, że ludzie wklejali wszędzie zdjęcia z wypadku, w którym zginął mój syn Maks. Chcieli mnie w ten okrutny sposób ukarać. Wiem, że nie wszystko, co w życiu zrobiłem, było zajebiste. Tak nie było i dziś potrafię na to spojrzeć z innej perspektywy. Ale czy ten wymiar kary był stosowny? Czy naprawdę zasłużyłem? Wtedy, gdy wychodziłem z domu, miałem wrażenie, że każdy człowiek, którego mijam, jest tym, który pisze o mnie te komentarze, który wkleja mi te zdjęcia.

Zobacz: Filip Chajzer o depresji: „Bałem się wyjść z łóżka, wsiąść do samochodu. Nic nie miało dla mnie znaczenia”

Na zewnątrz nie dawałeś po sobie poznać, że jest tak źle…

Nie mogłem. Przecież pracuję w telewizji. Musiałem wychodzić do ludzi, uśmiechać się, prowadząc program. Dla mnie bycie „pro” w pracy jest bardzo ważne. Na szczęście moją partnerką w programie jest Małgosia Ohme, która jest psychologiem. Wiedziała doskonale, o co chodzi. Była buforem między mną a tym, co w danym momencie było mi niepotrzebne. Dbała o to, by wokół mnie nie było za dużo ludzi, żebym miał spokój (...).

Gdy zapytałam Cię, czy opowiesz mi o tym, co Cię spotkało, napisałeś: „Bardzo chcę, żeby koniec naszej rozmowy był optymistyczny. Jest tyle ludzi, którzy tego potrzebują”.

Chcę, żeby ta moja historia, którą przeszedłem i teraz o niej opowiedziałem, była promieniem słońca, które przebija się przez taflę wody, gdy człowiek jest na dnie. Chciałem pokazać, że warto iść w jego stronę. Starać się ze wszystkich sił i nie bać się prosić o pomoc. Na górze jest dużo fajniej. Z depresją nie da się wygrać z dnia na dzień, na to trzeba czasu, niekiedy bardzo dużo, ale zwycięstwo nie jest niemożliwe. Ja się oddaliłem od całego świata. Ale wróciłem. Mam nadzieję, że ta opowieść da innym chorym nadzieję.

Zobacz także: Filip Chajzer chciał odebrać sobie życie. Dziennikarz zdobył się na szokujące wyznanie

Stałeś się łagodny. Nawet wobec tych, którzy źle Ci życzą?

Wyszedłem z tego g…a i mam dużo wyrozumiałości dla świata. Gdy ogłosiłem, że zakładam Fundację „Taka akcja”, dosłownie w kilka minut zgłosiło się do mnie ponad dwa tysiące osób, które jako wolontariusze chcą razem ze mną pomagać, a to dopiero początek. Niejedna akcja przed nami. Taka akcja. Cytując genialnego Czesława Niemena:

„Lecz ludzi dobrej woli jest więcej

I mocno wierzę w to,

że ten świat

Nie zginie nigdy dzięki nim.

Nie! Nie! Nie! Nie!

Przyszedł już czas,

Najwyższy czas,

Reklama

Nienawiść zniszczyć w sobie”.

ZUZA KRAJEWSKA
ZUZA KRAJEWSKA
Zuza Krajewska
Reklama
Reklama
Reklama