Reklama

Miss Polonia i wicemiss świata. Była rzeczniczka prasowa rządu. Producentka, prezenterka, dziennikarka, autorka książek kulinarnych i restauratorka. Ewa Wachowicz jakiś czas temu dała się także poznać jako pasjonatka gór. Czego uczą ją góry? Dlaczego chce zdobyć Koronę Wulkanów Ziemi i czy zdarzyło jej się zrezygnować ze zdobycia szczytu? O tym opowiedziała w szczerej rozmowie z Katarzyną Piątkowską dla magazynu VIVA!.

Reklama

Tego też uczą góry, które kochasz? Jeszcze jeden szczyt i będziesz mieć na koncie Koronę Wulkanów Ziemi.

Ewa Wachowicz: O tak! Ale one też uczą odpowiedzialności za innych. Nie możesz nie myśleć o współtowarzyszu, gdy na wysokości sześciu czy siedmiu tysięcy metrów jesteście spięci jedną liną.

Zdziwiłam się, kiedy się dowiedziałam, że zdobywasz wysokie szczyty.

Nie ty jedna. Na dokładkę pojawiły się też takie głosy, że to na pewno jest jakieś oszustwo, bo jak blondynka, Miss Polonia, wiecznie uśmiechnięta pani od gotowania ma wejść sama na taką wysoką górę? Na Damavand, najwyższym szczycie w Iranie, wskoczyłam na plecy kierownikowi wyprawy Krzyśkowi Kwiatkowskiemu i zrobiliśmy sobie zdjęcie, żeby udowodnić, że nie weszłam tam na niczyich plecach, tylko na własnych nogach (śmiech).

Został Ci do zdobycia jeszcze najwyższy wulkan Antarktydy Mount Sidley.

I mam nadzieję, że w przyszłym roku uda nam się go zdobyć. Choć nie jest najwyższy, jest najtrudniejszy do zdobycia. Ale jak nie teraz, po pięćdziesiątce, to kiedy?

Dlaczego chcesz zdobyć Koronę Wulkanów Ziemi?

Dlatego, że Koronę Ziemi zdobyło już mnóstwo osób, Polacy też. A Korony Wulkanów Ziemi w Polsce nie zdobył jeszcze nikt. Mam szansę być pierwsza. Wymyśliła to moja przyjaciółka Klaudia Cierniak-Kożuch. Podczas wspinaczki na Kilimandżaro stwierdziła, że wspinamy się bez sensu i może byśmy tym wyprawom jakiś sens nadały. Góry kochałam od zawsze, a teraz te wyprawy mają dla mnie szczególne znaczenie, bo stopują mnie w codziennej gonitwie. Uczą asertywności, żeby nie brać na siebie zbyt dużo, bo przecież mam plan – góry. Zaczynam więc selekcjonować propozycje, odmawiać, bo muszę się do każdej takiej wprawy przygotować, a na to potrzebny jest czas. Biegam, ćwiczę, chodzę z obciążeniem, bez obciążenia, jeżdżę na rowerze. I ja wiem, że jak się szykujemy na taką wyprawę, to wszyscy to robią, bo jesteśmy za siebie nawzajem odpowiedzialni. Nie mogę więc nie pójść na trening, choć mnie czasem ciągnie kanapa. Ale nie da się wejść na siedmiotysięcznik prosto zza biurka.

Zdarzyło Ci się zrezygnować ze zdobycia szczytu?

Dwa razy. Odpuściłam atak szczytowy na Ararat i na Kangri. Na Kangri miałam już szczyt na wyciągnięcie ręki. Podczas ostatniego postoju poczułam, że może bym i weszła, ale mogłabym nie dać rady zejść.

Ewa Wachowicz, VIVA! listopad 2020, Ewa Wachowicz, VIVA! 22/2020
Olga Majrowska

To była trudna decyzja?

I to jak. Ale w tym wszystkim potrzebny jest rozsądek. I znajomość swojego ciała, żeby wiedzieć, że to jest ten moment, kiedy trzeba odpuścić. Na Ararat też nie weszłam na sam szczyt, choć nie wiedziałam jeszcze wtedy, że mam odmrożoną nogę. Gdybym nie odpuściła, zaryzykowałabym życie moich towarzyszy. W trudnych warunkach, zapadającej ciemności kto miałby mnie zwieźć z góry?

Reklama

W życiu też umiesz odpuszczać?

Z tym bywało różnie (śmiech). Teraz wiem, że w życiu ważna jest równowaga. Kiedyś dociskałam gaz do dechy dosłownie i w przenośni. Teraz często używam hamulca, żeby nie wypaść z zakrętów. Na szczęście już wiem, jak rozłożyć siły, żeby dojechać do końca. Wiem, jak biec przez następne 50 lat, żeby starczyło mi sił.

Reklama
Reklama
Reklama